W pięciu setach (1:4) Krzysztof Ratajski przegrał spotkanie trzeciej rundy mistrzostw świata PDC. Lepszy od Polaka okazał się Dimitri Van den Bergh, który był faworytem meczu i sprostał tej roli. Polak nie powtórzy więc swojego największego sukcesu, jakim był ćwierćfinał tej imprezy sprzed dwóch lat.
Trudne wyzwanie
To po Van den Berghu spodziewano się awansu do kolejnej rundy turnieju. Dwukrotny mistrz świata juniorów (2017 i 2018) od kilku lat bardzo dobrze prezentuje się na zawodowej scenie. W 2020 roku wygrał nawet World Matchplay, jeden z największych turniejów w świecie darta. W tym sezonie z kolei zanotował dwa zwycięstwa w cyklu World Series of Dart. Zaimponował zwłaszcza w Nordic Darts Masters, gdzie po drodze do tytułu w znakomitym stylu pokonał Gerwyna Price’a, Michaela Smitha i Gary’ego Andersona.
Z mistrzostwami świata miał za to rachunki do wyrównania. W zeszłym roku odpadł w nich już w drugiej rundzie, gdy pokonał go niespodziewanie Florian Hempel. Ogółem jego najlepszym wynikiem jest za to – jak w przypadku Ratajskiego – ćwierćfinał, tyle że Belg dochodził do niego dwukrotnie. W 2018 roku pokonał go Rob Cross (4:5), który później został mistrzem świata. W 2020 Dimitri uległ z kolei Nathanowi Aspinallowi (3:5). Po swojej wygranej w II rundzie tegorocznych mistrzostw Belg mówił, że sam nie wie jeszcze na co go stać, ale zanotował dobry początek i na tym ma zamiar bazować.
Ratajski, jak już wspomnieliśmy, faworytem dzisiejszego spotkania nie był, ale to też nie tak, że Belg znajdował się poza jego zasięgiem – wręcz przeciwnie. Można było wierzyć, że Polish Eagle upora się z Dimitrim i awansuje do kolejnej fazy. Taki scenariusz były zresztą niezwykle istotny i z innego powodu – punktów rankingowych. Te liczone są bowiem do dwóch lat wstecz, więc Polak miał ich sporo jeszcze za swój ćwierćfinał. – Chcę zagrać najlepiej, jak tylko potrafię i przede wszystkim lepiej niż przed rokiem. Muszę przyznać, że ten poprzedni sezon był dla mnie raczej nieudany. Mistrzostwa świata to największy turniej, jaki tylko może być. Tłum, który jest w Alexandra Palace, tylko zwiększa moją satysfakcję z bycia tutaj – mówił Ratajski po wygranej w II rundzie.
Pomiędzy swoimi meczami (poprzedni rozegrał 22 grudnia) zdążył zresztą przylecieć do Polski i spędzić święta z rodziną. Liczyliśmy, że taki mentalny odpoczynek pomoże mu w dzisiejszym starciu, bo wiadomo było, że nie będzie ono łatwe. Podkreślał to zresztą sam Krzysztof. – Oczekuję bardzo dobrego meczu ze strony Dimitriego. A sam liczę na to, że pokażę lepszego darta niż w II rundzie. Najważniejsza była jednak wygrana, styl zszedł na dalszy plan. To nie był piękny mecz z mojej strony, trzeba przyznać. […] Jestem jednak przekonany, że z każdym kolejnym meczem poziom tej gry będzie wyższy Miałem okazję, by po tym meczu wrócić do domu, skoncentrować się, spędzić święta z rodziną. Gorąco liczę na to, że po świętach będę silniejszy – mówił na konferencji prasowej.
Niestety, lepszego darta zbyt dużo nie było. Choć przez długą część meczu obaj wyglądali bardzo podobnie w statystykach.
Po raz czwarty
Do tej pory mierzyli się w tym roku czterokrotnie. Trzy z tych spotkań wygrał Belg. Przed meczem mieliśmy nadzieję, że Ratajski zdoła ten bilans nieco wyrównać, ale szybko przekonaliśmy się, że nie będzie to łatwe zadanie. W pierwszym secie widać było, że obaj zawodnicy bardzo się denerwują. Trzykrotnie się przełamywali, a to w darcie wcale nie jest tak łatwe. Niestety, najważniejsze przełamanie zaliczył Van den Bergh i to on wyszedł z całego seta zwycięsko, od razu zabierając Ratajskiemu partię, którą to Polak zaczynał i w teorii powinien był zapisać na swoje konto.
Kolejnego seta rozpoczynał za to Van den Bergh i wykorzystał to bez trudu. Nie tylko wygrał swoje legi, ale też przełamał Ratajskiego. Szybko wyszedł więc na prowadzenie 2:0, a my zaczynaliśmy się niepokoić, czy polski darter w ogóle załapie się na grę w meczu.
Na szczęście to zrobił. Na początku trzeciej partii zaliczył znakomite zamknięcie – ze 135 punktów, do tego pod presją rywala. W kolejnym legu zrewanżował się za to Belgowi, przełamał go, a potem zamknął seta. Zrobiło się 1:2 w setach, wydawało się, że to Polak zyskał przewagę mentalną. Niestety, w kolejnych dwóch partiach w najważniejszych momentach nie wytrzymywał właśnie Ratajski. W czwartym secie Polish Eagle był nieskuteczny, a Dimitri świetnie to wykorzystał, zamykając lega na 3:1 – a wraz z nim całego seta – finiszem z trafieniem w czerwony środek.
To był moment, w którym Polak nie mógł pozwolić już sobie na błąd. I przez chwilę wydawało się, że tego nie zrobi. Wygrał swojego lega, w kolejnym – przy serwisie Belga – walczył do samego końca, ale ostatecznie uległ rywalowi. Tragedii jednak nie było, bo przy stanie 1:1 w legach on zaczynał kolejnego. Tyle tylko że go przegrał. W najgorszym możliwym momencie objawiła się jego nieskuteczność na podwójnych, z kolei Dimitri trafiał je w ostatnim secie ze stuprocentową skutecznością. Przebudził się wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebował, bo wcześniej – choć wynik w pełni na to nie wskazywał – obaj wypadali podobnie. Czy to pod względem średniej punktów, czy trafianych podwójnych, czy podejść na 100+, 140+ czy 180 punktów.
Po przełamaniu Ratajskiego Van den Bergh nie pozostawił już wątpliwości. Pewnie wygrał swojego lega, a wraz z nim całego seta. I awansował dalej. A Ratajski z mistrzostwami świata, niestety, już się pożegnał.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o darcie: