Reklama

Mistrzowie NBA w kryzysie. Czy Warriors uratują ten sezon?

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

24 grudnia 2022, 13:19 • 7 min czytania 5 komentarzy

Jeszcze niedawno Golden State Warriors byli na szczycie świata. W wielkim stylu zdobyli tytuł w 2022 roku i mieli pełne prawo marzyć o kolejnym. Nie minęło jednak wiele czasu, a mogą bić na alarm. Aktualni mistrzowie NBA przegrali w trwającym sezonie już 18 meczów. I choć jeszcze nie znajdują się nad przepaścią, to ich margines błędu stał się naprawdę niewielki.

Mistrzowie NBA w kryzysie. Czy Warriors uratują ten sezon?

Nie potrzeba sporo, żeby nawet faworyci do mistrzostwa zaczęli drżeć o swój los i powoli spisywać sezon na straty. Szczególnie przy tak wyrównanej stawce, jaką mamy w trwających rozgrywkach najlepszej ligi świata. Po trzydziestu trzech meczach sezonu 2022/2023 Golden State Warriors legitymują się bilansem 15 zwycięstw i 18 porażek. To rozczarowujący wynik? Mało powiedziane.

Z jednej strony aktualni mistrzowie NBA mają “tylko” siedem przegranych więcej niż liderzy Konferencji Zachodniej, Denver Nuggets. Z drugiej: tylko trzy ekipy na Zachodzie przegrały więcej spotkań. To San Antonio Spurs, Oklahoma City Thunder i Houston Rockets, trzy bardzo młode ekipy, które mają oczywiście kompletnie inne cele niż Warriors, a także Los Angeles Lakers.

Oczywiście, cały czas mówimy o początku sezonu. Warriors mają czas, żeby wyjść na prostą. Sęk jednak w tym, że w najgorszym momencie dotknął ich pech. Kontuzja, którą w poprzednim tygodniu doznał Steph Curry, wykluczy go z gry na około miesiąc. Kiedy najlepszy strzelec w historii NBA, ponownie pojawi się na parkiecie, sytuacja Warriors może być już ciężka do odratowania.

Ktoś może jednak powiedzieć, że źle w obozie drużyny Steve’a Kerrego zaczęło dziać się jeszcze przed sezonem.

Reklama

Co ty robisz, Draymond?

Draymond Green kontrowersje wzbudzał tak naprawdę od początku kariery. Zdarzało mu się grać brutalnie czy po prostu niesportowo. Kłócić się z sędziami czy zawodnikami z drużyn przeciwnych. Kiedy jednak wypadał świetnie pod kątem sportowym oraz wygrywał z Warriors tytuły, można było przymknąć oko na jego grzechy. Są jednak rzeczy, których zdecydowanie się nie robi. A tak się składa, że przed sezonem 2022/2023 Draymond przeszedł samego siebie.

Na nagraniu, które z treningu Warriors wyciągnęło TMZ (czołowe “plotkarskie” medium w Stanach Zjednoczonych), widać, jak Green wdaje się w wymianę słowną z Jordanem Poolem. I po chwili uderza go z pełnym impetem pięścią w twarz. Młodszy z koszykarzy przewraca się na ziemię, a do akcji wkraczają pozostali członkowie zespołu, rozdzielając zawodników. Generalnie – nie było mowy o niewinnej koleżeńskiej przepychance. Draymond faktycznie mógł zrobić Poole’owi poważną krzywdę.

Skończyło się najlepiej, jak mogło, bo 23-latek nie doznał żadnych obrażeń. Ba, trening był po chwili kontynuowany. Warriors ogłosili też, że nie zawieszą Draymonda, i wszystko rozwiążą wewnątrz drużyny. Największy problem stanowił dla nich fakt, że wideo z tego zajścia w ogóle przedostało się do Internetu. Sam Green oczywiście przeprosił Poole’a, a ten zapewnił, że będzie utrzymywał z nim relacje.

Inna sprawa, że dwójka koszykarzy już raczej nigdy nie nawiąże przyjaźni. I nie ma co ukrywać: kwas między nimi pozostanie na długie lata. Czy jednak tamten incydent miał wpływ na obecne słabe wyniki Warriors? Trudno go w bezpośredni sposób z tym łączyć. Choć trzeba przyznać, że ani Green, ani Poole nie mają dobrego sezonu.

Pierwszy notuje najgorsze statystyki w zbiórkach, przechwytach i blokach od wielu lat. Drugi nie potrafi nawiązać do niesamowitej formy, którą pokazywał w play-offach. Dodajmy do tego dołującego Klaya Thompsona i będziemy mieli trójkę kluczowych graczy Warriors, którzy zawodzą.

Reklama

Tak naprawdę mistrzowie NBA mogliby być w jeszcze większym kryzysie, gdyby nie pewien 34-letni kosmita.

Łabędzi śpiew Curry’ego pójdzie na marne?

Trudno było uwierzyć w to, co wyrabiał na przestrzeni października oraz listopada Stephen Curry. Czterokrotny mistrz NBA miał oczywiście znakomite play-offy w ubiegłych rozgrywkach, a przede wszystkim finały, kiedy sprawiał olbrzymie problemy Boston Celtics. Do kolejnego sezonu podszedł jednak tak, jakbyśmy cały czas mieli czerwiec. W ogóle nie stracił wigoru. Mimo 34 lat na karku rozgrywał jeden ze swoich najlepszych sezonów w karierze. Nie chodziło jednak tylko o to, że notował 30 punktów na mecz na niesamowitej skuteczności (ponad 50% z gry, 40% za trzy i 90% z wolnych!), ale też o wpływ, jaki miał na Warriors.

W prostych słowach: drużyna Curry’ego kompletnie nie radziła sobie, kiedy ten siadał na ławce. Warriors zdobywali średnio 15.3 punktów więcej ze swoim liderem na boisku niż poza nim. To świadczyło o jego wielkości, ale też problemach innych zawodników.

Ostatnio natomiast stało się jasne, że ekipa Golden State będzie musiała szukać nowych rozwiązań na odnoszenie zwycięstw niż liczenie na kolejny niesamowity występ 34-latka. Curry wypadł z gry 15 grudnia z powodu kontuzji barku. I na parkiet nie wróci przynajmniej do połowy stycznia.

Warriors zdążyli rozegrać już cztery spotkania bez słynnego rozgrywającego. Wygrali jedno – z również rozczarowującymi Toronto Raptors. Pozostałe porażki były natomiast dość dotkliwe. Philadelphia 76ers pokonała Golden State “tylko” dwunastoma punktami, ale New York Knicks aż trzydziestoma ośmioma, a Brooklyn Nets w ubiegłą środę trzydziestoma!

Dobrą wiadomością dla Warriors jest to, że do treningów wrócił Andrew Wiggins, gracz pierwszej piątki, który również ostatnio zmagał się z urazem. Trudno jednak ukrywać, że ekipa mistrzów NBA ma pewien kryzys. – Obecnie jesteśmy dość delikatni – mówił na konferencji prasowej Draymond Green, nawiązując do problemów mentalnych i braku “ognia” w swojej drużynie.

Czy to oznacza, że Warriors zaczynają już panikować? Cóż, mimo wszystko są od tego dalecy. Oazą spokoju pozostaje trener Steve Kerr: – Wiemy, jak ta drużyna wygląda, kiedy jesteśmy zdrowi. Musimy zatem znaleźć w sobie energię i przejść przez gorsze czasy – podkreślał w tym tygodniu.

Nadzieją dla Warriors pozostaje to, że sezon jest długi. Ich celem może być po prostu zakończenie fazy regularnej na wystarczająco wysokim miejscu, żeby zagwarantować sobie udział w play-offach, albo przynajmniej play-in (kwalifikacje do playoffów dla drużyn z miejsc 6-10 w Konferencji). – Jeśli zagramy [w play-offach red.] z drużyną z pierwszego czy drugiego miejsca, to nie chciałbym być na jej miejscu. Szczerze, nie chciałbym być jedynką albo dwójką, tylko po to, żeby potem zagrać z Warriors – odgrażał się Green.

Optymistycznie myśli też Kerr, który jednak zwracał uwagę na zagrożenia, jakie mogą czekać jego zespół. – Musimy w pewnym momencie zanotować serię zwycięstw i jesteśmy pewni, że możemy to zrobić. Ale z takim startem sezonu, jaki mieliśmy, nasz margines błędu jest niewielki. Jeśli na przykład za parę miesięcy przydarzy nam się kolejna kontuzja albo coś innego. Wiemy, kim jesteśmy i lubimy to, co mamy, ale musimy naprawdę wziąć się w garść – oceniał szkoleniowiec mistrzów NBA.

To wszystko kosztuje

Ciekawą rzeczą jest to, że Warriors stanowią… najdroższą w utrzymaniu drużynę w lidze. Na pensję koszykarzy władze klubu wydają, bagatela, 193 miliony dolarów. To ponad 30 milionów więcej niż Denver Nuggets czy 40 milionów więcej niż Philadelphia 76ers – a więc drużyny, które liczą się w walce o mistrzostwo. Oczywiście – nie mówimy o tanim biznesie, kluby NBA zresztą mają obowiązek pożytkować swoje pieniądze i czasami nie mają wyboru, muszą wykładać swoim graczom na stół niebotyczne kontrakty.

Powyższa liczba pokazuje jednak, że ekipa Golden State poszła “all-in”. Liczy się dla niej tylko to, co tu i teraz. I chce wykorzystać ostatnie lata świetności Curry’ego. Po tym, jak spory kontrakt w ubiegłe lato otrzymał Poole (123 miliony za cztery lata), na swoją “wypłatę” będzie czekał Green. I żeby nie było: 32-latek zarzekał się, że chce “maksa”. Co w jego przypadku oznacza czteroletnią umowę wynoszącą około 140 milionów.

Sporo siana koszą też oczywiście Steph, Thompson czy Wiggins. Generalnie – Warriors będą mieli w kolejnych sezonach pełno zawodników, których umowy trudno będzie “wytransferować” do innego zespołu. Włodarze klubu muszą zatem liczyć na to, że obecna grupa dowodzona przez Steve’a Kerra będzie odnosić sukcesy. No i nie ma co ukrywać: nikomu nie uśmiecha się scenariusz, w którym – przez słaby start, parę kontuzji i konflikty – Warriors skończą sezon 2022/2023 poza play-offami. A jest on dość realny.

Złe wybory mogą zaboleć?

W tym wszystkim warto zaznaczyć, że Warriors to nie tylko grupa weteranów oraz 23-letni Jordan Poole. W teorii: mistrzowie NBA mają naprawdę sporo talentu. W ich ekipie grają James Wiseman, Jonathan Kuminga oraz Moses Moody. A więc zawodnicy wybrani w czołówkach ostatnich draftów. Sęk jednak w tym, że żaden z nich specjalnie nie zachwyca. Największe problemy Steve Kerr ma z pierwszym z nich – Wiseman był kreowany na kolejnego genialnego środkowego w NBA, ale sporo czasu spędza ostatnio… na zapleczu najlepszej ligi świata, czyli w rezerwowej drużynie Golden State – Santa Cruz Warriors.

Co najlepsze – w 2020 roku Warriors z drugim numerem draftu mogli postawić na Lamelo Balla, który w lutym zadebiutował (jako gracz Charlotte Hornets) w Meczu Gwiazd. Ale wybrali właśnie Wisemana. Natomiast w 2021 roku wskazali na Kumingę, choć “wolny” był Franz Wagner – kolejny gracz, który obecnie zachwyca na parkietach najlepszej ligi świata.

Oczywiście młodzi zawodnicy reprezentujący Warriors wciąż mają czas, żeby wyjść na prostą. Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę ich męki, dodamy do tego kontuzje, większe czy mniejsze konflikty w zespole, słabiutki start sezonu 2022/2023, a także fakt, że Thompson, Green i Curry młodsi już nie będą, wyjdzie nam, że sytuacja zdobywców tytułu absolutnie nie jest kolorowa. Choć przecież jeszcze kilka miesięcy temu Steve Kerr i spółka byli w siódmym niebie.

Błyskawicznie potrafi toczyć się życie w NBA.

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...