Reklama

Król, bożek, milioner, trzykrotny mistrz świata. Po prostu Pele

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

29 grudnia 2022, 20:02 • 7 min czytania 59 komentarzy

Był królem w kraju, który od końca XIX wieku nie uznawał żadnych monarchów. Był bożkiem dla rodaków, którzy przecież powinni uznawać tylko jednego Boga. Był milionerem, który nie uznawał barier w zarabianiu pieniędzy. Był… Dzisiaj w szpitalu w Sao Paulo w wieku 82 lat zmarł Pele, trzykrotny mistrz świata i jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii.

Król, bożek, milioner, trzykrotny mistrz świata. Po prostu Pele

Do niewielu miano „legendarny” pasuje tak mocno jak do niego. Ostatni mecz w ogóle rozegrał 45 lat temu, ostatnie spotkanie w reprezentacji Brazylii – 51. Kopał w czasach, kiedy transmisje telewizyjne jeszcze nie stały się powszechne, dlatego zachowała się ledwie garstka nagrań z nieprzeciętnie bogatej kariery. Mało kto faktycznie widział go na boisku nawet na wideo, o występach na żywo nie ma co wspominać. Zdecydowanie częściej o jego popisach da się usłyszeć lub przeczytać. Jakby faktycznie była mowa o postaci z legendy, nie człowieku z krwi i kości. Trzeba wierzyć na słowo, że umiał wszystko.

Pele nie żyje – wspomnienie

Z Pele jest trochę jak z jego rodzinnym domem w Tres Coracoes. Dwupokojowy budynek nie przetrwał próby czasu, ale przecież legenda musi mieć jakiś początek, więc należało postawić wszystko na nowo. Tyle że nie zachowały się żadne fotografie, dlatego domek odbudowano zgodnie ze wspomnieniami bliskich zawodnika – matki Dony Celeste i wuja Jorge’a, a następnie wypełniono meblami ze sklepów z antykami. Od dawna to atrakcja turystyczna stanu Minas Gerais, choć nie sposób ustalić, na ile faktycznie przypomina pierwowzór. Trzeba ufać wspomnieniom. Jak z magią Pele. W sumie miał zdobyć 1281 bramek, ale znikomą część udało się uwiecznić. Trzeba ufać tym, co widzieli i o tym opowiadali lub pisali.

Pele zjawił się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Kiedy w 1950 roku reprezentacja przegrywała z Urugwajem mistrzostwo świata na wypełnionej ponad miarę Maracanie (ponoć na trybunach siedziało nawet 199 854 widzów), miał ledwie 10 lat. Nie brał udziału w „Maracanazo”. Był za młody, by splamić się klęską, która naznaczyła naród na dekady. Był tak mały, że nie miał szans nawet dopchać się do radia, na którym ojciec z sąsiadami słuchali relacji ze stadionu, więc poszedł sobie pokopać z kumplami. Gdy wrócił, zobaczył coś, czego brazylijski dzieciak nie zwykł oglądać – zastał głowę rodziny we łzach.

Reklama

Wielu jego przyjaciół także nie mogło pohamować łez. Był to dla mnie szok, bo wychowano mnie w przekonaniu, że mężczyźni nie powinni w taki sposób okazywać emocji – wspominał. Tamtego dnia miał powiedzieć Dondinho, żeby się nie martwił, bo on dla niego zdobędzie ten Puchar Świata. Spokojnie.

Jednocześnie urodził się w idealnym momencie, by w świat dorosłych wchodzić akurat na początku boomu gospodarczego lat 50. i wyklarowania narodowej świadomości. W 1958 roku poleciał na mundial do Szwecji jako niespełna 18-latek, anonimowy dla reszty globu, a wrócił jako młodziutki mistrz świata. W czterech meczach strzelił sześć goli, a paryski tygodnik „Paris Match” napisał, że pojawił się król. Ktoś, kogo w Brazylii nie było od 1889 roku i uniezależnienia się od Portugalii.

Pele objawił się w chwili, gdy powstawała nowoczesna Brazylia – wyjaśniał były prezydent kraju Fernando Henrique Cardoso w filmie nakręconym przez Netflix. – Stał się symbolem brazylijskiej emancypacji – wtórował muzyk Gilberto Gil. – Sprawił, że znowu pokochaliśmy samych siebie – dodawał Juca Kfouri, dziennikarz i przyjaciel piłkarza.

Cztery lata później podczas turnieju w Chile szybko, już po dwóch meczach, wypadł z powodu urazu pachwiny i Canarinhos do złota poprowadził szalony, nieokiełznany Garrincha, ale to nie miało aż takiego znaczenia.  Jak pisał Alex Bellos w „Futebol”, może i Garrincha był radością, jednak Pele stanowił wcielenie sukcesu. Potwierdził to w 1970 roku w Meksyku, kiedy już jako 30-letni weteran, z solidnie wyeksploatowanym organizmem, zdobył trzeci tytuł mistrza świata. Żaden piłkarz nie osiągnął czegoś takiego ani przed nim, ani po nim.

Kasa, kasa, kasa

Dondinho był niezłym piłkarzem, tyle że w czasach, kiedy futbol dawał sławę, ale już nie pieniądze. Choć był znany w okolicy, rodzina klepała biedę, dlatego Dona Celeste nie chciała, by jej Edson też ganiał po boisku. Z tego chleba mieć nie będzie! I w pewnym sensie miała rację – Edson nie miał, bo w międzyczasie seplenił i nie był w stanie wyraźnie wypowiedzieć pseudonimu swojego idola, bramkarza Vasco da Gama. Powinno brzmieć Bile, a wszyscy słyszeli Pele i tak już zostało. Podobno początkowo malec wściekał się nie na żarty, rzucał z pięściami na tych, co go tak nazywali, ale z czasem pokochał ksywę. I to tak silnie, że pod koniec życia zdarzało mu się mówić o sobie w trzeciej osobie. Kto królowi zabroni?

Właśnie ten Pele miał na chleb dzięki graniu w piłkę i zawsze dbał, by to się nie zmieniło. Co prawda dwukrotnie zbankrutował za sprawą złych doradców i ich inwestycji, ale koniec końców wychodził na plus. Miał kasę, nie miał skrupułów. Przykład? W 1964 roku władzę w kraju przejęła wojskowa junta, wyjątkowo brutalna, ale to mu nie przeszkadzało, dopóki pozwalali zarabiać.

Reklama

Nic. W piłkę grało się tak samo – odpowiedział zapytany, czy po przewrocie cokolwiek zmieniło się w jego życiu. Proste, prawda?

Generałowie budowali mit nowej samowystarczalnej potęgi politycznej, gospodarczej i sportowej, a Pele był jej twarzą. Jako kanarek w złotej klatce, w pewnym momencie najlepiej opłacany sportowiec świata, ale bez prawa wyjazdu do innej ligi, bo został uznany za dobro narodowe, z zakazem eksportu. Z Santosem objeżdżał świat jako najlepsza reklama swojego kraju. Ściskał dłonie zagranicznych przywódców, by jeszcze mocniej rozważyli podpisanie kontraktów z brazylijskimi przedsiębiorstwami, przerywał wojny, jak w 1967, gdy pojechał zagrać mecz w Nigerii” – pisał Paweł Wilkowicz na łamach Rzeczpospolitej.

I tak Pele nie miał oporów przed cykaniem sobie zdjęć z generałem Emilio Garrastazu Medicim, tak nie znalazł w sobie hamulców przed piętnowaniem protestów wobec organizacji mistrzostw świata w Brazylii w 2014 roku. Bo okazało się, że choć Brazylijczycy kochają futbol, to jednak nie aż tak, by kosztem szpitali czy dróg gościć mundial. Co za dużo, to nie zdrowo.

Zapomnijcie o tym bałaganie, o protestach, wspierajcie reprezentację, bo to nasz kraj, nasza krew – przestrzegał rodaków Pele, z czego później próbował się wycofywać, ale wszyscy wiedzieli swoje. Znowu chodziło o jego portfel. W czasach kariery miał niewyczerpalny apetyt na gole, po karierze – na pieniądze. Przecież rok przed tamtą wypowiedzią ogłosił powołanie firmy „Legends 10”, w której pierwszy raz od 40 lat zebrano wszystkie prawa marketingowe związane z nim. Wszystko z myślą o brazylijskich imprezach – Pucharze Konfederacji 2013, mundialu 2014 i igrzyskach olimpijskich 2016. W ciągu 18 miesięcy poprzedzających inaugurację finałów mistrzostw świata podpisał kontrakty z Volkswagenem, Procter&Gamble, linią lotniczą Emirates, siecią restauracji Subway, Coca-Colą i szwajcarską marką zegarków Hublot. Miał na tym zarobić mniej więcej 25 milionów dolarów.

Łatwiej zrozumieć, dlaczego strofował rodaków, prawda?

Nie oszukał przeznaczenia

Taki był. Zły człowiek? Raczej człowiek. Po prostu. Z wadami i zaletami. Nie żaden święty. Świat starał się go wykorzystać od samego początku. Koledzy z zespołu i trenerzy do odnoszenia zwycięstw. Rodacy do poprawy samopoczucia w smutnym, sterroryzowanym kraju. Sponsorzy do nabicia kabzy na jego wizerunku. Wreszcie politycy do bezlitosnej propagandy. Więc dlaczego on miał nie wykorzystywać ich wszystkich? Tym bardziej że bez niego kończyło się widowisko i – co za tym idzie – zyski. Kiedy w 1962 roku pauzował przez jakiś czas za sprawą urazu, frekwencja na meczach Santosu spadła o 50%. Tak, tak, o połowę.

Do miasta położonego u wybrzeży Atlantyku trafił jako 14-latek, momentalnie zaczął ćwiczyć z seniorami i prędko podsunięto mu zawodowy kontrakt, na podpisanie którego musieli zgodzić się rodzice. Z ojcem nie było problemu, ale mama… Cóż, marzyła, że synek zostanie nauczycielem, wyjazd do Santosu miał być tylko próbą, niczym zobowiązującym. Ale Dona Celeste w końcu też się ugięła. Pewnie prościej było jej się pogodzić z przeznaczeniem, skoro Edson z dwuletnim poślizgiem skończył podstawówkę… Nie nauczanie było mu pisane.

W pierwszej drużynie zadebiutował jako 16-latek w sparingu z Corinthians i – rzecz jasna – zdobył od razu bramkę, a kibice przeciwników klaskali na widok tego, co potrafił. Tak to się zaczęło i trwało 18 lat. Z Santosem sześciokrotnie zdobywał mistrzostwo kraju, dwukrotnie triumfował w Copa Libertadores i tyle samo razy w Pucharze Interkontynentalnym. Zjeździł świat wzdłuż i wszerz, bo w tamtych czasach kluby zarabiały fortuny na meczach towarzyskich, a Pele chcieli obejrzeć wszyscy. Chciał skończyć z futbolem w 1974 roku, ale problemy finansowe zmusiły go do powrotu na boisko, dlatego nie minęły dwa lata, a dołączył do Cosmosu Nowy Jork. Ostatecznie karierę zakończył w 1977 roku i skupił się na biznesie.

Druga dekada XXI wieku to już walka o zdrowie. Od prawie dwóch lat zmagał się z rakiem jelita, na początku września 2021 przeszedł operację guza okrężnicy. Poza kłopotami z układem pokarmowym od dawna cierpiał na problemy z biodrami. Pod koniec listopada trafił do placówki w Sao Paolo, w grudniu jego stan się pogorszył, informowano o niewydolności nerek i serca. Święta Bożego Narodzenia spędził w szpitalu, u jego boku czuwała rodzina. Dzisiaj serce mistrza stanęło. Miał 82 lata.

CZYTAJ WIĘCEJ O PELE:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
5
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Piłka nożna

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

59 komentarzy

Loading...