Pora podsumować ten rok w wykonaniu polskich piłkarzy. Rok specyficzny, bo spuentowany mistrzostwami świata – oczywiście w przypadku najważniejszych zawodników, którzy liczyli się w walce o czołowe miejsca naszych rankingów. Choć akurat przy pierwszym z nich trudno mówić o jakiejkolwiek rywalizacji, gdyż zaczynamy od bramkarzy, gdzie sprawa jest jasna jak czupryna Kamila Glika.
Zanim jednak zaczniemy swoją pieśń pochwalną na temat Wojciecha Szczęsnego, kilka słów wprowadzenia. Weszlackie rankingi mają już solidną tradycję, bo właśnie przygotowujemy ich dziesiątą odsłonę. Tak, ale ten czas leci, choć chyba powinniśmy użyć innego czasownika (w wigilię sobie odpuścimy). Za każdym razem jest to próba uchwycenia tego, kto wyglądał najlepiej na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy (a nie tego, kto generalnie jest lepszym piłkarzem lub ma największy potencjał – to ważna różnica). W grę wchodzą konkrety: liczba rozegranych meczów, forma w nich prezentowana, bardziej lub mniej zaawansowane statystyki, osiągnięcia drużynowe, pożytek dla reprezentacji i tak dalej. Na końcu i tak porównujemy piłkarzy, którzy występują w różnych ligach i będących w innym położeniu, więc takie wybory siłą rzeczy będą budzić kontrowersje, ale o kluczowej kwestii ostatnich dwunastu miesięcy będziemy przypominać do znudzenia.
A te dyskusje na temat kolejności są spoko, bo takie rankingi to zawsze zaproszenie do nich. Na temat kolejności i klas, bo każdemu piłkarzowi przyznajemy za ostatni rok też jedną z pięciu. Mniej więcej oznaczają one coś takiego:
- A – światowy top
- B – europejski poziom
- C – solidne granie
- D – niezła ligowa
- E – z braku laku
Kategorie są dość pojemne, czasami w jednej mogą wylądować ludzie z nieco innych światów, ale tradycyjnie uznaliśmy, że nie ma sensu się rozdrabniać i tworzyć dziesięć różnych klas.
Najlepsi polscy bramkarze 2022 – ranking
Czas, jak już ustaliliśmy, leci bardzo szybko, choć akurat w przypadku najlepszych polskich bramkarzy można by uznać, że stanął w miejscu. Ostatnia dekada stała pod znakiem rywalizacji duetu Szczęsny-Fabiański, a wbicie się pomiędzy nich to też dość odległe historie (dwa razy drugie miejsce w naszych rankingach zajmował Artur Boruc – za rok 2013 i 2014). Z jednej strony mamy tu ciągłość, czyli szósty triumf Wojtka, z drugiej – mały “przełom” w postaci Łukasza Skorupskiego na tym nieco niższym stopniu podium. Choć i w tej rywalizacji golkiper Fabiański, który po raz pierwszy nie ma już argumentu w postaci meczów w kadrze, ciągle trzymał w ręku dość mocne karty.
Ale najpierw Szczęsny. Matko i córko, jak dobry był na mundialu. Dopiero rzutem na taśmę, w trakcie meczu o trzecie miejsce Dominik Livaković przebił Polaka w liczbie interwencji. Trzy dodatkowe mecze Chorwata, nie ma co kryć, to jest jakiś atut w takiej rywalizacji. Odpadnięcie w 1/8 finału uniemożliwiło bramkarzowi Juventusu rywalizację o miano golkipera turnieju, ale na honorowe wyróżnienia, albo przynajmniej wzmiankę, na pewno zasłużył. Zresztą na takie rzeczy natrafiamy, gdy widzimy choćby jedenastki turniejów – nie tylko w polskich mediach, ale też zagranicznych, które obok czegoś takiego jak zatrzymanie Leo Messiego nie mogły przejść obojętnie. Tym bardziej że na mundialu udało się to tylko jednemu bramkarzowi. Wojtkowi taki turniej był potrzebny, bo wiemy, jak kończyły się dla niego poprzednie wielkie imprezy. Ale w kadrze wyglądał pewnie nie tylko w listopadzie – również dzięki niemu na mundial w ogóle pojechaliśmy. Dla Juventusu nie był to gwiezdny czas i również jego bramkarz miał już okresy w klubowej karierze, w których wyglądał lepiej, ale trudno mówić tu o zejściu poniżej poziomu wymaganego w największych klubach. Były drobne problemy ze zdrowiem, były wpadki, ale wszystko to w obliczu ostatnich tygodni blednie.
Dalej – jak już zapowiedzieliśmy – pojechaliśmy hierarchią z kadry, bo Łukasz Skorupski miniony rok miał udany. W reprezentacji nie dał się młodszej konkurencji i meczami ze Szkocją, Holandią (tym szczególnie), a także Chile potwierdził, że jest tak wartościowym zmiennikiem, iż nie ma sensu mocniej płakać za Łukaszem Fabiańskim (nic temu kozakowi nie ujmując). W klubie nie narzeka na brak roboty, ale z niej też się wywiązuje, zresztą w sierpniu podpisał z Bologną nowy kontrakt. W przypadku 37-letniego Fabiańskiego, który po raz pierwszy od wielu lat wylądował poza naszą dwójką, trzeba mocno doceniać to, że wciąż utrzymuje się na poziomie wymagającej Premier League. Na jego miejsce czeka nie byle, bo Alphonse Areola zapewne w kilku poważnych klubach broniłby od deski do deski, ale coś nam mówi, że Francuz musi uzbroić się cierpliwość, bo osiem lat starszy Polak nie daje wielkich pretekstów, by myśleć o zmianie.
Za ich plecami dwójka Grabara i Gikiewicz – w tej kolejności. Jasne, młodszy z nich nie gra w lidze z TOP5, w dodatku trochę czasu stracił przez makabrycznie wyglądającą kontuzję, ale raz, że jego przynależność klubowa niedługo powinna się zmienić, gdyż w Danii jest po prostu najlepszym bramkarzem, dwa, że sprawdził się też na wielkiej scenie w rywalizacji choćby z Manchesterem City (i to raz mimo puszczenia pięciu bramek), a trzy, że Gikiewicz też jesienią opuścił kilka meczów. Co nie zmienia oczywiście tego, że ciągle mówimy o bardzo wysoko cenionym fachowcu.
Najlepsi polscy bramkarze 2022 – na kogo warto zwrócić uwagę?
Fachowcem-pechowcem jest z kolei Bartłomiej Drągowski. Gdy już odzyskał w Spezii równowagę po tym, jak stracił zdecydowaną część wiosny w Fiorentinie i wysypywały się z różnych względów jego transfery, odniósł poważną kontuzję, która na ostatniej prostej wykluczyła go z udziału w mistrzostwach świata i znów skomplikowała sytuację. Na ławce w połowie września wylądował również Bartosz Białkowski, wcześniej niezniszczalny ulubieniec kibiców Millwall. Niespodzianką może być to, że za jego plecami wylądował Filip Bednarek, ale trzeba docenić udaną jesień w wykonaniu bramkarza Lecha. Wiosną byliśmy przekonani, że Lech – jeśli chce myśleć o dalszych sukcesach – musi znaleźć kozaka i wstawić go między słupki, zresztą wymowne było to, że mistrzowski sezon kończył tam Mickey van der Hart, który został w Kolejorzu skreślony w kontekście przyszłości. Ale wiemy, co było potem – był plażowicz Rudko, ale była też świetna gra Bednarka, który pomagał Lechowi w miarę połączyć ligę z pucharami. Do tego znalazło się miejsce dla Radosława Majeckiego, który zaczął nieźle bronić na wypożyczeniu w Belgii, a także Kacpra Tobiasza, który jest poważnym kandydatem do miana odkrycia roku. Udane wypożyczenie do pierwszoligowego Stomilu, wywalczenie sobie pierwszego składu w Legii, choć wcześniej wydawało się, że w stolicy tylko przepakuje walizkę przed kolejnym wypożyczeniem, w końcu dobra runda i nagroda w postaci “wycieczki” do Kataru. Trzeba mieć go na oku.
Tak jak Bartosza Mrozka, który śmiało poczyna sobie w Stali Mielec. Jasne, przerabialiśmy już tak wielu bohaterów jednej rundy, że będziemy z rozwagą chwalić bramkarza, który wiosną bronił głównie w rezerwach Lecha, ale wypadało wspomnieć, że dość mocno braliśmy pod uwagę jego kandydaturę. Niewiele brakło, a mielczanie utrzymaliby miejsce w rankingu, bo rok temu w dziesiątce wylądował Rafał Strączek (który ten roku miał mocno rozczarowujący – zarówno przed, jak i po wyjeździe). Kto jeszcze był w miarę blisko? Choćby Mateusz Lis, choćby Marcin Bułka (ale rozegrał tylko 10 meczów), choćby solidny Karol Niemczycki, choćby ceniony w Japonii Jakub Słowik. Bywały lepsze lata pod tym względem, ale bywały też gorsze.
Więcej o polskich piłkarzach: