Reklama

Zdrady, konflikty, kryzysy. Bolesne rozstania Czesława Michniewicza

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2022, 12:12 • 13 min czytania 73 komentarzy

To już pewne – Czesław Michniewicz po jedenastu miesiącach zakończy swoją pracę z reprezentacją Polski. Szkoleniowiec potwierdził zatem w całej rozciągłości reputację trenera-zadaniowca. Awansował na mistrzostwa świata, potem jego drużyna zdołała na mundialu wyjść z grupy, a po drodze było jeszcze utrzymanie w Lidze Narodów. Jednocześnie Michniewicz po raz kolejny dowiódł jednak, że nie jest trenerem-długodystansowcem. Znów wyleciał z roboty szybko i w, delikatnie rzecz ujmując, nie najlepszej atmosferze.

Zdrady, konflikty, kryzysy. Bolesne rozstania Czesława Michniewicza

Kariera trenerska Michniewicza niemal od początku układa się w taki sposób, że regularnie zmieniał on przynależność klubową. Zaczęło się jeszcze w miarę spokojnie, bo od paru lat pracy w Lechu Poznań. Ale potem? Zero stabilizacji, niekończąca się wędrówka:

  • Lech Poznań (2003-06)
  • Zagłębie Lubin (2006-07)
  • Arka Gdynia (2008-09)
  • Widzew Łódź (2010-11)
  • Jagiellonia Białystok (2011)
  • Polonia Warszawa (2012)
  • Podbeskidzie Bielsko-Biała (2013)
  • Pogoń Szczecin (2015-16)
  • Bruk-Bet Termalica Nieciecza (2016-17)
  • reprezentacja Polski U-21 (2017-20)
  • Legia Warszawa (2020-21)
  • reprezentacja Polski (2022)

Jako się rzekło, bardzo często rozstania Michniewicza z klubami przebiegały w nieprzyjemnej atmosferze.

Legia w strefie spadkowej

Najświeższa historia to oczywiście Legia Warszawa. Michniewicz przy Łazienkowskiej wylądował jesienią 2020 roku w roli – jak to często w jego przypadku bywało – trenera-ratownika. Nie zdołał wprawdzie rzutem na taśmę uchronić drużyny przed odpadnięciem z europejskich pucharów, ale koniec końców i tak zrobił z ekipą „Wojskowych” kawał dobrej roboty, sięgając z nią po mistrzostwo kraju. Potem dołożył też do tego bardzo dobrą postawę w eliminacjach do europejskich pucharów. Legii udało się wylądować w fazie grupowej Ligi Europy, gdzie zaczęła z grubej rury, bo od dwóch zwycięstw ze znacznie wyżej notowanymi oponentami.

Reklama

Problem w tym, że równolegle warszawska drużyna katastrofalnie prezentowała się w rozgrywkach ligowych. Coraz więcej mówiło się o tym, że Michniewicz jest niezadowolony ze sposobu, w jaki przygotowano kadrę Legii do rywalizacji na kilku frontach. 24 października 2021 roku „Wojskowi” przerżnęli 1:4 z Piastem Gliwice. Był to gwóźdź do trumny trenera, który wyleciał ze stanowiska niespełna pół roku po zgarnięciu mistrzostwa Polski.

Taka, a nie inna sytuacja stołecznego zespołu była naturalnie efektem całej lawiny błędów. Za wiele z nich nie sposób obwinić trenera. Ale fakt jest faktem – Michniewicz pozostawił Legię uwikłaną w walkę o utrzymanie w Ekstraklasie, a sezon 2021/22 okazał się jednym z najgorszych w dziejach klubu.

Kilka miesięcy później Kanał Sportowy opublikował odprawę Michniewicza przed starciem z gliwiczanami. Podczas niej trener bezpardonowo krytykował niektórych zawodników. – Warszawa kocha zwycięzców. Warszawa kocha bohaterów. Poczytajcie sobie, czym jest Warszawa. Mówię to do nowych, którzy przyszli. Zamiast łazić do agentów, idźcie sobie do Muzeum Powstania Warszawskiego. Warszawa kocha piłkarzy, ale Legię zwycięską. Warszawa nie kocha przegranych. I wy — mówię do grupy bankietowej — jeśli cokolwiek robicie, ale Legia wygrywa, wszyscy przymykają oko, choć tak nie powinno być. Ale jak jest źle, Warszawa otwiera oczy i wszystkie wasze występki, Tindery, imprezy wszystkie inne rzeczy, które się dzieją wokół was, trafiają do mnie. Ja świadomie pewnych rzeczy nie ruszam, bo nie chcę ingerować w wasze życie prywatne. Ale jeśli to przeszkadza, żebyśmy wygrywali to ja to mówię uczciwie. Warszawa jest duża dla zwykłych ludzi, ale jest mała dla takich jak wy. Was wszyscy znają. Wy macie tego świadomość? – grzmiał Michniewicz.

Dobrej atmosfery to w szatni „Wojskowych” nie było.

Hossy i bessy Michniewicza. Kiedy mu szło, kiedy wpadał w zakręt?

Reklama

Można też wspomnieć o konflikcie Michniewicza z asystentem Przemysławem Małeckim. – Mamy problem, jeśli chodzi o ligę. Jestem pierwszym, który ten problem widzi. Nie można go lekceważyć i próbuję działać. Mam diagnozę, co się stało i kto jest odpowiedzialny za to. Mogę powiedzieć, że w 90% odpowiedzialny za to jest sztab, który był w Legii – oceniał prezes Dariusz Mioduski w pokoju #LegiaTalk.

Michniewicz ripostował w Hejt Parku. – Myślę, że taki klub jak Legia jeszcze wszystko przeanalizuje i zorientuje się, że problemem nie jest tylko trener. Zmiany teraz są trochę głębsze niż tylko pozycja szkoleniowca. […] Odchodząc z Legii rozmawiałem z prezesem Mioduskim i dyrektorem sportowym Radkiem Kucharskim. To było dzień po meczu z Piastem. Tamto spotkanie kompletnie nam nie wyszło. Mieliśmy fajne momenty w grze, ale obijaliśmy słupki, a Piast zdobywał bramki. Nic nie zapowiadało, że prezes wypowie się w taki sposób. Nagle był ten pokój na Twitterze, prezes się tak wypowiedział. Po ludzku było mi przykro. Wydawało mi się, że rozmawiamy z prezesem na dobrym poziomie. On może mieć swoją ocenę i w jego ocenie tak wszystko może wyglądać, czyli 90 do 10 procent. Jeżeli jednak prezes tak analizuje sytuację, to za rok lub dwa wszystko się powtórzy. Refleksja powinna być głębsza.

Zdradzony przez współpracownika

Napomknęliśmy o złych relacjach na linii Michniewicz – Przemysław Małecki, ponieważ jesienią 2021 roku spekulowano nawet, że to właśnie Małecki może zostać tymczasowym szkoleniowcem Legii po zwolnieniu obecnego selekcjonera reprezentacji Polski. A nie byłby to wcale pierwszy przypadek w trenerskiej karierze Michniewicza, gdy ze stołka strąca go dotychczasowy współpracownik. Dokładnie taka historia miała bowiem miejsce kilkanaście lat wcześniej, kiedy Michniewicz tracił robotę w Zagłębiu Lubin. A zatem w klubie, z którym także udało mu się zdobyć mistrzostwo Polski (w sezonie 2006/07).

Z ekipą „Miedziowych” popracował rok. Zatrudniono go 3 października 2006 roku, a oficjalna informacja o rozstaniu została opublikowana 22 października 2007. Właśnie wtedy za stery w Zagłębiu chwycił Ulatowski – wcześniej asystujący Michniewiczowi również w Lechu Poznań. Panowie znali się zresztą z dawnych czasów – studiowali na Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku, ich drogi w latach 90. przecięły się również w Bałtyku Gdynia.

Co tu dużo mówić – Michniewicz poczuł się przez Ulatowskiego zdradzony.

O kulisach opowiedział przed laty Krzysztof Stanowski: I nagle grom z jasnego nieba. Michniewicz zwolniony, Ulatowski nowym trenerem. Dzwonię do jednego i do drugiego. Ulatowski mówi, że nie wie, czy to weźmie i że musi zapytać się Michniewicza. Michniewicz daje zielone światło, Ulatowski wskakuje na zwolniony stołek. Mam przekonanie, że między oboma jest pełna zgoda i w ogóle nie przychodzi mi do głowy, że gdzieś doszło do jakiejś zdrady. Jednak po dwóch tygodniach Michniewicz nie chce mówić o Ulatowskim. Z czasem wyznaje mi, że otrzymał telefony od wysokich rangą ludzi z KGHM – że Rafał planował to już od dawna, że wspierał go w tym pan Bober z Rady Nadzorczej. Niedawno „Przegląd Sportowy” zamieścił duży tekst o „Uli” i napisał, że Michniewicz wysłał mu wtedy SMS-a nie nadającego się do publikacji. Bzdura, ten SMS nadawał się do publikacji. Brzmiał: „Nigdy więcej do mnie nie dzwoń”. Pomyślałem – Czesiek jest rozżalony, zatracił ostrość spojrzenia, górę wzięły emocje. Pytałem go – bardziej wierzysz jakimś ludziom z KGHM-u niż Rafałowi? Był zapiekły.

„Nigdy więcej do mnie nie dzwoń”. Nie zadzwonilibyście? To mi nigdy nie dawało spokoju. Gdyby mój najlepszy przyjaciel oskarżył mnie o coś, czego nie zrobiłem i wysłał mi SMS-a: „nigdy więcej do mnie nie dzwoń”, to zadzwoniłbym po sekundzie. Potem drugi raz, trzeci, czwarty, setny. Zadzwoniłbym na telefon domowy i na komórkę żony. Zadzwoniłbym z innego numeru, z budki telefonicznej. Wsiadłbym w samochód, przejechał pół Polski, ślęczał na wycieraczce i próbował wszystko wytłumaczyć. Ten argument trafia do mnie bardziej niż wszystkie inne – gdyby Rafał Ulatowski nie zdradził Czesława Michniewicza, to ze wszystkich sił starałby się go przekonać o swojej niewinności. Oczywiście, nie byłoby to dla niego miłe. Zrozumiałbym, gdyby odczekał tydzień, dwa, gdyby odczekał miesiąc. Ale Rafał naprawdę nigdy nie zadzwonił. Nigdy.

Historia przyjaźni i zdrady. Inna niż wszystkie…

[…] Dziś wydaje mi się, że Ulatowski użył Michniewicza, cynicznie wykorzystał. Myślę, że dostrzegając między nimi głęboką przyjaźń, byłem idiotą. Za mało jeszcze widziałem, za mało jeszcze przeżyłem, a powinienem przecież wziąć pod uwagę, że to tylko gra, że życie nie jest różowe, że ludzie robią sobie świństwa. Że plecy Michniewicza są Ulatowskiemu potrzebne po to, by się po nich wspiąć. A dupa Michniewicza po to, by go na koniec kopnąć.

Skoki ciśnień w Białymstoku

A jak to było z trwającą zaledwie pół roku kadencją Czesława Michniewicza w Jagiellonii Białystok?

Wspominaliśmy na Weszło: Michniewicz był wtedy głodny pracy. Po przygodach w Lechu Poznań (Puchar i Superpuchar) oraz Zagłębiu Lubin (mistrzostwo Polski) miał świetną markę na polskim rynku. Ale i zagranicznym, bo zgłaszały się po niego Apollon i Żilina. On sam mówił wtedy, że chce popracować za granicą, ale jeszcze nie teraz. Liczył, że polskich trenerów wypromuje w jakiś sposób zbliżające się Euro 2012. Chwilę wcześniej pracował w Widzewie, gdzie skończył mu się kontrakt. Michniewicz chciał go przedłużyć i nawet dogadał się już na konkretne warunki, a właściciel klubu zdążył ogłosić, że trener zostaje na trzy lata. Ale warunki z czasem się zmieniły – na niekorzyść szkoleniowca. Warto przypomnieć, że Widzewem rządził wówczas Sylwester Cacek, odpowiedzialny za jego upadek, co sprawiało, że łódzka rzeczywistość wyglądała jak dom wariatów. Michniewicz dostał tam na przykład zakaz rozmawiania z dziennikarzami przez telefon.

W Łodzi pojawiały się zarzuty, że Michniewicz nie przedłużył umowy, bo miał już nagraną Jagiellonię. On sam je odpierał. – Nie o pieniądze poszło, lecz o zasady. Moja rozmowa z panem Sylwestrem Cackiem na temat wynagrodzenia trwała pół minuty. Pół minuty. Od razu doszliśmy do porozumienia, nie miałem żadnych wygórowanych żądań. To jest tak – jeśli sprzedajesz samochód na giełdzie i umawiasz się, że ktoś ci za niego zapłaci 40 tysięcy złotych, a potem ten ktoś przychodzi na podpisanie umowy i mówi, że przyniósł nie 40 tysięcy, tylko 20 i ani grosza więcej, to targu nie dobijacie…

Michniewicz w Jadze Kuleszy, czyli obustronny niesmak i rozczarowanie

[…] Cała rewolucja Michniewicza w Jagiellonii przebiegała dość opornie. Młodzi, którzy mieli wskakiwać na miejsce podstarzałych filarów niekoniecznie dawali radę. Tomasz Frankowski zaciął się pod koniec rundy, a w przerwach na reprezentację jeździł na zgrupowania kadry, gdzie pełnił rolę trenera napastników. Michniewicz pokładał duże nadzieje w powracającym do kraju Grzegorzu Rasiaku, który zaczął grać dopiero pod koniec rundy. Problemy były też na pozycji bramkarza. Grzegorz Sandomierski przeniósł się przed sezonem do Belgii, drugi w hierarchii Jakub Słowik doznał kontuzji, bronili Tomasz Ptak i Krzysztof Baran.

Michniewicz czuł jednocześnie komfort pracy. W klubie czekano na moment, aż Jagiellonia odpali wiosną. Szkoleniowiec zdążył nawet ściągnąć zimą do klubu za ponad milion złotych Nikę Dzalamidze, którego pamiętał z Widzewa. To jego autorski transfer. Ale chwilę przed świętami został pożegnany.

Cała kadencja wywołała niesmak. Jagiellonia mówiła o przebudowie, ale tak naprawdę liczyła na szybki wynik. Michniewicz z kolei potrzebował czasu, którego też nie miał. A do tego gęstniała atmosfera w klubowych kuluarach, bo akcjonariusze Jagiellonii – a paru z nich ściągało do klubu „swoich” piłkarzy – mieli narzekać na trenera, który nie daje pograć tym, którym ich zdaniem powinien. Kulesza próbował naciskać, lecz na nic się to zdało – szkoleniowiec trzymał się swojej koncepcji.

Kulesza stwierdził wtedy po rundzie jesiennej, że klub już się w zasadzie utrzymał (wyliczył, że do tego brakuje trzech zwycięstw, które odniesie z każdym trenerem), a więc poszuka kogoś, z kim lepiej się dogada. Postawienie na Tomasza Hajto było wtedy ruchem wizjonerskim, bo – jakkolwiek źle te słowa się zestarzały – to był naprawdę jeden z ciekawszych debiutantów na rynku trenerskim. Młody szkoleniowiec, który nie dorobił się jeszcze wtedy licencji, miał przekonać do siebie Kuleszę na weselu Kamila Grosickiego. Co ciekawe, na naciski dotyczące stawiania na konkretnych piłkarzy narzekał też Hajto, który po odejściu z Białegostoku mówił na Weszło: – Jeżeli o polityce Jagiellonii decyduje kilka osób i zawodnika, którego poleciła jedna osoba, sadzam na ławce, to automatycznie robię sobie wroga. Nie chciałem postawić Czarka w trudnej sytuacji, gdzie miałby się opowiedzieć albo za mną, albo za swoim kolegą.

Michniewicz nie krył żalu po przedwczesnym zwolnieniu.

Dwie wypowiedzi dla „Przeglądu Sportowego”:  – Mam poczucie, że coś zacząłem i nie miałem możliwości skończyć. Nie jest mi łatwo, ale już zdążyłem się z tym pogodzić. Rozstaliśmy się jak dżentelmeni. […] Prezes Kulesza podkreślał, że jest względnie zadowolony z tego, co udało się zrobić, więc na pewno nie z powodu wyników. Chwalił mnie, nawet wyglądało to, jakby zaraz miał przedłużyć ze mną kontrakt. Szkoda że tak wyszło, bo do tej pory Jagiellonia była znana z tego, że wytrzymuje ciśnienie, daje pracować trenerom. Michał Probierz pracował tu trzy lata. Widocznie tym razem nastąpiły nieoczekiwane skoki ciśnień.

Już nie idzie Podbeskidzie

Wiosną 2013 roku, a zatem dwa lata po dość przykrej przygodzie w Białymstoku, Michniewicz wylądował w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Podjął się tam z pozoru straceńczej misji – spróbował utrzymać się w Ekstraklasie z zespołem, który w zasadzie przez wszystkich był już spisany na straty. Zresztą sam Michniewicz też nie nakręcał się zbyt mocno na pozostanie na najwyższym poziomie rozgrywek. Bardzo zależało mu na dłuższym kontrakcie – chciał pracować w Podbeskidziu nawet po degradacji, by wreszcie zagrzać gdzieś miejsce na dłużej i zbudować zespół po swojemu, klocek po klocku.

– Spokorniałem – przyznał trener. – Jak byłem młodszy, to zawsze sobie wmawiałem, że wszystko przede mną, a teraz zacząłem się zastanawiać, czy nie wjechałem w wiraż, który wyrzucił mnie za bandę. Miałem ciekawą propozycję, by zająć się ubezpieczeniami dla sportowców, byłem nawet na kilku spotkaniach. Przedstawiono mi perspektywy rozwoju w porządnej firmie, ale im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że to nie dla mnie. Jeśli nie robisz czegoś z pasją, to lepiej w ogóle nie zaczynać. Decydując się na pracę w Bielsku, interesował mnie tylko dłuższy kontrakt. Bez względu na to, w której lidze przyjdzie nam grać. Dość miałem pracy na tygodnie, chcę w końcu dłużej popracować i coś zrobić po swojemu. Zobaczymy, czy się to uda.

– Ja przebieg mam jak mercedes na taksówce. Byłem w trenerskim niebie i piekle. Jeszcze wielokrotnie tam będę. Popełniłem wiele błędów. Brak doświadczenia i pokory wiele razy zaprowadził mnie na manowce. W tym zawodzie, aby przebyć drogę od bohatera do zera, wystarczy niekiedy jeden mecz – dodał.

Jakże proroczo.

W rundzie wiosennej sezonu 2012/13 Podbeskidzie pod wodzą Michniewicza dokonało cudu. Zachowało miejsce w Ekstraklasie. – Podbeskidzie będzie symbolem, że w piłce wszystko jest możliwe, a o cudzie w Bielsku będzie mówiło się latami – ekscytował się trener w czerwcu 2013 roku. – Fakt, w przeszłości łapałem teoretycznie lepsze kąski, ale nic z tego nie wychodziło. Idąc do Widzewa, wydawało mi się, że trafiłem do klubu, który – jak zapowiadał Sylwester Cacek – będzie budował swoją siłę. Wykonaliśmy dobrą pracę, byliśmy czwartą drużyną rundy wiosennej, ale okazało się, że po sezonie musimy się rozstać. W Jagiellonii było podobnie. Też myślałem, że trafiłem do klubu, z którym będzie można walczyć o czołówkę ligi, ale też szybko drogi moje i prezesa się rozeszły. Potem była Polonia i szansa na walkę o mistrzostwo. Nie wypaliło. We wszystkich tych klubach pracowałem bardzo krótko i to był mój największy problem.

Szkoleniowiec nie mógł się wtedy spodziewać, że jego kadencja w Bielsku-Białej także dobiega końca. W październiku został zwolniony. Drużyna notowała bardzo kiepskie wyniki, a sam Michniewicz tracił nad sobą panowanie, czego dowodem była choćby żałosna pyskówka z dziennikarzem na konferencji prasowej.

Trener Michniewicz nie był zły, ale potrzebowaliśmy wstrząsu – skwitował Marek Sokołowski.

Szczególnie mocno dotykały Michniewicza medialne sugestie, jakoby uniknięcie degradacji było efektem dobrej pracy, jaką z zespołem wykonał Dariusz Kubicki w trakcie przerwy zimowej. – U nas wieczna debata, że trener dobrze albo źle przygotował zespół – komentował. – Co to za pitolenie?! Dwa miesiące się przygotowujesz, trenujesz dwa razy dziennie i wytłumaczcie mi – jak się można źle przygotować? Okej, jak zjesz gar bigosu dzień przed meczem i wyjdziesz z takim bebzonem, to nie będziesz gotowy do gry, ale powtarzam – nie da się źle przygotować drużyny do sezonu! 

***

Tego rodzaju historii można wyliczyć więcej.

Z Bruk-Bet Termaliki Michniewicz wyleciał, gdy tylko przestał wykręcać wyniki grubo ponad stan. O przygodzie z Polonią Warszawa w ogóle trudno się rozpisywać – potrwała ledwie kilka tygodni. O Widzewie już napomknęliśmy. Pogoń? Bardzo solidna postawa, ale znów – stosunkowo szybkie rozstanie w napiętej atmosferze. I teraz na dokładkę reprezentacja Polski, gdzie Michniewicz zrealizował wszystkie podstawowe cele, a i tak żegna się z nią otoczony aurą skandalu.

Trudno logicznie wyjaśnić ten fenomen. Albo mamy do czynienia z najbardziej pechowym i niesprawiedliwie traktowanym trenerem na świecie, albo to z samym Michniewiczem jest coś nie tak. Niby w sporcie chodzi o wynik, lecz w przypadku tego akurat szkoleniowca – dobre rezultaty to na ogół za mało.

CZYTAJ WIĘCEJ O CZESŁAWIE MICHNIEWICZU:

fot. FotoPyk

Najnowsze

1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
2
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Piłka nożna

1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
2
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
2
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Komentarze

73 komentarzy

Loading...