Reklama

Czego uczy nas kadencja Czesława Michniewicza?

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

22 grudnia 2022, 12:44 • 7 min czytania 91 komentarzy

Czesław Michniewicz nie będzie już dalej prowadził reprezentacji Polski, co – gdyby tylko spojrzeć na suche wyniki – byłoby decyzją niezrozumiałą. Awans na mundial był, utrzymanie w Lidze Narodów było, awans z grupy mistrzostw świata też był. Niemniej oczywistym jest, że nie można patrzeć na same rezultaty, a Michniewicz leci za wiele innych elementów swojej pracy. Skoro tak: należy wyciągnąć odpowiednie wnioski, by kolejny trener był już w stu procentach – albo choćby blisko środka tarczy – trafiony.

Czego uczy nas kadencja Czesława Michniewicza?

Przede wszystkim cieszy fakt, iż PZPN zdaje sobie sprawę, że ma czas. To znaczy nie jest to jakieś wielkie osiągnięcie, by spojrzeć w kalendarz i stwierdzić, że marzec nie jest pojutrze a za trzy miesiące, natomiast ostatnie posunięcia związku budziły obawy i o to. Tym razem jednak PZPN w komunikacie pisze słowami Kuleszy: Nasz wybór musi być przemyślany, dlatego nie będziemy deklarować konkretnych dat prezentacji selekcjonera.

Oby tak było, bo moment na wybór nowego sternika jest kluczowy. Wreszcie kończy się cykl, który zapoczątkował Zbigniew Boniek kuriozalną decyzją o zatrudnieniu Brzęczka. Potem Sousa nie miał czasu przed eliminacjami do mistrzostw świata i wcale nie tak wiele przed Euro, a jak Portugalczyk uciekł, to znów Michniewicz nie miał czas przed barażami na turniej. Żyliśmy w permanentnym niedoczasie, kiedy wiele innych reprezentacji spokojnie budowało swoją przyszłość, my tańczyliśmy z teraźniejszością w niezrozumiałym szale.

Ale – jako się rzekło – koniec z tym. Nie dość, że eliminacje startują za trzy miesiące, to jeszcze nasza grupa jest po prostu śmieszna. Można więc po pierwsze wprowadzić do tego zespołu nowe twarze, a po drugie wypracować styl, który będzie i przyjemniejszy dla oka, i korzystniejszy od tego zaprezentowanego na mundialu.

Nie potrzebujemy więc „wynikowca”, czyli trenera, który zrobi wynik, ale – brzydko mówiąc – po trupach. Potrzebujemy szkoleniowca, który będzie miał swoją filozofię, pasującą do naszych możliwości i który będzie ją potrafił cierpliwie wprowadzać. Nawet jeśli zacznie słabo, będziemy remisować, może nawet przegrywać, nie będzie miało to większego znaczenia, jeśli droga do stabilizacji na wyższym poziomie zostanie jasno wytyczona. Jeśli w tym wszystkim będzie sens i logika.

Reklama

Jednocześnie – czego uczy przygoda z Michniewiczem – potrzebujemy kogoś, kto będzie trzymał ciśnienie. Najzwyczajniej w świecie. Wbrew pozorom to wcale nie musi wskazywać na selekcjonera z zagranicy, bo taki Adam Nawałka – szczególnie w pierwszym okresie, przedmundialowym – jak najbardziej je trzymał. By kogoś takiego znaleźć, potrzebny jest dokładny research, gdybyśmy na przykład dziś mieli wybierać Michniewicza, wiadomo by było, że u tego szkoleniowca są z tym problemy.

„Selekcjoneroza” to ciężka przypadłość, która atakuje mocno, a poszkodowany w amoku buduje oblężoną twierdzę. Reprezentacja Polski – jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, drużyna wszystkich Polaków – nie potrzebuje takiej oblężonej twierdzy. Nie potrzebuje szkoleniowca, który na pytania nie po jego myśli będzie reagować jak obrażony i wbijać szpile jak opętany. Nie zmienia tego uśmiech na ustach – nie ma większego znaczenia, czy logiczne pytania są zbywane z radością na twarzy, czy z marsową miną.

A nawet jeśli ktoś uważa, że nastawienie selekcjonera wobec dziennikarzy nie jest tak ważne (choć ci są właściwie pośrednikiem między nim a kibicami), musi rozumieć, iż oddziałowuje to również na piłkarzy. Kolejnym wnioskiem jest więc ten, że po Michniewiczu potrzebujemy trenera, który w pierwszej kolejności skupi się na uwypukleniu naszych atutów, a dopiero potem – na ukryciu mankamentów. Michniewicz tę kolejność odwrócił i zapewne był do tego zmuszony przez brak czasu oraz kontuzje (Moder…), natomiast przekaz jaki szedł w Polskę, po prostu nie był najlepszy.

Nie było widać po selekcjonerze wielkiej wiary, że pracuje z naprawdę porządnymi piłkarzami, przez co potem tej wiary nie było widać na boisku. Tyle się mówi o stresie przed starciem z Meksykiem, bo piłkarze nie byli sobą, odskakiwała im piłka, między innymi stąd taktyka na lagę, ale też należy sobie zadać pytanie, czy Michniewicz okazał się wprawnym psychologiem, by ten stres zredukować?

Może już głupio wracać do słynnego meczu z Portugalią sprzed 16 lat za Beenhakkera, ale jednak – to nasz naczelny przykład w XXI wieku, co w sporcie oznacza mental. Holender przekonał przecież Grzegorza Bronowickiego, że może zatrzymać Cristiano Ronaldo. Michniewicz nie był w stanie przekonać dzisiejszych reprezentantów, iż można grać z najsłabszym od lat Meksykiem w piłkę i w ten sposób wygrać.

Reklama

A nawet przed meczem z Francją stan tej kadry był przygnębiający. Bo słusznie mówi Boniek w Przeglądzie Sportowym: O przegranej 0:2 z Argentyną w fatalnym stylu, dobra wiadomość napłynęła ze spotkania Meksyku z Arabią Saudyjską, jakby wszyscy zapomnieli, że wystarczył jeszcze tylko jeden gol dla Meksyku i byśmy odpadli. Ale wyszliśmy z grupy i pojawił się błąd, bo awansowaliśmy dzięki zbiegowi okoliczności, po słabej grze. Wtedy trzeba było powiedzieć: skończył się pewien etap, teraz, aby zostać pozytywnie ocenionym, trzeba wygrać następny mecz, obojętnie z kim zagramy. A poszła inna narracja: “Niczego już nie musimy, swoje zrobiliśmy” – to było totalnie błędne nastawienie, bo i z Francją trzeba było powalczyć o zwycięstwo.

A naszym zależało tylko na tym, by pokazać, że potrafią kopać w piłkę – i to się udało, muzyka była lekka łatwa i przyjemna, ale nie miałem wrażenia, że my za wszelką cenę chcemy wygrać. W 1982 r., po grupowych 0:0 z Włochami i Kamerunem, wygraliśmy 5:1 z Peru. Graliśmy dalej, ale przed spotkaniem z Belgią, która w 1980 r. była wicemistrzem Europy, a w 1986 została czwartą reprezentacją świata, powiedzieliśmy sobie, że musimy im “wp…ić” za wszelką cenę. Nie wyszliśmy z nastawieniem, że teraz już niczego nie musimy. Jak to nie musimy? Przecież rysowała się szansa na półfinał mundialu. Wygraliśmy 3:0.

Nie chcąc iść w jakiś tani coachingowy styl, to jednak selekcjoner musi pomóc budować pewność siebie piłkarzy (bo wciąż największą robotę mają do wykonania oni). I umieć wytłumaczyć, że jeśli mamy grać na przykład z kontry, to będziemy grać z kontry, bo jesteśmy w tym bardzo dobrzy. U nas było odwrotnie – mieliśmy grać z kontry, ponieważ w ataku pozycyjnym jesteśmy słabi. To niby detal, ale jednak taki, który może robić zasadniczą różnicę.

Wydaje się też, że nowemu selekcjonerowi przydałaby się też po prostu pomoc. Takiej można szukać w osobie dyrektora sportowego. Marek Koźmiński mówił u nas: – To jest normalne, że na takim stanowisku ustala się jakiś przekaz medialny, co mówimy, czego nie. Czasem ktoś mógłby go wyręczyć w wypowiedziach na pewne tematy. Michniewicz takiej pomocy nigdy nie miał, bo polska kadra nie ma od pewnego czasu kogoś, kto miałby na tyle silną pozycję, by o kwestiach organizacyjnych rozmawiać z dziennikarzami. Dla mnie to jest kuriozum, że trener musi się tłumaczyć, gdzie wylądował samolot. Przecież on jest od trenowania i wyboru składu, a nie od tłumaczenia, gdzie ląduje samolot i gdzie śpi żona piłkarza.

No bo faktycznie miało się wrażenie, że Michniewicz w tej kadrze odpowiedzialny jest za wszystko, brakowało już tylko tego, by tłumaczył, co piłkarze jedli na śniadanie, a co na kolację. Tak dłużej być nie może – trener odpowiada za skład, taktykę, nastawienie, ale nie za organizację zgrupowań. Dyrektor sportowy – tak jak kiedyś Tomasz Iwan – tej reprezentacji po prostu by się przydał. Ale i jego należy wybrać mądrze, a propozycje w stylu Tomasza Hajty, traktować tylko jako niespecjalnie śmieszny żart.

Czas z Michniewiczem powinien o tej kadrze powiedzieć nam naprawę dużo, bo znów: rzadko zwalnia się trenera, który ma wyniki. Ale jak widać reprezentacja to nie tylko wyniki, to wyprawa dla największych kozaków, ogromny przeskok z piłki klubowej, szczególnie tak małej, jak nasza. Na kadrę patrzą wszyscy, bo to nasze jedyne okno do wielkiego świata – zespoły z Ekstraklasy siedzą przecież w piwnicy i prędko z niej nie wyjdą.

I czas z Michniewiczem nie jest czasem straconym, ale można czuć spory niedosyt. Skoro więc wreszcie ten czas jest naszym sprzymierzeńcem, skoro mamy niezłe karty w dłoni, postarajmy się wreszcie dopiąć wszystko od A do Z.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. FotoPyK

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Bochniewicz: Chciałbym zagrać w Górniku, ale nie wiem, czy będzie mnie chciał

Szymon Piórek
0
Bochniewicz: Chciałbym zagrać w Górniku, ale nie wiem, czy będzie mnie chciał

Komentarze

91 komentarzy

Loading...