Reklama

LOTTO SuperLIGA. BKT Advantage Bielsko-Biała wygrywa!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

10 grudnia 2022, 20:43 • 5 min czytania 1 komentarz

Byli faworytami i – mimo pewnych problemów – sprostali tej roli. Po sześciu rozegranych meczach wygrali 4:2 z ekipą CKT Grodzisk Mazowiecki, a co za tym idzie: triumfowali też w pierwszym, historycznym sezonie LOTTO SuperLIGI. I to oni będą w 2023 roku bronić mistrzowskiego tytułu. BKT Advantage Bielsko-Biała może dziś świętować. Drużyna z południa kraju jest najlepsza w Polsce.

LOTTO SuperLIGA. BKT Advantage Bielsko-Biała wygrywa!

Faworyci

Właściwie nawet przed startem ligi wiadomo było, że to ekipy z Grodziska i Bielska-Białej będą głównymi kandydatami do wygranej w całej lidze. Już wtedy obie miały mocne składy, a Aleksander Panfil – prezes drużyny KT Kubala Ustroń, z którą bielszczanie grali w 1. kolejce – mówił nam:

– Nie ma co ukrywać, że już po losowaniu zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie bardzo trudny mecz. Muszę też dodać, że mamy, oczywiście, zakontraktowanych wielu zawodników, ale to też nie tak, że narzucamy każdemu z nich konkretnie, kiedy ma przyjechać. Oni wybierają to wszystko pod kątem swoich startów i mówią nam, kiedy będą. Więc to, o co gramy w danym spotkaniu, zależy też po części od tego. Choć liczymy na Final Four. Fajnie byłoby się tam znaleźć, jednak od początku zakładaliśmy, że mecze z Bielskiem i Grodziskiem Mazowieckim trudno będzie nam wygrać – mówił Panfil.

Ustroniacy zresztą faktycznie do Final Four weszli, ale wczoraj przegrali w meczu z warszawską Merą i zajęli czwarte miejsce. Za to CKT i BKT – zgodnie z przewidywaniami Panfila – okazały się najlepsze w lidze. To zresztą nie może dziwić, obie drużyny w międzyczasie jeszcze się wzmocniły, bo przed Final Four trwało okienko transferowe (15-25 listopada). Z niego najlepiej skorzystali bielszczanie, którzy w fazie zasadniczej z Grodziskiem przegrali. W listopadzie jednak nieźle się wzmocnili.

Reklama

Na finały BKT pojechało z szóstką(!) nowych zawodników. Na dziesięć osób w składzie.

Jak pisaliśmy: “Brzmi to ryzykownie, ale efekt jest  taki, że ekipa z Bielska ma w swoim składzie aż sześć osób z najlepszej setki rankingów WTA i ATP, w tym trzy z TOP 50. A do tego dochodzą przecież wspomniana Kawa, jest też Maja Chwalińska (choć wracająca po kontuzji), czy zawodniczka z czwartej setki singlowego zestawienia, ale 97. w deblowym – Jesika Malečková. W dodatku ona akurat ma dodatkowy atut, bo doskonale rozumie się z Kasią Kawą, z którą grywała w debla również poza LOTTO SuperLIGĄ”.

Jak się okazało, ryzyko w pełni się opłaciło. Bielsko okazało się najlepszą ekipą ligi. A finały były emocjonujące, choć… dwa mecze zakończyły się zdecydowanie inaczej, niż chcieliby tego fani.

Sześć spotkań pełnych emocji

W Zielonej Górze dostaliśmy dziś właściwie pełen wachlarz emocji. Był smutek, była radość, ale też niepokój – głównie o zdrowie. Dwa mecze zakończyły się bowiem kreczami. Przede wszystkim zaniepokojeni mogli być bielszczanie, gdy ich lider, Emil Ruusuvuori, sprowadzony zresztą specjalnie na finały, zszedł z boiska przy 4:4 w I secie meczu z Kacprem Żukiem. Powiedział, że przeprasza, ale po prostu nie może ryzykować. Potem w studiu LOTTO SuperLIGI wytłumaczył, że w przeszłości zmagał się z kontuzją mięśnia i dziś poczuł ból w dokładnie tym samym miejscu.

A że sezon za pasem, to odpuścił. Mądrze, choć dla Bielska był to problem.

Reklama

Bo przegrywali wtedy 1:2. Wcześniej w singlach kobiet mieliśmy małą niespodziankę, gdy Dalma Galfi po super tie-breaku ograła Katarzynę Kawę. Niespodziankę, bo Kasia w drugim secie (pierwszego przegrała) wygrała do zera, a poza tym była liderką ekipy z Bielska w fazie zasadniczej, gdy nie przegrała nawet meczu, a grała ich sześć. Dziś jednak uległa. Punkt straty w kolejnym meczu odrobiła jednak sprowadzona na finały Petra Martić, która szybko i łatwo ograła Terezę Martincovą. Petra mówiła potem zresztą, że o ile przedwczoraj (w półfinale) grało jej się kiepsko, o tyle dziś przyzwyczaiła się już do nawierzchni, dobrze serwowała i była zadowolona z tego, jak potoczył się jej mecz.

Potem jednak skreczował Ruusuvuori, ale… niedługo potem to samo zrobił Maks Kaśnikowski, który podkręcił sobie kostkę. Z Jirim Lehecką zagrał ledwie cztery gemy. Zrobiło się więc 2:2 i o wszystkim miały decydować deble. W tym kobiet lepsza w dwóch setach – choć wyrównanych i zaciętych okazała się para Martić/Noskova. Było więc 3:2 dla BKT i po raz pierwszy w całym meczu ekipa z Bielska wyszła na prowadzenie. Ale w szóstym meczu można było oczekiwać wygranej pary z Grodziska. Bo w jej szeregach znaleźli się dwaj specjaliści od debla – Łukasz Kubot (dwukrotny mistrz wielkoszlemowy) i Jan Zieliński, aktualnie zawodnik z szerokiej światowej czołówki gry podwójnej.

A jednak przegrali. W trzech setach lepsza od nich okazała się para Lehecka/Machac i to oni zapewnili Bielsku mistrzostwo LOTTO SuperLIGI. Historyczne, bo w jej pierwszym sezonie.

A jaki to był sezon?

Krok do przodu

Zadowalający. Owszem, da się dostrzec w całych rozgrywkach rzeczy do poprawy – komunikacja w social mediach bywała… niewystarczająca. System wyników też pewnie da się udoskonalić. Niektóre kluby również zdawał się za słabo angażować w promocję. Ale to pierwszy rok, to wszystko da się zrozumieć, dla wielu ekip to zupełnie nowa sytuacja. Pewnie będą się rozwijać wraz z rozwojem samej ligi.

A plusy?

Przede wszystkim – kurczę, to miało swój rozmach. W Final Four zagrało sporo zawodników i zawodniczek z TOP 100 rankingu, a kilku nawet z TOP 50. Zjawiła się spora część polskich graczy z czołówki. Zabrakło tylko tych najlepszych – Huberta Hurkacza, Igi Świątek, Magdy Linette (choć ona była w składzie jednej z ekip, ale ta nie weszła do fazy finałowej, możliwe, że wtedy by zagrała) i Kamila Majchrzaka (który grał jednak w fazie zasadniczej w barwach CKT, a z Final Four miałby dodatkowe problemy – niedawno jego test dopingowy dał pozytywny wynik).

Na trybunach przy okazji kolejnych meczów zjawiało się nieco osób, były wywiady, cała otoczka, transmisje w telewizji. Przypomnijmy: to pierwszy sezon, liga jeszcze nie wypracowała odpowiedniej reputacji, ale start był z przytupem – ba, zawodnicy z Czech czy Niemiec (gdzie rozgrywki ligowe istnieją od lat) podkreślali, że wygląda to równie dobrze, jak u nich. A ci z Polscy, którzy grywali w innych krajach, mówili, że nawet lepiej.

Teraz zarząd ligi czeka pół roku pracy, by kolejny sezon przebił pod względem oprawy ten. Ale pamiętajmy, że LOTTO SuperLIGA to nie tylko same rozgrywki, a też rozwój infrastruktury, szkolenia, profesjonalizacja klubów i trenerów. Wszystko, co ma służyć ostatecznie polskiemu tenisowi. A żeby ocenić takie efekty, potrzebny będzie zapewne nie rok, a pięć, sześć, może nawet dziesięć lat.

Oby okazało się, że te są bardzo pozytywne.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...