Polska uniknęła blamażu, można sobie nawet wyobrazić, że to spotkanie potoczyłoby się dla niej lepiej. Selekcjoner może pokazywać niektóre akcje z pierwszej połowy i mówić, że jego drużyna ma też bardziej ofensywną twarz. Ale to broń obosieczna. Bo na podstawie meczu z Francją da się też obronić tezę, że Polska naprawdę ma potencjał, którego nie wykorzystuje.

Każdy kibic zna ten irracjonalny mechanizm w swojej głowie. Na tydzień przed meczem z bardzo silnym rywalem nie ma się żadnych złudzeń co do wyniku i marzy się tylko o honorowej porażce. W poranek dnia meczowego pojawia się nieśmiała myśl, że może akurat ten jeden raz na dziesięć się uda. A gdy piłkarze wchodzą na murawę, zaczyna się w to święcie wierzyć, przez co po nieuniknionej porażce znów zostaje się z uczuciem rozczarowania. I ze złością na samego siebie, że człowiek znów dał się owładnąć własnym złudzeniom oraz przyrzeczeniem, że zdarzyło się to ostatni raz. Ale przy kolejnym meczu cykl zwykle się powtarza.
Przed starciem Polski z Francją jednak nawet przy odgrywaniu hymnów trudno było się oszukiwać. Przepaść między obiema drużynami wydawała się zbyt duża, by w ogóle wyobrażać sobie jakąś niespodziankę. Brakowało fantazji, by nakreślić scenariusz, który mógłby doprowadzić do wyeliminowania przez Polaków mistrzów świata. Gdyby rywale bazowali na jednej wybitnej jednostce albo jakimś określonym sposobie gry, można by jeszcze liczyć, że uda się go jakoś zneutralizować. Jednak przy niesamowitej różnorodności i wachlarzu francuskich możliwości, ekstremalnie trudno było znaleźć punkt zaczepienia do optymizmu.
Tym bardziej zaskakujące było to, co działo się w pierwszych czterdziestu minutach spotkania, gdy zastosowanie znalazła jedna z najbardziej wyświechtanych, ale jednak prawd futbolu, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Z całego repertuaru sposobów, w jaki Francuzi mogli rozegrać ten mecz, wybrali akurat taki, który pozwolił Polakom się łudzić. I na którym mogli się nawet przejechać. O ile przed meczem trzeba było dużej fantazji, by wyobrazić sobie, jak Polska miałaby ten mecz wygrać, o tyle po nim można już sobie wyobrazić alternatywną rzeczywistość, w której to zawodnicy Czesława Michniewicza meldują się w ćwierćfinale. Prawdopodobieństwo takiego przebiegu meczu nie było wysokie, ale jednak istniało.
Bierni rywale
Francuzi postanowili wykorzystać to, co dla wszystkich na świecie po trzech meczach tego mundialu było ewidentne: Polacy nie lubią mieć piłki przy nodze i nie wiedzą, co z nią zrobić. Najchętniej okopywaliby się w okolicach własnego pola karnego i tylko wybijali piłkę. Zawodnicy oraz trener zapowiedzieli inną grę w 1/8 finału, więc kolejny futbol na nie, jak w meczach z Meksykiem i Argentyną, nie wchodził w grę.
A rywale właśnie to postanowili wykorzystać: zaprosić Polaków do rozgrywania, pozostawić im złudzenie kontroli nad meczem, a samemu wbiegać w pozostawiane przestrzenie za plecami polskich obrońców. Francuzi bronili w sposób bierny, zdezorganizowany, Olivier Giroud i Kylian Mbappe w ogóle nie doskakiwali do rozgrywających polskich stoperów, Ousmane Dembele niechętnie wspomagał Julesa Kounde w obronie. Do tego sprawiali wrażenie zdekoncentrowanych. Źle weszli w mecz i nawet po przechwycie piłki rozgrywali ją gorzej, niż potrafią. Nie przeszkodziło im to stworzyć jednej stuprocentowej sytuacji (pudło Giroud z kilku metrów), ale dało się dostrzec, że oddanie kontroli nad meczem poszło o krok za daleko.
Reżyser Zieliński
Słabym punktem francuskiego planu było to, że okazało się, że to nie jest wcale tak, że Polacy kompletnie nie potrafią rozgrywać i zupełnie nie wiedzą, co zrobić z piłką. Ustawienie Piotra Zielińskiego w środkowej strefie, w roli środkowego pomocnika, a nie podwieszonego napastnika czy fałszywego skrzydłowego, a co najważniejsze, częste przekazywanie mu piłki, sprawiło, że polska gra nabrała większej ogłady. Tak dzieje się zawsze, gdy Zieliński często ma piłkę przy nodze, a nie jest zmuszony do biegania za nią albo patrzenia, jak przelatuje mu nad głową. Obecność Sebastiana Szymańskiego i zagrania Jakuba Kiwiora sprawiały, że nagle Polacy byli w stanie wykonać kilka podań, a nawet dostać się w okolice pola karnego. W żadnej z pięciu najczęstszych kombinacji podań tym razem nie było Wojciecha Szczęsnego.
Potrójna szansa
Lepsza gra z piłką przy nodze doprowadziła wreszcie do idealnej sytuacji. Po bardzo ładnej akcji z odrobiną szczęścia przy podaniu od Bartosza Bereszyńskiego Zieliński miał okazję przypominającą rzut karny. Nie wykorzystał jej, nie udało się też wepchnąć piłki do bramki z dwóch dobitek. Już wcześniej Polacy mieli kilka obiecujących akcji, których nie udało się wykończyć przez złe decyzje chaotycznego dziś Roberta Lewandowskiego — strzał z dystansu zamiast prostopadłego podania, a później rozgrywanie zamiast strzału — ale ta szansa była kluczowym momentem: gdyby udało się ją wykorzystać, bierność Francuzów i oddanie inicjatywy zostałoby skarcone. Można gdybać, że w takiej sytuacji mecz mógłby się potoczyć w inną stronę.
Atuty i deficyty
Ta bodaj najlepsza faza Polaków pozostawia poczucie straconej szansy, ale nie w kontekście tego meczu — nawet gdyby udało się ją zakończyć golem, Francuzi pewnie i tak by wygrali, zbyt dużą mają przewagę w umiejętnościach — lecz całego turnieju. Bo ta faza potwierdziła to, co wiele osób podejrzewało — że ta drużyna mogłaby grać inaczej. Że nie jest złożona wyłącznie z zawodników, którzy nie potrafią. Jednocześnie było przy tym widać, że nie jest łatwo nauczyć się dobrej gry atakiem pozycyjnym z dnia na dzień, gdy ćwiczy się ciągle coś zupełnie innego i wmawia się sobie, że trzeba grać tylko bezpiecznie.
Polacy próbowali często diagonalnych przerzutów, które niewiele dawały, ale nie wykorzystywali przestrzeni w środku i między liniami, którą Francuzi im zostawiali. Zieliński brał grę na siebie, na co przyjemnie się patrzyło, ale jednocześnie inni, jak Grzegorz Krychowiak, unikali inicjatywy jak ognia. Było w tym spotkaniu mnóstwo momentów, w których Krychowiak, zamiast próbować odwrócić się i sprawdzić dostępne opcje, natychmiast odgrywał do tyłu. Albo takich, w których Glik, zamiast stworzyć opcję do krótkiej gry Szczęsnemu, ustawiał się tak, że bramkarz musiał zagrywać długie podania. W ofensywie Matty Cash podejmował już znacznie gorsze decyzje niż w grze obronnej. A Jakub Kamiński pokazał, że na tym poziomie, bazując głównie na szybkości, nie jest w stanie zrobić różnicy, zwłaszcza gdy gra na przynajmniej równie szybkiego obrońcę, jak Theo Hernandez. Deficyty w różnych częściach zespołu przy takiej grze były aż nadto widoczne.
Grzech pierworodny
Z drugiej jednak strony, można się zastanawiać, czy gdyby zespół już wcześnie nastawił się na granie w piłkę, a nie tylko przeszkadzanie, gdyby trener przy powołaniach dobrał zawodników mających więcej atutów z piłką przy nodze niż bez niej, gdyby przy wyborze składu było przyzwolenie na wstawienie w miejsce Glika stopera lepiej czującego się z piłką przy nodze, a w miejsce Krychowiaka kogoś, kto jak nawet Krystian Bielik, stara się z piłką przy nodze robić coś więcej, niż tylko oddać do najbliższego, deficytów nie byłoby dziś mniej, a w drugiej połowie, przy konieczności gonienia wyniku, nie byłoby więcej argumentów. Być może odważniej grający zespół w ogóle nie wyszedłby z grupy. Ale być może ten zespół miał grzech pierworodny, którym było przesadne nastawienie na defensywę. Tego się już nie dowiemy.
Seria drobnych pomyłek
Powodem tego, że takie rozważania trzeba ostatecznie snuć dzisiaj, a nie za kilka dni, było otrzeźwienie, które nastąpiło we francuskim zespole po tamtej potrójnej szansie dla Polski. Francuzi tuż przed golem mieli pierwszy w tym meczu moment, w którym dłużej wymienili piłkę, zmieniając strony ataku. Poczuli się pewniej i błyskawicznie wykorzystali błędy w ustawieniu polskiej obrony. Glik opuścił swoją strefę, próbując przeczytać grę i uwolnił przestrzeń, w którą wbiegł Giroud. Kiwior był blisko napastnika Milanu, ale nie pobiegł za nim do końca akcji. Bereszyński złamał linię spalonego, Cash nie doskoczył do zagrywającego Mbappe, Szczęsny zaś, spekulując, że napastnik przyjmie sobie piłkę bardziej do przodu, wyskoczył z bramki, też nie będąc ustawionym optymalnie. Cała defensywa w komplecie może się czuć współodpowiedzialna za tego gola. A gdyby choć jeden z jej członków zachował się lepiej, być może udałoby się dotrwać z bezbramkowym wynikiem do przerwy.
Radar Glika
Francuzi mieli, czego potrzebowali, ale do 74. minuty nie byli w stanie podwyższyć prowadzenia. Choć Polacy nie potrafili wykreować groźnych sytuacji, wynik wciąż był na styku, co z perspektywy faworyta rodziło jakieś ryzyko niepowodzenia. Zawodnicy Michniewicza nadziali się jednak na kontratak wyprowadzony przez Dembele, za którym w spacerowym tempie wracał Bielik, wprowadzony przecież chwilę wcześniej. Być może, gdyby ruszył na własną połowę z większym przekonaniem, zdołałby przeciąć podanie do Mbappe. Znów nie najlepiej przy golu zachował się Glik, który bardzo mocno zszedł do środka, do strefy, w której nie pilnował nikogo, zostawiając za plecami mnóstwo przestrzeni dla Mbappe.
Żadna drużyna, nawet goniąc wynik, nie może sobie pozwolić na to, by piłkarz tej klasy, nieatakowany przez nikogo, trzy razy poprawił sobie piłkę w polu karnym, starannie ustawił ją sobie na 15. metrze, jakby wykonywał rzut wolny, tyle że bez muru. Glik nawet po takim czasie nie doskoczył do piłkarza PSG, tylko schował ręce za plecy i wykonał próbę bloku, stojąc metr od gwiazdy Francuzów. Nic dziwnego, że po czwartym kontakcie francuskiej gwiazdy z piłką, Szczęsny musiał wyciągać ją z siatki. Podobną próbę bloku na alibi stoper Benevento podjął zresztą przy drugim golu Mbappe, a trzecim dla Francji. Dopóki Polacy na tym turnieju skupiali się na obronie pola karnego, weteran jeszcze jakoś sobie radził. Gdy jednak trzeba było bronić na większej przestrzeni, zagrał już znacznie słabiej.
Dobre wejście Grosickiego
Gola na otarcie łez Polacy strzelili po dośrodkowaniu Kamila Grosickiego, którego wejście należy ocenić bardzo pozytywnie. W krótkim czasie zrobił więcej niż większość polskich skrzydłowych na tym turnieju. Kamiński przeciwko Francji nie był w stanie zrobić żadnej różnicy, ale i tak prezentował się lepiej niż Nicola Zalewski, którego chyba przytłoczyła ranga turnieju i który nie pokazał żadnych atutów. Przemysław Frankowski imponował błyskawicznymi powrotami do obrony, po których było widać, że to zawodnik na co dzień grający jako wahadłowy. Stanowił w meczu z Francją nieocenione wsparcie dla Bereszyńskiego przy próbach neutralizowania Dembele. Ale w ofensywie Grosicki po raz kolejny okazał się dla reprezentacji pożytecznym piłkarzem. Polacy mogli dzięki niemu skorygować wynik na wyglądający trochę lepiej, a przy tym pożegnać się z turniejem strzeleniem gola.
Błędne założenie
Michniewicz meczem z Francją dostał alibi, bo na jego przykładzie może pokazać, że kadra nie gra tylko defensywnie i potrafi też pokazać z silnym rywalem inną twarz. Kibice, którzy obawiali się blamażu, mogli odetchnąć z ulgą. Dostali kilka momentów odważniejszej gry, które sprawiły, że Polska odpadła jak normalny zespół w starciu z silniejszym rywalem, a nie jakieś pośmiewisko niepasujące do towarzystwa.
W takim razie wszyscy zadowoleni? Nie do końca, bo można by spytać, czy naprawdę nie można było chociaż zalążka tej gry z pierwszej połowy pokazać choć trochę wcześniej? Bo przedmeczowe założenie sztabu Francji jednak okazało się błędne: Polacy, gdy odda się im piłkę, czasem jednak wiedzą, co z nią zrobić. Wcześniej po prostu tego nie chcieli.
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:
- Odpadliśmy z Francją, ale dziś zagraliśmy w piłkę
- Robert Lewandowski nie jest szczęśliwy
- Nie jesteśmy skazani na niski pressing. Jednak możemy grać odważniej
Fot. FotoPyK
Widzę,że Zeszło będzie teraz brać aż po kule aby wybielic telefoniste. Lewy zły, piłkarze źli, wszystko źle tylko Cm711 cudowny.
pocałujcie mnie w d…nie usunę adblocka.
Zgadzam sie
zapomniales sie przelogowac
Gdzie ty widzisz w tym artykule wybielanie Michniewicza?
Pogonić dziada, tylko to może dać jakąś nadzieję na przyszłość. Tylko, że tego dziada zatrudnił akurat sam prezes Kulesza, trudno będzie… a Boniek ( innego dziada wcześniej zatrudnił ) już się wymądrza…
O czym te dyskusje skoro z miejsca wiadomo, że Cześnik > Luis Felipe Scolari?
Tylko polskie przegrywy potrafia sie cieszyc z przegranej. Taki juz nasz narod – wszyscy zagraniczni eksperci nas krytykuja, komentuja „z czego wy sie cieszycie, przeciez dostaliscie trojke i odpadliscie”. To nasza mentalnosc jest problemem! Po co my swietujemy co roku np powstanie warszawskie? Przeciez je PRZEGRALISMY! Narod przegrywow i minimalistow…W kazdym innym kraju trener po takich mistrzostwach zostalby zwolniony. Tyle. Czekam na minusy od przegrywow he he
Zgadzam sie z Toba w 100%
Masz rację !
Polskie DNA, to celebrować różnorakie wpierdole, które w ramach owej celebracji są przerabianie na moralne zwycięstwa.
Rzeczy samej
byłeś kiedyś w Rosji? 😀 .. pojedź i zobacz na czym polega „celebracja” faktycznego zwycięstwa, tam poza „dumą” nie masz nic. oni poza centrum nadal żyją jak w średniowieczu
wyborcza i „pedagogika wstydu”
Jasne, najlepiej być jak kameleon: przychodzą brunatni – naciągnąć brunatną skórę, przychodzą czerwoni – czerwoną. Każą tańczyć na rozpalonym żużlu – zatańczyć, naplują w gębę, kameleon podziękuję za opady deszczu. Ach, życie kameleona w klatce jest piękne.
płytkie to twoje myślenie odnośnie powstania. geopolityka dla ciebie nie istnieje, dlatego skup sie tylko na piłce. poza tym nie wszyscy tak myslą jak przedstawiłeś, to że ty z kims takim żyjesz nie znaczy że wszędzie tak jest.
Piękne podsumowanie polskojęzycznych postsowieciarzy zza Konina.
Super,że wróciłeś 🙂
Koledzy z Cracovii, ŁKS i Arki poczuli się docenieni, że o nich piszesz…
A ty już po próbie chóru?
Po blachach na Malczanie (oraz podpisie w lewym dolnym rogu) widać, że obraz przedstawia czas schyłkowego PRL-u. Z jednej strony bieda i nadciągający ostateczny krach sztucznie utrzymywanego od niemal 40 lat patologicznego systemu. Z drugiej – gdzieś na horyzoncie zaczyna już majaczyć zmiana. Wejście w nową rzeczywistość nie będzie jednak łatwe – i rodzice dobrze o tym wiedzą. Podskórnie wyczuwają, że pomimo lat walki o lepsze jutro, najpewniej to nie oni będą jej beneficjentami.
Czy odczuwają zawód, rozczarowanie? Bez wątpienia. Zamknięte oczy Matki zdradzają wyczuwalną tęsknotę za 'czymś więcej’. Myśli kobiety wybiegają daleko, poza granice czasu i przestrzeni, wymykając się siermiężności socrealistycznego 'tu i teraz’. Jej strój, makijaż i typ urody sugerują ponadprzeciętną wrażliwość, pragnienie piękna. Czerń sukni nie tylko wpisuje się w ten wizerunek, ale w tym kontekście także dość bezpośrednio symbolizuje żałobę – za tym, czego jej samej nie będzie już dane przeżyć. Jej czas minął, splatając się nieszczęśliwie z okresem narodowej smuty, odzierającej ją z resztek kolorowych marzeń.
Rozterki Ojca – poczciwego człowieka pracy – dotyczą zapewne nieco innych kwestii, ale mają w gruncie rzeczy tożsamy, fatalistyczny charakter. Mężczyzna sprawia jednak wrażenie bardziej pogodzonego ze swoim losem. Jego spojrzenie nie zdradza silniejszych emocji. Jest w nim wręcz coś potulnego, niemal owczego. To najpewniej wynik obrania odmiennej filozofii życiowej. Przeciwnie do głęboko humanistycznego i indywidualistycznego podejścia Matki, pragmatyczny Ojciec zdaje się wierzyć (lub przynajmniej – akceptować), że to ogólny porządek świata determinuje ambicje i namiętności jednostki, a nie na odwrót. Jest w tym pewien konformizm, bierność, ale czy aby na pewno można go za to winić? To, co dla przywódców i wszelkiej maści liderów byłoby niewybaczalnym grzechem, dla szarego człowieka socrealizmu, pozbawionego tych przymiotów, jest bowiem podstawową strategią przetrwania. I tak jak ta życiowa 'gra na alibi’ może frustrować idealistów (nie wyłączając samej Matki), tak jednocześnie pozwala ona zachować siły i energię na walkę o to, na co realnie ma się wpływ.
O przyszłość swoich dzieci.
Dziewczynka jest centralną postacią tej kompozycji. Jest silna, uśmiechnięta, jej oczy patrzą pewnie w przyszłość. To wokół niej orbitują figury obojga rodziców, cedując na nią zasoby swojej własnej życiowej energii. Kiedyś tak karmione słońce ostatecznie pochłonie, ale czyż nie tak wygląda cykl życia?
Masz zatem rację. Jest w tym obrazie wiele piękna, choć posmak ma słodko-gorzki, jak na słowiańską sztukę przystało.
Ale ty rozumiesz, ze 1 sierpnia to nie jest „świętowanie powstania” ? Rozumiesz prawda ?
nie rozumie. 11 listopada też nie wie, czemu idziemy na marsz
On ciągle tylko „lecę na piwo” i „lecę na piwo”. Co taki może rozumieć, jeśli poza tym nie ma na nic czasu?
polskie przegrywy to ci ogladający się ciągle na to co powie zagranico. Tacy jak ty
wszyscy pierdolicie glupoty, to ze w pilce tak jest to nie znaczy ze w kazdej dziedzinie zycia…..
Hmmmm…po 89 jakos to zaczelo wygladac…wejscie do NATO…UE…pojednanie z Niemcami….NIEMCAMI…byly orawdziwe sukcesy…a nie celebrowanie klesk…ale upiorny dziadyga doszedl do wladzy…z jego banda nieudacznikow/hochsztaplerow…I wrocilo stare…
PZPN powinien głębiej sięgnąć do kieszeni i w trybie pilnym podpisać umowę z Joachimem Lőwem. Polska myśl szkoleniowa nie ma żadnej przyszłości i jeżeli będziemy nadal uparcie stawiać na rodzimych trenerów to w przyszłości czeka nas jeszcze większy wstyd niż na katarskim turnieju.
Zapomnij. Zagraniczny szkoleniowiec:
1) Nie dałby sobie wejść na łeb
2) Krytykowałby poziom zarządzania polską kopaną
3) Nie dałby sobie wcisnąć zawodników agenta X
4) Nie dałby się manipulować władzom PZPN
5) Chciałby pracować na swoich warunkach i mieć dowolność w dobieraniu sobie ludzi
Wynik jest prosty. Leśne dziadersy nie pozwolą niszczyć swoich interesów, więc będzie Probierz albo inny beton, którym łatwo będzie sterować i który będzie siedział cicho.
Niemca, to sam sobie zatrudnij, do wąchania… niekoniecznie koki…
pochettino, labbadia, de boer, ten z belgii…
tylko nie joachim – chcesz serio goscia ktory wydobywal sobie cos z dupy i wkladal sobie to do ust????
zagraniczny musi byc….. ale nie loew
Marcelo Bielsa
Niech od razu z Kataru baleron wypierdala. Najlepiej innym samolotem, najlepiej w innym kierunku
Kurwa . Mogles napisac jeszcze z 20 stron. Czy im sie wydaje ze im dluzszy tekst tym sie go lepiej czyta? Chuja prawda. Nie polecam
Lewy wypracował wszystkie gole na tych mistrzostwach. Nie strzelił karnego, którego zdobył chyba siłą woli. Nie był to jego turniej, a jednak wszystko co dobre było dzięki niemu. Nie Czesławowi. Zapewnił grubemu awans, a teraz wylewacie na niego wiadro pomyj bo odważył się wystąpić przeciwko namaszczonemu przez was „selekcjonerowi”. Janusze to dadzą się nabrać jak jedziecie po Krychowiaku. Tu idziecie po bandzie. Dno. Dno. Dno.
Awans zapewnił Szczęsny. Gdyby nie jego obrona i forma to te strzelone gole na nic, by się zdały.
Interpunkcja, kurwiu!!!
Ja pierdole…. KURWIU …… Skonczyles szkołe podstawową zaocznie czy też matka swiniaka przyniosła do dyrektora ?
Prawda jest taka że Jerzego Brzęczka po takim turnieju by zagryźli medialnie, ale skoligacony z reaktorem nadrzędnym Czesław jest nietykalny. Podwykonawcy KS Weszło, ograniczą się tylko do delikatnej polemiki, co by było gdyby i chwaleniu taktyki przerżniętego meczu, piłkarzami którzy potrafią jednak coś więcej niż tylko wykopywać piłkę z własnej połowy.
Właśnie dlatego polska piłka to takie szambo. Kumple od kielicha budują narrację wokół tak ważnych osób jak selekcjoner kadry. Wiadomo, ze go nie ruszą, bo po pierwsze wspólna gorzała, a nawet jakby któryś się odważył, to grubas ma na nich mnóstwo haków.
problem z michniewiczem jest właśnie taki, że jest szansa, że taki brzęczek, który był trenerskim zerem jeżeli chodzi o doświadczenie przed kadrą, mógłby zrobić podobny wynik. to na chuj ten michniewicz skoro nie jest lepszy. kolejny argument za tym, żeby mu podziękować, bo nie zdał
Cóż powiedzieć. Michniewicz zachował się jak Smuda za najlepszych czasów ” Co tam słychać Panie Trenerze? – A nic. Bez zmian”
Minutę po golu na 2:0 powinny być zmiany a wśród nich Grosicki. Jaki był sens czekania do 87 minuty przy przegrywanym meczu??? To chyba tylko Michniewicz wie ale nie wiem czy ktokolwiek zada mu takie pytanie. Pozostali trenerzy na MŚ od razu reagowali na wynik na boisku.
Grosickiego też nie wpuścił żeby ten gonił wynik tylko żeby odhaczył występ na Mundialu xD A Grosik zrobił psikusa i się pokazał z dobrej strony 😀
Przecież on wpuscił Bednarka i Grosickiego żeby sobie zagrali na mistrzostwac jakieś minuty. On już nie wierzył, że można coś ugrać. Podejrzewam, że Grosik był wręcz wkurwiony.. Czesiek wyjazd!
Prawda jest prostsza niż „on nie wierzył”. Chłop nawet nie interesuje się piłką nożną, ale jest Dyzmą ze znajomościami. Po prostu na weszło nie poczytasz o jego kompromitacjach takich jak odprawa na MŚ polegająca na pokazywaniu instagramów piłkarzy przeciwnika, albo jak przed meczem ze Szwecją obawiał się Ibrahimovicia, który siedział skłócony z kontuzją na ławie.
Bo to jest trener ekstraklasowy a nawet pierwszoligowy bo w ekstraklasie bez fryzjera to on nie istniał
Nie ma co już pierdolić o tym meczu. Przegraliśmy w 1/8 już po losowaniu i pokazaniu pechowej drabinki. Każdy chyba był świadomy, że to nastąpi. Jeśli ktoś miał nadzieje na 9 pkt w grupie i mecz z Australią w 1/8, to powinien zastanowić, czy nie żyje w świecie marzeń, mchu i paproci.
jakich marzeń? porażka Argentyny z Arabią dąła nam autostradę do meczu z Australią. Nie potrzebowaliśmy już do tego 9 punktów
wyobraźmy sobie zatem, że Lewy strzela karnego z Meksykiem tak jak zazwyczaj i że dowozimy 1-0 do końca. Wygrywany z AS 2-0, mamy 6 pkt i 3-0 w bramkach. Argentyna po dwóch meczach ma 3 pkt i 3-2 w bramkach. Mecz z Albicelestes kończy się planowo 0-2, czyli zostajemy z 6 pkt mając w bramkach 3-2, a Argentyna – też 6 pkt, za to w bramkach 5-2. I kto awansuje 1 pierwszego miejsca?
można też pogdybać ,że przy dobrym trenerze i wyciśnięciu z tej kadry maxa np remisujemy z argentyna i twoje wyliczenia idą w łeb.
Tak chujowo jak z Argentyna nie zagral by zaden trener. Po drugie zeden trener nie bylby takim durniem i nie zestawil by tak obrony i srodka pola. A z Argentyna mozna bylo zremisowac,skoro dalo sie z Hiszpania, a Hiszpania grala duzo lepiej.
Autostradę? Powiedzmy nawet – choć to raczej twój mokry sen – że wygrywamy z Meksykiem. Wtedy Argentyna gra z nami z nożem na gardle (tak jak zresztą grała) i chcąc uniknąć Francji musi strzelić – powiedzmy – cztery. Naprawdę myślisz że nie dałaby rady?
No i oczywiście wygrana z Australią to też raczej nie z tym trenerem…
A próbowaliśmy chociaż z wiarą pograć z Francją? Odnoszę wrażenie że przewodnia myśl Wieprza na mecz z Francuzami to żeby pogromu nie było i może jeszcze cos się odbije zrykoszetuje i wpadnie. Ta drużyna ma DNA Wieprza i długo się go nie pozbędzie.
Starczyło, by pan najlepszy napastnik wszechświata i okolic strzelił karnego z Meksykiem… Do meczu z Argentyną przystępowalibyśmy z pozycji lidera i ze świadomością, że rywal ma nóż na gardle…
Francja to kolonialny kraj i na tym buduje potęgę piłkarską. Największe gwiazdy pochodzą głównie z Afryki lub innych miejsc. Ciężko rywalizować z takim potworem. Nasi to jedna z nielicznych reprezentacji Europejskich zachowujących swoją tożsamość, ale nigdy nie dogonimy Anglii czy Francji.
To fakt, Afrykanie wyparli Arabów z reprezentacji Francji.
twój sposób myślenia wyklucza jakikolwiek postęp w jakiejkolwiek dziedzine-masz mentalność czesia……,pierwsza część wywodu ok-ale trzeba walczyć o swoje i myśleć pozytywnie,gdyby wszyscy tak myśleli to nie byłoby niespodzianek itd
Oczywiście że tak, ale ciężko. Chorwacja pokazuje że można, strach pomyśleć co by taka Jugosławia mogła wyczyniać.
Japonia ograła potęgi incydentalnie i w innych okolicznościach, na razie w szerszej perspektywie nic na arenie międzynarodowej nie wygrali.
Powiedz to Japonii ogrywajacej niemcow i hiszpanow
Jak słyszę to smutnawe polskie pierdolenie „ale przynajmniej powalczyli”, to mi się zbiera na rzygi oranżadą z komuni. Wyszli z grupy i ok, ale jak ktoś gada, że „o stylu nikt nie będzie pamiętał”, to chyba mu się z odbytu odkleiła nalepka „made in przegryw”. Styl będzie pamiętany bardzo długo, bo takiej padaki na mundialu nie grał NIKT NIGDY, od kiedy pamiętam. Na mundial jedziesz spełniać marzenia, ale dać też ludziom radość. Na tym polega magia imprezy, w której rywalizują narody. Na daniu radości rodakom. Przegrywa jakaś Panama albo Kanada, czasem po 0:4 albo wyżej, ale grają w piłkę, próbują. A tutaj, choć wyszliśmy z grupy, to 711 raczej obrzydził ludziom piłkę, zamiast pozwolić się w niej zakochać. Mecz z Francją to żadne alibi, a wręcz strzał w kolano. Piłkarze czuli się, jakby ich wypuszczono z klatki. Chodził Cash, chodził Zielu, chodziły skrzydła. Wpuszczony z ławki Grosicki zrobił w kilka minut TRZY RAZY więcej sytuacji, niż cała drużyna w meczach z Argentyną i Meksykiem. Absurd, absurd, absurd. Niestety gruby obżartuch ma swoich ochroniarzy w mediach i raczej zbyt szybko się go nie pozbędziemy.
Czesiek musi poleciec, pytania o 711 polaczen nie znikna. Dziennikarze dali mu spokoj z uwagi na mundial, teraz zacznie sie znowu – nikomu nie jest potrzebna taka atmosfera w kadrze. Zwlaszcza ze na boisku tez sie nie obronil – udalo sie zrealizowac cel minimum przy odrobinie szczescia i spoko, bierz premie i uciekaj
Czesław jako pierwszy selekcjoner pokazał piłkarzom, że kompletnie nie ma do nich zaufania i że nie powinni ufać sobie nawzajem. Każdy ma bronić, każdy ma każdego asekurować, a ofensywa to piłka do Lewego i on ma coś wyczarować, a jak nie wyczaruje to trudno. No i jako pierwszy selekcjoner od 36 lat wyszedł z grupy. Wcześniej na tym zaufaniu ostro się przejeżdżaliśmy właściwie każdy Ekwador, Senegal, Słowacja czy inna Korea to były typowe porażki po indywidualnych błędach bo zbyt uwierzyliśmy w to że jeden czy drugi piłkarz ogarnia. Nie ma co się teraz obrażać na Michniewicza, że uświadomił piłkarzom i kibicom że tak jest. 1-2 lata temu był ofensywnie grający Sousa i też marudziliśmy, że tylko San Marino nam nie strzeliło gola, że słabo na EURO, że ciężary w eliminacjach.
michniewicz do zmiany. nie dźwignął MŚ. fajnie pograli z Francją ale chyba tylko na tle wcześniejszego gówna. ten mecz też nie był jakiś specjalny. jedna bramkowa akcja z 1. połowy, to mało i przegrany mecz z Francją grającą na pół gwizdka. Michniewicz nie jest wartością dodaną do tej drużyny, nie wyciska z niej niczego ponad stan, tylko wręcz przeciwnie. asekuracja, zachowawczość, gówniany minimalizm pt. wejście do 1/8 i niska porażka z faworytem, żeby się nikt nie przyjebał o 0:4 i wszyscy przytaknęli, że na tyle nas stać. teraz eliminacje do ME, z których ta reprezentacja może wyjść z grupy w ogóle bez żadnego trenera, zatem dobry czas na zmianę. na rynku pojawiło się kilka nazwisk, zatem można wziąć selekcjonera z doświadczeniem trochę większym niż polska liga podwórkowa
Na zeszło wypowiedzi Lubańskiego nie uświadczysz, bo za mocno udarza w spoconego Czesława. Ale w internecie nic nie godnie.
Lubański podsumował Mundial w Katarze w ten sposób:
– Po 36 latach zagraliśmy w 1/8 finału MŚ, ale okrzyknięcie tego sukcesem byłoby gigantycznym błędem. Jeśli uznamy to za dobry turniej, to pogrążymy się w bylejakości na lata – twierdzi legenda polskiej kadry, Włodzimierz Lubański.
Są dwie metody prowadzenia reprezentacji: 1) wybierasz swoją taktykę i do tego dobierasz odpowiednich ludzi, nawet zostawiając w domu gwiazdy, 2) patrzysz kogo masz najlepszego i do niego (lub do 2-3 najlepszych) dobierasz taktykę. Czesław nie zrobił żadnej z tych rzeczy.
Był blisko 1), ale: jeśli wybierasz stawianie autobusu, niski presing i lagę do wysokiego gościa, to ok, ale na ch.. ci potrzebny np. Zieliński, zostaw go w domu, powiedz że drużyna ponad indywidualności i dobierz w zamian dobrego, twardego defensywnego pomocnika.
A jak 2) to popatrzcie – dobry bramkarz, ale nie mamy obrony (emeryci+młodzi niedoświadczeni), w pomocy tylko jeden top gracz, mocno ofensywny oraz 1 mega egzekutor pola karnego, tzn. trzeba gracz ultra ofensywnie, np. wystawić w pomocy kogokolwiek kto potrafi podać Zielińskiemu, atakować za wszelką cenę i próbować wygrać 3:2 a nie grać na 0:0.
Nie wiem, może się mylę ale jeśli np zestawisz bardzo brzydka panienkę z brzydką panienka,to tak brzydka wygląda całkiem nieźle.Tak samo jak zestawić bardzo brzydkie mecze z bardzo przeciętnym z Francją,to większość kibiców chce naszych nagradzać.Prawda jest taka,że Szczęsny o Bereś wracają z podniesieną głowa,może i nawet Zielu,bo tak „nasza myśl trenerska”go ustawiła.Umowmy się,nasza grupa nie była jakaś specjalnie silna.Meksyk to przeciętna drużyna i Arabia jeszcze gorsza
Niestety, ale poza Misiem puszystym to co my kurwa mamy? Papszuna? a potem wielki chxj. Niech on coś więcej niż PP najpierw wygra. Tylko typ z zagranicy na poziomie np. Prandellego coś może ogarnąć. Tyle, że PZPN jest za biedny na takiego trenera. Zostają nam tylko zagraniczne spady, a chyba nie o to chodzi by szukać drugiego Sousy. Generalnie jak PZPN się nie wykosztuje, to nie ma co liczyć na jakościowe zmiany.
To zapewne mój pierwszy i ostatni wpis w komentarzach tutaj w życiu. Raczej nie jestem czytelnikiem, odkąd postawiono tutaj CM711 pomnik za życia… Ale do rzeczy…
Piłka nożna to sport, który ma nieść rozrywkę. Oczywiście, że każdy inaczej odbiera ten sport i każdy ma inne odczucia względem estetyki. Np. we mnie jest zero miłości do tiki-taki, która mnie nudzi. Jak byłem młodym szczylem to uważałem, że największe piękno jest w grze defensywnej. To nauka cierpliwości i cierpienia dla zespołu, który cały czas jest pod presją, by niczego nie spartolić. Dlatego jako nastolatek niezwykle kibicowałem Grecji na pamiętnym Euro. Ekipa no-name’ów (względem boskich nazwisk Francuzów, Portugalczyków czy Hiszpanów), która pokazała, że to sport dla każdego typu piłkarzy. Ale niedawno odświeżyłem sobie te mecze Grecji i powiem tak – dalej jestem pod wrażeniem ich ustawienia w defensywie. Szczelnie i nie do przejścia. Ekipy rywali rozbijały się o nich na 25-30 metrze przed bramką. No i chyba pierwsza ekipa, która AŻ TAK bardzo skupiła się na stałych fragmentach w reprezentacjach – zarówno w obronie, jak i zwłaszcza w ataku. Schematy poruszania się wyprzedzające swoje czasy o jakąś dekadę. Bez krzty ironii. Ale jako dorosły i trochę lepiej rozumiejący życie i sport – męczyłem się. Masa długich piłek, wymuszania fauli, rożnych, przesuwania gry o 10 metrów i kolejne auty… Teraz nie jestem wielkim fanem takich rozwiązań. Zrozumiałem, że piłka nożna to nie jest całe życie, a to po prostu rozrywka, a rozrywka ma bawić, a nie męczyć. Po co ten wywód o Grecji? Bo Grecja’04 zagrała jakieś 3 poziomy wyżej niż Polska’22. A już Grecja była męcząca.
To co zagrali Polacy w fazie grupowej sprawiło, że oceniłbym ich na 31.miejscu ze wszystkich ekip na mistrzostwach. Gorzej patrzyło mi się tylko na Katar. I nie chodzi nawet o to, że graliśmy defensywnie. Graliśmy prymitywnie. 20 minuta meczu z Meksykiem, wszyscy Meksykanie na swojej połówce, więc ani myślą o pressingu. Aut bramkowy Szczęsnego i Glik z Kiwiorem mogą dostać piłkę, bo najbliższy rywal jest 30 metrów od nich. I co? Laga! Kto tak gra w 2022 roku? Przez chwilę myślałem, że to Dudek na bramce i Korea/Japonia 2002. Wtedy wykopy bramkarzy były w modzie. No, ale trudno… Mecz zakończył się najbardziej bezjajecznym 0:0 na Mundialu, ale większość „mejwenów” odtrąbiła sukces. Czy słusznie? Wg mnie nawet jak byśmy wykorzystali karnego i Meksyk by tego nie odrobił, to czułbym cholerny niesmak. Piłka nożna idzie do przodu, więcej biegania, większy nacisk na technikę, podania, itp. a my jak zamrożeni na dwie dekady w górze lodowej i odmrożeni na Mundial.
Mecz z Arabią, który odtrąbiono jako sukces… To sukces Szczęsnego. Też Lewandowskiego i Zielińskiego, którzy strzelili po golu. Ale sam przebieg meczu to kolejne ciężary. Arabia grała od nas lepiej w piłkę, tworzyła więcej sytuacji. Pomijając tego kontrowersyjnego karnego nawet i dobitkę po nim. My wyszliśmy z bardzo podobnym planem jak na Meksyk. Ale wykorzystaliśmy jeden z kilku wypadów i wpadła bramka, która ustawiła mecz. Jak już mieliśmy 1:0 i Szczęsnego w bramce, to Arabia się coraz bardziej odsłaniała, bo wiedzieli, że grają o awans. Co też sprawiło, że mieliśmy kilka kolejnych okazji do gola. Plus za to, że przynajmniej piłkarze szukali tych szans, ale wielki minus, że znowu nie narzuciliśmy swoich warunków, a dostosowaliśmy się do rywala, który nie był w stanie pokonać naszego bramkarza. Tylko tyle dzieliło nas od „katastrofy”.
No i mecz z Argentyną to kolejne potwierdzenie tego – byliśmy na tym Mundialu zawieszeni na cienkiej nitce, która nazywała się „Szczęsny”. I powierzyliśmy całą ekipę w los tej nitki. Nitki, która regularnie się zrywała w przeszłości. Taki „geniusz” trenerski. Pomijam nawet to, że nie dało się tego oglądać i oczy krwawiły od gry. Naszym jedynym sukcesem, a raczej jedynym sukcesem Czesia, było to, że Wojtek ma formę życia. Ot, cały „geniusz”trenerski naszego selekcjonera…
Wracając do meczu z Argentyną… Przez pierwsze 20-25 minut widać było, że zaskoczyliśmy nieco Argentynę. Wychodziliśmy wysoko pressingiem, próbowaliśmy przeszkadzać im w rozegraniu. To były pojedyncze próby, ale widać było, że Argentyna nie spodziewała się tego. I mówiłem mojemu staruszkowi, który oglądał ze mną mecz, że Argentyna otrząśnie się z tego i zaczną dominować. I miałem niestety rację. Sytuacja, gdzie Szczęsny odbił piłkę do boku i dobitka, która poszła tuż obok naszego lewego słupka sprawiła, że Polacy uznali, że ataki to nie dla nich, bo tu trzeba bronić. I od tego momentu nie zrobiliśmy absolutnie nic. ZERO! Nawet nie byliśmy blisko jakiegokolwiek zagrożenia. Trener tak im nakładł do głowy, że bramki i kartki, że uznali (a może trener sam tak nakazał?), że jakiekolwiek wyjście to GIGANTYCZNE ryzyko dla nas samych, więc lepiej stać pod bramką, ale swoją. I Argentyna wtedy złapała rytm, bo w końcu przestaliśmy im w czymkolwiek przeszkadzać… To kuriozalne, ale najłatwiej było utrudniać rywalom grę właśnie z dala od naszej bramki i to pokracznie, ale całkiem funkcjonowało na początku, więc zrezygnowaliśmy z tego na rzecz… Nitki zwanej „Szczęsnym”. Udało się nawet nie fartem, a tym że Argentyna jest do bólu pragmatyczna (ale nie nudna), więc dwie bramki przewagi ich spokojnie urządzały i nie odstawili u nas kanonady, chociaż byli tego blisko od niechcenia.
Podsumowując fazę grupową to byliśmy może lepsi od Kataru i tyle. Wyniki, które zafałszowały całkowicie obraz gry. A styl najbardziej archaiczny i prostacki ze wszystkich ekip. I to akurat wtedy, gdy mamy swoich ofensywnych graczy w Barcelonie, Juventusie, Neapolu, Rzymie, jeden miał epizod w Mediolanie, a o kilku innych pytają przyzwoite ekipy z czołowych lig. Czy to paczka na wygranie z Argentyną? Raczej nie. Chociaż Argentyna ma sporo zawodników, którzy też nie grają w najlepszych z najlepszych… Tak samo Brazylia swoją drogą… Tylko Francuzi pod tym względem wyglądają mocarnie na Mundialu. I widać to też na boiskach i nawet w wynikach, że poziom się zrównuje. W dobie piłkarskiej globalizacji, nie ma problemu by Senegalczyk, Egipcjanin, Polak byli gwiazdami światowej klasy, a by Japończycy, Irańczycy, Marokańczycy itd. grali w bardzo przyzwoitych czy dobrych europejskich ekipach. I nie jesteśmy tutaj pustynią. Też mamy swoich chłopaków porozrzucanych po niezłych klubach. Jak jeszcze z 20 lat temu ulubionym kierunkiem były Niemcy, tak teraz mamy całą gromadkę grającą we Włoszech. Jedni lepiej, drudzy gorzej, ale piłkarzy nie mamy złych. Kwestia ich wykorzystania. Dlatego jak słyszę, że mamy słabych piłkarzy i że z wody się nie zrobi wina… Nawet tego nie trzeba robić. Wystarczy ich zebrać, poustawiać, uwierzyć w nich. A u nas ich zdołowano i powiedziano, że tylko prymitywnymi środkami są w stanie coś osiągnąć…
Słyszę teraz niedoszłego prezesa PZPN, że z Glika nie można rezygnować, bo nie ma lepszego od niego… No to nigdy poprawy nie będzie. Już z 5 lat temu napisałem na Twitterze, że trzeba z Glika i Krychowiaka jak najszybciej zrezygnować to wtedy zostałem zjedzony tymi samymi słowami. A ja kontrowałem to, że tych dwóch piłkarzy nie jest w stanie grać nowocześnie… Szybko myśleć, szybko biegać i grać w piłkę. Krychowiak od biedy może zostać, by wejść w meczu na utrzymanie wyniku… Zrobić kółeczko (byle nie ruletę!), zastawić się i dać sfaulować rywalowi i zyskać sekundy. Tak Glik nadaje się tylko do tego, by heroicznie bronić wyniku… Wczoraj to było najbardziej widoczne jak pomoc z Lewym poszli pressować Francuzów, a Glik stał najbliżej naszej bramki o 5-10 metrów oddalony od Mbappe, bo gdyby stał tak jak powinien (czyli naciskał go, by nie dostał piłki) to by go Mbappe obiegł dwa razy i jeszcze zapytał czy Glikowi wystarczy… Pressing połową drużyny, a reszta pod własnym polem karnym… W ten sposób to faktycznie sobie tylko „krzywdę” robimy pressingiem.
No i jeszcze jedno – wiele osób jest dumnych po porażce. Wiele osób krytykuje tych dumnych, że są minimalistami itp. A wg mnie to właśnie nasz największy problem. My od początku i od zawsze WSZYSTKO ROBIMY POD WYNIK. Nawet komentatorzy… Ekipa dominuje przez pierwszą połowę, ale rywali robi jedną kontrę i przypadkowo strzela bramkę i co? Ci dominujący gnojeni, a ci z golem chwaleni za mądrość itp… Piłka nożna w przeciwieństwie do koszykówki, siatkówki czy piłki ręcznej jest sportem, gdzie możesz być praktycznie we wszystkim lepszy, ale przegrać mecz. W pozostałych sportach, gdzie zdobywanych punktów/bramek jest dużo, to czynnik przypadku drastycznie maleje. Tam żeby wygrać to trzeba być po prostu lepszym. Nie uważam tego za coś co degraduje piłkę nożną czy właśnie – wynosi na piedestał. Jest to po prostu cecha piłki nożnej, że jest jedną z bardziej przypadkowych dyscyplin sportu. Bo równie dobrze wczoraj w 3 minucie, Szczęsny serwuje lagę na Robercika, a Varane poślizgnął się i puścił Lewego sam na sam. Lloris wychodzi z bramki, wchodzi ostrym ślizgiem w Lewandowskiego przed polem karnym, ale przy okazji piłka wtoczyła się do bramki odbijając się od faulowanego Lewego. I Lloris dostaje czerwoną kartkę za atak na piszczel Lewandowskiego. Mamy 87 minut gry w przewadze i 1:0. I znowu Szczęsny wyczynia cuda w bramce, a my gramy jak z Argentyną. No i co? Sukces, bo przez PRZYPADEK wygraliśmy z Mistrzami Świata?
Dlaczego taki przykład? Już tłumaczę. I jest to też poniekąd rozszerzenie słów Lewandowskiego. Im ekipa gra lepiej, tym bardziej stara się ograniczyć czynnik przypadkowości. Przecież niektórzy klną na Zielińskiego, bo nie zdobył gola wczoraj przy 0:0 i znowu „gdyby tylko Zieliński strzelił…”. A kluczem do sukcesu jest powtarzalność. O to chodzi Lewandowskiemu. Jak stworzysz 6 sytuacji „jako takich” i 2 „klarowne” to masz spore szanse na 1-3 bramek w zależności od formy napastników i bramkarza. I to jest coś czego można się nauczyć oglądając inne sporty drużynowe – jak chcesz wygrać to musisz zagrać odpowiednio dobrze, by dać sobie szansę. A nasza gra polega na tym, że liczymy na to, że rywal spartoli. Lewandowski wie, że nie mamy obrony, która nie dopuści do żadnego celnego strzału i wie, że nie mamy pomocy, która mu stworzy i wykreuje 8 sytuacji. Ale jak obrona zagra odpowiednio dobrze, a pomoc i atak nie dość, że wykreuje 2-3-4 sytuacje, to jeszcze odsunie grę od naszej bramki i zmniejszy ryzyko, że obrona będzie intensywnie poddawana próbom, to jest szansa na coś, dzięki sobie, a nie liczenie na cud.
Nikt nie oczekuje otwartej gry jak Barcelona i 800 podań w meczu. Nikt też nie oczekuje 20 sytuacji bramkowych. Chodzi o to, by czasem przenieść grę na połowę rywala, by obrona nie była wiecznie testowana przez rywali, by można odpocząć i szukać przy okazji miejsca i okazji, a w końcu by odebrać piłkę na połowie rywala i stworzyć realne zagrożenie. A my rezygnujemy z tego wszystkiego i liczymy na przypadek i bramkarza.
I o to chodzi z tym „patrzeniem na wynik”. Jak grasz odpowiednio dobrze to wyniki w końcu same przyjdą. I to chciał zaszczepić Sousa. Tylko graniem w piłkę zwiększasz swoje szanse. Co nie daje 100% pewności. Ale w sporcie chodzi o to, by maksymalizować swoje szanse, a minimalizować czynnik przypadku. A u nas w piłce, na Mundialu, było całkowicie odwrotnie.
Świetnie napisane.w punkt.Czesiek zabił w imię kontraktu,całe emocje i rozrywkę dla kibiców.to jest właśnie Bajerant.wmówił piłkarzom że jak wyjdziemy z grupy,nawet po trupach,to bedzie sukces…a tu niestety dupa,odbiór tego „SUKCESU”jest fatalny.że taki Lewy dał się na to namówić…przecież on stracił wizerunkowo,nie tylko u nas,ale w oczach kibiców na całym świecie.MŚ to turniej,święto piłki,tu trzeba pokazać się z jak najlepszej strony,grać,kreować,z głową się bronić…a nie zabijać mecze lagami i murarką.najgorsze w tym wszystkim jest to,że nie będzie lepiej,bo Kulesza zostawi zapewne Michniewicza,ewentualnie wymieni go na Probierza.wykluczone,żeby trenerem był ktoś z zagranicy,bez tych naszych układów…żeby znów mówił nam o chatkach,wytykał archaizm w szkoleniu itp.
MS to swieto w ktorym od 36 lat Polska nie wyszla z grupy. Grajac pieknie i majac lepszy styl dostawala becki od Portugalii, Ekwadoru czy Senegalu. Nie dziw sie trenerowi, ze dostosowal taktyke DOJSCIA DO CELU w miejsce swietowania i dostawania 1:2, 0:3, 0:1 od innych ekip. Zrobil wynik i chwala mu za to, ma posluch skoro zawodnicy grali jak chcial. Tego sie oczekuje od trenera w spotkaniach na mundialu z rywalami lepszymi od siebie. Teraz oczekuje budowy nowej druzyny (bedzie mial w koncu na to czas przez eliminacje), przewietrzenia szatni i ukladania nowej koncepcji w oparciu o mlodych, w formie ktorych akurat nie brakuje. I tak teraz czas na budowanie nowej reprezentacji, wynik mial byc na mundialu i byl.
dla porządku: który z tych meczów był najpiękniejszy: lanie 0-4 z Portugalią po żenującej grze? 1-2 z Senegalem po kompromitujących błędach? Czy może 0-2 z Ekwadorem gdzie bramkę straciliśmy po wrzutce z autu w pole karne?
A spierdalaj….
Panie Dionizy, a cóż to za cel, to magiczne wyjście z grupy? Dają za to medale, puchary, dyplom? Czesiek przekonał piłkarzy, że to wyjście z grupy się opłaci, że to będzie takie alibi „myśmy wyszli, inni nie”. Aż że trafił na podatny grunt, czyli wcześniejsze nieudane MŚ w wykonaniu kilku piłkarzy, to zaryzykowali i zgodzili się na taki scenariusz. Jednak gdy zobaczyli, ile kosztuje ten”SUKCES”, w odbiorze wielu kibiców, ekspertów, drwin kolegów z innych reprezentacji, przekonali się że gra nie była warta świeczki i dali się Cześkowi omamić. Tak na marginesie, w 86 miałem 10 lat, marzenia o byciu piłkarzem, zbierałem zdjęcia i plakaty z piłkarzami, pamiętam jaki byłem rozczarowany meczem z Marokiem 0:0,wcale mnie nie cieszyło zwycięstwo z Portugalią, rozumiałem że załatwił Nas Lineker, ale te 0:4 z Brazylią pamiętam do dziś… Bomby Karasia, Tarasiewicza, przewrotka Bońka, bramki Socratesa, Careca… To były emocje i radość, które w tych mistrzostwach wcześniej zabił Piechniczek guru Cześka. Szansę na to że będziemy MŚ są znikome, więc trzeba cieszyć się tym że bierzemy udział w święcie piłki nożnej, a nie zakładać sobie „cele” i zabijać swoją grą football. Których tych młodych zdolnych ma Pan na myśli? Mam wrażenie że wielu kibiców, uważa że tylko my mamy zdolną młodzież i nią powinniśmy grać, a reszta państw gra Oldbojami i narybku nie widać
Ja myślę, że to nie Lewy dał się omamić, tylko piłkarze uznali, że nie ma sensu robić draki na imprezie. Zagrali wg tego co kazał im Michniewicz, a teraz wyrażają swoją opinię.
Pisz częściej. Podpisuje się pod każdym słowem.
napisałeś wszystko co chciałem sam napisać i wysłać do pzpn-u …….ale jak to mówią gadaj z dupą to cie osra….-jest jeszcze jeden czynnik o którym się nie mówi-dziennikarze którzy są na poziomie cześka i to oni tworzą cisnienie i swiatopogląd ogółu.Np wszyscy wiedzą ,że Krychowiak od 3 lat nie powinien grać- Sousa tez to wie i odstawia go z Glikem-po pierwszym nieudanym meczu nagonka i okrzyki ,że są niezastopieni,jeden bład nowicjusza go skreśla a 3 błedy weterana są niezauważone,2-3 lata zmarnowanena ogranie nowych ,młodych mobilnych,szybkich zawodników,nasi dziennikarze widzą wszysto po fakcie jak przysłowiowy janusz co swiadczy o ich fachowości……itd
No cóż, pozostaje nam mieć nadzieję, że Michniewicz okaże się człowiekiem honoru i przyzwoitości (te dwa słowa wytłumaczy mu Stanowski jak Michniewicz wróci z Kataru) i sam poda się do dymisji. W coś trzeba wierzyć.
Z tym stanowskim to mam nadzieję ironia? Powiedz, że tak.
Przecież Wieprzek jest zachwycony swoją genialną „taktycznością”:)
Gdyby Kulesza byl nadal prezesem Jagiellonii a CM jej trenerem to gdyby Jaga takim stylem grala to by go wyjebal po 4 kolejkach
Glik, Krychowiak, Grosik – powinni już zakończyć reprezentacyjne kariery. Trzeba dać miejsce młodszym, którzy muszą grać żeby nabierać doświadczenia.
Pzdr.
Kamiński zagrał bardzo dobre spotkanie, brakło skuteczności. Parę razy tak zakręcił Theo Hernandezem, że ten nie wiedział gdzie jest. Ale takie to już jest z ocenami na weszło.
„Krzysiu kazać napisać artykuł,ja mecz dokładnie nie oglądać, ale zlecenie na tyle słów przyszło to ja tyle słów napisać „
Tak? A w której dokładnie minucie?
Tak naprawdę są dwie opcje.
1) Trzymamy obecnego selekcjonera, bo za chwilę eliminacje do Euro i przynajmniej na tym stanowisku potrzebna jest stabilizacja, Tylko, że to opcja nieperspektywiczna, ponieważ kadra pod wodzą Czesia nie zrobi żadnego postępu, bo to nie ten numer kapelusza, co pokazują obecne mistrzostwa świata i sposób organizacji gry i sposób reagowania na wydarzenia na boisku trenerów innych – wcale nie lepszych od naszego zespołów – takich jak Kanada, Australia, Tunezja, Maroko czy Senegal. Koncentrując się na defensywie przerżniemy kolejne mistrzostwa, co z tego że na nich będziemy.
2) Bierzemy nowego selekcjonera, który wróci na ścieżkę Wielkiego Uciekiniera, tzn. będzie dążył do wpojenia w reprezentacji nowoczesnego stylu gry, którego celem będzie zdobywanie bramek, a nie ich nietracenie. W trakcie eliminacji do ME w łatwej grupie można to wypracować. W Polsce takiego trenera obecnie nie widzę (Kasperczak jest za stary, Nawałka za słaby) – musiałby być zagraniczny i to z wyższej półki. Ale wątpię, żeby środowisko układów znajomości i zależności PZPN – polska myśl szkoleniowa – agenci piłkarzy – dyspozycyjni dziennikarze było w stanie się na to zdobyć.
Paradoks jest taki, że: sitwa PZPNowska – piekiełko trenerskie – agenci piłkarscy – tzw. „dziennikarze”, to jest jedno wielkie towarzystwo wzajemnej adoracji. Generalnie się nienawidzą i cały czas wojują, ale w sumie ciągną ten wózek w jednym kierunku, który nijak nie jest zbieżny z rozwojem Polskiej Piłki Nożnej. Jeśli kiedyś rzeczywiście mamy mieć możliwość grania o coś więcej niż wyjście z grupy w beznadziejnym stylu, Selekcjonerem powinien zostać ktoś z zewnątrz. Powinien mieć na tyle duży autorytetem, żeby nie był podatny na sugestie wyżej wymienionych grup wpływu.
Ja chyba inny mecz oglądałem, po myślałem że uszu nie domyłem i źle słyszę tych komentatorów. Przecież myśmy uja grali. Różnica jest taka, że owszem próbowaliśmy grać. Ale dalej mieliśmy stworzoną sami z siebie jedną przyzwoitą sytuację, gdzie nasz świetny piłkarz zamknął oczy i strzelił z całej siły.
Druga połowa to kryminał. Dwie pierwsze bramki to kryminał. Środek pola nie istniał. Skrzydła zrobił nam w kilku ostatnich minutach piłkarski emeryt z Pogoni.
Tam naprawdę nie ma się czym zachwycać, nie pojmuję skąd na podstawie tego meczu stwierdzenia że Czesiu udowodnił ze umiemy grać. Nic nie udowodnił.
A co do Czesia, to jego obrońcy mieliby rację, gdyby to jego kunktatorskie granie przyniosło rezultat, tymczasem dostaliśmy wpiernicz od Argentyny i nie awansowaliśmy dzięki swojej grze.
Matheus jako piłkarz sam stopował zmiany. Szczyci się, że tak długo w kadrze grał, a EURO 2000 to był kryminał, podobny do ostatnich występów szwabów na MŚ. Jako trener to porażka i nie osiągnął nic. Taki Bakero.
Weszlaki maja paranoje, tak tylko mozna wytlumaczyc to ze mecz Anglia Senegal, to deklasacja, a Polska powalczyla, a oba mecze wygladaly tak samo. Senegal mial sytuacje na poczatku, okradziony z ewidentnego karnego, a potem faworyt zrobil swoje. Z Francja bylo dokladnie to samo. Polska miala 2 sytuacje, a poten faworyt zrobil swoje. 2 polowa to tylko odliczanie czasu. Ale mecz Polakow zajebisty, a Senegalczykow tragiczny.
Szczerze to bierze mnie na wymioty jak slysze gdy kibice a szczegolnie dziennikarze i osoby ze srodowiska ciesza sie wystepem z francja i chwalimy za gre. Jestesmy w tak czarnej dupie, ze jaramy sie slabym wystepem kadry.
Tak to był slaby wystep. Rozumiem, ze mogl sie spodobac bo w poprzednich byla patologia pilkarska. Ale obiektywnie ceniajac wystep byl slaby.
Dobry by byl gdybysmy wyciagneli emocje jak australia z argentyna ale do tego bylo bardzo bardzo daleko. Bardzo dobry by byl jakby byl remis.
Tymczasem francuzi bez duzego wysilku i bez spiny sobie nas ograli na 2 biegu. Nawet jakos specjalnie nie podkrecili tempa gry.
Taka jest smutna prawda. Nie ma sie czym podniecac mecz do zapomnienia.
Ale te przygłupy z TVP Sport i reszta będą paplać jeszcze miesiąc.
gruby powinien po tym meczu dla beki nowa klatwe rzucić,hehe..kurwa wykonał plan właściwie w stu procentach a tu sie tylko do niego przypierdalają,bardziej marudnego narodu to chyba cięzko znależć,a tak na poważnie to ciekawe ile lat poczekamy na nastepny awans do fazy pucharowej mundialu…podejrzewam że troche tego będzie
A ja nie rozumiem. Piłkarze młodsi juz nie będą. A atakować i tak im się to nie udaje. Glik juz stary, Krycha tez…Lewy jeszcze moze dotrwa do euro 2024. Jak gramy ofensywnie to też przecież przegrywamy nie rozumiem XD
1. Tak Michniewicz ma wynik. Tylko że to jest efekt szczęścia nic nie mającego wspólnego z jego umiejętnościami.
Baraże : fart w losowaniu że nie np Włochy, fart dwa że Rosja wywołała wojnę, fart trzy że Czechy zmęczyły Szwecje, fart cztery że Szwedom nie wpadalo fart piec że zrobili rywale dwa wielbłądy
LN: fart Czesia że Walia miała baraż i kluczowy mecz w Warszawie zagrała rezerwami. Uwaga ten fart dał Wieprzowi koszyk nr 1 do losowania EURO. Gdzie kolejny fart uniknęliśmy Francji i Holandii. No geniusz trenerski
Na mundialu grupa z najsłabszym Meksykiem od xxxx lat, Arabia co nie umie strzelić plus życiowa kosmiczna forma Szczęsnego. Plus farty dwa że rywale nie umieli tak strzelić karnego by nawet Wojtek nie miał szans
Kolejny fart : Argentyna co wychwyciły kamery nie chciała pomoc Meksykowi więc stanęli na prowadzeniu dwoma bramkami. Kolejny fart : wynik Meksyku z Arabia ułożył się jak marzenie
W tym czasie 711 obrzydził grę i zmarnował potencjał Ziela Lewego Grosika Milika taktyka ze średniowiecza.
Lewy i tak ze Sczesnym uratowali grubemu posadę. Czesiek mistrz swego CV. Wcześniej pomógł fryzjer, po nim zazarlo cudem przeciwko Slavii i cudem ze Spartakiem i Leicester. Trzy fartowne mecze dały gościowi co omal nie spuścił mistrza kraju z eklapy posadę selekcjonera. Bo … Prezes funfel z Białegostoku nie zna angielskiego !!!
2. Jeżeli Brzęczek wyleciał za styl to dlaczego trzymać 711?
3. Ci co uważają że liczy się tylko wynik są jak typ co się zesrał w gacie przed klubem. Selekcjoner nie zauważył koledzy wprowadzili bocznymi drzwiami a typ z kulą w majtkach pląsa zadowolony po parkiecie. Widzicie analogię?
4. Czesław zmarnował Lewemu wizerunek i radość gry w kadrze. Opłacało się ? Serio? Trzeba było grać z Mex i Arg o całą pulę czyli o wyjście i uniknięcie Francji. Arabia pomogła z Messim i spółka. No ale Czesio inaczej niż autobus i laga NIE UMIE.
Patrząc na calośc to jednak udało się nie przegrać 1 meczu xD
Michniewicz żadnego alibi nie dostał. Bez żadnego przekomarzania się można bowiem stwierdzić to, co selekcjoner mówił po Argentynie: liczy się nie styl, a wynik. A wynik to 3-1 dla Francji i odpadnięcie z mundialu.
Ja jestem ciekawy czy prezes podejmując decyzje również czyta internet i myśli…
myślec na pewno.
A gdzie artykuł jak Michniewicz pokłócił się z Lewandowskim o Naszą kasę którą obiecał Morawiecki ?
O co chodzi z wszechobecnym trzymaniem się za mordy w futbolu. Wszyscy jak mówią zasłaniają ryjki? Przekazują tajemnice budowy bomby atomowej?
oczyiwscie, że mogłaby tak grać, problem jest tylko taki, ze grając bardziej ofensywnie nie potrafimy grać na zero z tyłu bo nie przywykliśmy do takiej organizacji obrony przy nastawieniu ofensywnym gdzie i wykonawcy nie do końca się nadaja do takiego bronienia.