Wojciech Szczęsny może się czuć zagrożony już dzień po odpadnięciu reprezentacji Polski z mundialu w Katarze. Na horyzoncie pojawił się nowy kandydat do miana bramkarza turnieju – Dominik Livaković. Kolejny golkiper podtrzymał chorwacką tradycję wygrywania w fazie pucharowej wielkich turniejów po rzutach karnych, bezlitośnie zatrzymując strzały Japończyków. Japończyków, którzy w zasadzie niewiele zrobili, aby utrudnić mu to zadanie.

Czy był to najnudniejszy z dotychczasowych meczów fazy pucharowej? Wszystko na to wskazuje. Japończycy i Chorwaci zaprezentowali nam przyjemny popołudniowy spektakl, ale zabrakło w nim emocji ponad miarę. Obie drużyny strzeliły po bramce i zaczęły grać kunktatorsko. Brakowało chęci zaryzykowania zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, co sprawiło, że byliśmy świadkami niezwykle nużącego klinczu.
Japonia – Chorwacja 1:1. Ogniści igrają z ogniem
To teraz inne pytanie. Czy można się było tego spodziewać? Skoro na boisko wybiegają Chorwaci, to zdecydowanie tak. Drużyna Zlatko Dalicia jest daleka od dyspozycji z poprzedniego mundialu, więc nic nie wskazuje na to, żeby miała powtórzyć tamten wynik i dojść aż do finału. Brakuje dynamiki, fantazji i właśnie tego pierwiastka ryzyka. We wszystkich dotychczasowych spotkaniach na tym turnieju uprawiali raczej piłkarskie szachy.
Raz się rozkręcili – w meczu z Kanadą, który wygrali 4:1, ale trudno powiedzieć, żeby wynikało to z ich wyjątkowej gry ofensywnej. Doświadczeni Chorwaci wykorzystali w wyrachowany sposób nadzwyczaj pobudzonych Kanadyjczyków, dla których mundial to coś zupełnie nowego. Z kolei z Marokiem, jak i ze słabiutką Belgią zdołali zaledwie bezbramkowo zremisować i w obu tych spotkaniach nie byli raczej stroną przeważającą.
Dziś trudno jednak ich krytykować skoro awansowali do ćwierćfinału, ale trzeba pamiętać, że trafili akurat na rywala, który podobnie jak Kanada nie za bardzo wie, jak wygląda mundial, a już szczególnie faza pucharowa.
Japończycy zrobili coś historycznego, bo po raz drugi z rzędu awansowali do 1/8 finału mundialu, ale podobnie, jak przed czterema laty stać ich było tylko na zaskoczenie rywala. Nie stać ich było natomiast na dobicie rywala. Wtedy nie dali rady z doświadczoną Belgią, dziś z doświadczoną Chorwacją.
Japonia – Chorwacja 1:1. Niebiescy Samurajowie przegrywają z Livakoviciem
Gdy spojrzymy na występ Japończyków na mundialu w Katarze z dystansem, to trzeba sobie powiedzieć szczerze, że zrobili wynik ponad stan. W końcu wyszli z grupy, w której mieli Hiszpanię i Niemcy, a na dodatek z pierwszego miejsca. Już tam pokazali swoją słabość w starciu z Kostaryką, ale na mecze z tymi gigantami potrafili się zmobilizować. Po tak wielkich triumfach musiało w końcu zabraknąć pary. I zabrakło dziś.
Podopieczni trenera Moriyasu robili wszystko zgodnie z planem, ale tylko w pierwszej połowie. Tuż przed przerwą udało się zdobyć bramkę i to by było na tyle. Od drugiej połowy piłką władali tylko Chorwaci i poza kilkoma pojedynczymi zrywami Japończycy nie pokazali nic. W dodatku bali się ryzykować, żeby nie narazić się przypadkiem na kontrę.
I dokładnie to samo robili Chorwaci po wyrównującym trafieniu Ivana Perisicia. Żelazna dyscyplina, koncentracja, środek pola w zasadzie nie podjął ani jednej próby przyspieszenia. Kunktatorstwo do kwadratu. Dziś przyniosło skutek, ale co będzie, jak w ćwierćfinale przyjdzie zmierzyć się z Brazylią?
Obie drużyny ledwo dożyły do rzutów karnych. Zlatko Dalić musiał już nawet ściągnąć z boiska Lukę Modricia i Ivana Perisicia, którzy w dogrywce tylko człapali po boisku. Ale spokojnie, w tym chorwackim gwiazdozbiorze znalazł się inny bohater – Dominik Livaković.
Golkiper „Ognistych” zrobił coś wyjątkowego, bo wyciągnął aż trzy strzały Japończyków. Trzeba jednak sobie szczerze powiedzieć, że wszystkie trzy były po prostu fatalne. Trudno to jakoś sensownie wytłumaczyć, bo wydawało się, że drużyna trenera Moriyasu pragnie tych karnych. A na koniec okazało się, że chyba nigdy w życiu ich nie trenowali.
Albo trenował ich Robert Lewandowski w wersji mundialowej…
Japonia – Chorwacja 1:1 (1:1) – dogr. 1:1 – rz.k. 1:3
Maeda 43′ – Perisić 55′
Rzuty karne:
- Minamino – pudło (0:0)
- Vlasić – gol (0:1)
- Mitoma – pudło (0:1)
- Brozović – gol (0:2)
- Asano – gol (1:2)
- Livaja – pudło (1:2)
- Yoshida – pudło (1:2)
- Pasalić – gol (1:3)
***
Zapraszamy do nadrobienia dzisiejszego „Stanu Mundialu” w składzie: Paweł Paczul, Wojciech Kowalczyk, Maciej Wąsowski i Mateusz Rokuszewski.
Czytaj więcej o mundialu w Katarze:
- Toksyczna miłość. Wszystkie skandale matki Rabiota
- Taktyczne podsumowanie 3. kolejki mundialu
- Najlepsza jedenastka fazy grupowej mundialu w Katarze
- Nie wierzymy w hidżab. Piekło irańskich kobiet [REPORTAŻ Z KATARU]
Fot. Newspix
Byłem za Japonią, bo pokazali fajną piłkę, ale karne spierdolili całkowicie. Cóż za maślaki. Tego się po nich nie spodziewałem.
Mam wrażenie, że Livaković przez ostatnie 1.5 roku nabrał pewności, bo na euro było nieźle, ale wydawał się nerwowy, pewnie stres, bo pierwsza duża impreza wtedy jako wyjściowy bramkarz. A dzisiaj dołączył do zacnego grona: 3 karne w serii obronił Ricardo w 2006, Subasić w 2018 i teraz Dominik – Chorwacja rządzi 😀
A Perisić to chyba na każdym turnieju jest w formie przynajmniej przyzwoitej, a dzisiaj ładna główka.
Często wymiatał w Dinamie w europejskich pucharach, ale na Euro w 2021 było po prostu słabo
To pokazuje o ile jest takie Dnamo przed Lechem czy Rakowem.
U nas nie ma szans zeby podstawowy bramakrz kadry grał w Polskim klubie.
Nawet Skorupski.
Raczej japończycy sami sobie przegrali, bo to jak strzelali karne to był jakiś kryminał i idealny materiał pt. jak nie strzelać karnych
Pewnie usłyszeli gdzieś, że Lewandowski dobrze strzela karne a akurat pierwszym wynikiem google był karny z meczu z Francją więc na tym się wzorowali.
Kiedyś piłkarz podchodził do karnego mocny strzał sznurówkami i było do widzenia. Teraz jest moda na brak rozbiegu patrzenie na bramkarza i lekki strzał pasówką. I dlatego tak dużo karnych zmarnowanych.
Dokładnie. A zmarnowana „pasówka” wygląda wyjątkowo żałośnie.