Rzadko kiedy poprzeczka oczekiwań wisi przed polską reprezentacją tak nisko. Zazwyczaj kibice, dziennikarze, eksperci oczekują zwycięstwa, no, co najmniej remisu, a dzisiaj wielu wzięłoby przyzwoitą porażkę z pocałowaniem ręki. Wszystko oczywiście wzięło się raz, że z tego, co prezentowaliśmy w fazie grupowej, a dwa – z klasy rywala. No i teraz jesteśmy po tej porażce. I pytanie: czy odzyskaliśmy godność?
Przecieraliśmy oczy, gdy w pewnym momencie pierwszej połowy statystyka pokazała 46% posiadania Polaków, a 43% Francuzów (reszta to piłka niczyja). To było jeszcze przy remisie 0:0, więc nie można to zrzucić na karb tego, że Francuzi się cofnęli i czekali na nasze próby odrabiania rezultatu. Nie – po prostu w końcu się nie baliśmy wymienić kilku, ba, kilkunastu podań. W końcu nie każda akcja kończyła się tępą laga do przodu, oczywiście, były takie przypadki, ale powiedzmy – co kilka sytuacji, a nie przy każdej okazji, jak to miało miejsce choćby w spotkaniu z Meksykiem czy – szczególnie – z Argentyną.
Dalej: w końcu nie staliśmy dupą w polu karnym. O to było najwięcej pretensji do ekipy Michniewicza, że boi się własnego cienia, a każdy wypad na pole karne przeciwnika traktuje jak wyprawę do tolkienowskiego Mordoru. Dzisiaj nie było większego problemu, by do Francuzów podejść wyżej, złapać ich w pressingu, odebrać piłkę i zaatakować z bliższej odległości. Drużyna Deschampsa chyba sama była zaskoczona takim obrotem spraw, bo pewnie spodziewali się czegoś innego, a tutaj zobaczyli reprezentację Polski z zębem i pewnością, że przyjechali uprawiać piłkę nożną, a nie dwa ognie.
Po trzecie – złapaliśmy trochę luzu w akcjach ofensywnych już na połowie Francuzów. Wcześniej, gdy mieliśmy futbolówkę u przeciwnika (co zdarzało się rzadko), głównym rozwiązaniem była zazwyczaj wrzutka. A Francuzów potrafiliśmy parokrotnie zaskoczyć szybkim rozegraniem, żeby wspomnieć choćby sytuację Zielińskiego, która zapewne przejmie pałeczkę kombinacji z Euro 2016, jako tej pokazywanej przez kolejne sześć lat.
Ostatecznie – przegraliśmy, ale jako się rzekło przed meczem: nie oczekiwaliśmy wiele, chcieliśmy odejść stąd z podniesioną głową. Nawet nie wysoko podniesioną, ale po prostu: podniesioną. Nie patrzeć już, że Australia może, że Japonia może, Kostaryka i tak dalej. Sami chcieliśmy „móc”, zaprezentować naszą jakość, która – wbrew wielu przekazom wokół kadry – nie jest wcale tak niska.
I to się długimi momentami udawało.
Jasne, zabrakło jakości, nie pomogli zmiennicy, bo wejścia Bielika czy Milika trzeba uznawać za co najmniej kuriozalne. Ale mamy poczucie, że zrobiliśmy dziś naprawdę dużo, by tej Francji się postawić. W przypadku spotkań z Argentyną czy Meksykiem tak sprawy nie można było postawić.
Niemniej taka gra dzisiaj oczywiście będzie rodzić pytania wobec tego, co działo się wcześniej. Bo można pytać, czy znając wynik spotkania Argentyny z Arabią, nie warto było zaryzykować z Meksykiem i tak naprawdę bić się o pierwsze miejsce, a co z tym idzie – uniknięcie Francji? Bo można się zastanawiać, czy potencjał Zielińskiego w grupie nie został absolutnie zaprzepaszczony? Teraz było widać, że ten gość mógłby z powodzeniem grać w reprezentacji Francji w pierwszym składzie. Jego przyjęcie to jest czysta poezja, to, jak uwalnia się od rywala. Mamy trzech Zielińskich i przechodzimy dalej.
W grupie nie miał szans tego zaprezentować – piłka latała mu nad głową, musiałby mieć ze cztery metry wzrostu, żeby sobie radzić. No a cóż, ludzie tacy wysocy się nie rosną.
Naturalnie to tylko gdybanie, nigdy się już nie dowiemy, co by było gdyby Michniewicz wybrał inną drogę. Może spętani presją zawodnicy przegraliby z Meksykiem i w ogóle nie wyszli z grupy? To scenariusz tak samo realny, a może nawet realniejszy niż ten prezentowany wyżej.
Dziwny to mundial. Rozgrywany w listopadzie i grudniu, w kraju, który nigdy nie powinien tej imprezy dostać. Mundial, w czasie którego z grupy lecą Niemcy, Duńczycy, Belgowie. Dziwny również dla nas, bo być może największą dumę czujemy w momencie, gdy przegraliśmy 1:3.
Czy to wystarcza do odzyskania godności? Na tytułowe pytanie chyba każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Awans dał szczęście, szczęście dało awans
- Koniec złudzeń: Bielik i Krychowiak to nie jest duet na mundial
- Michniewicz dowiódł swego. Czas zostawić po sobie dobre wrażenie
Fot. FotoPyk