Urugwaj wygrał, ale przegrał. Bilans bramkowy wyrasta na najmocniejszą kartę w talii, bo kolejna ekipa została wyeliminowana za sprawą goli, a nie różnicy punktów. La Celeste zabrakło jednej bramki.

„Garra charrua” to niezłomność. To wola walki nawet, kiedy nie idzie, a może przede wszystkim wtedy. To siła, która pozwala postawić się mocniejszym. To spryt, która pomaga przechytrzyć niesprzyjający los. To duch zwycięstwa. To dosłownie „pazur Charrua”, od nazwy plemienia zamieszkującego Urugwaj dawno, dawno temu, które hardo stawiało się Hiszpanom, Portugalczykom, Brytyjczykom i wreszcie Brazylijczykom. To część tożsamości Urugwajczyków, która znowu dała o sobie znać i wystarczyła do odniesienia pierwszego zwycięstwa w trwającym mundialu.
Ghana – Urugwaj 0:2. Znowu Suarez
Po dwóch słabiutkich występach bez strzelonego gola większość świata widziała Urugwaj wracający do domu bez punktów. Ale w listopadzie 2021 po czterech porażkach z rzędu poniesionych w eliminacjach mundialu większość świata nie widziała La Celeste w turnieju w Katarze, więc nie ma znaczenia, co widzi większość świata. Nie w przypadku tego niespełna 3,5-milionowego narodu, który wyrósł w cieniu Argentyńczyków i Brazylijczyków.
W krytycznym momencie „pazur Charrua” pokazał Luis Suarez. Znowu Luis Suarez – z perspektywy Ghany. Przecież to jego ręka 12 lat temu zatrzymała w ostatniej minucie dogrywki piłkę lecącą do bramki, a Asamoah Gyan spartolił karnego i później w serii jedenastek awans do półfinału mistrzostw świata w RPA zapewnił sobie Urugwaj. Znowu on, choć tym razem po prostu błyszczał w ofensywie. Może i 35 lat na karku, kopie już w słabej ojczystej lidze, sylwetka i szybkość nie ta, co kiedyś, ale ciągle ma to coś.
Suarez dwukrotnie wykorzystał słabość defensywy Black Stars. Raz – zatańczył w polu karnym, jak za najlepszych czasów, i uderzył w ten sposób, że nawet obdarzonym fenomenalnym refleksem Lawrence Ati-Zigi nie zdołał interweniować całkowicie skutecznie. Co prawda odbił piłkę, ale tak, że zdążył do niej dopaść Giorgian de Arrascaeta. Dwa – genialnie podał głową do niepilnowanego de Arrascaety, a ten świetnym wolejem dobił chwiejnych przeciwników. Dobił, bo mimo że do końca razem z doliczonym czasem brakowało dobrze ponad godzinę, Ghana nie dała rady odwrócić wyniku.
Jednak to nie wystarczyło Urugwajowi do awansu do 1/8 finału ze względu na wygraną Korei Południowej z Portugalią 2:1. Zabrakło jednej zdobytej bramki i tym samym mit „garra charrua” dał o sobie znać w pełnej okazałości. Bo waleczne plemię Charrua faktycznie było harde i niezłomne, do czego chętnie wielokrotnie nawiązywali reprezentanci La Celeste, ale przecież ostatecznie nie zdołało oprzeć się najeźdźcom. Finalnie wyginęło w latach 30. XIX wieku w walce lub niewoli. Silniejsi wygrali, a dzisiaj ich potomkowie – Portugalczycy – nie pomogli.
Ghana w slow motion
Inna sprawa, że Urugwaj powinien mieć pretensje głównie do siebie, a może przede wszystkim do selekcjonera. W trakcie drugiej połowy Alonso zmienił Suareza, de Arrascaetę i Darwina Nuneza, czym znacznie zmniejszył siłę rażenia. Istotnie zespół z Ameryki Południowej i tak nie sprawiał wrażenia zainteresowanego ofensywą, ale gdyby musiał nagle zacząć zaprzątać sobie głowę atakowaniem, przynajmniej miałby kto to zrobić. A tak kiedy faktycznie nagle – gdy Korea Południowa w równoległym spotkaniu strzeliła drugiego gola – musiał, nie było komu szturmować pola karnego przeciwników. Minimalizm został brutalnie ukarany, bilans bramkowy zadecydował o eliminacji. Tym razem większość świata jednak widziała dobrze…
Aczkolwiek największymi przegranymi tej grupy są Black Stars. Przy takim zwycięstwie Koreańczyków z Południa im każdy remis dawał awans, a zaprezentowali się słabiutko. Najlepszym podsumowaniem ich postawy był karny Andre Ayew. Tak, tak, była jedenastka, przy 0:0, koncertowo zmarnowana przez kapitana, a obroniona przez Sergio Rocheta. Ayew wykonał ją w trybie slow motion i właśnie tak ruszali się jego koledzy (no, może poza Mohammedem Kudusem). Wielki regres względem pierwszych dwóch kolejek i zasłużona porażka.
Podsumowując – dla jednych i drugich to pożegnanie z turniejem.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Wygrać z mitem. Czy Serbowie znowu wybiorą piękną śmierć?
- Jeszcze Polska nie zginęła. Znowu wbrew światu
- Weszło z Kataru: Zmiażdżeni na boisku, zmiażdżeni na trybunach
foto. FotoPyk
W pierwszej połowie to był ten Urugwaj na który chce się patrzeć. Dobra organizacja gry w każdej formacji, gdzie praktycznie na nic nie pozwolili Ghanie no i przede wszystkim zdobyli dwie bramki.
Alonso dobrze się zachował, że dał De Arrascaetę od początku, bo to jest grajek, kreator, jednak w drugiej połowie błędem było to, że wcześniej zdjął Suareza. Wiadomo, że Luis jest już po drugiej stronie rzeki, ale jednak w środku zapewniał mega spokój co pokazał w pierwszej połowie. Wszedł Cavani, a nie oszukujmy się to jest napadzior, a nie kreator gry no i w środku nie wyglądało to potem za dobrze.
Dodatkowo sam Urugwaj grał zbyt zachowawczo i to się zemściło. W końcówce poszli po gola, mieli ze dwie dobre sytuację, ale Zigi wybronił. Trzeba było myśleć o golu wcześniej.
Tam związek jest odpowiednio prowadzony i liczę na to, że ten amator Alonso zostaje wywalony na zbity ryj, bo to głównie przez jego złe decyzje odnośnie składów i zmian zwaliły im awans.
Co cóż szkoda, bo lubię tę ekipę, ale oni szybko się podniosą. Mają grajków tylko muszą jeszcze zaangażować trenera, prawdziwego trenera, a nie pozoranta w stylu Alonso.
De Arrascaeta, wielkie brawa za dwie bramulki, a szczegolnie za drugą. Miód.
De Arrascaeta 7, Varela tylko 5? Pierwszy poza bramkami niczym się nie wyróżnił, masa przegranych pojedynków. Za to prawy obrońca Urusów był skałą nie do przejścia. Tak samo noty dla bramkarzy. Zigi zagrał poprawnie, wyciągnął dwie bramki, przy pierwszej też odbił piłkę, tylko obrońcy byli na wakacjach.
To prawda. Valera bardzo dobry występ.
Varela to trochę mit komentorski. Był średnio dobry pomiędzy 5 a 6 , sporo zasług ale nie ustrzegł się straty i objechania.
Natomiast mega dziwna jest tylko 5 dla Kudusa, który robił niesamowity popłoch i jako jedyny z Ghany w przodzie (może nieraz ze wsparniem nierównego Seidu – te za niska nota mimo winy przy bramce) był grożny. Kudus taka sama nota co słaby Pellistri i słabo-średni Nunez?
Ati Zigi też nic szczegolnie nie zawalił a raczej pare razy coś wybronił.
Szacun, że potrafisz odróżniać murzynów albo chińczyków. Dla mnie każdy taki sam!
Pierwszy raz tu jesteś, że poruszasz temat ocen? Przecież one są bez sensu i wiadomo od dawna, ale muszą takie być przecież są losowane, bo oni mecze „oglądają” na live score. Wg Janiaka Suarez podawał piłkę głową przy drugim golu 🙂
Pokarało ich za minimalizm. W drugiej połowie zaczęli murować bramkę niczym my (oczywiście robili to mniej pokracznie), zamiast próbować strzelić jeszcze jedną bramkę. A mieli nauczkę z dnia wczorajszego, że faworyci w meczach o czapkę śliwek za bardzo się nie starają, a wręcz czasami starają się przegrać. Tak więc sami sobie zgotowali ten los.
I proszę mi nie „wyjeżdżać z naszymi grajkami którzy od 1 do 90 minuty plus czas doliczony grali z Argentyną na „murarkę”. Nasi nie byli w stanie nic zrobić (ewentualnie dostać trzecia bramę), Urugwaj był w stanie zrobić wiele. A trener na 20 minut przed końcem wykastrował ich z ofensywnych graczy. Mają na co zasłużyli.
Dwa – genialnie podał głową do niepilnowanego de Arrascaety, a ten świetnym wolejem dobił chwiejnych przeciwników.
——————–
Tak to jest jak się ogląda mecze na live score. Suarez podał piłkę nogą. Janiak szybko sie wpasował w spierdolenie Weszlo, tak sam dzban.