Iran ani przez chwilę nie wyglądał jak zespół, który po trzech spotkaniach chce pożegnać się z mistrzostwami świata. Ba, patrząc na jego dzisiejszą postawę, chciało się powiedzieć: hola, wy kilka dni temu przyjęliście szóstkę od Anglii? A teraz tak zaganialiście Walijczyków, że będziecie śnili im się po nocach? Chapeau bas. Kapitalny mental, wielkie serce, imponujący potencjał piłkarski.
Iran nie taki słaby, jak go Anglia namalowała
Gdyby Irańczycy potrafili lepieć skontrolować czas i przestrzeń w polu karnym Walii, prowadziliby już od początku spotkania po naprawdę pięknym golu. Zawiązywali ciekawie ataki, ale ten konkretny byłby ozdobą nie tylko tego meczu, bo także być może całej kolejki. Klepka, wyjście na pozycję, klepka, wjazd z piłką niemal do bramki… Po prostu poezja.
Niedoskonała jednak, bo VAR słusznie odnotował spalonego przy ostatnim podaniu Azmouna. Iran musiał schować zachwyty, a Roberts, który sprokurował tę sytuację bezmyślnym zagraniem wzdłuż środka boiska, znaleźć sens swojego postępowania.
Generalnie to był bardzo ciekawy mecz. Mógł podobać się fakt, że obie ekipy – szczególnie Iran – niespecjalnie kalkulowały straty. Słusznie zresztą, bo nikogo remis w tym meczu nie urządzał. Iran przekreślał, zaś Walii dawał jedynie złudną nadzieję przed starciem z Anglią. Stąd też godna pochwały dynamika spotkania, aczkolwiek ostatecznie brak konkretów w pierwszej połowie. Obie reprezentacje miały swoje okazje, lecz nie zliczyliśmy ich na tyle dużo, żeby komuś wręczyć order za optyczne zwycięstwo. To zmieniło się dopiero w samej końcówce rywalizacji.
Aż do ostatnich minut można było odnieść wrażenie, że w kluczowych momentach po obu stronach zawodziła jakość. Co jak co, ale Walia i Iran to nie Anglia i USA. Gorsze celowniki, nie ten spokój killera na wprost bramki. Dalecy jesteśmy jednak od stwierdzenia, że to źle wpływało na widowisko. Oj, bardzo daleko. Tym bardziej, że Iran z biegiem meczu się rozkręcał. Zapraszał Walię do tańca, Walię, która jego reguł nie rozumiała. Na naszych oczach starła się zatem toporność z fantazją, cynizm z optymizmem. Wygrało to, za co kochamy futbol.
Walia nie miała tlenu, Iran imponował odwagą
Irańscy fani mogli zaklasnąć, kiedy w pewnym momencie ich ulubieńcy wyprowadzili kontrę wprost wymarzoną. Wartą jednak tylko dwóch słupków, nie bramki. Ta drżała, kiedy Azmoun i Gholizadeh próbowali przerwać swój impas strzelecki. Pruli do przodu, jakby od tego miało zależeć wszystko, jakby powrót do kraju bez zwycięstwa był zabroniony. Szczególnie ten pierwszy zawodnik, napastnik Iranu, dawał popis, mimo że przez dobre kilkadziesiąt minut grał z urazem. Adrenalina do pary z wiarą sukces były dla niego niczym lek przeciwbólowy. Albo narkotyk, który służył również jego kolegom.
Sukces będący jak najbardziej w zasięgu, bo przez ostatnie 20-30 minut meczu Walia drastycznie opadła z sił. Nie dość, że kompletnie nie miała pomysłu, jak strzelić gola Iranowi, to jeszcze grała bez tlenu. Momentami broniła się tak rozpaczliwie, że aż trudno było w to uwierzyć. A to przecież Walia, nie Haiti czy San Marino. Oczywiście wielka w tym zasługa Irańczyków, którzy byli naładowani jak kabanosy. Walijczycy chyba byli w szoku, że tak w ogóle da się grać w piłkę. Że tak prezentuje się ekipa na 20. miejscu w rankingu FIFA.
Iran pokazał, czym jest “mecz o wszystko”
21 strzałów na bramkę Walii, 6 celnych. Wypracowana czerwona kartka na Hennesseyu i granie w 11 na 10 przez ostatnie 15 minut. Fenomenalne emocje i napięcie, które mówiło: cholera, czy to będzie najlepsze 0:0 na mundialu w Katarze? Chyba nie musimy wam mówić, że jeśli machnęliście ręką na ten mecz, to przegapiliście zapewne jedno z najlepszych spotkań fazy grupowej. W pewnym momencie to była jazda bez trzymanki, gra podwórkowa, w której Irańczycy eksploatowali swoje wątroby do granic możliwości.
I opłaciło się. W 98. minucie i chwilę później, już na dokładkę, Iran zebrał plony ciężkiej pracy. W dwunastej rundzie dwoma celnymi ciosami wysłał na deski chwiejącego się od dawna rywala. Zasłużył na to. Jest w grze. Panowie i panie, tak na turniejach powinien wyglądać każdy mecz o wszystko. Niech inne reprezentacje biorą przykład.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Niekochani 2.0. Nawróceni na antyfutbol. Prostactwo zamiast prostoty
- Białek z Kataru: Czy to już oblężona twierdza?
- Białek z Al-Khor: Infantino? Drugi po Allahu
Fot. Newspix