Czasy się zmieniają, a Anglicy ciągle nie potrafią wygrać z USA na mistrzostwach świata w piłkę nożną. Dziś zmierzyli się z nimi mundialowo trzeci raz i skończyło się drugim remisem, nawet ze wskazaniem na Jankesów, bo Christian Pulisic obił poprzeczkę. I zła wiadomość dla Synów Albionu – lepiej raczej nie będzie, bo Amerykanie będą rośli w siłę.
Ale najpierw inna sprawa – panowie piłkarze, wystarczy już tych bezbramkowych meczów. Serio. W całym turnieju w Rosji był jeden, a w tym trwającym na początku 2. kolejki fazy grupowej już pięć. Ludzie kochani, basta! Czas na strzelaniny. Bardzo prosimy.
Anglia – USA 0:0. Nadchodzi amerykański sen
Amerykanie mogą ze względnym spokojem patrzeć w przyszłość. Może niekoniecznie w tę najbliższą, o czym za chwilę, ale w tę dalszą, oddaloną o cztery lata, już jak najbardziej. W 2026 roku USA wspólnie z Meksykiem i Kanadą zorganizuje mistrzostwa świata i na tym etapie zdaje się, że przynajmniej Jankesi będą gotowi sportowo. W Katarze wystawili najmłodszą ekipą spośród wszystkich uczestników, średnia wieku tych, którzy zagrali, to mniej niż 25,5 roku. Już spisują się nieźle, a przecież przynajmniej w teorii Sergino Dest (22 lata), Tyler Adams (23), Yunus Musah (19), Tim Weah (20), Gio Reyna (20), Brenden Aaronson (20), Josh Sargent (22) czy nawet Pulisic (24) i Weston McKennie (24) nie osiągnęli jeszcze swojego maksimum. Nie trzyjcie powiek. Nie zastanawiajcie się, dlaczego ziewacie. Po prostu najwyraźniej nadchodzi amerykański sen.
Ale póki co wracamy do tej bliższej przyszłości – tutaj jeszcze tak kolorowo może nie być. Słaba druga połowa z Walią zabrała USA zwycięstwo i skończyło się remisem 1:1. Dzisiaj drużyna selekcjonera Gregga Berhaltera miała dużo trudniejsze zadanie i wykonała je nawet lepiej, tyle że efekt ten sam. Jeden punkt. Co więcej, po rywalizacji na Al Bayt Stadium to właśnie Jankesi mogą sobie pluć w brodę, że tylko tyle. Autentycznie.
Generalnie spotkanie toczyło się do pól karnych i w nich już nic ciekawego się nie działo. Jako się rzekło na wstępie, Pulisic obił poprzeczkę, a tuż przed końcem po dośrodkowaniu z wolnego wreszcie przypomniał o sobie Harry Kane, ale chybił po uderzeniu głową. Gola nie strzelił, za to przynajmniej Gareth Southgate mógł wycofać zgłoszenie o zaginięciu swojego kapitana…
Dość nieoczekiwanie to USA pozostawiło po sobie korzystniejsze wrażenie. Kapitalną robotę w środku pola wykonał Adams i brutalnie pokazał Jude’owi Bellinghamowi, że nie zawsze przyjdzie mu kopać z Irańczykami. Po flankach hasali Dest i Antonee Robinson. Przebłyski mieli McKennie, Musah i Pulisic. W murarkę zabawili się stoperzy – Walker Zimmerman i Tim Ream. Słowem – byli lepsi. Może nieznacznie, ale jednak.
Największy minus – konkrety w ofensywie. Tego brakowało w potyczce z Walią i brakowało w starciu z Anglią. W ostatnim meczu fazy grupowej z Iranem już zabraknąć nie może, ponieważ tylko zwycięstwo da Jankesom awans. Nóż na gardle.
Natomiast Synowie Albionu przypomnieli, że w sumie to całkiem niedawno zlecieli z Dywizji A Ligi Narodów i lanie sprawione Persom tylko zaciemniło obraz. Southgate znowu zostanie wychłostany w brytyjskich mediach i trudno się dziwić. Wicemistrzowie Europy mają wielki potencjał, aczkolwiek niezmiennie ledwie częściowo wykorzystany. Przecież jeszcze rano nikt by nie uwierzył, że ta drużyna powtórzy rezultat z 2010 roku i tylko zremisuje z USA. A gdyby bomba Pulisica pofrunęła ciut niżej, poszłaby śladami przodków z 1950 roku i jednej z najbardziej sensacyjnych porażek w historii mundialu.
Aczkolwiek mimo wszystko dzięki remisowi Anglia ma już komfortową sytuację i wyłącznie katastrofa odebrałaby jej promocję do kolejnej fazy. Tyle dobrego dla Southgate’a.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Niekochani 2.0. Nawróceni na antyfutbol. Prostactwo zamiast prostoty
- Białek z Kataru: Czy to już oblężona twierdza?
- Białek z Al-Khor: Infantino? Drugi po Allahu
foto. Newspix