Reklama

Jak Katar stał się rajem dla antropologów

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

20 listopada 2022, 10:21 • 10 min czytania 10 komentarzy

Karim Boudiaf dotrzymał słowa. Piętnaście lat temu zrozumiał, że nie podbije Ligue 1. Dwanaście lat temu zamienił Francję na Katar. Dziesięć lat temu zapowiedział, że jego celem jest reprezentowanie barw tego pustynnego kraju podczas mistrzostw świata 2022 roku. Dekadę później nadszedł czas weryfikacji. I oto jest – Karim Boudiaf, katarski piłkarz z francuskimi korzeniami, otrzymał powołanie od selekcjonera Felixa Sancheza na „domowy” mundial.

Jak Katar stał się rajem dla antropologów

W dobie pędzącej globalizacji, wszechobecnego kosmopolityzmu i masowych emigracji świat przemienił się w jedną wielką wioskę, a współczesny mundial urósł do rangi doskonałego materiału badawczego dla antropologów. Tylko cztery z trzydziestu dwóch reprezentacji na katarskich mistrzostwach świata mogą poszczycić się składem w całości złożonym z piłkarzy urodzonych na ojczystej ziemi – Argentyna, Brazylia, Arabia Saudyjska i Korea Południowa.

Wszędzie indziej znajdą się rodzynki. Walijczyk urodzony w Niemczech, Polacy urodzeni w Anglii i Włoszech, Francuzi urodzeni w Afryce i Afrykanie urodzeni we Francji. Przykłady można mnożyć. Szukać przodków. Rysować drzewa genealogiczne. Zabawne familijne opowiastki przeplatać z tragicznymi historiami całych rodów. Prawda jest jednak taka, że podczas mundialu prawie stu pięćdziesięciu piłkarzy z dwudziestu ośmiu drużyn narodowych nie będzie reprezentować krajów, w których się urodzili, na co pozwalają przepisy FIFA. I Katar nie jest pod tym względem wyjątkiem.

Przypadek Karima Boudiafa

Piotr Wojtyna, który wyemigrował z Polski do Francji w wieku dwudziestu trzech lat, zasłynął jako odkrywca talentu N’Golo Kante. Prowadził, uczył i kształtował go na poważnego piłkarza w podparyskim J.S.Suresnes. Mistrz świata z 2018 roku nie zapomniał o dawnym mentorze i regularnie wyraża mu swoją wdzięczność za lata wspólnej pracy, kiedy od czasu do czasu widują się, spotykają, rozmawiają, wymieniają spostrzeżeniami na temat małego i dużego futbolu. Kante nie pojechał na mundial w Katarze. Leczy kontuzję. Zdrowy i w pełni gotowości jest za to Karim Boudiaf, czyli inni stary znajomy wspomnianego polskiego trenera.

Piotr Wojtyna: – Prowadziłem drużynę szesnastolatków w J.S.Suresnes. Karim Boudiaf mieszkał na osiedlu obok stadionu. Właśnie został wyrzucony z Lorient. Chciał sobie z nami poćwiczyć. Czysto dla zabawy. Akurat mieliśmy trening, a ja go znałem już wcześniej z gry dla Racing Club de France Football, znanego klubu z regionu paryskiego, wtedy chyba najlepiej szkolącego w kraju, takiego, z którego wyszło wielu późniejszych reprezentantów Francji. Występował tam do piętnastego albo szesnastego roku życia, mierzyliśmy się z nimi jakoś dwa albo trzy razy, widziałem, że ma naprawdę fajny potencjał. 

Reklama

Cała anegdota polega jednak na tym, że tamtego dnia mój trening ze znanymi mi na co dzień chłopakami już się zaczął, a on przyszedł wraz z kolegą całkowicie niezapowiedzianie, no i do tego nawet nie spytał się, czy może z nami pobiegać i pokopać. Gdyby to zrobił, oczywiście, że przygarnąłbym go i włączyłbym go do gry, ale nie, on już przebrany, już wparowujący na rozgrzewkę…

– Co ty tu robisz? – pytam. 

– Przyszedłem sobie potrenować – odpowiedział. 

– Nie zapowiedziałeś się wcześniej, więc nie będziesz trenował. Jak chcesz, to przyjdź za dwa dni. 

Już nigdy się u nas nie pojawił. Wątpię jednak, czy miał jakiekolwiek większe plany związane z naszym klubem. Pewnie po prostu przyszedł sobie pokopać dla zabicia czasu. Nie pytałem, nie wchodziłem w szczegóły, tak tylko przypuszczam. Na boisku był wtedy zresztą z nami N’Golo Kante, bo to podobny rocznik: Boudiaf jest o rok starszy.

Karim Boudiaf rokował na poważnego piłkarza?

Reklama

Zdecydowanie wyróżniał się w Racingu. Środkowy pomocnik z bardzo fajną inteligencją gry. I to już w wieku dwunasty czy trzynastu lat. Nie miał jakichś wybitnych warunków fizycznych, raczej szczupły i chudy, ale nadrabiał dobrym przeglądem pola. Grał bardzo prosto, ale też bardzo skutecznie. Utrzymywał się w renomowanej akademii Racingu, więc miał papiery na poważny futbol. Nie wiem, co dokładnie nie zagrało w jego karierze we Francji, ale przypuszczam, że wpływ na jego niepowodzenie w Lorient czy Nancy mogło mieć jego zachowanie. Nie sugeruję, że sprawiał kłopoty, bo nie znam go aż tak dobrze, ale słyszałem, że w pewnym momencie po prostu nie chcieli się zdecydować na zostawienie go w składzie. Po juniorskich latach sam Boudiaf czuł, że nie przebije się we Francji. W 2010 roku wyjechał do Kataru. 

Zdziwił się pan na widok Karima Boudiafa w koszulce reprezentacji Kataru?

Zawsze uważałem go za zdolnego chłopaka, więc nie zdziwiło mnie, że poziomem piłkarskim dobrnął do futbolu międzynarodowego w dużo słabszym piłkarskim środowisku niż Francja, ale zaskoczyło mnie, że on w ogóle znalazł się w Katarze. Natomiast często tak bywa, że młodzi piłkarze, którzy odbijają się od klubów z topowych lig i krajów, szukają swojego szczęścia gdzieś indziej. Sam kiedyś miałem wychowanka, który nie przebił się do Ligue 1, a dostał się do Slavii czy Sparty Praga, gdzie dwadzieścia lat temu zdołał nawet zadebiutować, a nie miał żadnych, nawet najmniejszych szans, żeby we Francji zagrać choćby w Championnat National, czyli tutejszej trzeciej lidze. Karima Boudiafa, który miał papiery z dużych akademii, ktoś tak pokierował, żeby miękko wylądował. Kiedy bowiem Katar dowiedział się, że dostanie mistrzostwa świata, zaczął szukać nieoczywistych talentów po całym świecie, żeby ich naturalizować. Nic do niego nie mam. To dobry zawodnik. Jest jednym z bardziej doświadczonych piłkarzy Kataru. Pewnie będzie postacią wiodącą. Chętnie zobaczę, jak się wiedzie staremu znajomemu…

Naturalizacja po katarsku

Pierwsza dekada XXI wieku. Sepp Blatter przylatuje na katarską ziemię na pokładzie odrzutowca emira. Wystawny bankiet, wymyślne dania, atmosfera gościnności i wzajemnej sympatii. Mohammed Bin Hammam słucha, Hamad bin Khalifa Al Thani peroruje, Szwajcar sączy drinka, nachyla się, czeka na przerwę w rozmowie i z wdziękiem rzuca: – Sprowadźmy mundial do Kataru!

Emir jest zachwycony. Pyta Bin Hammama, jedynego piłkarsko obcykanego człowieka w kraju, o zdanie w tej sprawie. Ten jest sceptyczny. Organizował mecze, zna się na piłce nożnej, ogląda wszystkie wielkie turnieje. Sądzi, że to prawie niemożliwe. Mały kraj, niesprzyjający klimat, brak infrastruktury i jakiejkolwiek futbolowej tradycji. Monarcha nie znosi jednak sprzeciwu. Wcale niedługo później Katar otrzymuje mundial. Rusza machina przygotowań napędzana przez dwieście miliardów dolarów amerykańskich.

Gdzieś w międzyczasie trzeba budować reprezentację. Jest 2010 rok, liga jest kiepska i jeszcze nie przyciąga gwiazd, kadra okrutnie słabuje, a druzgocąco przeważająca większość jej piłkarzy pochodzi z innych krajów niż Katar. Jak to rozwiązać? Masowo naturalizować! Mija kilka lat. Wyniki wciąż są kiepskie, a zespół w jeszcze większym stopniu stawia na odrzuty ze świata poważniejszego futbolu. I może tak wyglądałoby to do teraz, gdyby nie Sepp Blatter, który niespodziewanie pogroził palcem katarskiej federacji i zapowiedział, że odpowiednie organy Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej będą uważnie przyglądać się procesowi opierania kadry z kraju znad Półwyspu Arabskiego na naturalizowanych graczach.

Sens istnienia tamtejszej reprezentacji stanął pod dużym znakiem zapytania. Skompromitowany były prezydent FIFA krytykował kształt drużyny narodowej Kataru w piłce ręcznej z 2015 roku i przekonywał, że piłka nożna nie pozwoli sobie na dopuszczenie podobnego scenariusza. Katarscy bogacze w thawbach potraktowali słowa Blattera na tyle poważnie, że Jorge Fossati, ówczesny sternik kadry, zagroził swoją dymisją na wypadek, gdyby tylko przestano dostarczać mu świeżą krew z państw o większych złożach piłkarskiego talentu. Nieprzypadkowo bowiem opierał swój zespół na Rodrigo Tabacie z Brazylii i Sebastianie Sorii z Urugwaju, a w szczytowych momentach eliminacji do mistrzostw świata 2018 potrafił nawet ułożyć pierwszą jedenastkę z ośmiu piłkarzy urodzonych poza granicami Kataru i z zaledwie trzech pełnoprawnych Katarczyków.

Zdecydowana i nieprzejednana postawa Jorge Fossatiego, niepodparta wynikami i skompromitowana fatalnymi eliminacjami do rosyjskich mistrzostw świata, nie przypadła do gustu szefostwu, które choć lubowało się w kuszeniu petro-dolarami grubych nazwisk światowego futbolu w lokalnej piłce klubowej, to życzyło sobie szanowanej i respektowanej reprezentacji. Urugwajski trener poprowadził więc zespół w zaledwie dziewięciu meczach i pożegnał się ze stanowiskiem. Był trzynastym selekcjonerem w dwudziestopierwszowiecznej historii katarskiej federacji. W jego miejsce wsadzono dynamicznego Felixa Sancheza, minęło kilka miesięcy i… wszystko uległo zmianie. Raz, że liczba „zagranicznych reprezentantów” drastycznie zmalała. Dwa, że Katar zaczął odnosić sukcesy. Trzy, że Sanchez wyrósł na twarz tego projektu.

Skąd pochodzą reprezentanci Kataru?

Większość aktualnych reprezentantów Kataru przechodziła przez Aspire Academy, która przez dekadę zdążyła zmienić swój charakter z fasadowego słupa i sprawnej przykrywki do finansowania piłkarskich projektów w Afryce w zamian za głosy w przeróżnych wyborach FIFA na wzór poważnej i cenionej w międzynarodowym środowisku szkółki, która ultra-profesjonalnie kształci sportowe i intelektualne elity Kataru. Jest to więc jakiś punkt styczny w biografiach wielu katarskich zawodników. Zawodników, którzy może nie są już tak bezczelnie naturalizowani jak Rodrigo Tabat czy Sebastian Soria, ale wciąż pochodzą z przeróżnych stron świata.

Rodzice Almoeza Aliego wyemigrowali z Sudanu do Kataru, gdy ten był dzieckiem. Bassam Al-Rawi jest synem Hishama Al-Rawiego, reprezentanta Iranu z lat dziewięćdziesiątych, ale na katarskiej ziemi przebywa już od czasów szkolnych. Ali Assadalla przyszedł na świat jako obywatel Bahrajnu, a Mohammed Waad w Bagdadzie, ale obaj wychowali się w Katarze. Ahmed Alaaeldin przybył na zachodni brzeg Zatoki Perskiej, gdy miał dziesięć lat, kiedy miejsce zamieszkania na stałe zmieniał jego ojciec, egipski inżynier budowlany. Jest też – oczywiście – kilka przypadków bardziej złożonych. Taki Mosab Kheder urodził się w Sudanie, w katarskiej lidze gra dopiero od 2012, a w tamtejszej kadrze od 2016 roku. Mohammed Muntari dorastał w ojczystej Ghanie, do El Jaish trafił w 2012, a dwa lata później biegał już w koszulce reprezentacji Kataru.

Młodzi adepci Aspire Academy za wychowawczy wzór nie postawią sobie też na pewno historii wspominanego Karima Boudiafa. Podobnie zresztą jak bajki o Pedro Miguelu, popularnym Ro-Ro, który sam mówi, że nie zapomina o swoich korzeniach i czuje się związany z trzema krajami – Republiką Zielonego Przylądka, Portugalią i Katarem. Za młodu ćwiczył w Benfice, ale nigdy nie dostał szansy w Lidze Portugal, więc skorzystał z zaproszenia od katarskich szejków i pojechał na testy, podczas których lokalni skauci mieli wybrać jednego szczęśliwca spośród trzydziestu chętnych na okrąglutki kontrakt. Padło na niego. Niedługo później trafił do Al Sadd, poznał Xaviego, został reprezentantem Kataru i gościem, który nieco megalomańsko lubi mawiać, że „w żadnym innym kraju piłka nożna nie rozwija się tak szybko i tak bardzo przy udziale tak zdolnych ludzi”.

Ciekawym przykładem jest też Boualem Khoukhi. Urodził się i wychował w Algierii. W 2009 roku trafił do Al Arabi, katarska federacja wyczuła talent i postanowiła go znaturalizować, ale on w 2010 roku dostał powołanie do algierskiej kadry U-23 i przekonywał w wywiadach: – Ten kraj mnie zrodził, wszystko mu zawdzięczam, czuję się jego obywatelem po wieki, nie przekona mnie żadne złoto i nie skuszą mnie żadne pieniądze. 

Trzy lata później zadebiutował w reprezentacji Kataru.

I jest jego kadrowiczem po dziś dzień.

Cóż, różne są losy ludzkie, ale bądźmy uczciwi. Saad Al Sheeb, Meshaal Barshim i Youssef Hassan, wszyscy trzej bramkarze powołani na mundial, to rdzenni Katarczycy. W Dosze lub Al Rayyan urodziło się też trzynastu innych reprezentantów z dwudziestosześcioosobowej kadry Felixa Sancheza na MŚ – Tarek Salman, Abdelkarim Hassan, Homam Ahmed, Ismail Muhammad Homam, Ahmed Jassem Jaber, Assim Madibo, Salem Al Hajri, Mustafa Tarek, Abdulaziz Hatem, Naif Al Hadhrami, Hassan Al-Haydos, Khaled Mounir i największy gwiazdor Akram Afif.

Oznacza to, że sześćdziesiąt procent kadry Kataru to autochtoni, a siedemdziesiąt sześć procent tej drużyny wychowało się na terenie najmniejszego państwa organizującego mistrzostwa globu w historii piłki nożnej, a to już wcale nie taki zły wynik. Świat się zmienia, granice się zacierają, pojęcie tożsamości narodowej dryfuje w stronę nowej definicji, bo przepływ masy ludzkiej jest dziś większy niż kiedykolwiek wcześniej, a w międzyczasie w siłę rosną nowe państwa-potęgi, które uzurpują sobie prawo do wyznaczania trendów. Trzeba umieć się dostosować, żeby nie zginąć w tym gąszczu nowoczesności. Tak nakazuje prawo ewolucji…

Czytaj więcej o katarskich mistrzostwach świata:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Piłka nożna

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

10 komentarzy

Loading...