Wykręcał szesnaście asyst w sezonie. Dogrywał przy golu na mistrzostwach świata. Wyjeżdżał do ligi top5, co przyjęto jako oczywisty i naturalny kierunek. Gdy oglądamy dziś Rafała Kurzawę w akcji, aż dziw bierze, że wyglądał kiedyś jak naprawdę poważny piłkarz. Z perspektywy czasu należy stwierdzić, że świetny sezon w Górniku Zabrze był pewną anomalią. W rzeczywistości mówimy o zawodniku, który nie potrafi nawet zbliżyć się do poprzeczki, którą sam sobie zawiesił.
Oto kozacy i badziewiacy ostatniej jesiennej kolejki Ekstraklasy.
Kozacy i badziewiacy 17. kolejki Ekstraklasy
Rafał Kurzawa – słabe dwa lata w Pogoni Szczecin
Gdybyśmy sporządzili ranking najlepiej ułożonych lewych nóg, jakie w XXI wieku przewinęły się przez Ekstraklasę, Kurzawa znalazłby się w ścisłej czołówce zestawienia. Rzuty wolne, prostopadłe podania, przerzuty, miękkie zawiesiny, dokręcane rogale – w jego repertuarze można było odnaleźć wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Może i nie radził sobie w walce fizycznej, może i nie był w stanie popędzić skrzydłem, ale gdy już miał futbolówkę przy nodze, wyglądał, jakby w swoim życiu zawiązał nią już niejeden krawat.
Wracający w 2017 roku do Ekstraklasy Górnik Zabrze porwał kibiców odważną grą i stał się rewelacją sezonu. Ta drużyna miała kilka twarzy. Chłodnego analityka w postaci Marcina Brosza. Kibiców szalejących na nowym stadionie. Zdolnej młodzieży, która pokazała, że stawianie na „utalentowanych chłopaków z regionu” nie zawsze musi być populistycznym hasłem. Wiekowego Hiszpana na środku ataku – późniejszą legendę klubu. I dwóch skrzydłowych, którzy pracowali na zagraniczny wyjazd. Damiana Kądziora i Rafała Kurzawę.
Choć pierwszy prezentował szerszy wachlarz umiejętności, to drugi wykręcał lepsze liczby. Nawet gdy stał na uboczu lub zamykał się w introwertycznym kokonie, bronił się na murawie. To Kurzawa pojechał na mundial, który Kądzior oglądał w domu. To Kurzawa odszedł do ligi top5, gdy Kądzior musiał zrobić przystanek w Chorwacji. To za Kurzawę zapłacono 850 tysięcy, a za Kądziora połowę mniej.
Był w naprawdę mocnej pozycji wyjściowej pod ciekawą karierę, a w Amiens dostał tylko 230 minut w lidze i został odpalony już po pół roku. Trener francuskiego klubu formułował wtedy konkretne zarzuty: Polak nie ma szybkości potrzebnej na boku, nie wygrywa pojedynków i nie jest gotowy do intensywności wymaganej w Ligue 1. Swoje dodawało „L’Equipe”, które napisało, że Kurzawa jest odludkiem i ciężko mu przekazać jakiekolwiek uwagi. Na wypożyczeniu w FC Midtjylland zagrał w dziewięciu meczach (gol i dwie asysty), lecz nie został na dłużej. Potem poszedł do słabego Esbjergu, z którym spadł z ligi, po czym rozwiązał kontrakt z Amiens i nie grał w piłkę przez ponad pół roku, licząc na to, że załapie się jeszcze do jakiegoś zagranicznego klubu.
No cóż.
Związanie się z Pogonią i tak trzeba było traktować jako upadek na cztery łapy. Zwłaszcza, że Kurzawa frytek nie zarabia i zgodnie z obowiązującym kontraktem ten stan rzeczy jeszcze trochę potrwa. W Szczecinie liczyli, że wiążąc się z zawodnikiem tak długą umową, stworzą okazję do rychłego zarobku (bo dlaczego tak dobry piłkarz miałby się nie odbudować?) lub zaklepią sobie ligową gwiazdę na długie lata. Do interesu trzeba jednak dokładać, perspektywa na zwrot nie istnieje, a forma sportowa „ligowej gwiazdy” pozostawia wiele do życzenia. Kurzawa jest już w Pogoni cztery rundy i „jest” to chyba najlepsze określenie do opisania jego szczecińskiej przygody. Siedmiokrotny reprezentant Polski ani przez moment nie stał się ważnym ogniwem swojego zespołu.
Wiosna 20/21: 581 minut w lidze, 2 gole, 0 asyst.
Sezon 21/22: 1052 minut w lidze, 1 gol, 2 asysty.
Jesień 22/23: 500 minut w lidze, 0 goli, 0 asyst.
Łącznie: 3 gole i 2 asysty.
Kiedyś tych asyst było 16 w jednym sezonie.
Na początku szczecińskiej przygody Kurzawa jeszcze jakoś wyglądał. Kto go widział w akcji, ten myślał sobie: technikę wciąż ma, jak dojdzie fizycznie będzie znów rozdawał karty. Piłkarz jednak zamiast rosnąć, systematycznie przeciętnieje. Mecz z Radomiakiem to już przesada. Pomocnika miało początkowo nie być w jedenastce, ale wskoczył za Pawła Stolarskiego, który doznał urazu na rozgrzewce (a konkretnie wskoczył do linii pomocy, bo na prawą obronę przeszedł Kucharczyk).
Wyglądał podczas tego spotkania jak ciało obce. Słaniał się po boisku, jakby nie miał sił. Nieustannie truchtał, by stwarzać pozory uczestnictwa w akcji, ale jednocześnie nie dając kolegom możliwości do podania. Chował się za plecami. Unikał kontaktów z piłką. Sprawiał wrażenie człowieka, któremu szkoleniowiec zrobił krzywdę, posyłając go na boisko. Może bał się, że zagra w podobny sposób, co w meczu z Miedzią Legnica, gdy absurdalną główką wypuścił Obietę sam na sam (a później Hiszpan strzelił gola).
Tu nie chodzi o pozycję, bo grał już i na prawej, i na lewej stronie, i jako ósemka, i jako boczny obrońca. Tu nie chodzi też o formę fizyczną, bo choć niedawno leczył kontuzję, to wcześniej nie skarżył się na większe urazy, a nie da się przez cztery rundy nie dojść do optymalnej sprawności. Trafiał do Szczecina w momencie, gdy Pogoń była na pierwszym miejscu po 17 kolejkach, w których strzeliła zaledwie 22 gole (1,29 bramki na mecz lidera – nieszczególny bilans). Runjaic stworzył świetnie zorganizowaną defensywę i potrzebował kogoś, kto pozwoli mu wejść na wyższy poziom w ataku, by nie wygrywać ciągle po 1:0. Kurzawa miał rozruszać ofensywę. Zamiast tego stał się najbardziej niemrawym piłkarzem Pogoni.
Dwa lata temu każdy w Szczecinie myślał, że ściąga właśnie ligową gwiazdę, która może i potrzebuje czasu, może nie przebiła się w lepszych ligach, ale na własnym podwórku będzie błyszczeć. Tymczasem o wiele więcej dał „Portowcom” choćby Jean Carlos, którego odpaliła Wisła Kraków, a więc przychodził do klubu walczącego o puchary w zasadzie bez oczekiwań. Pewnie nawet sam Hiszpan nie potrafi zrozumieć, dlaczego jego starszy o trzy lata kolega dostaje tak dużo szans u nowego trenera. Od kiedy Kurzawa wrócił po urazie, sześć razy wybiegł w podstawie (na siedem meczów). Gustafsson ewidentnie w niego wierzy, co podkreśla także na konferencjach prasowych.
Czy to wiara oparta na racjonalnych podstawach?
Na ten moment Kurzawa to piłkarz jednego sezonu. Może w piątej rundzie w Pogoni nawiąże do złotego okresu w Górniku, ale na razie po prostu nie ma przesłanek, by w to wierzyć.
Kozacy. Henrich Ravas, czyli jeden z najlepszych bramkarzy w Ekstraklasie
Inspiracją dla Kurzawy może być Benedikt Zech, który ostatnio także mocno obniżył loty, a w zeszły weekend był najlepszym stoperem w kolejce. Nawet będąc w dołku da się zagrać dobre zawody. Obrońca zablokował strzał Mauridesa, gdy Stipica leżał już na glebie. Dzięki tej interwencji po raz pierwszy w tym sezonie zawitał w naszej jedenastce kozaków. Podobnie zresztą jak Kamil Grosicki, który jesienią zwykle zawyżał poziom swojej drużyny, ale brakowało mu wielkich meczów, jakie miewał choćby w zeszłym sezonie.
Pierwszy raz wśród najlepszych melduje się Deian Sorescu, który spędził w Częstochowie już rok i kosztował 800 tysięcy euro. Mamy lekki problem z jednoznaczną oceną rumuńskiego zawodnika. To bez wątpienia dobry piłkarz, zwłaszcza, gdy porównamy go z innymi ligowcami na prawym wahadle. Jest szybki i mobilny. Potrafi zagrać do przodu. Wraca, gdy trzeba wrócić. Jednocześnie nie możemy oprzeć się wrażeniu, że tkwią w nim jeszcze spore rezerwy. Takich akcji jak ta w meczu z Zagłębiem – gdy najpierw dynamicznym rajdem zyskał przestrzeń, a potem kapitalnie uderzył – mógłby mieć na koncie znacznie więcej. Zwłaszcza, że w Rumunii imponował liczbami.
Przy skali tego transferu – i nie mamy na myśli tylko największej w historii klubu sumy odstępnego, a też całą sagę, bo Raków długo musiał się za nim nachodzić, grając przy okazji na nosie Legii – spodziewaliśmy się ciut więcej. Co nie oznacza – podkreślamy! – że jest źle. Sorescu jest po prostu solidnym elementem układanki, a nie gwiazdą pokroju Tudora. Jednocześnie ma wszelkie predyspozycje, by w następnej rundzie taką gwiazdą się stać. Debiut w jedenastce kozaków to bez wątpienia dobra przesłanka na przyszłość.
Na mocną pochwałę zasługuje za to Henrich Ravas, czyli jeden z najlepszych bramkarzy tego sezonu. Aż dziewięć razy zachował czyste konto, 78,7 procent jego interwencji kończy się powodzeniem. W meczu z Koroną wybronił rzut karny wykonywany przez Śpiączkę, ale nie tylko, bo przytomność zachował także przy uderzeniu Szykawki z końcówki spotkania. 25 meczów w Premier League 2, dziesięć na poziomie piątej ligi angielskiej, sezon na Słowacji… Jego CV nie sugerowało, że to fachowiec, który przez całą rundę nie zawali żadnego meczu. A co dopiero, że kilka – jak ten z Koroną – wręcz uratuje. Ravas to jeden z kilku powodów, dla których Widzew kończy jesień na podium.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Raków ma rozegrać kilka sparingów w Holandii
- Tadeusz Fajfer będzie nowym dyrektorem sportowym Warty Poznań
- Najlepsi młodzieżowcy rundy jesiennej 22/23 [RANKING]
Fot. FotoPyK