W normalnych okolicznościach można by było w to nie uwierzyć, ale to jest Puchar Polski edycja 2022/2023. Radomiak Radom miał być jednym z tych, którzy obronią honor Ekstraklasy, ale jego piłkarze byli solidarni z tymi, którzy już wcześniej odpadli. Podopieczni Mariusza Lewandowskiego skompromitowali się w meczu z Lechią Zielona Góra i odpadają z rozgrywek po serii rzutów karnych. Serii, w której wykorzystali tylko jedną jedenastkę na cztery…
10 listopada, godzina 12:00, Zielona Góra. Na trybunach stadionu przy ulicy Sulechowskiej zasiada kilkuset kibiców, którzy przyszli obejrzeć prestiżowe starcie lokalnej Lechii z Radomiakiem Radom. Puchar Polski w pełnej krasie. Ale prawdopodobnie to jest ten cały jego urok. Szczególnie w tej edycji rozgrywek mamy masę trudnych do wyjaśnienia rozstrzygnięć. Zasada o rozgrywaniu meczów na boisku drużyny z niższej ligi okazała się zgubą dla ekstraklasowiczów, którzy ramię w ramię kompromitują się jeden po drugim z zespołami grającymi na niższym poziomie rozgrywkowym. Doszło do tego, że w 1/8 finału mieliśmy już tylko osiem drużyn z Ekstraklasy.
Lechia – Radomiak. Kolejny Ekstraklasowicz bezradny
A to nie wszystko, bo zanim zabrzmiał pierwszy gwizdek w czwartkowym spotkaniu Lechii z Radomiakiem, z Pucharem Polski pożegnały się cztery kolejne zespoły z Ekstraklasy, a wciąż nie wiadomo, jaki będzie los Śląska Wrocław, który znalazł się pod lupą po tym, jak jego “kibice” rasistowsko zaatakowali jednego z piłkarzy Sandecji.
Tak więc Radomiak w czwartek walczył w pewien sposób o honor Ekstraklasy, a szansa na kompromitację była całkiem spora, bo ich rywalem był w końcu zespół trzecioligowy. I to taki, który w poprzedniej rundzie wyeliminował już innego ekstraklasowicza – Jagiellonię Białystok. Wszystko wskazywało więc na ciężary drużyny Mariusza Lewandowskiego, choć ta w ostatnim czasie była w całkiem niezłej formie. Ostatnie pięć spotkań to aż cztery zwycięstwa i tylko jedna porażka w szalonym meczu z Wartą, gdzie kuriozalny błąd popełnił Gabriel Kobylak.
Ale jak już ustaliliśmy, wbrew pozorom trudniej się gra na Sulechowskiej w Zielonej Górze, gdzie jest kilkuset kibiców, niż na przykład na Piłsudskiego w Łodzi, gdzie w weekend było ich ponad 17 tysięcy. Dlatego Radomiak nie potrafił kompletnie znaleźć sposobu na ominięcie obrońców Lechii, a nawet jeżeli to się udawało, to nie potrafili pokonać świetnie dysponowanego bramkarza Wojciecha Fabisiaka, który był też bohaterem meczu z Jagiellonią. Tylko w pierwszej połowie czwartkowego spotkania 27-letni golkiper zanotował aż osiem udanych interwencji.
W zespole gości najlepiej wyglądał Maurides, który sprawiał mnóstwo problemów obrońcom Lechii. Przestawiał ich sobie, jak tylko mu było wygodnie, ale problem, z tym że nic z tego nie wynikało. Brazylijczyk albo niedokładnie odgrywał, albo uderzał daleko od bramki. Zagrożenia praktycznie nie stwarzali skrzydłowi Radomiaka, czyli Machado i Semedo, którzy są ostatnio w całkiem niezłej formie. Szczególnie ten pierwszy, bo Portugalczyk strzelał bramki w trzech ostatnich ligowych meczach. Kryjący go dziś Kacper Lechowicz kilkukrotnie boleśnie przekonał się, jakie nienaganne umiejętności techniczne posiada jego przeciwnik, ale też pozostawało to bez konsekwencji. Choć raz Machado znalazł się w sytuacji sam na sam z Fabisiakiem, ale uderzył wprost w niego.
Więcej zagrożenia stwarzał oczywiście Radomiak, ale nie jest tak, że Lechia tylko się broniła. Podopieczni trenera Sawickiego kilkukrotnie zagrozili bramce Gabriela Kobylaka, który był zmuszony do interwencji. Szczególnie aktywny był chyba najlepszy zawodnik zespołu gospodarzy, czyli Przemysław Mycan, który Jagiellonii strzelił aż dwie bramki. Mało brakowało, a w pierwszej połowie za faul na nim z boiska wyleciałby Raphael Rossi. Brazylijczyk nadepnął swojego przeciwnika na staw skokowy, więc sędzia pokazał mu żółtą kartę. Po chwili jednak dostał sygnał z VAR-u, że sytuacja jest analizowana. Trochę to potrwało, ale ostatecznie decyzja Leszka Lewandowskiego nie została zmieniona. Rossi mógł odetchnąć z ulgą, ale sytuacja co najmniej kontrowersyjna.
Lechia – Radomiak. Kompromitacja w rzutach karnych
Zgodnie z tym, czego raczej można się było spodziewać, w samo południe w Zielonej Górze obejrzeliśmy mecz z gatunku tych mało ekskluzywnych, który po 90 minutach nie przyniósł nam ani jednej bramki. Potrzebna więc była dogrywka, która nie przyniosła zbyt wielu zmian w grze obu zespołów. Wciąż wyraźną przewagę miał Radomiak, ale od trafienia był dość daleko. W powietrzu było więc czuć kolejną sensację, która prawdopodobnie przebiłaby nawet wyczyny KKS-u Kalisz.
W 111. minucie sytuacja gospodarzy zaczęła już jednak wyglądać coraz gorzej, bo drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartę obejrzał pomocnik Jakub Babij. Od tej chwili mocno wyczerpani zielonogórzanie zostali na boisku w 10 i na dodatek bez możliwości dokonania jakichkolwiek zmian, bo trener Sawicki wszystkie już wykorzystał. W tym momencie radomianie całkowicie przejęli inicjatywę, próbowali atakować, ale wciąż nie potrafili poradzić sobie z okopaną pod bramką drużyną Lechii. W ten sposób dobrnęliśmy do rzutów karnych, które oczywiście przegrał… Radomiak.
Podopieczni Mariusza Lewandowskiego chyba nie przygotowali się na taką ewentualność, bo wykorzystali tylko jedną z czterech wykonywanych jedenastek. W dodatku pozostałe trzy wcale nie zostały obronione przez Fabisiaka, bo bramkarz Lechii zdołał odbić tylko ostatnie uderzenie Mauridesa. Abramowicz i Nascimento po prostu spudłowali. Z kolei piłkarze z Zielonej Góry byli bezbłędni i osiągnęli niewiarygodny sukces.
Lechia po raz drugi w historii w ćwierćfinale Pucharu Polski!
Lechia Zielona Góra – Radomiak Radom 0:0 (0:0) po rz.k. – 3:1
Czytaj więcej o Pucharze Polski:
- Bramkarz KKS-u Kalisz: – To niesamowite, że jesteśmy w ósemce najlepszych drużyn w Polsce
- Szkoleniowiec pogromców Jagiellonii: – Trenujemy popołudniami, bo wcześniej nasi piłkarze pracują
- O Cichej znowu ma być głośno. Ruch zawraca z piekła
Fot. Newspix