W czwartkowej prasie sporo o reprezentacji Polski – szczególnie o Nicoli Zalewskim.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Bartosz Ślusarski o szansach Lecha na uratowanie sezonu
Czy w czwartkowy wieczór Lech gra o uratowanie sezonu? Niedawno Kolejorz odpadł z Pucharu Polski, a po ostatniej porażce z Rakowem (1:2) zdaniem wielu stracił szansę na tytuł mistrzowski.
Jeśli chodzi o ligę, to jeszcze bym Lecha nie skreślał. Oczywiście, Raków jest mocny, ale nie takie rzeczy widzieliśmy, także w Ekstraklasie. Lepsze drużyny potrafiły roztrwonić wypracowaną przewagę. Różnica punktowa jest duża, ale do rozegrania jeszcze wiele meczów. Jeśli taki klub jak Lech miałby się poddać na tym etapie sezonu, to byłoby coś nie tak. Uważam, że jeszcze wszystko może się zdarzyć, ale zgodzę się z tym, że mecz z Villarrealem będzie o wielką stawkę.
Czyli zgadza się pan z dyrektorem sportowym Lecha Tomaszem Rząsą, który po niedzielnej porażce powiedział, że zespół się nie podda i powalczy o tytuł?
Ta wypowiedź odbiła się sporym echem. Kibice byli po tej porażce mocno wkurzeni, a usłyszeli, że mimo dużej straty do Rakowa Tomasz Rząsa jest optymistycznie nastawiony. Ludzie są nieco tym sfrustrowani i nie do końca wierzą w te słowa. Oczywiście, strata jest duża, ale nie wyobrażam sobie, żeby Lech miał przestać gonić czołówkę, trzeba nadrabiać punkty, nie ma co odpuszczać. Szanse mimo wszystko są, więc należy walczyć. Od meczu z Villarrealem zależy, czy Lech będzie kontynuował pucharową przygodę, czy kibicom pozostaną jedynie emocje związane z Ekstraklasą.
W starciu z Villarrealem do awansu prawdopodobnie powinien wystarczyć Lechowi remis, ale jak pana zdaniem należy podejść do tego spotkania?
Słyszę, że Hiszpanie zagrają w Poznaniu drugim garniturem. Niezależnie od tego, to jest szansa dla piłkarzy, żeby wywalczyć pierwszy skład i żeby się pokazać trenerowi. Kiedy mają to zrobić, jeśli nie w takich spotkaniach? Nikt się tu nie położy. Akademia Villarrealu wygląda wzorowo, młodzi zawodnicy napierają, zresztą piłkarze przychodzący z drugiej czy trzeciej ligi hiszpańskiej potrafią stać się gwiazdami Ekstraklasy. Liczę na dobrą atmosferę, ma być wielu kibiców, ale Lech nie może czekać. Myślę, że mistrzowie Polski będą mieć swoje okazje, które trzeba za wszelką cenę wykorzystać. Nasłuchiwanie wieści z Izraela to też nie najlepszy pomysł, zwłaszcza że faworytem jest Hapoel, należy liczyć na siebie. Lech ma dwa punkty przewagi, więc teoretycznie wszystko w swoich rękach. Kalkulacja może się źle skończyć.
Villarreal w zasięgu Lecha?
W finałowej kolejce fazy grupowej Ligi Konferencji Europy Lech zmierzy się z zupełnie inną drużyną niż tą, z którą grał w Hiszpanii. Po znakomitym początku sezonu i trenerze Unaim Emerym w Villarrealu pozostały jedynie wspomnienia. Zespół zawodzi w rozgrywkach ligowych i jest dopiero na ósmym miejscu w tabeli LaLigi. Kontuzje kluczowych piłkarzy oraz odejście do Premier League (Aston Villa) architekta największych sukcesów w historii klubu, jakim był Emery, sprawiły, że Villarreal w czwartkowy wieczór staje się zespołem będącym w zasięgu Lecha Poznań.
Villarreal przyjeżdża do Poznania, będąc pewnym pierwszego miejsca w grupie. U zawodników Setiena już w meczu z Hapoelem Beer Szewa (2:2) nie było widać ponadprzeciętnego zaangażowania i motywacji do walki o korzystny rezultat. W czwartkowy wieczór szanse na zwycięstwo Lecha będą o wiele większe niż w pierwszej potyczce tych zespołów, kiedy Hiszpanie wygrali 4:3. Villarreal ma w ostatnich spotkaniach duże problemy z wyprowadzaniem piłki od własnej bramki. Kiedy przeciwnik stara się wysoko odebrać im futbolówkę, obrońcy popełniają proste błędy, jakie nie zdarzały się w poprzednich sezonach. – Nie mogliśmy rozegrać akcji od tyłu. Straciliśmy piłki i pewność siebie. Nie mogliśmy przezwyciężyć wymagań stawianych nam przez Athletic – analizował ostatni mecz Setien.
Lech jeszcze nigdy nie przegrał na własnym stadionie z hiszpańską drużyną w europejskich pucharach (wygrana 2:0 z Athletic Bilbao w 1983 roku i remisy 1:1 z FC Barcelona w 1988 roku i Deportivo La Coruna 2008). W czwartek okoliczności będą sprzyjały temu, aby tę serię podtrzymać.
Rafał Kurzawa wspomina czasy gry w Górniku Zabrze i debiut w reprezentacji Polski
W sobotę Pogoń Szczecin zmierzy się na własnym boisku z Górnikiem Zabrze, czyli z pańskim byłym klubem. Takie starcie wywołuje u pana jakieś dodatkowe emocje?
Czuję dreszczyk i swego rodzaju ekscytację. Fajnie będzie zagrać z Górnikiem. W końcu spory kawałek mojego życia jest związany z tym zespołem. Z Zabrza mam wiele wspomnień. Zarówno tych sportowych, jak i prywatnych.
Które wspomnienie jest tym najlepszym?
Trudno wskazać jedno. Od razu do głowy przychodzi mi debiut w Ekstraklasie, później był sukces w I lidze i powrót na najwyższy szczebel, a także awans do europejskich pucharów w 2018 roku. Dla mnie chyba jednak najważniejsze było to, że dobra gra w Górniku pozwoliła mi zadebiutować w reprezentacji.
Gdy przebywał pan w Górniku, cała piłkarska Polska zorientowała się, że Rafał Kurzawa ma wspaniale ułożoną lewą nogę i potrafi popisać się perfekcyjnym podaniem. Przypomnijmy, że w sezonie 2017/18 miał pan aż 16 asyst w Ekstraklasie. Świetna lewa noga rzeczywiście daje tak dużo czy to jednak tylko stereotyp, że lewonożnym łatwiej jest zaskoczyć przeciwników i bramkarzy?
Podejrzewam, że zdania na ten temat są podzielone. Według mnie to nie ma aż takiego znaczenia. Przynajmniej ja do tego nie przywiązywałem wielkiej wagi. Duża liczba asyst we wspomnianym sezonie to przede wszystkim efekt tego, że cały zespół dobrze funkcjonował, o co zadbał trener Marcin Brosz, który długo pracował w klubie z Zabrza. To też miało znaczenie. Ładnie się to wszystko wtedy zazębiało.
Wspominając czasy w Górniku, nie przypomniał pan, że po dobrym sezonie w tym klubie pojechał pan na mistrzostwa świata w 2018 roku. W Rosji miał pan nawet asystę przy golu Jana Bednarka w konfrontacji z Japonią. Wyjazd na mundial to największy sukces w pańskiej karierze?
To była niesamowita przygoda. Spełniłem w ten sposób swoje marzenia. Już sama gra w koszulce z orłem na piersi jest czymś cudownym, a udział w takiej imprezie to naprawdę coś niezwykłego! Wszystkim młodym piłkarzom życzę, by mogli coś takiego przeżyć.
SPORT
Yeboah przeszedł do historii Śląska Wrocław
W minioną sobotę wrocławianie przywieźli bezcenny komplet punktów z Płocka, pokonując tamtejszą Wisłę, która w bieżących rozgrywkach do tego momentu była niepokonana na własnym obiekcie. Niejako przy okazji strzelec pierwszego gola dla zielono-biało-czerwoni, John Yeboah, znalazł się na ekskluzywnej liście strzelców jubileuszowych bramek. Trafienie 22-letniego Niemca było mianowicie 1600 golem wrocławian w ekstraklasie.
Chociaż podaje się, że wrocławski klub został założony w 1947 roku, to de facto powstał 18 marca 1946 roku jako Pionier Wrocław. Od kwietnia 1949 roku funkcjonował jako Legia Wrocław, a kolejnej zmiany dokonano w 1951 roku, gdy obecny Śląsk przeobraził się w Okręgowy Wojskowy Klub Sportowy Wrocław. W 1955 roku „przechrzczono” go na Centralny Wojskowy Klub Sportowy Wrocław. Dopiero w 1957 roku zaczął grać pod szyldem Wojskowy Klub Sportowy Śląsk Wrocław.
Po dziesięciu latach od momentu założenia Śląsk awansował do II ligi, a w najwyższej klasie rozgrywkowej znalazł się w 1964 roku. Pierwszy mecz w elicie wrocławianie rozegrali 16 sierpnia w Bytomiu, przegrywając z tamtejszymi Szombierkami 0:3. Kolejny mecz, z Gwardią Warszawa, rozegrali 19 sierpnia i pokonali ją 2:1. Po niespełna kwadransie gry wynik otworzył Joachim Stachuła, wykorzystując rzut karny. Autorem drugiego gola w 64 minucie był Gerard Rother.
Szymon Włodarczyk się rozkręca
Teraz po pół tuzina trafień na koncie ma walczący o wyjazd do Kataru Kamil Grosicki, Jakub Łukowski, Bartosz Nowak i Szymon Włodarczyk. Obecność tego ostatniego w tym zacnym gronie może być zaskoczeniem. Owszem, młody 19-letni napastnik uchodził i uchodzi za talent, w Legii debiutował już dwa lata temu, latem 2020 roku, ma piłkarskie geny, bo przecież świetnym snajperem był jego ojciec Piotr, ale do Zabrza po zakończeniu poprzedniego sezonu przychodził z zerowym kontem bramek w lidze, mając na koncie ledwie 11 ekstraklasowych gier. Miał terminować, uczyć się, podpatrywać takich graczy jak Lukas Podolski, ale też samemu oczywiście pokazywać się na ligowych boiskach.
Włodarczyk-junior zaczął z wysokiego „C”, bo dwa razy trafił na początku rozgrywek z Radomiakiem na wyjeździe (3:0). Co ciekawe mecz w Radomiu obserwował jego ojciec. Potem różnie było, raz grał więcej, raz mniej. Z dobrej strony pokazał się w wysoko przegranym meczu ze Śląskiem we Wrocławiu (1:4). Wszedł w II połowie i chciał coś zrobić. Trafił z karnego i znowu dostał szansę od trenera Bartoscha Gaula gry w wyjściowej jedenastce. Zdobył gola z jedenastki w starciu z Lechem, a dwa razy na listę strzelców wpisał się ostatnio w grze z Widzewem. To był jeden z jego najlepszych, jeżeli nie najlepszy mecz w lidze.
Ma 6 bramek na koncie, ale ten bilans znacznie może poprawić. „Górnicy”, w przeciwieństwie do innych, oprócz dwóch ostatnich tegorocznych meczów z Pogonią Szczecin w sobotę i z Miedzią Legnica u siebie, zagrają jeszcze zaległe spotkanie z Lechią Gdańsk na wyjeździe. Odbędzie się ono na dwa dni przed mundialem, 18 listopada. – Bramek jest kilka na koncie, cieszę się z tego, ale mogę ich strzelić jeszcze więcej, mocno w to wierzę. Zostało nam jeszcze do rozegrania w lidze trzy mecze i chcemy w nich zdobyć komplet 9 punktów. Będzie tak, jeśli będziemy się prezentowali i grali tak, jak z Widzewem ostatnio – zaznacza młody napastnik górniczej jedenastki.
Raków ma już plan na najbliższe miesiące
Na razie nie wiadomo, kiedy dokładnie częstochowianie wrócą do treningów po przerwie. Pewne jest za to, że wyjadą na dwa zgrupowania. Oba mają być zagraniczne, w cieplejszym regionie tak, aby zawodnicy mieli odpowiednie warunki do zbudowania formy. Zapewne to drugie zostało zaplanowane w Turcji, gdzie częstochowianie często szykują się do rozgrywek na wiosnę.
Zimą tego roku Raków spędził w Belek 18 dni. W przyszłym roku turecka eskapada ma zostać wydłużona o jeszcze jeden dzień. Obecnie trwa ustalanie rywali, z jakimi częstochowianie mają się zmierzyć. Zgodnie ze słowami władz klubu zespół mają czekać trudne wyzwania. Sparingpartnerzy mają być z wysokiej półki. To jednak raczej czekać częstochowian będzie podczas drugiego obozu. Pierwszy, jak to zazwyczaj bywało, będzie kluczowy dla przygotowania formy zawodników na wiosnę. Szybkie i konkretne ruchy
Innym, bardziej skomplikowanym tematem będą zimowe wzmocnienia zespołu. Sztab szkoleniowy wskazał trzy pozycje, na których drużyna potrzebuje nowych zawodników. Te nie zostały przekazane do wiadomości publicznej, jednak można domyślać się, o jakie pozycje może chodzić. Jedną z nich jest lewe wahadło. Częstochowianie od dłuższego czasu próbują zakontraktować odpowiedniego rywala dla Patryka Kuna.
Mimo wielu zawodników, jacy w ostatnich latach przeszli przez Raków, a także wszelkich koncepcji związanych z przysposobieniem innych zawodników na tę pozycję, nie udało się znaleźć kompromisu. Latem Raków sondował kilku piłkarzy, jednak żaden z nich nie został ostatecznie zakontraktowany. Zima będzie więc dobrą okazją, by ponownie ruszyć na polowanie. Trzeba będzie jednak uzbroić się w cierpliwość – nawet jeżeli taki piłkarz trafi do Rakowa, to zapewne dopiero za kilka miesięcy będzie wiadomo, czy ruch okazał się właściwy.
SUPER EXPRESS
Marco Tardelli ocenia Nicolę Zalewskiego.
Jak rozwija się Polak?
Nicola przekonał do siebie trenera Jose Mourinho i wskoczył do wyjściowego składu Romy. Portugalczyk stawia na niego. Oczywiście Nicola nie odgrywa pierwszoplanowej roli w Romie, ale jest jeszcze bardzo młody. Widać jednak, że jest pełnoprawnym członkiem drużyny. Na boisku cechuje się niesamowitą motoryką, dobrze gra obiema nogami. Być może brakuje mu jeszcze trochę liczb, ale to też po części może wynikać ze stylu Romy.
Jak zatem widzi pan jego przyszłość?
Pozycję wyjściową ma bardzo dobrą. Jest podstawowym zawodnikiem Romy, gra w reprezentacji, za chwilę pojedzie na mundial. Sam jestem ciekaw, jak sobie poradzi na mistrzostwach. Gdyby na nich pokazał się z dobrej strony, a Polska osiągnęłaby dobry wynik, to kto wie, być może byłby jednym z bardziej gorących nazwisk podczas najbliższych okienek transferowych. Chociaż sam zawodnik nie może o tym myśleć, powinien się skupić na swoim rozwoju i doskonaleniu umiejętności. Patrząc na jego dotychczasową pracę, a także znając Mourinho, jestem o to spokojny.
Zalewski, a także rozgrywający doskonałą rundę w Serie A Piotr Zieliński znaleźli się szerokiej kadrze Polski na mistrzostwa świata. Czego spodziewa się pan po tym duecie?
To może być turniej Zielińskiego. Mając obok siebie takich zawodników jak Lewandowski czy Milik, może wykorzystać potencjał. Zalewski na pewno będzie chciał się pokazać, chociaż ciekawi mnie, jak 20-latek poradzi sobie z presją gry na tak wielkim turnieju, jakim są mistrzostwa świata. Pracując jednak u Jose Mourinho, nie powinien mieć problemów z kwestiami mentalnymi. Z pewnością jeden i drugi będą mocnymi filarami reprezentacji Polski podczas turnieju.
Czyli uważa pan, że Zieliński przeniesie formę z ligi włoskiej na mundial?
To zawodnik kompletny, który w tym sezonie bierze na siebie także odpowiedzialność za grę. Środkowy pomocnik Napoli już w przeszłości udowadniał swoje umiejętności, ale w tym sezonie potrafił także wziąć na swoje barki ciężar kreowania akcji. Stał się liderem z prawdziwego zdarzenia. Widać, że drużyna mu ufa, a on wie, co ma robić na boisku. Jest w bardzo wysokiej formie i myślę, że pokaże to także na mundialu.
FAKT
Jacek Magiera również o Zalewskim
Nicola Zalewski ma być lekiem na brak lewych obrońców w reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Katarze. 20-letniego zawodnika z Romy jako pierwszy polskim kibicom przedstawił Jacek Magiera który trzy lata temu powołał go na mistrzostwa świata U-20. – Zakochałem się w nim od pierwszego meczu – wyjawił Faktowi ówczesny szkoleniowiec młodzieżówki. Zalewski w ostatnich miesiącach robi piorunującą karierę. Wskoczył do pierwszego składu AS Roma, sięgnął po Ligę Konferencji Europy, zadebiutował w reprezentacji Polski, a w listopadzie najpewniej pojedzie na mistrzostwa świata w Katarze, i to nie w roli turysty, ale jako podstawowy gracz Biało-Czerwonych.
Szersze grono polskich kibiców po raz pierwszy usłyszało o utalentowanym młokosie w 2019 roku. Magiera, ówczesny selekcjoner kadry do lat 20, zabrał go na młodzieżowe mistrzostwa świata w Polsce. W rozmowie z nami trener wyjawił, że Zalewski wskoczył wtedy do zespołu w ostatniej chwili. – Pojechałem w kwietniu do Rzymu na kilka dni i obserwowałem go podczas treningów i meczów. Wcześniej widziałem go na materiałach wideo. Pojechałem tam i muszę powiedzieć, że od pierwszego meczu zakochałem się w jego grze i umiejętnościach, które go wyróżniały. Miał to coś. To, co jest trudne do zdefiniowania, ale to, co jest najważniejsze – powiedział.
Dla Zalewskiego to było pierwsze powołanie do kadry U-20, i to od razu na mistrzostwa świata. Wcześniej nie miał okazji spotkać się z kolegami, którzy w drużynie byli już od jakiegoś czasu. – Kupił sobie drużynę już na pierwszych treningach przed turniejem. Kilka razy ustawił sobie piłkę przed polem karnym i raz za razem ładował ją w okienko z rzutu wolnego. Starszyzna od razu go zaakceptowała, widząc, że to nie jest jakiś łepek, tylko ktoś z papierami na wielkie granie – zdradził były trener Legii Warszawa i Śląska Wrocław.
Władysław Żmuda ocenia szanse reprezentacji Polski na mundialu w Katarze
Do ogłoszenia ścisłej kadry na mundial został jeszcze tydzień. Nazwiska wybrańców selekcjoner Czesław Michniewicz (52 l.) poda 10 listopada. Smutną wiadomość usłyszy aż 21 z 47 zawodników, którzy znaleźli się w szerokim składzie. Michniewicz nie ma komfortowej sytuacji, zwłaszcza w obronie. Kamil Glik (34 l.) występuje tylko w Serie B. Natomiast Jan Bednarek (26 l.) ma problemy w Aston Villi, gdzie gra rzadko. – Przy jego nazwisku trzeba postawić znak zapytania. Z Glikiem zresztą jest podobnie. Nawet nie chodzi o to, że wstępuje w drugiej lidze, a o jego dyspozycję pod względem fizycznym, bo ostatnio nie najlepiej się prezentował. Ale miejmy nadzieję, że zregeneruje siły i wszystko będzie dobrze – mówi Faktowi Władysław Żmuda, czterokrotny uczestnik mundialu.
Żmuda ma dobre zdanie o Michniewiczu, o którym mówi się, że jest „zadaniowcem” i potrafi znakomicie przygotować drużynę do jednego meczu, na konkretnego rywala. – Barażowy mecz ze Szwecją o awans na mundial trener Michniewicz wygrał. Zna dobrze swój fach i myślę, że przygotuje drużynę maksymalnie, a wiadomo, że za dużo czasu nie ma – mówi zdobywca dwóch medali mistrzostw świata.
Żmuda jest optymistą. – Oczekiwania są duże, miejmy nadzieję, że reprezentacja je spełni i wyjdziemy z grupy. A później powtórzy sukces ze starych czasów i zdobędzie medal – kończy zawodnik, który w mundialach zagrał w 21 meczach.
Fot. 400mm.pl