Obecnie jest jednym ze współpracowników Dariusza Żurawia w Podbeskidziu. W ostatnich latach jako jeden z niewielu pracował zarówno w Rakowie, jak i w Lechu. Z tym drugim klubem w poprzednim sezonie zdobył tytuł mistrza Polski. Z częstochowianami z kolei wywalczył awans do Ekstraklasy, wicemistrzostwo Polski oraz Puchar Polski. Przed hitowym starciem Lecha z Rakowem porozmawialiśmy z Wojciechem Makowskim – byłym asystentem Marka Papszuna i Macieja Skorży. 32-latek specjalnie dla Weszło porównał oba zespoły.
W Rakowie Częstochowa pracował pan przez cztery lata, a w Lechu Poznań przez cały poprzedni sezon. Zna pan doskonale oba kluby i drużyny. Jakie są podobieństwa między Lechem a Rakowem?
Na pewno podobna jest jakość piłkarska w obu zespołach. Stoi ona na bardzo wysokim poziomie. Nigdy nie miałem wiedzy w temacie pieniędzy, jakie się płaci zawodnikom, ale wydaje mi się, że Lech i Raków wspólnie z Legią gwarantują najwyższe pensje piłkarzom w naszej lidze. Dlatego m.in. w Częstochowie i Poznaniu grają gwiazdy Ekstraklasy, bo tak trzeba postrzegać Iviego Lopeza czy Mikaela Ishaka.
Podobieństwem jest też to, że Lech i Raków są obecnie w całkiem niezłej formie. Raków łącznie z Pucharem Polski nie stracił gola już w ostatnich ośmiu spotkaniach, a do tego aż siedem z nich wygrał. Kolejorz też zaczął całkiem nieźle punktować, bo w dziewięciu ostatnich ekstraklasowych spotkaniach nie przegrał. Sześć z tych meczów wygrał i trzy razy remisował. Przełomowym momentem dla poznańskiej drużyny był powrót do zdrowia przynajmniej dwójki nominalnych stoperów. Jeżeli z trójki: Lubomir Satka, Antonio Milić i Filip Dagerstal w pierwszym składzie gra przynajmniej dwóch, to wówczas wyraźnie rośnie liczba punktów zdobywanych przez Lecha. Z nimi w składzie jest to średnio 2,5 punkta na mecz. Bez tych graczy było dużo gorzej. Na początku był to jeden zdobyty punkt w czterech spotkaniach. Podobnie było w ostatniej kolejce z Cracovią. Zabrakło dwóch z trójki: Satka, Milić, Dagerstal i od razu był tylko remis. W Krakowie na środku obrony wystąpił Alan Czerwiński, czyli nominalny boczny obrońca.
Jeżeli chodzi o różnice, to na pierwszy rzut oka pojawia się ustawienie. Lech najczęściej gra 4-2-3-1 lub w różnych wariacjach tej formacji. Z kolei Raków najczęściej preferuje schemat 3-4-3 albo – jak kto woli – 3-4-2-1. Przygotowanie piłkarzy do tych taktyk mocno różni się chociażby w takim codziennym treningu?
W obu systemach najbardziej i tak liczy się pomysł trenera. Później praca nad nim i konsekwentne egzekwowanie różnych zadań od zawodników. Trzeba oczywiście możliwie najszybciej korygować błędy i dążyć do perfekcji. Jeśli chodzi o samą grę w obu systemach, to mam wrażenie, że system 3-4-3 jest bardziej zrównoważony. Łatwiej jest też bronić zarówno w pressingu wysokim, jak i obronie niskiej. Co do poszczególnych pozycji to w 3-4-3 najcięższą robotę mają wahadłowi, bo muszą bardzo dużo biegać. W zasadzie jest to praca od jednego do drugiego pola karnego. Powinni tam grać zawodnicy mocno zbilansowani, jeżeli chodzi o atak i obronę. W równym stopniu powinni brać udział w akcjach ofensywnych i defensywnych. Takich piłkarzy bardzo trudno znaleźć. Uważam, że Rakowowi się to udało, mają świetnych zawodników do gry na wahadłach. Z prawej strony jest Fran Tudor, a z lewej Patryk Kun. Obaj są bardzo zrównoważonymi graczami, a ich przygotowanie motoryczne stoi na bardzo wysokim poziomie. W skali naszej ligi to jest top. Jeden i drugi potrafi zrobić swoją robotę w obronie, ale jak trzeba, to pomagają w ofensywie. Natomiast – wracając do pytania – najbardziej liczy się pomysł głównego trenera, a drugą kluczową sprawą jest niwelowanie najmocniejszych stron przeciwnika i wykorzystywanie tych najsłabszych. Sposób przygotowania drużyny nie powinien się więc od siebie różnić w zależności od systemu w jakim ona gra.
Papszun: Siłą Lecha jest to, że zespół za bardzo się nie zmienił
Obserwując Lecha i Raków przez ostatnich kilka sezonów, mam wrażenie, że częstochowski zespół jeszcze w poprzednich rozgrywkach koncentrował się głównie na stawianiu wysokiego pressingu i szybkich odbiorach na połowie rywala, a teraz to się nieco zmieniło. Wicemistrzowie Polski częściej starają się też prowadzić grę. Lech od dobrych kilku sezonów częściej jest w posiadaniu piłki, bo rywale sami z siebie oddają inicjatywę. Dlatego też taka kreacja akcji w ataku pozycyjnym lepiej wygląda w wykonaniu Lecha? Dla Rakowa to trochę nowość.
Trzeba pamiętać o tym, że w Rakowie z sezonu na sezon i z okienka transferowego na okienko transferowe są coraz lepsi i bardziej jakościowi zawodnicy. Lech takich piłkarzy ma od dawna u siebie. Lepsi gracze sprawiają, że rywale często od razu się wycofują i twoja drużyna ma częściej piłkę. Raków na takie traktowanie przez przeciwników musiał sobie zapracować. Oczywiście, w częstochowskim zespole organizacja gry zawsze stała na bardzo wysokim poziomie. Zawsze mocno pracowano nad zachowaniami poszczególnych zawodników, którzy byli dostępni na dany moment. Jednak sama organizacja i filozofia gry oraz praca codzienna to nie wszystko. W Polsce żeby grać o najwyższe cele, trzeba mieć jakość wśród piłkarzy. Raków ma teraz graczy na topowym poziomie, ma też wyrównaną kadrę. Do dyspozycji trenera Marka Papszuna jest w zasadzie po dwóch wyrównanych zawodników na każdej pozycji. Dlatego częstochowski klub stał się tak mocnym kandydatem do mistrzostwa Polski.
Rozumiem, że mimo swoich obowiązków w Podbeskidziu Bielsko-Biała zdarza się panu obejrzeć spotkania Lecha. Jak pan ogląda mecze Kolejorza, to porównuje sobie sposób gry drużyny za trenera Macieja Skorży z tym co, teraz prezentuje poznański zespół u trenera Johna van den Broma?
Nie chcę do końca oceniać tego, jak dziś gra Lech, bo byłoby to nie do końca w porządku, bo byłem w sztabie trenera Skorży w poprzednim sezonie. Po drugie zmieniły się personalia. W minionych rozgrywkach mieliśmy do dyspozycji innych zawodników: Kuba Kamiński, Dawid Kownacki, Mickey van der Hart czy Tomasz Kędziora…
Byli też Pedro Tiba i Dani Ramirez…
Tak, oczywiście oni też byli, ale dawali bardziej głębie składu, najczęściej jednak nie pojawiali się w wyjściowej jedenastce. Podobnie Tomek Kędziora. Kamiński, Kownacki i van der Hart to byli podstawowi zawodnicy. Lech luk po ich odejściu do końca nie uzupełnił, bo przyszli: Afonso Sousa, Dagerstal i Artur Rudko. Jest też wchodzący coraz częściej Giorgi Citaiszwili. Dagerstal ma odpowiednią jakość, ale mimo wszystko wydaje mi się, że Lech osłabił się w stosunku do rundy wiosennej poprzedniego sezonu. Z pierwszego składu Lecha ubyło trzech zawodników. Z piłkarzy, którzy przyszli w letnim okienku, w pierwszym składzie gra obecnie jeden lub dwóch. Przestrzeń do rozwoju widzę w grze obronnej. Przeciwnicy mają za dużo miejsca, zwłaszcza w środkowym sektorze boiska. Rywale mają sporo możliwości do gry między liniami. Dużą różnicą na minus jest też forma Joao Amarala. On nie pokazuje swojego potencjału. Stać go na zdecydowanie lepszą grę, co udowodnił w minionym sezonie. Nie wiem dokładnie, co się z nim dzieje. Nie jestem w środku zespołu, ale widać po nim, że nie do końca jest sobą. Tak po ludzku szkoda mi go. W poprzednim sezonie najrówniej grającym zawodnikiem był Pedro Rebocho. W obecnych rozgrywkach w pewnym momencie stracił nawet miejsce w wyjściowej jedenastce. Dużym plusem w ostatnich miesiącach jest postawa Michała Skórasia. Widać, że się mocno rozwinął. Odejście Kuby Kamińskiego sprawiło, że dostaje teraz więcej minut. Nabrał dużej pewności siebie. Michał wygrywa sporo pojedynków i nie boi się podejmować ryzyka. Strzela gole i asystuje. Ma liczby, a to dla skrzydłowego bardzo ważne.
Wszyscy trochę przywykli już do tego, że w Lechu nie gra Bartek Salamon. On przez kontuzje stracił niemal całą wiosnę tego roku. Cieszy, że wrócił w końcu do treningu. Mam nadzieję, że niebawem uda mu się wskoczyć do kadry meczowej. Dla całego zespołu jest bardzo ważną postacią. Plusem jest też postawa Filipa Bednarka. On zyskał trochę na tym nieudanym transferze Rudki. Filip dostaje więcej szans i pokazuje, że może być solidną „jedynką” Lecha.
Jeżeli mielibyśmy się pokusić o taką drobną zabawę i trzeba byłoby stworzyć jedenastkę z zawodników Lecha i Rakowa, to po ilu byłoby w niej graczy z tych klubów?
Tak na szybko nie chciałbym mówić dokładnie personaliami, ale mogłoby to być trochę „pół na pół”. Ucieknę przy tym pytaniu w dość dyplomatyczną odpowiedź. Jakość piłkarzy z jednego i drugiego zespołu jest dość zbliżona.
A jak widzi pan rozstrzygnięcie tego niedzielnego meczu?
Jeżeli dobrze pamiętam, to ostatnio albo wygrywał Raków, albo był maksymalnie remis (w ostatnich sześciu meczach częstochowianie wygrali pięć razy i raz padł remis – przyp. red.). Teraz jak patrzę na wszystko kibicowskim okiem, bo nie pracuję ani w jednym, ani w drugim klubie, to chciałbym, żeby padł remis. Mam znajomych w obu sztabach, pracowałem z zawodnikami w obu klubach, więc taki remis z dużą liczbą goli byłby dobrym rozwiązaniem.
Chciałbym jeszcze zapytać o to, jak się zmienił z pana perspektywy trener Papszun, z którym pracował pan cztery lata. Bardziej chodzi mi o sprawy taktyczne. W jego pomyśle na grę nastąpiła jakaś ewolucja?
Trener Papszun cały czas chce rozwijać drużynę. To u niego na pewno się nie zmieniło. Cały czas szuka jakichś małych rzeczy i detali do udoskonalenia gry swojego zespołu. Uważam, że podchodzi mniej „zero-jedynkowo” i schematycznie do różnych sytuacji boiskowych. Bardziej otworzył się też na inwencje twórczą zawodników. Sam pomysł gry jest bardzo podobny, to taka pragmatyczna piłka. W ataku liczy się przede wszystkim zdobywanie bramek i to w jak najprostszy sposób. Jeżeli można to zrobić za sprawą jednego podania, to tego chce trener Papszun. Jeśli trzeba tych podań wymienić więcej, żeby stworzyć więcej miejsca, to tak można zrobić. W obronie jego zespół cechuje dyscyplina taktyczna i determinacja w tym, żeby przeciwnik nie oddał strzału. Trener zawsze szukał odpowiednich rozwiązań do konkretnych sytuacji boiskowych. Nic się nie zmieniło, jeżeli chodzi częste granie wysokim pressingiem i ciągły atak na piłkę. Ważnym aspektem w jego filozofii gry jest intensywność zarówno w obronie, jak również w ataku. To ona jest taktyczno-organizacyjną bazą Rakowa Częstochowa.
Muszę też zapytać o to, jak się stało, że ostatecznie trafił pan do Podbeskidzia Bielsko-Biała? Na Weszło pisaliśmy, że był pan blisko Gwardii Koszalin. Mówiło się też o innych klubach, w których mógłby pan pracować samodzielnie, a tymczasem znów asystentura, ale tym razem w ekipie Górali. Skąd taka decyzja?
Szczerze mówiąc, były różne tematy, jeżeli chodzi o samodzielną pracę. Nie doszły one jednak do skutku. Później odezwał się do mnie dyrektor Łukasz Piworowicz i wspólnie z trenerem Dariuszem Żurawiem zaprosili mnie do współpracy w Podbeskidziu. Naszym celem jest awans do Ekstraklasy. Jeden w barwach Rakowa mam już za sobą. Wiem, z czym wiąże się walka o najwyższe cele również na poziomie I ligi. Stwierdziłem, że mogę pomóc drużynie i dołożyć swoją cegiełkę do awansu. Każdego dnia pracujemy, aby tak się właśnie stało.
WIĘCEJ O LECHU I RAKOWIE:
- Pedro Rebocho. Człowiek, który nie potrafi grać z Austrią Wiedeń [NOTY]
- Szkoła komplikowania sobie życia. Darmowa lekcja od Lecha Poznań
- Papszun: Nie zazdroszczę Lechowi gry w europejskich pucharach
- Stratos Svarnas strzałem w dziesiątkę Rakowa. „Był bardzo blisko nas już zimą”
Fot. 400mm.pl, Newspix