Reklama

Wielki mecz, nieznaczna przegrana. Hurkacz odpadł z turnieju w Wiedniu

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

28 października 2022, 22:07 • 6 min czytania 1 komentarz

To zdecydowanie jeden z tych meczów, w których porażka boli najbardziej. Ale też mecz, po którym Hubert Hurkacz niewiele może sobie zarzucić. Wraz z Borną Coriciem dał publiczności zgromadzonej w Wiedniu fenomenalne widowisko. I przegrał tak naprawdę o dwa punkty. Z czego jeden Chorwatowi wpadł w linię po tym, jak odbił piłkę nie do końca czysto. Taki właśnie jest tenis. Dodać trzeba, że niestety, ale ta porażka oznacza, że o występ w ATP Finals Hurkaczowi będzie bardzo trudno.

Wielki mecz, nieznaczna przegrana. Hurkacz odpadł z turnieju w Wiedniu

O dwa punkty

Zacznijmy od samego końca, czyli tie-breaka trzeciego seta. A właściwie – jego ostatnich punktów. Bo wcześniej wszystko szło dobrze. Owszem, Polak stracił jedno małe przełamanie, ale szybko ten błąd naprawił, fantastycznym backhandem po linii. Wydawał się zresztą napędzony, ale i Borna Corić nie miał zamiaru odpuszczać. Chorwat to jeden z tych graczy, którzy nakręcają się, gdy mecz rozstrzyga się w zasadzie na przestrzeni kilku punktów. Im większa nerwówka, tym lepiej potrafi zagrać.

No i jednym znakomitym zagraniem pod presją popisał się właśnie pod koniec.

Po niezłym ataku Huberta posłał wtedy fantastyczny półwolej. Zagrany tak dobrze, że piłka dostała wstecznej rotacji, co oznacza, że nie tylko wylądowała dosłownie 20, może 30 centymetrów za siatką po stronie Hurkacza, ale też oddalała się od Polaka, wędrując w stronę siatki. Powiedzmy sobie wprost – to punkt, jakiego nie powstydziliby się najwięksi tenisiści na świecie. A przy okazji zagranie, przez które Hubert wylądował najpierw na siatce, a potem pod nią i chwilę zajęło mu dojście do siebie. Owszem, gdy już się otrząsnął, wydawało się, że jest z nim w porządku. Przy swoim serwisie posłał asa.

Reklama

Potem jednak Borna odpalił jeszcze raz. Na returnie. Gdy Hubert serwował przy stanie 5:5, Corić trafił po wąskim skosie idealnie w linię. Co najlepsze/najgorsze (niepotrzebne skreślcie) było to zagranie… nie do końca czyste. Piłka uderzyła właściwie w ramę rakiety Chorwata. Wyszło jednak najlepiej, jak tylko mogło. Hubert nie miał absolutnie żadnych szans na reakcję, Chorwat zaliczył winnera. Kilka chwil później zamknął mecz przy własnym podaniu po kontrolowanej od początku akcji i małym aucie Polaka.

https://twitter.com/TennisTV/status/1586072566698954752

Słowa “mały” w różnych jego wariacjach można by tu zresztą użyć wielokrotnie. Mało zabrakło, by Corić wyrzucił forehand przy 5:5. Mały był wspomniany aut. Mała okazała się różnica w całym spotkaniu, bo skończyło się 7:5 w tie-breaku trzeciego seta. A w konsekwencji małe są w tej chwili szanse Huberta Hurkacza na awans do ATP Finals. Po kolei jednak.

Wielki mecz

Bo warto napisać, że całe spotkanie oglądało się znakomicie. Owszem, Hubert potrzebował chwili, żeby się rozkręcić. Przespał początkowe fragmenty spotkania, wydawał się lekko ociężały. Szybko stracił serwis, nie odzyskał go potem do końca seta. Był w tamtych momentach zbyt pasywny, jak to czasem mu się zdarza. Brakowało mu też okazji, by Chorwata przełamać, bo ten – choć nie ma serwisu tak potężnego jak Polak – doskonale potrafi korzystać z własnego podania i wypracowanej nim przewagi.

Z czasem jednak Hubert doszedł do głosu.

Przede wszystkim – zaczął znakomicie serwować, coraz częściej punktował bezpośrednio podaniem. Ale i nie odstawał od Coricia w wymianach, również tych dłuższych. Niepokoić mogła tylko pewna niemoc na backhandzie, który zwykle jest bardzo mocnym punktem w grze Polaka. Dziś jednak wydawał się nieco niestabilny, świetne zagrania z tej strony przeplatał błędami. Ale jednak był w stanie dokładać gema po gemie przy własnym podaniu. Widać też było, że nieco z tonu spuścił Corić. To zresztą nie dziwiło, w pierwszym secie grał znakomicie, musiał przytrafić mu się delikatny kryzys.

Reklama

Efekt był taki, że Hubert dostał kilka szans. Raz był blisko break pointów w końcówce szóstego gema drugiego seta, gdy obaj na zmianę szaleli przy siatce. Wtedy jednak jeszcze okazji na przełamanie nie otrzymał. Dostał ją dopiero w samej końcówce partii, jednak wykorzystać mu się jej nie udało, w efekcie doszło do tie-breaka. W nim Hurkacz był nie do zatrzymania. Znakomicie serwował, wymusił kilka błędów ze strony Coricia i pewnie wygrał i gema, i całego seta.

https://twitter.com/TennisTV/status/1586054321812082689

W trzecim obaj jeszcze podkręcili tempo. Jednak na wyższych obrotach wciąż funkcjonował Hubert. I w pierwszym, i w trzecim gemie tego seta miał okazję na przełamanie Chorwata. Ten jednak zdołał się wydostać z opresji i utrzymywać własne podanie. Podobnie jak Polakowi, który serwował wprost doskonale. Gdy tylko był choćby w najmniejszych opałach, opałach, wyciągał z kieszeni asy. Miał ich w tym meczu łącznie 28, zdarzały mu się serie, gdy serwował po trzy albo cztery z rzędu. Zresztą jego statystyka piłek bezpośrednio wygranych do niewymuszonych błędów jest imponująca: 56-26 (Corić miał 34-24).

Jak się jednak okazuje, nawet przy takiej grze, mecz można przegrać. Bo Hubert i w trzeciej partii nie zdołał rywala przełamać. Sam serwisu też nie stracił, ale w opisywanym już tie-breaku był gorszy. Minimalnie.

Droga do Turynu coraz trudniejsza

Finały ATP, które odbędą się w dniach 14-21 listopada w Turynie, przeznaczone są dla ośmiu najlepszych graczy minionego sezonu. Choć na ten moment jest ich siedmiu oraz Novak Djoković, który ma prawo udziału w tej imprezie jako mistrz wielkoszlemowy. Zresztą gdyby za Wimbledon przyznawano w tym sezonie punkty, zakwalifikowałby się i w “standardowy” sposób. Na razie jednak zajmuje 10. miejsce w rankingu ATP Race, co oznacza, że do ATP Finals wchodzi oprócz niego nie pierwsza ósemka, a siódemka.

Na ten moment czwórka tenisistów awans ma już zapewniony. To Carlos Alcaraz, Rafa Nadal, Stefanos Tsitsipas i Casper Ruud. O dwa kroki od kwalifikacji jest Daniił Miedwiediew – jeśli wygra turniej w Wiedniu (a jest już w półfinale), to w Turynie zagra na pewno. A o pozostałe dwa miejsca walczy kilku zawodników. Są to:

  • Andriej Rublow – 3450 punktów;
  • Felix Auger-Aliassime – 3325 punktów;
  • Taylor Fritz – 2920 punktów;
  • Hubert Hurkacz – 2870 punktów.

Żeby awansować do finałów, Hubert musi wyprzedzić dwóch z nich. Dogonić Fritza to nie problem – różnica jest w końcu mała. Gorzej z Rublowem i/lub Augerem-Aliassime’em. Tym bardziej, że Kanadyjczyk wciąż gra w trwającym turnieju ATP 500 w Bazylei i jeśli wygra kolejne spotkanie może wyprzedzić w rankingu Rublowa. A gdyby triumfował w całej imprezie, miałby na koncie 3725 punktów i właściwie mógłby już bukować bilet do Włoch.

Przed nami jeszcze impreza ATP 1000 w Paryżu. Za zwycięstwo w takiej jest – jak sama ranga wskazuje – 1000 oczek do rankingu. Za finał 600, z kolei półfinał to 360, a ćwierćfinał 180 punktów do rankingu. Strata Hurkacza do Rublowa to w tej chwili 580 punktów. Żeby ją odrobić, Polak musiałby wygrać turniej i liczyć, że Rosjanin osiągnie maksymalnie półfinał. Do Felixa Hubert traci mniej, bo 455 oczek. Jeśli Kanadyjczyk nie dołoży nich więcej w Bazylei, to Polak mógłby liczyć, że wystarczy mu dojść do finału, o ile tylko Auger-Aliassime odpadłby jeszcze przed ćwierćfinałem.

Innymi słowy: wyzwanie będzie duże. Tym większe, że zaczyna turniej od meczu pierwszej rundy (Rublow i Auger-Aliassime od drugiej) i to z wymagającym rywalem – Adrianem Mannarino. Z Francuzem grał do tej pory dwukrotnie, mają po jednej wygranej. Choć gdy spotkali się – tak jak będzie to miało miejsce w Paryżu – pod dachem, lepszy był Hubert. Jeśli Polak przejdzie pierwsze dwie rundy, powinien trafić wtedy na… Rublowa. Zresztą po tej samej stronie drabinki jest też Auger-Aliassime. Choć z nim Hurkacz zmierzyć się okazję może mieć dopiero w półfinale.

Tak czy siak możliwe jest, że to sam Hubert będzie mógł zadecydować o swoim być albo nie być w finałach ATP. I oby okazało się, że w tej konfrontacji wygra “być”.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...