Reklama

Andrij Łunin. Cichy, nieco obcy, trochę nieznany

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

19 października 2022, 15:34 • 8 min czytania 4 komentarze

Można żartować, że bycie rezerwowym bramkarzem w topowym klubie to najlepsza fucha świata. Przecież wiąże się z wysokimi zarobkami, splendorem, blichtrem, przebywaniem w gronie najlepszych piłkarzy i dopóki nic złego się nie wydarzy, jest właściwie bezstresowa. Nic tylko korzystać. W ostatnim czasie Andirj Łunin powstał z ławki i zaprezentował swoich umiejętności. Bronił w kilku meczach ligowych, grał w Lidze Mistrzów, w El Clasico, a teraz pracuje na kolejne okazje do pokazania się szerszemu gronu.

Andrij Łunin. Cichy, nieco obcy, trochę nieznany

Przyjrzyjmy się zatem losom 23-letniego bramkarza, który z konieczności został wrzucony za czerwoną boję i próbuje nie utonąć przed powrotem Thibaut Courtois.

Andrij Łunin. Cichy, nieco obcy, trochę nieznany

Od strzelania do bronienia

Andrij Łunin zaczynał jako napastnik, co po poddaniu analizie życiorysów wielu innych bramkarzy, nie jest aż tak nietypową ścieżką. Ukrainiec na hali strzelał mnóstwo bramek i zaliczał wiele asyst, ale nie miało to przełożenia na zwykłe boisko. Sam podkreślał, że nie lubił biegania, więc na murawie nie czuł się już tak komfortowo. Z tego względu w rodzinnych stronach grał w ataku, a raz w tygodniu jeździł na treningi bramkarskie do Charkowa, co okazało się strzałem w dziesiątkę.

Początkowo jego wzorem do naśladowania był Cristiano Ronaldo, ale z czasem przerzucił się na Ikera Casillasa. Kilkukrotnie pojawiał się na testach w Szachtarze Donieck i Metaliście Charków, ostatecznie decydując się na drugą opcję. W Charkowie przeszedł szkolenie od drużyn U-12 do U-18, a potem wędrował między klubami – w lidze ukraińskiej zadebiutował w barwach Dnipro, żeby po pierwszym pełnym sezonie (w dodatku zakończonym spadkiem) trafić do Zorii Ługańsk.

Reklama

Odejście z zespołu, który opuszcza ligę na rzecz transferu do pucharowicza, było logicznym ruchem, a zarazem nagrodą za podjęty trud. Nie da się ukryć, że skorzystał z faktu znalezienia się w oknie wystawowym. Błysnął zwłaszcza w meczu z Athletikiem w Lidze Europy. To głównie za jego sprawą ukraiński klub odniósł pierwsze zwycięstwo w historii występów w fazie grupowej tych rozgrywek. Było jasne, że Łunin długo w tej drużynie nie pobędzie, a prezes Zorii podkreślał, że już pojawiają się zapytania od klubów większych niż Real Sociedad, Inter i Liverpool. Niektórzy żartowali z tych odważnych wypowiedzi, ale okazało się, że słowa te miały pokrycie w praktyce.

Marzenie z dzieciństwa

Po jednym z treningów Zorii Łunin dowiedział się, że interesuje się nim sam Real Madryt, w czym dużą rolę odegrał Jose Antonio Calafat. Na stole Łunina znajdowały się również inne oferty, ale Ukrainiec nawet nie brał ich pod uwagę. W ciągu tygodnia transfer został dopięty, a bramkarz spełnił swoje wielkie marzenie. Ukrainiec trafił do Realu Madryt w 2018 roku. Miał wówczas zaledwie 19 lat i za sobą dwa pełne sezony w profesjonalnej piłce okraszone debiutem w pierwszej reprezentacji Ukrainy. Real zapłacił za niego około dziewięć milionów euro.

W Madrycie został niezwykle ciepło przyjęty i wielokrotnie wspominał, że Florentino Perez nie szczędził mu miłych słów. Przez moment młody golkiper poczuł się wręcz jak członek jego rodziny, ale nie trwało to wiecznie. Dla Królewskich takie transfery wiążą się z niewielkim ryzykiem. To pewna forma spekulacji potencjałem, która może przynieść bardzo dobre rezultaty. Pomysł na Łunina był od początku sprecyzowany. Miał się ogrywać na wypożyczeniach, przyzwyczajać do nowej kultury, uczyć języka i znajdować się pod stałą obserwacją Los Blancos, by z czasem zdecydować o jego losach. Żadnych pochopnych ruchów.

Szybko zdał sobie sprawę, że bez znajomości języka hiszpańskiego daleko nie zajedzie, zwłaszcza że nawet angielski sprawiał mu kłopoty. Lokalnego dialektu nauczył się w przyśpieszonym trybie, narzucając szaleńcze tempo – trzy godziny dziennie, sześć dni w tygodniu i tak przez pierwsze pół roku. Opłaciło się. Dziś bez większych problemów udziela wywiadów w tym języku.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Reklama

Na objazdach i postoju

Pierwsze wypożyczenia Łunina okazały się wtopami. W Leganes i Realu Vallodolid uzbierał łącznie dziewięć spotkań – mało jak na trzy pełne rundy. Dopiero podczas półrocznego pobytu w Realu Oviedo zaczął regularnie pojawiać się na murawie. W rundzie przerwanej przez pandemię uzbierał dwadzieścia meczów, więc wreszcie miał możliwość nastrojenia się i odnalezienia rytmu, ale nie na długo. Wraz z końcem sezonu 19/20 powrócił do Madrytu. Zwolniło się miejsce, bo odpuszczono temat pozyskania Alphonse’a Areoli, którego wynagrodzenie było dwukrotnie wyższe. Teraz to Łunin miał zabezpieczać klub na wypadek ewentualnych problemów Thibaut Courtois.

Pytano, czy nie będzie go uwierać rola zmiennika, ale podkreślał, że Real sięga po młodych piłkarzy po to, by zaistnieli w perspektywie pięciu lat, a nie roku czy dwóch, więc jest spokojny o swoją przyszłość i musi po prostu pracować na swoje szanse.

Musiał jednak cierpliwie poczekać na debiut w oficjalnym spotkaniu. Ten nastąpił dopiero w styczniowym meczu Pucharu Króla przeciwko Alcoyano. Wówczas Królewscy skompromitowali się, odpadając po dogrywce. Ukrainiec niczego wielkiego nie pokazał, za bardzo też nie pomógł, a i koledzy nie okazali zbyt wielu znaków życia. Może nie przeżył takiej kompromitacji jak swego czasu Jerzy Dudek w słynnym Alcorconazo, ale jednak takie wpadki zapadają w pamięć i wspomina się ojców takich „porażek” w rozumieniu piłkarzy, którzy w takim meczu zagrali.

Na kolejną szansę czekał rok i… znów bronił w meczu z Alcoyano. Tym razem Real wygrał, więc odbiór spotkania był już nieco inny. Wciąż jednak między słupki wskakiwał tak często, jak Marcin Bułka w PSG. Drugi sezon w Madrycie zamknął z czterema meczami na koncie i wydawało się, że jego cierpliwość się skończy, że nie będzie chciał tracić kolejnych miesięcy. Do Realu był już przymierzany David Opsina, ale nagle nastąpił zwrot akcji.

Decyzja o pozostaniu

W kontekście Łunina dużo zmieniły narodziny dziecka, które nastąpiły kilka dni przed finałem Ligi Mistrzów. Ponoć wówczas 23-latek uciął sobie pogawędkę z Carlo Ancelottim, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Panowie opowiedzieli o swoich planach na przyszłość, wadach i zaletach poszczególnych rozwiązań. Włoch zapewnił, że meczów w kolejnych rozgrywkach będzie pod dostatkiem, więc Ukrainiec otrzyma swoje szanse, co przekonało Łunina do pozostania w najlepszym klubie minionego sezonu.

Wciąż jednak musiał liczyć się z tym, że raczej nie przypadnie mu wypłynięcie na szerokie wody i w dalszym ciągu będzie moczył nogi do kostek. Coś za coś. Bycie w tak wielkim klubie jest już swego rodzaju nagrodą, ale grzanie ławy musi uderzać w ambicje. Nakazuje to przyzwoitość, a przecież nie mamy Ukrainca za lesera, czy łasego na kasę minimalistę.

Ponoć 23-latek wciąż skrycie marzył o wskoczeniu na stałe do bramki Realu, ale od początku rozgrywek było jasne, że nie będzie o to łatwo. Dopiero ostatnio otworzyło się przed nim okno możliwości.

Obecnie korzysta z pecha kolegi z drużyny. Thibaut Courtois zmaga się z rwą kulszową i wypadł na kilka spotkań. To pozwala Ukraińcowi rozprostować nogi, które przywykły do oglądania meczów z pozycji siedzącej, która nie sprzyjała jego rozwojowi. Trenowanie u boku wybitnych specjalistów jest przydatne, ale nic nie zastąpi doświadczenia meczowego. Samo przebywanie w klubie jest jak lizanie loda przez szybę. Teraz nagle szyba zniknęła i trzeba zaprezentować wszystkie atuty, by nie wystawić się na ostracyzm.

Karim Benzema i jego droga do Złotej Piłki. Jak dojrzewał Francuz?

Drobnymi kroczkami, ale dokąd?

Na ten moment Łuninowi idzie dość przeciętnie, ale też chyba tego należało się spodziewać. Da się wyczuć, że nie czuje się pewnie, co przekłada się na jego interwencje. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że nie popełniał rażących błędów, które doprowadziłyby do utraty bramki. Nie jest ręcznikiem, co nie zmienia faktu, że jego bilans jest po prostu słaby. Dziesięć meczów w barwach Realu Madryt (wszystkie sezony) i tylko jedno czyste konto. Brakuje mu błysku, iskry bożej, która dałaby nadzieję, że stać go na coś więcej, niż chowanie się w cieniu topowych bramkarzy pokroju gościa, którego teraz zastępuje.

Hiszpańska prasa zwraca uwagę na to, że nie pomaga mu jego osobowość. Czy są z nim jakieś problemy wychowawcze? A w życiu, sumiennie trenuje, wolny czas wykorzystuje na dodatkowe jednostki, więc pod tym względem nie ma sobie nic do zarzucenia. Będąc w Realu Valladolid, wręcz podkreślał, że trenował trzy razy ciężej od konkurentów. Robi kwasy w szatni? Nie, wręcz przeciwnie. Jego problemem jest raczej brak otwartości. Rzadko się odzywa, jest w cieniu i rzekomo nie nawiązuje bliższych relacji.

W wielu klubach rezerwowy bramkarz jest od tworzenia atmosfery i bycia koordynatorem strefy beki. Łunina to nie dotyczy. Posiada w sobie strunę, która odgrywa nieco inną melodię niż standardowa „dwójka”. To dobrze, ale czas realizować swoje ambicje.

Dylemat

Siłą rzeczy ciężko powiedzieć, jak będzie wyglądała jego przyszłość. Nie pokazał na ten moment na tyle dużo, by ktokolwiek mógł stwierdzić, że utrzyma na stałe miejsce w składzie Realu, bo w Realu konkurencja jest po prostu królewska. Solidne El Clasico, to w takim układzie za mało. Dobrze gra nogami, ale ma problemy z wyjściami do dośrodkowań. Ciężko powiedzieć, czy zaliczył choćby trzy udane w tym sezonie, ale to wynika zapewne z braku rytmu meczowego.

Przydałoby się mu kolejne wypożyczenie, ale zważywszy na te mniej udane z przeszłości, ma prawo się obawiać, że niewiele na nich ugra, ale życie to gra wyborów. Czasem wypada zaryzykować i musi oszacować, które działanie jest z nim bardziej związane.

Dalsze grzanie ławy może pogrzebać jego karierę, ma 23 lata, nie jest piłkarskim emerytem, ale już trochę czasu stracił. Żeby nie okazało się nagle, że chęć pozostania w ukochanym klubie pogrzebie jego karierę. Raczej nie po to ciężko się zasuwa, żeby zostać zapamiętany jako ten, który dobrze się zapowiadał, przyszedł, posiedział i zakończył karierę. Jest jeszcze czas, żeby wycisnąć z tej kariery, co się da.

WIĘCEJ O LA LIGA:

Fot. 400mm.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Hiszpania

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

4 komentarze

Loading...