Reklama

Zagłębie i Korona były na boisku cały mecz, a wystarczyło grać tylko doliczony czas

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

09 października 2022, 17:45 • 3 min czytania 8 komentarzy

Dość dziwny mecz obejrzeli kibice w Lubinie. Padł remis 1:1, a przecież dwie bramki to zawsze nie w kij dmuchał, natomiast gdyby ograniczyć to spotkanie jedynie do doliczonego czasu pierwszej i drugiej połowy, nikt nie mógłby narzekać. Ot, oszczędność czasu. Paździerz doprawiony momentami, tak chyba trzeba nazwać to, co zobaczyliśmy.

Zagłębie i Korona były na boisku cały mecz, a wystarczyło grać tylko doliczony czas

Jeśli bowiem ktoś w sobotę zaliczył niezbyt przespaną noc, to piłkarze obu zespołów raczej go nie rozbudzili, bardziej nakazali dokładnie sprawdzić wygodę poduszki. Maciej Murawski w pierwszej połowie powiedział coś w stylu, że mamy mniej jakości piłkarskiej, a więcej starć fizycznych. To ładny eufemizm, gdyż stwierdzilibyśmy raczej, że oglądaliśmy po prostu kopaninę. Gdy było jeszcze 0:0, ani jedni, ani drudzy nie potrafili przejąć kontroli nad tym spotkaniem. Zagłębie niby chciało, ale chcieć to nie zawsze móc, a Korona – jak to Korona – dobrze czuła się w tym nieforemnym futbolu.

ZAGŁĘBIE LUBIN – KORONA KIELCE. NUDY I GOL ADAMSKIEGO

Wszystko, co ważne w pierwszej połowie, wydarzyło się właśnie w doliczonym czasie. Piłkę z prawej strony wrzucił Kopacz, najwyżej wyskoczył Adamski i mimo bliskiej odległości dwóch rywali, a także trudnej pozycji, strzałem głową pokonał Forenca – ten miał futbolówkę na rękach, ale jednak nie zdołał jej zbić poza bramkę.

I naprawdę dziękujemy Adamskiemu, że to wpakował, bo w innym wypadku przy opisie pierwszej części musielibyśmy szyć jak scenarzyści serialu „Lost” w ostatnich sezonach. No bo o czym można wspomnieć poza tym golem? Z dystansu uderzył Bohar, ale Forenc musiał to obronić. Po rzucie rożnym spróbowała Korona, ale niecelnie (zresztą skończyła tę część gry bez skierowania piłki w prostokąt).

Nudy, że hej.

Reklama

ZAGŁĘBIE LUBIN – KORONA KIELCE. KORONA ODPOWIADA TEŻ W DOLICZONYM CZASIE

A jeśli ktoś liczył, że goście po przerwie rzucą się do huraganowych ataków, by odrobić straty, to niestety musimy zameldować co najwyżej drobny wiaterek, który mocowałby się z nieobciążonym niczym plastikowym kubkiem. Na początku było uderzenie Łukowskiego, z którym poradził sobie Bieszczad, ale potem kibice Korony mogli tracić nadzieję. Pod bramką Miedziowych działo się mało, mniej, aż w końcu… przyszedł doliczony czas gry.

I znów: gol z prostej wrzutki. Nojszewski wpakował piłkę w pole karne, futbolówka przeleciała nad Jachem, głowę dostawił Trojak, z kryciem nie nadążył Ławniczak. Wspomniany wiaterek zdmuchnął więc ten lubiński kubek, co jest dla Zagłębia pewnym wstydem, skoro nie trzeba było zrobić wiele, by się przed nim obronić.

Na przykład – wykorzystać to, co się jednak udawało wykreować po przerwie. Kopacz wrzucił do Gaprindaszwilego, ale Gruzinowi chyba zabrakło centymetrów i uderzając spod piłki, przeniósł ją nad poprzeczką. W końcówce z kolei patelnię miał Pieńko, ale skiksował. Można mówić, że futbolówka mu podskoczyła, ale z drugiej strony – tam nie trzeba było działać siła razy ramię. Mały zamach, pasówka i Forenc nie miałby zapewne wiele do powiedzenia, bo Pieńko zachowałby kontrolę nad piłką. No, ale to teoria, praktyka wypieprzyła to uderzenie gdzieś do chorągiewki.

Ach, dziwne jest to Zagłębie. Uraczy nas świetnym meczem w Zabrzu, ogra Wisłę Płock, a potem da sobie wyrwać zwycięstwo z przeciętną Koroną. Prosty futbol znów dał kielczanom punkt i pozwolił złapać minimalną przewagę nad strefą spadkową. Można wątpić, czy na dłuższą metę przyniesie to spodziewany efekt (utrzymanie), ale na dziś – Leszka Ojrzyńskiego i ekipy pod kreską nie ma.

Reklama

Czytaj więcej o Ekstraklasie:

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

8 komentarzy

Loading...