Że powinien stać się jednym z najlepszych kolarzy na świecie, wiadomo było do dawna. Ale i tak zrobił to szybko, a po drodze przecież przeszedł rehabilitację po ciężkiej kontuzji. Remco Evenepoel już teraz dokonuje rzeczy, które przed nim osiągnęło ledwie kilku kolarzy w historii, a na karku ma dopiero 22 lata. Jeśli jego kariera nie wyhamuje, to fani wkrótce przestaną go porównywać do Eddy’ego Merckxa. Za to kolejne pokolenie kolarzy będzie porównywane właśnie do Remco. Bo Belg ma wszystko, by stać się legendą.
Spis treści
Nie do zatrzymania
Ledwie trzech kolarzy w przeszłości osiągnęło to samo, co Remco Evenepoel w tym sezonie. 22-letni Belg najpierw wygrał swój pierwszy Monument (jeden z pięciu najważniejszych jednodniowych wyścigów świata), triumfując w Liège-Bastogne-Liège po solowym ataku. Potem najlepszy okazał się na trasie hiszpańskiej Vuelty, zaliczając debiutanckie zwycięstwo w jednym z trzech Wielkich Tourów. A na koniec poprawił to wszystko wygraną w wyścigu ze startu wspólnego na mistrzostwach świata.
Taki zestaw (Monument – Wielki Tour – mistrzostwo świata) w jednym roku zgarniali wcześniej:
- Alfredo Binda (1927);
- Eddy Merckx (1971);
- Bernard Hinault (1980).
Mercx jest powszechnie uważany za najlepszego kolarza w historii. Hinault to inna legenda, dziesięciokrotny zwycięzca Wielkich Tourów. O Alfredo Bindzie z kolei pamięta się rzadziej – nic dziwnego, to w końcu kolarz z międzywojnia – ale w swoich czasach był absolutnie najlepszy. Jeździł na takim poziomie, że przed jedną z edycji Giro zapłacono mu, by… w niej nie startował. Bo organizatorzy bali się, że inni świetni zawodnicy zrezygnują, zniechęceni dominacją Włocha.
Remco już teraz w jakimś sensie im dorównał. A przecież sezon 2022 w jego wykonaniu – który zakończył zresztą dwa dni temu, by w spokoju przygotować się do ślubu – nie ograniczał się tylko do tych trzech triumfów. Łącznie (a więc licząc i wyścigi, i pojedyncze etapy) zaliczył takich 15. Warto tu jeszcze wspomnieć choćby wygraną w jednodniowym Clásica de San Sebastián czy zwycięstwa w Tour of Norway i Volta ao Algarve, dwóch tygodniówkach.
W dodatku dopisać można jeszcze – zresztą już trzeci w jego karierze! – medal (brązowy) mistrzostw świata w jeździe indywidualnej na czas, bo i w tym Remco jest specjalistą. Młody Belg w tym sezonie wyrósł na gościa, który sukcesy osiągać może wszędzie i w rywalizacji z jakimikolwiek rywalami.
– Tak wszechstronnego kolarza jak Remco od dawna nie było – mówi nam Adam Probosz, komentator kolarstwa w Eurosporcie. – To byli albo dobrzy górale, albo świetni czasowcy. Okej, Vincenzo Nibali potrafił wygrać Mediolan-San Remo, ale nie był rewelacyjnym czasowcem. Tom Dumoulin potrafił wygrać Giro d’Italia i świetnie pojechać na czas, ale to też nie ten poziom. Jednak była większa specjalizacja w ostatnich latach. Remco jest rzeczywiście niezwykle uniwersalny, wszechstronny. Jeśli potrafi zdobyć medal mistrzostw świata i w jeździe na czas, i ze startu wspólnego, a do tego wygrać Monument oraz Wielki Tour, to jest to po prostu niezwykły kolarz.
Istotne jest tu jednak jeszcze jedno – nie tylko to, co Remco wygrywa, ale jak to robi.
Pewniak
Właściwie każdy wie już, czego należy po Evenepoelu się spodziewać. Największą siłą Belga są bowiem ataki, często samotne, rozpoczynane na wiele kilometrów przed metą. Gdy tylko wszedł do zawodowego peletonu – pomijając zresztą kategorię orlika (U23) i wchodząc bezpośrednio do seniorskiego ścigania – widać było, że właśnie tak może wygrywać. Owszem, w 2019 roku wielkich zwycięstw w jego dorobku jeszcze zabrakło (choć już wtedy zgarnął srebrny medal MŚ w jeździe na czas). Ale już w 2020 triumfował wiele razy.
Choćby na Tour de Pologne. Wyścig rozstrzygnął tam właśnie w takim stylu, jeszcze przed jego startem będąc jednym z faworytów. Rywale doskonale wiedzieli, że trzeba go pilnować, ale po prostu nie byli w stanie tego zrobić. Gdy Remco pognał do przodu, jedynym przeciwnikiem, z jakim się mierzył, był jego organizm. Thomas De Gendt po kolejnych triumfach Belga żartował na Twitterze, że „każdy kolarz powinien podpisać petycję, zabraniającą Mathieu van der Poelowi, Woutowi Van Aertowi i Remco Evenepoelowi dostępu do jakichkolwiek szosowych wyścigów przez kolejne cztery lata”.
Z tej trójki to jednak Remco jawi się jako kolarz o zdecydowanie największym potencjale.
– Nie widziałem w swoim życiu takiego talentu. Robi niesamowite rzeczy. Nie mamy nawet wystarczająco wiele czasu, by porozmawiać o jego kolejnych zwycięstwach. Jest typem kolarza, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Eddy Merckx jest największy, ale to były inne czasy. Dziś kolarze są wyspecjalizowani. Raz byłem na kawie z Remco i mówił mi o tym, jakie uzyskał wyniki w trakcie 20 minut treningu. Powiedziałem: „Jeśli to prawda, będziesz walczyć o wielkie toury” – mówił Alberto Contador, legenda kolarstwa, już kilka lat temu.
– Remco to fenomen. Tacy kolarze zdarzają się raz na wiele tam lat. Wiadomo, że wszyscy na niego patrzą, wiedzą, że zaatakuje i jak to zrobi. To trochę jak Annemiek van Vleuten u kobiet – też wszyscy na nią patrzą, a ona i tak odjeżdża. Tak jest z Remco. Po prostu jeździ i odjeżdża, jak chce. Peleton wie, co zrobi, a on i tak wygrywa. Jest tak mocny. To jest cecha tych największych kolarzy – zawsze się na nich patrzy, wszyscy mają ich „rozpracowanych”, a oni i tak triumfują – mówi Adam Probosz.
Jeszcze nieco ponad rok temu mogło się jednak wydawać, że karierę Belga wyhamuje fatalnie wyglądający upadek na trasie Il Lombardia 2020, w wyniku którego złamał miednicę. Wcześniej cały jego rozwój wyglądał wzorowo. Przez juniorskie wyścigi przeszedł jak burza, w 2018 roku został podwójnym mistrzem Europy (ze startu wspólnego i na czas) oraz podwójnym mistrzem świata. Łącznie zanotował ponad 20 zwycięstw, jego przewaga nad resztą stawki była ogromna. W zawodowym peletonie też wygrywać zaczął niemal z miejsca.
Kraksa mogła się jednak okazać tragiczna w skutkach. Początkowo mówiono nawet, że zagrożona jest cała kariera Remco. Ostatecznie skończyło się na kilku miesiącach bez rywalizacji i powrocie na Giro. A o skali jego talentu dobrze świadczył fakt, że wymieniano go z miejsca jako jednego z faworytów do triumfu. Mimo że był po długiej rehabilitacji i nigdy wcześniej nie jechał trzytygodniowego wyścigu.
Tam skończył bez sukcesu. Ale już w tym roku, na Vuelcie, rywalom nie dał szans. Podobnie jak na mistrzostwach świata. I znów zachwycał stylem. Znów uciekał, znów zostawiał wszystkich z tyłu. Jego przewaga z wyścigu ze startu wspólnego (2:21 nad drugim kolarzem) na MŚ była największą od…1968 roku, gdy w Imoli triumfował Włoch Vittorio Adorni.
– Nie mogę tego co dzisiaj się wydarzyło porównać ze zdobyciem mistrzostwa świata w juniorach. Dzisiaj ściganie było o wiele dłuższe, a trasa nieporównywalnie trudniejsza. To był bardzo długi sezon, ale świetnie go zakończyć w takim stylu. Czułem się dziś mocny, dlatego w pewnym momencie mogłem zostawić za sobą Alexeya Lutsenko. Dopiero na ostatniej rundzie poczułem wielkie zmęczenie, ale wiedziałem o co walczę i nie chciałem zwalniać tempa – mówił po swoim triumfie.
We Vuelcie – mimo że był jednym z faworytów – triumfował za to nawet wcześniej, niż… zakładano w jego ekipie. Patrick Lefevere, jej szef, mówił co prawda od jakiegoś czasu, że Quick-Step przymierza się do próby wygrania trzytygodniowego wyścigu, ale raczej chodziło o kolejne lata. W teorii to jeszcze nie był zespół zbudowany pod to, do tej pory raczej nastawiali się na etapy i krótsze imprezy – na czele z jednodniowymi. W Hiszpanii Remco pokazał jednak, że z jego talentem wszystko jest możliwe. Wygrywając, został najmłodszym triumfatorem hiszpańskiego Wielkiego Touru od Angelino Solera w 1961 roku.
– Trudno powiedzieć, co odczuwam. To niesamowite. Odpowiedziałem nogami na negatywne komentarze i krytykę, która spadła na mnie w poprzednim roku. Pracowałem bardzo ciężko, aby być w najlepszej formie. Wygranie Vuelty jest niesamowite. To pierwszy Grand Tour, który rozpocząłem w pełni zdrowy. Cieszę się, że jestem pierwszym kolarzem Patricka Lefevere’a, który wygrał Wielki Tour dla jego ekipy i dla Belgii – mówił Evenepoel po triumfie w Hiszpanii.
W jego ojczyźnie od lat zastanawiają się, czy dorówna największemu w historii.
Nowy Merckx? Nie, po prostu Remco
– Może będzie lepszy ode mnie. Wygląda na to, że ten chłopak potrafi wszystko. Spójrzcie na niego: potrafi jeździć na czas, potrafi wyprzedzić wszystkich na podjazdach. Wspaniale się to ogląda. Nie zapomnijcie, że też byłem mistrzem świata [amatorskim, można to przyrównać do MŚ do lat 23 – przyp. red.], gdy miałem 19 lat. Ten gość na pewno jest jednak kimś specjalnym. Czy mógłbym go czegoś nauczyć? Nie. Już teraz umie wszystko. Wie, co robi, już dorósł. Jeśli miałbym mu coś powiedzieć, to tylko to, by pozostał spokojny – mówił Eddy Merckx, niedługo po tym, jak Remco został mistrzem świata juniorów. Czyli w 2018 roku.
„Nowym Merckxem” Evenepoela ochrzczono już lata temu. Zresztą nie jego pierwszego. W Belgii z poszukiwaniem następcy „Kanibala” jest trochę tak jak z kolejnymi wcieleniami Maradony w piłce nożnej – jeśli ktoś ma wielki talent, pewnie doczeka się takiego porównania. Sam Remco długo jednak nie był z tego zadowolony.
– Nie nazywajcie mnie „następnym Merckxem”. To nie coś, co chciałbym słyszeć. Dziś wszystko jest inne, każdy kolarz jest inny, więc nie chcę być nowym Merckxem. Jestem nowym sobą. Nie lubię porównań ani z nim, ani z żadnym innym kolarzem. Mówimy o różnych erach. To nie ma sensu. Jestem, kim jestem i kim chcę być. To powinno wystarczyć – mówił, również w 2018 roku.
Od tych porównań nie zdoła jednak uciec. Nie tylko dlatego, że w sporcie na nich zwykle wiele rzeczy się opiera. Po prostu Remco… wygrywa jak Eddy. Starszy z Belgów też miał 22 lata, gdy po raz pierwszy zgarnął złoto mistrzostw świata. A do tego zrobił to w stylu, w jakim wygrywać potrafił właśnie Merckx – daleko przed wszystkimi rywalami, poza ich zasięgiem. Wielki Tour wygrał nawet nieco szybciej, Eddy zrobił to tuż przed 23. urodzinami (na Giro d’Italia), Remco 23 lata skończy dopiero w styczniu. O rok szybciej Evenepoel sięgnął też po triumf w Liège-Bastogne-Liège, ale pierwszy Monument Merckx wygrał już w wieku 20 lat. Szybciej od rodaka.
Podobieństwa są jednak wręcz uderzające. Stąd przywoływanie nazwiska wielkiego mistrza nie dziwi.
– Od takich porównań Remco nie ucieknie, niestety. Niestety, bo ja sam się staram ich nie używać. Wiem, ile to może dla niego znaczyć. Na pewno ciąży na nim wielka presja. Tom Boonen po tym, jak Remco zdobył mistrzostwo świata, radził mu, by ten wyniósł się na trochę z Belgii. Bo pamiętał, co działo się po tym, jak sam zdobył mistrzostwo świata w 2005 roku. To jest szaleństwo. W Belgii nazywanie „drugim Merckxem” to wielkie obciążenie. Ale Remco na razie sobie z tym radzi, nie przejmuje się. Powtarza, że chce budować swoją historię. Tak trzeba na niego patrzyć – mówi Probosz.
Eddy Merckx śledzi zresztą wszystkie sukcesy Remco. Na wyścig w trakcie mistrzostw świata – odbywających się w tym roku w Australii – wstał specjalnie nad ranem i oglądał go z Axelem, swoim synem, byłym zawodowym kolarzem. – Wiem, co znaczy być mistrzem świata w tak młodym wieku. To spełnienie marzeń. Generacji nie da się jednak porównywać. To co robi Remco jest po prostu cudowne tu i teraz. Na mistrzostwach był zdecydowanie lepszy od rywali. Oglądałem to z wielką przyjemnością – mówił potem dziennikarzom „Kanibal”.
A ci, oczywiście, już zaczęli się zastanawiać, czy Remco stanie się większy od najlepszego kolarza w historii. Choć i sam Evenepoel, i Patrick Lefevere, jego szef, raczej starają się takie dywagacje ucinać. – On nie jest nowym Eddym Merckxem, ale Remco Evenepoelem, który ma już niezły dorobek – mówił ten drugi.
Choć gdy Remco stanął w niedzielę przed tłumami zgromadzonymi na wielkiej fecie, w trakcie której świętowano jego sukcesy, pewnie mógł się poczuć właśnie jak Merckx. Na Grote Markt (Wielkim Placu) w Brukseli zebrało się w końcu kilka tysięcy osób (a tłumy witały go już wcześniej – w Zaventem, na lotnisku, gdy wrócił z Australii). Wcześniej w ten sposób fetowano między innymi sukcesy piłkarskiej reprezentacji (w 1986 i 2018 roku, gdy dochodziła do półfinału mistrzostw świata), Justine Henin (wygrana w Roland Garros 2003), no i Eddy’ego Merckxa oczywiście (1969, po triumfie w Tour de France).
Evenepoel otrzymał też mnóstwo prezentów: kask do jazdy na czas, rower Specialized Tarmac z elementami upamiętniającymi zdobycie tytułu mistrza świata czy też koszulkę Anderlechtu, w którym grał, zanim został kolarzem. Podpisała się na niej cała pierwsza jedenastka zespołu. Remco został też honorowym obywatelem Dilbeek, miejscowości, w której się wychował. Zasłużył.
Jednak to wciąż tylko początek drogi.
W tęczy będzie trudniej, ale… to nie powinien być problem
Co teraz czeka na Remco? Przede wszystkim jeszcze większa presja, ale to – jak już ustaliliśmy – raczej nie powinno na Belga wpłynąć, bo ten doskonale wie, na co go stać. Choć nie można tego wykluczyć. Tęczowa koszulka mistrza świata potrafiła utrudnić życie nawet najlepszym kolarzom. Choćby Julian Alaphilippe, który sezony przed mistrzostwem miał genialne, po jego zdobyciu radził sobie gorzej. I opowiadał dziennikarzom, jak wielki ciężar oczekiwań czuł na sobie, gdy jeździł w tęczy.
– Ta koszulka jest fajna i każdy o niej marzy, ale potem czuje jej ciężar. Na tęczę patrzą wszyscy w peletonie – wszyscy chcą bić mistrza. Nie sposób się w niej schować. Wszyscy oczekują, że będziesz w niej wygrywać. Być może ta pewna buta Remco, wręcz przesadzona pewność siebie to właśnie sposób na radzenie sobie z presją? Na razie przecież robi to świetnie. Od dawna były wobec niego oczekiwania. W tym roku radził sobie z tą presją wyśmienicie. Wie, że wszyscy oczekują od niego zwycięstw. I wygrywa – mówi Probosz.
Eddy Merckx mówił, że nie spodziewa się, by Remco miał mieć jakiekolwiek problemy. Ale że po tegorocznych sukcesach będzie mu trudniej pokazało choćby to, że z miejsca wytworzyło się wokół niego zamieszanie, gdy do prasy przedostała się informacja, że chętnie widziałby go w swoich szeregach Team INEOS, do niedawna najmocniejsza ekipa w peletonie, która teraz przeżywa swego rodzaju kryzys – po raz pierwszy od lat żaden z jej zawodników nie wygrał któregoś z Wielkich Tourów.
– Mam podpisany kontrakt z moją obecną drużyną do 2026 roku i nie mam powodu, aby z niej odchodzić. Mam do nich zaufanie, a oni mają zaufanie do mnie. Jestem tutaj szczęśliwy. Rzeczywiście było zainteresowanie moją osobą ze strony innych drużyn, nie tylko jednej, ale o tej [z INEOS] sytuacji nic nie wiedziałem. Byłem na treningu razem z przyjacielem, zatrzymaliśmy się na ciastku, a gdy wróciłem do domu mój telefon eksplodował – mówił sam Remco w odpowiedzi na medialną burzę.
Quick-Step ma teraz przed sobą zresztą spore wyzwanie – zbudować zespół, który mógłby pomóc Remco wygrywać. Nawet Tour de France, bo już mówi się, że Evenepoel właśnie tam powinien pojawić się w kolejnym sezonie i powalczyć o triumf z Tadejem Pogacarem i Jonasem Vingegaardem. Choć można się zastanawiać, czy nie byłoby to zbyt dużym wyzwaniem.
– Moim zdaniem na Tour de France jest nieco za szybko, ale z drugiej strony to jest facet, który zaskoczył mnie już wygrywając Vueltę, bo nie spodziewałem się, że jest na to gotowy. Kto wie, gdzie są jego limity? Tour de France na pewno jest w jego zasięgu, ale chyba jeszcze nie w przyszłym roku. Zespół? Wiadomo, że będzie teraz budowany w dużej mierze pod niego. Na pewno będą chcieli stworzyć mu mocniejszą drużynę. Nie zdziwię się, jeśli nagle przyjdą tam lepsi górale – twierdzi Probosz.
Jeśli chodzi o możliwości Remco, to sprawa jest jasna, gdy chodzi o wyścigi jednodniowe – wygrać może właściwie każdy, na którego starcie się pojawi. Jest kolarzem uniwersalnym, zdolnym triumfować czy to na Mur de Huy, słynnej ściance, kończącej Walońską Strzałę, czy na brukach Paryż-Roubaix, czy też w Mediolan-San Remo. W tygodniowych wyścigach powinien wręcz dominować. A Wielkie Toury? Powalczyć może w każdym, ale być może najlepszym wyborem nie byłoby Tour de France – choć presja na jego występ tam będzie ogromna – a na przykład „dwupak” Giro i Vuelty, gdzie będzie bronić tytułu.
Obronić postara się też mistrzostwo świata, a może nawet lepiej – zdobyć dwa złota: w jeździe indywidualnej na czas i w wyścigu ze startu wspólnego. Choć nie jest powiedziane, że mu się to uda. Stawka kolarzy jest w tej chwili bardzo mocna, a goście tacy jak Pogacar, van Aert, van der Poel, Alaphilippe i Vingegaard też są doskonali w swoim fachu. I mogą wygrywać.
Choć Remco zdaje się być z nich najlepszy. I postara się to potwierdzić w kolejnym sezonie.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix