Nie każdy jest fanem meczów, które zaczynają się o 13:30, ale mają swój urok. To pora obiadowa, więc przydałoby się, żeby coś dobrego grało nam do kotleta. Tym razem Premier League zafundowało nam starcie najlepszej defensywy z najlepszą ofensywą tego sezonu. Kontrastów nie brakowało, więc wskazanie faworytów ciężko było nazwać trudnym zadaniem. Obywatele nas tylko utwierdzili w tym przekonaniu i pokazali wyższość nad Wilkami.
Kulawe wilki pozbawione zębów
Dziś najważniejszym zadaniem dla zespołu Bruno Lage’a było przekonanie wszystkich, że faktyczne ich defensywa jest mocna. Naprzeciw niej wyszedł Erling Haaland, który sam ma więcej goli w tym sezonie niż wszyscy piłkarze klubu z Molineux Stadium razem wzięci, więc lepszego testu nie mogli sobie wyobrazić.
Nie minęła minuta, a już Manchester City wpakował pierwszego gola. Akcja prawą stroną Phila Fodena z Kevinem de Bruyne sprawiła, że obrona Wilków się pogubiła, a akcję z bliskiej odległości wykończył Jack Grealish. Anglik wrócił do składu i od razu przypomniał o sobie kibicom. Wybrał idealny moment, bo zaraz rozpocznie się przerwa na kadrę.
Byliśmy świadkami idealnego początku meczu zespołu Pepa Guardioli, ale gospodarze jeszcze wtedy nie zamierzali się łatwo poddać. Szybko Podence z Guedesem postraszyli defensorów Obywateli, ale strzał byłego piłkarza Valencii wybronił Ederson. Takie przebłyski mogli sobie oczywiście zapisać na plus, bo przy okazji nie panikowali przy wyprowadzeniu piłki, nie roztroili się i zostawili za plecami wpadkę z pierwszej minuty. Goście natomiast sprawiali wrażenie, jakby wyczekiwali na kolejne chwile słabości rywali. Wówczas wydawało się, że Wilki będą jeszcze podgryzać Obywateli.
I tak człowiek chciał ich pochwalić i łudził się, że mecz może nie być jednostronny, ale wystarczył kolejny moment nieuwagi i zrobiło się 0:2. Poszła kontra, wystarczyło, że Haaland podciągnął akcję, Kilman z wrażenia zaczął się kręcić w obie strony niczym wkurzający dzieciak w samolocie, zamiast blokować napastnika z Norwegii, który bez większych problemów umieścił piłkę po płaskim strzale.
Na tym etapie mecz stał się dość nudny, bo brakowało jazdy od pola karnego do pola karnego. I ni z tego, ni z owego gospodarze uznali, że trzeba jeszcze sobie utrudnić sytuację. Nathan Collins w walce o piłkę kopnął w brzuch Jacka Grealisha. Na dodatek był wielce zdziwiony, że sędzia wyprosił go z boiska.
Jedenastu na jedenastu gra się trudno przeciwko zespołowi Pepa Guardioli, to co dopiero w osłabieniu. Najzwyczajniej w świecie zaprosili lepszy zespół do wykonania egzekucji. Jednak Obywatele się do niej nie kwapili. Mieli oczywiście przewagę, ale nie było tak, że czynami dokonywali rozbiórki gospodarzy. Raczej szukali wyzwań i przy okazji zarządzali siłami. De Bruyne ewidentnie chciał wpakować gola po strzale zza pola karnego, ale brakowało mu dokładności. I tak upłynęła końcówka pierwszej połowy. Bruno Lage schodził do szatni niezadowolony, Pep Guardiola też nie tryskał entuzjazmem, więc liczyliśmy, że w przerwie pobudzą swoich piłkarzy do lepszej gry.
Bez szału
Na początku drugiej połowy brakowało przede wszystkim strzałów. Gospodarze próbowali przejąc inicjatywę przy biernej postawie Manchesteru City, ale grali zbyt wolno. Natomiast Obywatele przez pierwszy kwadrans ograniczyli się do dreptania i przesuwania. Słabo grał Kevin de Bruyne. Miał problem z podejmowaniem dobrych decyzji, ale reszta jego kolegów też była pozbawiona błysku. Pep Guardiola załamywał ręce, aż nagle apatię przełamał Jack Grealish. Poszedł między kilku piłkarzy i dograł do Haalanda, który postraszył bramkarza. Zapachniało golem i coś się ruszyło.
Już za moment Haaland ściągnął na siebie uwagę obrońców, zagrał do De Bruyne, a ten, choć nie miał najlepszego meczu – właśnie zaliczył drugą asystę. Przytomnie w polu karnym zachował się Phil Foden i ustalił wynik spotkania. Było jeszcze kilka niezłych akcentów, ale zawsze czegoś brakowało. Przeszywające podanie na wolne pole Gundogana nie znalazło adresata. Wejścia w pole karne Grealisha, odważne akcje Alvareza i świetne długie piłki Akanjiego nie dawały tak dobrych rezultatów, jak można by oczekiwać. Jednak to wszystko było bez konsekwencji, mecz i tak był już rozstrzygnięty. Nikt za moment nie będzie pamiętał, że coś można było zrobić lepiej, dokładniej szybciej i zręcznej. Obyło się bez kontuzji, trzy punkty na koncie, robota wykonana. Tak trzeba podsumować mecz w wykonaniu Manchesteru City. A Wilki mogą się tylko na siebie wściekać, dziś nie pokazali drapieżnej natury i zostali udomowieni.
Wolverhampton – Manchester City 0:3 (0:2)
J. Grealish 1′, E. Haaland 16′, P. Foden 69′
CZYTAJ WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE:
- Tottenham nieźle zaczął sezon? Lepiej zachować spokój
- Od Parken do Old Trafford. Odrodzenie Christiana Eriksena
- Ambitny, ale nie magik. Graham Potter przed życiową szansą
- Futbol w służbie jej królewskiej mości
Fot. Newspix