Reklama

Mięciel: Smartfony i komputery są zabijaczami nie tylko czasu, ale i sportu

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

12 września 2022, 10:21 • 20 min czytania 53 komentarzy

Koordynacja ruchowa u dzieci jest dramatyczna? Rośnie nam pokolenie schorowanych ludzi? Program zajęć z wychowania fizycznego nie sprzyja prawidłowemu rozwojowi dziecka i wymaga gruntownych zmian? Czy fakt, że lekarz rodzinny nie może już wystawiać zwolnień z WF-u sprawi, że dzieci będą bardziej sprawne i chętniej uprawiały sport? Czy zmiany, jakie wprowadził Maciej Mateńko, wiceprezes PZPN-u ds. szkolenia sprawią, że poprawi się jakość szkolenia w Polsce? Rozmawiamy z Marcinem Mięcielem, byłym reprezentantem Polski, ale też współzałożycielem Szkoły Techniki Futbolu „Champion”, która zajmuje się szkoleniem dzieci i młodzieży.

Mięciel: Smartfony i komputery są zabijaczami nie tylko czasu, ale i sportu

Kilka dni temu były zawodnik Szkoły Techniki Futbolu „Champion”, Franciszek Szymański przeniósł się do Benevento Calcio. To kolejny Polak, który w ostatnich tygodniach wyjechał do Włoch do Primavery. Wcześniej byli to Daniel Mikołajewski (AC Parma), Dariusz Stalmach (AC Milan), Jordan Majchrzak (AS Roma) i Antoni Wodzicki  (Cagliari Calcio). Zbigniew Boniek w rozmowie z Meczyki.pl krytycznie wypowiedział się na temat transferów młodych Polaków do Włoch. Były prezes PZPN-u uważa, że ci młodzi chłopcy robią krok do tyłu, jeśli chodzi o rozwój. Łaszą się na wielkie marki, a będą grać tylko w Primaverze. Uważa, że wyjazd do Włoch w nastoletnim wieku nie ma żadnego sensu. Jakie pan ma zdanie na ten temat?

Ciężko znaleźć na to złoty środek. Jednak jeśli ocierasz się o seniorską piłkę, wchodzisz do pierwszej drużyny i łapiesz doświadczenie w seniorach, to taki wyjazd do Włoch, gdzie będziesz występował w juniorach, jest bez sensu. To krok w tył. W innych przypadkach, gdzie młody zawodnik w Polsce występuje w drużynach juniorskich i wyjeżdża do zagranicznych akademii, to niewątpliwe dobra okazja na to, żeby sprawdzić się w bardziej wymagającym środowisku rówieśniczym. Jakość treningów w tych zagranicznych ośrodkach jest na wysokim poziomie i można tam się wiele nauczyć. Jednak wiele zależy od charakteru i podejścia samego młodego zawodnika. Bo to nie jest łatwy kawałek chleba dla nastolatka, który bez przyjaciół i rodziny jedzie w nieznane. Nie każdy potrafi odnaleźć się w obcym środowisku.

Boniek zauważył również, że młodzi Polacy często wracają z Włoch z podkulonym ogonem i na naszym podwórku sobie nie radzą.

Włoskie akademie biorą często polskich zawodników za pół darmo i nie mają później problemu, żeby z nich zrezygnować. Młodzi zawodnicy patrzą na to w ten sposób, że zgłasza się po nich wielka zagraniczna marka, więc stoją przed życiową szansą. Jednak akademia a seniorski klub to duża różnica. Każdą propozycję transferu za granicę należy rozpatrywać indywidualnie. Nie można wszystkich wrzucać do jednego wora. Jeśli jednak wchodzisz do piłki seniorskiej, zbierasz swoje minuty w seniorach, to wyjazd do piłki juniorskiej jest krokiem w tył. Gdy już przebijasz się do składu, to ugruntuj swoją pozycję, zbierz doświadczenie i wtedy wyjedź do zagranicznej ligi, gdzie będziesz próbował swoich sił w seniorskim klubie. Bo w momencie, kiedy nie potrafisz przebić się do drużyny seniorskiej na niższym poziomie w Polsce, to będziesz miał niezwykle ciężko, żeby zaistnieć za granicą. To, że ciebie wybrali i uznali, że masz talent, jeszcze nic nie znaczy. Musisz przebyć długą drogę do pierwszej drużyny. Konkurencja jest spora na każdej pozycji. Ważne są nie tylko umiejętności piłkarskie, ale i mentalne. Jesteś czasem zmuszony do tego, żeby być maksymalnie skupiony na pracy, mimo że nie grasz. Nie ma tam miejsca na zwieszenie głowy w dół. I mówię to też ze swojego doświadczenia gry w zagranicznych ligach.

Reklama

Jak pan patrzy na transfer waszego byłego zawodnika, Franciszka Szymańskiego do Benevento? Dobry ruch?

My szkolimy zawodników do pewnego wieku i pomagamy im później w znalezieniu klubu. Jeśli dany chłopak jest gotowy na transfer, to dążymy do tego, żeby zmienił środowisko i mógł dalej się rozwijać. Jednak na siłę nie szukamy zagranicznych kierunków. Franciszek Szymański ma swojego menadżera i wraz z nim oraz rodzicami doszli do takiego wniosku, że warto wyjechać do Benevento. To nie jest nasz pomysł. W 2021 roku Szymański zamienił STF Champion na Pogoń Grodzisk Mazowiecki, więc my nie mieliśmy nic z tym wspólnego. Jednak zaznaczę, że jestem wielki fanem tego, żeby puszczać młodych zawodników na testy do zagranicznych akademii. Nasz 17-letni zawodnik, który grał w naszej A-klasowej drużynie, był w Napoli i Torino, a później otrzymał zaproszenie od Bayernu Monachium. To jest świetna sprawa i kapitalne doświadczenie dla młodego chłopaka, który ma czas na to, żeby oswoić się z tym, że jeździ na testy do wielkich klubów. Pamiętam ze swojego doświadczenia, że pierwsze wyjazdy wiążą się z wielkim stresem i niekoniecznie dobrze wypadasz na treningach i sparingach. Dlatego też chętnie wypuszczam zawodników na testy i treningi do zagranicznych klubów, żeby w przyszłości mieli łatwiej z pokazaniem się w nowym, obcym miejscu. Nie doradzamy transferów do zagranicznych akademii, ale z wielką przyjemnością pozwalamy im jeździć na testy.

W takim razie, jaki macie plan na swoich zawodników, którzy są gotowi na to, żeby wchodzić do piłki seniorskiej?

Szukamy klubu na niższym poziomie rozgrywkowym, gdzie nasz zawodnik mógłby zbierać swoje pierwsze szlify. Do naszej szkółki nie trafiają najbardziej utalentowani zawodnicy w Polsce. Często powtarzam swoim podopiecznym, że obecnie są numerami 1 000 w swoim roczniku i muszą wykonać ciężką pracę, żeby prześcignąć rówieśników i w przyszłości móc grać zawodowo w piłkę. Chcemy, żeby nasi wychowankowie jak najszybciej wchodzili do piłki seniorskiej. Szukamy im testów w klubach z I, II lub III ligi, żeby tam próbowali swoich sił w seniorach. Dlatego też stworzyliśmy drużynę seniorów, która obecnie występuje w klasie okręgowej. My możemy pomóc w ukształtowaniu zawodnika i poszukać mu miejsca, gdzie będzie mógł się dalej rozwijać, ale na końcu nie mamy wpływu na jego decyzje.

Mówił pan o tym, że chętnie wyraża zgody na wyjazdy swoich zawodników na testy do zagranicznych akademii. Co w momencie, gdy dany zagraniczny klub będzie chciał pozyskać chłopaka z STF Champion? Doradzacie takiego transferu czy zawsze mówicie kategoryczne: “nie”?

My działamy na zasadzie doradztwa. Analizujemy każdą ofertę i przyglądamy się jej bliżej. Dochodzimy do tego, gdzie dany zawodnik miałby grać i czy mógłby liczyć na regularne występy. Znam dobrze środowisko piłkarskie i mi trochę łatwiej jest dotrzeć do trenerów, żeby poznać prawdę o planie na danego zawodnika – czy będzie już grał, czy będzie tylko uzupełnieniem kadry. Bo wie pan, jak to jest, każdy klub chce nowych piłkarzy, a później mają na tyle rozbudowaną kadrę, że nie korzystają ze wszystkich. Dla młodego zawodnika najważniejsze jest to, żeby regularnie grać. Jestem w klubie od tego, żeby doradzić odpowiedni kierunek do dalszego rozwoju, ale nigdy nie podejmuje za nich decyzji. Ostatnie słowo zawsze należy do rodziców, bo ja nie mam podpisanych kontraktów z tymi chłopakami. Wraz z Maćkiem (Maciej Bykowski, współzałożyciel STF Champion – przyp. red.) jako byli piłkarze możemy tylko i aż doradzić w podjęciu decyzji.

Reklama

Pan jest zwolennikiem takiego modelu, żeby młody zawodnik najpierw ukształtował swoją pozycję w Ekstraklasie i dopiero potem próbował swoich sił za granicą?

Każdy przypadek jest inny. Trudno to ocenić zero-jedynkowo. Podam taki przykład naszego 16-letniego zawodnika, który był na testach Fulham. Byłem zwolennikiem tego, żeby poszedł do tego klubu na półroczne wypożyczenie. Przez pół roku mógłby wiele zobaczyć i upewnić się, czy faktycznie jest tam tak, jak zapewniali. Wiedzieliśmy, że pobyt w tej akademii da mu wielkiego kopa motywacyjnego do pracy na treningach. Byłem gotowy pójść na taki układ, że Fulham bierze go na pół roku, a później ustalamy co dalej. Nie doszło do finalizacji tego wypożyczenia. Myślę, że taki model rozwoju jest ciekawy i warty rozpatrzenia. Bo zawodnik nie wiążę się kilkuletnią umową z klubem, gdzie nie wie, co go faktycznie czeka i czy się odnajdzie. I później jest tak, jak powiedział Zbigniew Boniek, że wracają młodzi Polacy z zagranicy z podkulonym ogonem do kraju i mają problem, żeby zaistnieć na naszym podwórku.

Mamy początek września, dopiero co ruszył nowy rok szkolny, stąd pytanie – co pan sądzi o tym, że zwolnienia z zajęć wychowania fizycznego może teraz wystawiać tylko lekarz specjalista?

Patrząc na zdrowie całego społeczeństwa, powinno być tak, jak w dawniejszych czasach, że wszystkie dzieci uczestniczą w zajęciach z wychowania fizycznego. Z tego, co zaobserwowałem, to w ostatnich latach wiele dzieci w ogóle nie ćwiczyło, mając długoterminowe zwolnienia z WF-u. Tym bardziej że mówimy o pociechach, które również w wolnym czasie nie uprawiają żadnego sportu. Bo inaczej możesz spojrzeć na chłopaka, który w tygodniu uczestniczy w ośmiu, dziewięciu jednostkach treningowych, a do tego ma jeszcze WF w szkole. W takim wypadku nie ma problemu z tym, żeby zawodnik otrzymał zwolnienie z WF-u, żeby się nie przemęczał i nie był narażony na odniesienie poważnej kontuzji. Jeżeli ktoś ma zwolnienie z WF-u i w ogóle się nie rusza w wolnym czasie, to będzie to tylko prowadzić do zaniedbania ciała, a w późniejszym okresie też do wszelkiego rodzaju chorób. Społeczeństwo na tym cierpi.

Czy uważa pan, że ta jedna zmiana sprawi, że poprawi się stan zdrowia społeczeństwa? Czy większy rygor przy wystawianiu zwolnień z wychowania fizycznego będzie skutkowało tym, że uczniowie chętniej będą uczestniczyć w zajęciach i przyniesie to pozytywny skutek w przyszłości?

Na pewno chętniej nie będą ćwiczyć. Trudno powiedzieć czy zmuszanie uczniów do uczestnictwa w zajęciach z wychowania fizycznego, przyniesie pozytywny skutek. Społeczeństwo na pewno będzie zdrowsze, jeśli będzie częściej się ruszać i uprawiać sporty. Ruch jest bardzo ważny. Pandemia odcisnęła też swoje piętno. Dzieci, które rekreacyjnie trenowały piłkę nożną w dużej większości nie wróciły do treningów po przerwie pandemicznej. Wątpię, że wybrały inny sport. Wolą spędzać czas w domu, bez ruchu i to jest smutne.

Czy nie warto byłoby się zastanowić nad tym, żeby czymś uatrakcyjnić lekcje wychowania fizycznego, aby dzieci chętniej uczestniczyły w zajęciach? Może nie chcą ćwiczyć, bo WF jest nudny?

Na końcu zawsze wszystko zależy od nauczyciela. Gdy odpowiednia osoba prowadzi lekcje to nawet najnudniejszy przedmiot szkolny staje się atrakcyjny. Uczniowie chętniej przychodzą na zajęcia, gdy nauczyciel w ciekawy sposób je przeprowadza. Tak samo jest z WF-em. Problem jest też z tym, że nie ma za wielu nauczycieli od wychowania fizycznego. Na pewno warto pomyśleć o tym, żeby zajęcia uatrakcyjnić, ale od tego są nauczyciele, dyrektorzy szkół, którzy mają na to bezpośredni wpływ.

Ma pan jakiś pomysł na to, co można zrobić, żeby uatrakcyjnić WF w szkole? Co zrobić, żeby frekwencja na tych zajęciach była bliska 100%? Kiedyś WF był miejscem, gdzie uczniowie zaczynali swoją przygodę z jakimś sportem. To tutaj rodziła się pasja do danej dyscypliny sportu. Można odnieść wrażenie, że teraz tak nie jest. WF stał się niechcianym przedmiotem w szkole.

Niestety, teraz mamy inne czasy, gdzie dzieci mają większy dostęp do narzędzi, które zabijają ich wolny czas – komputery, telefony, tablety itd. Kiedyś naprawdę nieliczni mieli zwolnienia z WF-u. Poza tym większość z nas spędzała dużo czasu na świeżym powietrzu. Byliśmy sprawnym społeczeństwem. Na WF-ie każdy musiał zaliczyć stanie na rękach, skok przez kozła, rzut piłką lekarską, przewrót w przód i w tył. Obecnie dzieci dużo czasu w ciągu dnia spędzają w formie siedzącej, nawet te, które uczestniczą w treningach piłki nożnej. Zazwyczaj wygląda to tak, że rodzice zawożą pociechę do szkoły i ją odbierają, to samo robią z treningami, czyli w tym czasie dziecko ma zero ruchu – siedzi w samochodzie. Ponadto, w wolnym czasie odrabia lekcje przy biurku czy później siedzi wpatrzone w ekran telefonu lub monitora. Reasumując, w ciągu dnia spędza tylko półtorej godziny na ruchu podczas treningu. To bardzo mało. Owszem, generalizuję, bo są uczniowie, którzy idą na pieszo do szkoły lub jeżdżą rowerami. Jednak mówię to o pewnym trendzie, który zaobserwowałem w Warszawie.

W jednym z wywiadów powiedział pan: “rośnie nam pokolenie schorowanych ludzi”. Skąd takie wnioski?

Wynikają z obserwacji młodzieży. W Warszawie jest mnóstwo orlików i zachęcam do tego, żeby się pan przeszedł wokół tych boisk. Co pan zaobserwuje? Puste boiska. Chyba, że akurat w tym czasie będzie odbywał się trening szkółki piłkarskiej. Z kolei w godzinach późno popołudniowych dostrzeże pan osoby w średnim wieku, które przyszły rekreacyjnie pokopać piłkę po pracy. W wakacje trudno było zauważyć dzieci na orlikach. Wydawałoby się, że jest to idealny czas na to, żeby zebrać ekipę i spędzać czas na boisku. Tego nie było. I to jest też odzwierciedlenie tego, o czym mówimy, że dzieci mało się ruszają. Kiedyś na boisku zawsze ktoś grał w piłkę. Zbierała się ekipa i grała cały dzień. Nowoczesna technologia jest fajna, bo usprawnia nasze codzienne życie. Wszystko jest dla ludzi, ale nie można z tym przesadzić. Chciałbym podkreślić, że do nas zajęcia z piłki nożnej przychodzą również dzieci wysportowane, które dbają o siebie, lubią ruch, ale są też tacy chłopcy, u których widoczne są spore problemy z koordynacją ruchową. Każdy trening zaczynamy od 15 minutowego segmentu, w którym poświęcamy czas na koordynację ruchową. Kiedyś to było nie do pomyślenia – przychodziłeś na trening i grałeś w piłkę, bo chłopcy byli na tyle skoordynowani, że mogli trenować. Teraz jest problem z tym, żeby dziecko pobiegło w linii prostej, bo ma pewne niedociągnięcia fizyczne. Problemy są duże. Jeśli nie będziemy temu przeciwdziałać, będzie jeszcze gorzej. Dlatego są takie pomysły, żeby zmienić program WF-u. Bo są to obowiązkowe zajęcia w szkole. I systemową pracą można coś zmienić.

Maciej Bykowski, z którym pan założył szkółkę w wywiadzie z naszym portalem powiedział kilka zdań, które obiły się szerokim echem w Internecie, dla niektórych osób były wręcz szokujące, że z takim sytuacjami spotykają się trenerzy na zajęciach z piłki nożnej. Mówił: – Koordynacja ruchowa u dzieci jest dramatyczna. Kiedyś chciałem zrobić na sali gimnastycznej trochę koordynacji ruchowej… wycofałem się z tego pomysłu, bo musiałbym poświęcić wiele czasu tylko na dwóch, trzech zawodnikach, żeby poprawnie zrobili przewrót w przód, nie robiąc sobie przy tym krzywdy, bo to jest najważniejsze. Czy dalej to jest problem, który często obserwujecie na zajęciach?

Tak, jak powiedziałem wcześniej, my każdy trening rozpoczynamy od ćwiczeń koordynacyjnych. To jest podstawa. Bo są dzieci, które przychodzą do nas zajęcia i nie potrafią zrobić najprostszych ćwiczeń – przewrotu w przód czy w tył. Nie mówię, że wszyscy, ale zdarzają się poszczególne jednostki. Dam przykład. Jest takie stare ćwiczenie, gdzie trzeba przejść po odwróconej stronie ławeczki, która jest wąska. I muszę powiedzieć, że co trzecia, czwarta osoba spada z tej ławeczki. Brakuje tym dzieciom stabilizacji. To są proste rzeczy, których kiedyś trenerzy nie musieli robić na treningach, bo każdy miał to opanowane na lekcjach wychowania fizycznego. Jednak nie ma co się temu dziwić – mało jest lekcji WF-u w tygodniu, a do tego dzieci są często zwalniane z nich, i później widzimy tego efekty. A my jesteśmy szkółką dla wszystkich dzieci. Może do nas przyjść chłopak z predyspozycjami do uprawiania sportu, dla którego mamy przygotowany program, w którym będziemy mu pomagać, żeby w przyszłości grał w piłkę i taki, którego mama przyprowadziła na zajęcia, żeby trochę się poruszał, a my robimy wszystko, żeby dziecko prawidłowo się rozwijało.

Maciej Bykowski: „Koordynacja ruchowa dzieci jest dramatyczna. 10-latek nie potrafi zrobić przewrotu w przód”

Te problemy koordynacyjne są widoczne tylko u dzieci, które przychodzą rekreacyjnie na treningi piłki nożnej? Czy w grupach zaawansowanych jest też to zauważalne?

W każdej grupie możesz znaleźć chłopaka, który ma problemy koordynacyjne. Czternastolatek, który wraca do treningów po dwuletniej przerwie, boryka się również z tymi samymi problemami. Tak, jak powiedziałem wcześniej to wynika z tego, że dzieci za mało ruszają się w wolnym czasie i często są zwolnione z WF-u. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, dlatego musimy dbać o elementy koordynacji na treningach piłki nożnej.

Czy zgadza się pan z tym zdaniem Macieja Bykowskiego, że koordynacja ruchowa u dzieci jest dramatyczna?

Może nie jest dramatyczna, bo są również dzieci wysportowane, które nie mają większych problemów koordynacyjnych. Jednak jak rozmawiam z przedstawicielami innych szkółek, to mówią mi, że też mają zawodników z takimi problemami. W szkółce, która liczy 300 zawodników, znajdziemy kilkadziesiąt takich dzieciaków. To nie jest mało. Aczkolwiek cieszy mnie to, że rodzice zapisują dzieci na jakikolwiek sport i chcą, żeby ich pociecha się ruszała. Bo to też nam pokazuje, że oni chcą coś z tym zrobić. Koordynację ruchową zawsze można poprawić. Fajnie, że trenują. Bo smartfony, komputery są zabijaczami nie tylko czasu, ale i sportu.

Krytycznie się pan wypowiadał na temat poprzedniej władzy PZPN, która pana zdaniem niewiele zrobiła dla dobra polskiego szkolenia, choć wiele o tym mówiła. Co pan sądzi o projektach, które w ostatnim roku wprowadził nowy wiceprezes ds. szkolenia Maciej Mateńko? To jest dobry prognostyk na przyszłość? Czy te zmiany nic dobrego nie wróżą?

Faktycznie coś zaczęło się dziać w polskim szkoleniu, ale nadal jest tego za mało, co widzimy po wynikach. Aczkolwiek na efekty zmiany musimy poczekać kilka kolejnych lat i najistotniejsze jest to, żeby te projekty były kontynuowane. Największym bólem w piłce młodzieżowej jest brak boisk. Nie da się grać w piłkę, gdy nie masz boisk. W Warszawie mamy problem z tym, żeby rozgrywać mecze, bo nie ma tylu pełnowymiarowych obiektów piłkarskich. Na Ursynowie nie ma żadnego, choć mieszka tam ponad 300 tysięcy osób. To jest ogromny problem, od którego się wszystko zaczyna. Gdy jeżdżę z moimi drużynami na turnieje do Niemiec, to w jednym miejscu są ulokowane cztery pełnowymiarowe boiska. U nas tego nie ma.

Jak pan ocenia zmiany wprowadzone w szkoleniu przez nowe władze PZPN? Bo pamiętam, że mocno pan krytykował poprzednich rządzących, którzy robili świetne ruchy PR-owe, ale niekoniecznie zmieniali szkolenie.

Zmiany możemy ocenić po jakimś czasie, gdy z nimi przyjdą namacalne efekty. Fajnie, że próbują coś robić, ale to, czy ma to sens, wyjdzie dopiero w przyszłości. Głównym projektem poprzedniej władzy była certyfikacji szkółek piłkarskich. Nie oszukujmy się, żeby być w tym projekcie, trzeba mieć szkółkę w mniejszym miasteczku lub mieć własne boiska. Nie jestem w stanie być w certyfikacji, bo nie mamy takich dużych boisk. Łatwiej jest to realizować w niewielkim miasteczku, gdzie jest mniej zawodników, którzy mogą trenować w jednym miejscu, więc łatwiej jest to wszystko pogodzić. U mnie nie ma na to szans. Pomimo że dobrze szkolę i mam utalentowanych zawodników, nie dostaję ani złotówki z tego programu, bo nie ma takich możliwości, żeby spełnić wymagania. Nawet gdybym chciał przystąpić to programu certyfikacji wynajmując boiska, to nie mogę tego zrobić, bo w Warszawie ich nie ma. Koło się zamyka. Nie oszukujmy się, pieniądze są podstawą w szkoleniu dzieci i młodzieży. Ostatnio obliczyliśmy, że potrzebujemy 100 tysięcy złotych, żeby nasze wszystkie zespoły mogły rozegrać pełne sezony w lidze. To są ogromne pieniądze.

Dobrze usłyszałem? 100 tysięcy złotych za sezon?

Tak, gdy grasz mecze u siebie, musisz zapłacić za sędziów, pielęgniarkę i wynajem boiska. Za samych sędziów zapłaciliśmy ponad 20 tysięcy złotych. A koszt wynajem boisk w Warszawie, to są takie kwoty, że w głowie się nie mieści. Zarzucano nam, że jesteśmy komercyjną szkółką, bo pobieramy składki członkowskie. W ubiegłym roku zgłosiłem drużynę seniorską do A-klasy i od razu w pierwszym sezonie awansowaliśmy do klasy okręgowej. Nasz zespół składa się z trzech 24-letnich zawodników, którzy mieli pomagać młodszym chłopakom w rozwoju. Większość kadry seniorskiego zespołu stanowią zawodnicy z roczników 2005, 2006 i 2007. Chcemy, żeby już 15-latkowie wchodzili do seniorów, żeby później mieli łatwiej w innych klubach. Pomagamy im w lepszym wejściu w seniorską piłkę. Za organizację każdego meczu płacimy 1 300 złotych. Po to, żeby chłopaki sobie pograli w piłkę. Dziesięć spotkań to już 13 tysięcy złotych. Mamy też zgłoszone drużyny do rozgrywek młodzieżowych. Za trzy zespoły, które będą występować w rundzie jesiennej w lidze, zapłacimy blisko 40 tysięcy złotych.

Są to horrendalne kwoty.

Horrendalne kwoty. Mamy też swoje boiska, które trzeba kosić, podlewać, a to też swoje kosztuje. Mieliśmy pomysł, żeby postawić swój balon, ale nie wiemy, czy zrobimy to w tym roku, bo ceny poszły mocno w górę. Prowadzenie własnego klubu to nie jest taka łatwa rzecz, a wszelkiego rodzaju opłaty są naprawdę wysokie. I w tym wszystkim nie mówimy jeszcze o dalszym rozwoju klubu, a o podstawowych opłatach. Dlatego też inne szkółki pracują z dziećmi do 12. roku życia i odpuszczają, bo nie są w stanie znaleźć środków finansowych na opłatę sędziów, wynajem boisk itd. I najgorsze jeszcze jest to, że w Warszawie nie ma pełnowymiarowych boisk.

Czy zmienił pan zdanie na temat programu certyfikacji szkółek PZPN? 

Nie obcuję z nim na co dzień. Moje wcześniejsze opinie wygłaszałem na podstawie tego, co mówili mi koledzy z szkółek, którzy uczestniczyli w programie. Sporo było papierologii. Fajnie, że PZPN wysłuchał trenerów i ten projekt ewoluuje. Szkoda, że ta certyfikacja nie jest dla wszystkich, a tylko dla tych, co mają dostęp do boisk. Wsparcie powinny też dostać szkółki, które nie mają swoich boisk, żeby też mogły jeszcze lepiej szkolić. W STF Champion pracujemy w określony sposób przez ostatnie dziesięć lat. I efekty są widoczne gołym okiem, a każdy może przyjść na nasze mecze i zobaczyć, w jaki sposób gramy i jak prezentują się poszczególni zawodnicy. A nie jesteśmy w stanie wejść w ten program certyfikacji, żeby otrzymać wsparcie.

Odpowiedzią PZPN-u na to, co pan mówi nie są zielone gwiazdki?

Tylko, że za zieloną gwiazdką stoi wsparcie w wysokości 10 tysięcy złotych. Oczywiście, każde wsparcie finansowe jest ważne. Dobrze, że PZPN myśli o tych, co nie spełniają określonych wymaganiach na wyższe certyfikaty.

Ostatnio wszedł w życie projekt dla zawodników późno dojrzewających, którzy będą mogli grać w młodszym roczniku. Co pan o tym sądzi? Czy będzie pan korzystał z tego przepisu?

Tak, bo chłopcy na tym naprawdę dużo zyskają. Dwa lata temu przesunęliśmy dwóch zawodników z rocznika 2005 do młodszego zespołu i sporo im to dało. Na początku rodzice byli sceptycznie do tego nastawieni, a później przekonali się o tym, że przyniosło to oczekiwany efekt. W swoim roczniku nie mogli nic zrobić, a z młodszymi się otworzyli, nabrali większej pewności siebie, chętniej podejmowali drybling i przez rok zrobili ogromne postępy. Tak to już powinno wyglądać w Polsce dawno temu. W Belgii taki model funkcjonuje od wielu lat. Chłopak, który gra naprzeciw dwa razy wyższemu i cięższemu zawodnikowi, może się nauczyć walki na boisku, ale schodząc do młodszego rocznika, jest w stanie wykształcić inne umiejętności i nabrać pewności siebie. Napastnik, który przez trzy lata nie strzela bramek i nie stwarza za wiele sytuacji do ich zdobycia, bo jest za mały i za wolny, będzie miał trudno o to, żeby w przyszłości dalej grać w ataku. Schodząc do młodszego rocznika taki chłopak zacznie więcej strzelać goli, bo będzie miał też więcej sytuacji strzeleckich, bo będzie mu łatwiej i w taki sposób się rozwinie. To jest świetne posunięcie.

Co pan sądzi o innym projekcie nowej władzy PZPN, czyli brak ewidencji tabel i wyników w najmłodszych rocznikach?

Ten pomysł był skierowany w trenerów, którzy grają na wynik. Czy to jest dobre? Nie wiem, bo jeździmy za granicę na turnieje dla najmłodszych i tam są wyniki. Ostatnio oglądałem z bliska mecz Espanyolu z Barceloną, to trenerzy przy chłopcach 7-8-letnich stali i pokrzykiwali, bo chcieli wygrać. Było widać boiskową rywalizację. Tam dziesięcioletni chłopcy trenują taktykę, żeby wygrywać mecze. Wynik musi być w piłce nożnej. Dzieci nawet grając gierki treningowe dążą do tego, żeby strzelać bramki – nie gramy na utrzymanie piłki. One liczą gole, pojawia się euforia jak i smutek. Sport to są wyniki. Trenerzy w Polsce za mocno byli pochłonięci wynikomanią, dlatego zrezygnowano z ewidencji tabel i wyników, ale możliwe, że to kiedyś wróci, gdy trenerzy znormalnieją. Jeździmy też na turnieje do Niemiec i tam są wyniki. Po meczu z jedną z drużyn z Bundesligi, podszedł do mnie trener, pogratulował i powiedział, że po weekendzie będzie miał rozmowę w klubie, dlaczego jego zespół przegrał z STF Champion i nie awansował do złotej grupy na turnieju. Tam trenerzy są rozliczani z wyników swoich drużyn. I mówimy tu o dzieciach.

Czy zmiany, jakie wprowadził Maciej Mateńko, wiceprezes PZPN-u ds. szkolenia sprawią, że poprawi się jakość szkolenia w Polsce? To jest dobry prognostyk na przyszłość? Czy przemawia przez pana sceptycyzm, że potrzeba jeszcze wiele zmian, żeby to szkolenie w Polsce było na wysokim poziomie? Co jeszcze wymaga poprawy?

Optymistyczne jest to, że zajęli się tym tematem na poważnie i wprowadzają realne zmiany. Dobrze, że coś robią i teraz przyjdzie nam tylko czekać na efekty. Gdy nic nie robisz, to nie możesz liczyć na sukces, ale gdy wykonujesz wiele działań, to część z nich może przynieść oczekiwany skutek. Oby tak było. Wiele jeszcze wymaga poprawy, bo nasze szkolenie nie jest najlepsze. Nie mamy wyników. Nasze kluby nie są w stanie zaistnieć w europejskich pucharach. Pojawiają się pojedynczy świetni zawodnicy, ale to nie wynika z systemowej pracy. Szkolenie w Polsce wymaga gruntownych i procesowych zmian. Widzimy, że coś ruszyło, ale na tym nie można poprzestać. Aczkolwiek dobrze, że coś się dzieje.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

53 komentarzy

Loading...