Reprezentacja Polski po kolejnym fascynującym spotkaniu awansowała do finału siatkarskich mistrzostw świata. W katowickim Spodku, domu polskiej siatkówki, nasi reprezentanci pokonali 3:2 Brazylię. Oto co mieli do powiedzenia bohaterowie tego widowiska, którzy dziś o 21:00 zmierzą się w wielkim finale z Włochami.
Śliwka: Ja po prostu robię swoje
Aleksander Śliwka był jednym z najlepszych siatkarzy wczorajszego półfinału. Zawodnik Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle zdobył 19 punktów oraz popisał się znakomitą skutecznością ataku na poziomie 60%. Wiele z tych oczek Olek wyszarpał w kluczowych momentach. Najbardziej zapamiętano mu przedostatnią akcję spotkania, kiedy wyprowadził Polaków na prowadzenie 14:12 w tie-breaku.
– Starałem się uderzyć piłkę wysoko, wyprostować rękę żeby nie trafić w blok. Tym razem się udało. Ważne piłki idą też do Semena, Bartka, Kochana czy Bienia – atak bardzo równo się u nas rozkłada. Myślę, że to nasz bardzo duży atut, że Marcin Janusz ma do wyboru w rozegraniu wszystkie strefy, które może wykorzystać – powiedział Śliwka.
Polski przyjmujący przeżywa być może jedne z najlepszych momentów w swojej reprezentacyjnej karierze. Przed meczem z Brazylią zagrał świetne spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi. Tymi dwoma meczami w fazie pucharowej mistrzostw świata uciszył głosy krytyków, którzy wcześniej w pierwszym składzie widzieli Tomasza Fornala.
– Ja po prostu robię swoje. My w drużynie wierzymy w siebie – zarówno w kolegów jak i własne umiejętności. Staramy się być najlepszą wersją samych siebie. Oczywiście, zawsze będą mówić różne rzeczy. Ale ludzie zachowują się jak chorągiewki na wietrze, więc nie będę zwracał na to uwagi. Po jednym słabszym secie czy meczu idą z opinią raz w jedną, raz w drugą stronę. My po prostu robimy swoją robotę – mówił Śliwka.
Mentalność zwycięzców?
Z kolei Bartosz Kurek podkreślał niesamowitą siłę mentalną zespołu w którym ma zaszczyt nosić opaskę kapitana: – Nie mieliśmy momentu zwątpienia, nawet kiedy Brazylijczycy byli z przodu. A w takich chwilach bardzo łatwo spuścić głowę, poddać się i nie walczyć. My walczyliśmy do samego końca. Jestem dumny z tych chłopaków, bo wykonali kawał potężnej roboty.
Bywały momenty w meczu, w których Leal, Wallace czy Ricardo Lucarelli potrafili naprawdę nieprzyjemnie zaatakować nasz zespół. Jednak Polakom często zdarzało się mądrze podpuścić zawodników z Brazylii, przez co ci czasami gubili się w koncepcji: – Tak trzeba grać z wielkimi zawodnikami. Oni mają wszystko w ataku i potrafią wykorzystać każdą niedokładność. Po coś przygotowujemy się do tych meczów i robimy odprawę taktyczną, by wiedzieć jak rywale zachowują się w kluczowych momentach.
W kwestii podejścia mentalnego Biało-Czerwonych w trakcie spotkania, pozostali siatkarze wtórowali słowom Kurka. Jakub Kochanowski: – Bardzo trudno podnieść się tak jak my to zrobiliśmy, kiedy straciliśmy przewagę w tie-breaku. Rzadko kiedy zespołom się to udaje, przewaga mentalna jest wtedy po stronie zespołu, który gonił. Myślę, że to będzie świetna lekcja na jutrzejszy mecz.
– Myślę, że nikt nie zwątpił nawet na chwilę. Wiedzieliśmy, że dobrze gramy i jesteśmy w stanie to wygrać. Formuła tego turnieju bardzo sprzyja sytuacji, w której się znaleźliśmy. Nie graliśmy tak dużo meczów jak w poprzednich mistrzostwach, mieliśmy sporo przerw na odpoczynek. Tak że myślę, że będziemy gotowi – mówił środkowy reprezentacji Polski.
Kamil Semeniuk podkreślił z kolei, jak bardzo takie mecze mogą budują drużynę: – Te dwa spotkania które zagraliśmy – z Amerykanami oraz Brazylią – dają dużo jeżeli chodzi o mental. Wiemy, że w danym spotkaniu możemy znaleźć się w różnych sytuacjach i mamy przykład, że potrafimy wyjść z opresji.
– Emocje były wysokie, ale najważniejsze że wygraliśmy i jesteśmy w finale mistrzostw świata. Może już w swojej przygodzie z siatkówką przeżywałem podobne, jednak wygrać spotkanie półfinałowe z wielką Brazylią w stolicy polskiej siatkówki, to coś innego. Staraliśmy się opanować nerwy z początku spotkania. W piątej partii kibice chcieli, żebyśmy dali z siebie maksimum możliwości, więc próbowaliśmy się skoncentrować. Nie szarżować, ale grać naszą polską, skuteczną siatkówkę. Ona na końcu zaowocowała – mówił popularny „Semen”, który został również zapytany o to, w jaki sposób rywalizacja w zespole wpływa na jego funkcjonowanie.
– To bardzo fajne, że nie mamy tylko gołej szóstki, ale jest drużyna, cała czternastka. Każdy z nas stara się być pod prądem, bo chociażby w poprzednim spotkaniu z Amerykanami było sporo rotacji i ja sam wchodziłem dopiero w piątej partii. To spora zaleta naszej drużyny, że każdy dokłada cegiełkę do tego sukcesu – odpowiedział nowy nabytek Perugii.
Z kolei Marcin Janusz, zapytany przez dziennikarza ze Słowenii o to, co wyróżnia polski zespół, odpowiedział: – To, że walczymy do końca. Pokazaliśmy to zarówno dziś, jak i w meczu ze Stanami Zjednoczonymi. Mieliśmy w tych spotkaniach nasze słabsze momenty, ale to normalne w siatkówce. Nie możesz grać na najwyższym poziomie przez cały mecz.
Już w ojczystym języku, Janusz dopowiedział: – Te gorsze momenty wynikały nie z powodu naszej gry, ale przez to co Brazylijczycy wyczyniali w obronie czy na kontrze.
Nie ważne z kim – kibice pomogą
W katowickim Spodku jak zwykle nie zawiedli fani, którzy rozkręcali się z każdym kolejnym setem. Całego tie-breaka kibice oglądali już na stojąco.
– Atmosfera w hali była niesamowita. Poza Polską nigdzie takiej nie uświadczyłem. Publiczność zawsze zdejmuje z nas presję. Starają się zdeprymować siatkarzy rywali, to bardzo pomocne – chwalił polskich fanów Jakub Kochanowski.
Kurek: – W tie-breaku kibice weszli na jeszcze wyższy poziom, co jeszcze bardziej pchało nas do zwycięstwa. Mam nadzieję, że w niedzielę też damy im powody do radości.
Marcin Janusz: – Przegrywaliśmy, traciliśmy przewagi, ale to, że gramy przed własną publicznością, że oni nas niosą nie tylko w dobrych momentach, kiedy nam idzie, ale również w tych słabszych, kiedy wynik nam ucieka… Jesteśmy w domu i ogromna w tym rola kibiców, że zaszliśmy tak daleko. A może jeszcze wygramy.
Siatkarze udzielali wywiadów podczas drugiego meczu półfinałowego, w którym Włochy pokonały Słowenię 3:0. Oczywiście wtedy wynik meczu nie był znany, stąd Polacy pytani o to, z którym zespołem woleliby zagrać, odpowiadali bardzo dyplomatycznie.
Janusz: – Oba zespoły są świetne. Prawdę powiedziawszy, nie oglądałem meczów innych grup, więc nie wiem, w jakiej dokładnie znajdują się dyspozycji. Ale skoro awansowały do półfinałów mistrzostw świata to jestem pewien, że grają dobrą siatkówkę. Mamy jakość by zwyciężyć, ale oczekujemy też twardej gry.
Kamil Semeniuk odpowiedział natomiast, że Polacy przede wszystkim muszą skoncentrować się na sobie samych: – Nie mam faworyta jeżeli chodzi o to, z kim bym chciał grać. Dla mnie to naprawdę bez znaczenia, bo jeżeli się skupimy i zagramy naszą dobrą siatkówkę, to przy tej publiczności nie będzie na nas mocnych.
– Finał to nie jest mecz, na który przygotujesz się w ciągu jednej nocy. Jeżeli jesteś na najwyższym poziomie – a my jesteśmy – to musisz być od dawna na niego gotowy. Jesteśmy gotowi na mecz, teraz pozostaje go zagrać – zauważył Jakub Kochanowski
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Na tym etapie rozgrywek, przed najważniejszym meczem sezonu, Polakom nie pozostaje nic innego jak tylko zregenerować się po ciężkim spotkaniu: – Teraz trzeba wyczyścić głowy. Żaden z nas nie przyjechał tu z przeświadczeniem, że awans do finału to coś, na czym chcemy się zatrzymać. Jesteśmy w finale nie po to żeby go zagrać, tylko żeby go wygrać – powiedział Kochanowski.
Z kolei Janusz twierdzi: – Każdy zawodnik ma swój sposób na to, by przygotować się do meczu. Oczywiście, będzie ciążyła na nas duża presja, ale to tak jak w każdym poprzednim spotkaniu, które już graliśmy. Najważniejsze to potrafić się od tego odciąć i skupić wyłącznie na siatkówce.
Bartosz Kurek zapowiada: – Wystarczy nam siły. Jesteśmy teraz na takiej fali, że moglibyśmy grać codziennie przez miesiąc. Jesteśmy dobrze przygotowani i widać, że wytrzymujemy turniej fizycznie oraz mentalnie.
Kiedy kapitana zapytano o to, czy wie, ile drużyn w historii trzy razy z rzędu zdobyło złoto, odpowiedział krótko: – Nie interesuje mnie to, może pogadamy o tym jutro.
Grbić: Przyznaję, że mamy trochę szczęścia na tym turnieju
Obszernych i wyczerpujących odpowiedzi na temat meczu z Brazylią udzielał Nikola Grbić. Choć tradycyjnie nie brakowało w nich dygresji i bardziej ogólnych wniosków na temat reprezentacji Polski i turnieju.
O pierwszym secie z Brazylią serbski szkoleniowiec mówił: – Prawdę powiedziawszy, nie byłem przestraszony ich grą, jednak patrzyłem na nich i myślałem „wow, oni tak potrafią grać?”. Byli naprawdę twardym przeciwnikiem. Ale kiedy oglądasz taki popis, a później widzisz język ciała, który jest bardzo ważny, to w ich oczach widać było, że są pewni siebie. To zmieniło się w kolejnych setach, gdzie mieliśmy dobry serwis.
Po tym jak Polacy w świetnym stylu doprowadzili do prowadzenia 2:1 w setach wydawało się, że następna partia również padnie ich łupem.
– Kiedy grasz z najlepszymi zespołami, jak USA, Francja czy Brazylia i stawiasz je pod ścianą, w odpowiedzi zaczynają grać najlepszą siatkówkę. Powiedziałem chłopakom przed meczem „Nie wiem kiedy, ale wiem że Bruno powróci do gry. Może to być w drugim secie, może później, ale wróci bo jest jednym z najlepszych rozgrywających w historii siatkówki”. Uważałem tak, bo Bruno był setki razy w takich sytuacjach. Jego wejście nieco zmieniło układ kart na stole – uważa Grbić.
Selekcjoner chwalił poszczególnych zawodników, ale szukając atutów dzisiejszego meczu, wolał się skupić bardziej na całej drużynie, niż indywidualnościach. Która cecha w siatkarzach Polski robi na Serbie największe wrażenie?
– Skupienie – odpowiedział Grbić. – To dla nich bardzo charakterystyczne. Jestem dumny z tych chłopaków, bo są zdolni skupić się na tyle, by powrócić do meczu. Tak było w Lidze Narodów z Iranem, w poprzednim meczu z USA i teraz z Brazylią. Jestem pod wrażeniem tego, jak w decydujących momentach spotkania potrafią radzić sobie z presją. Wykazują się cierpliwością kiedy trzeba, ale w odpowiednich momentach pokazują też agresję. Tak jak Aleksander Śliwka, kiedy musiał skończyć piłkę na 14:12 dla nas. Pokazał, że jest stworzony do takich spotkań, jestem bardzo zadowolony z jego występu – zresztą nie tylko jego. Niezależnie od wyniku jutrzejszego finału mogę powiedzieć, że Polska znalazła wartościowych następców wielkich siatkarzy, którzy wcześniej grali w tej kadrze.
Selekcjoner Biało-Czerwonych został też zapytany o sytuację z końcówki pierwszego seta. Wówczas Aleksander Śliwka udanie zaatakował na 24:24, ale wcześniej wpadł w siatkę i tak Polacy przegrali tę partię.
– Musisz zaakceptować takie rzeczy. Pamiętam, że podobna sytuacja miała miejsce w meczu z USA, kiedy Matt Anderson zaatakował z drugiej linii, ale zanim piłka spadła, on wpadł w naszą połowę. Czasami milimetry decydują o tym, kto będzie zwycięzcą – przypomnijcie sobie atak Lucarellego, który sprawdzaliśmy. Gdyby piłka wpadła, być może byłbym wtedy uważany za złego trenera? – żartował w swoim stylu Grbić. – Ale czasem potrzebujesz szczęścia. Przyznaję, że mamy go trochę na tym turnieju, bo w poprzednim meczu Micah Christenson grał z kontuzją, teraz Lucarelli musiał zejść z powodu urazu.
Zapytany o to, jak przygotuje zespół pod konkretnego rywala, odpowiedział: – To zależy od tego, z kim grasz i jaka jest charakterystyka tego zespołu. Ale my musimy zająć się sobą i grać najlepszą siatkówkę, jaką tylko potrafimy. W końcu zagramy w finale mistrzostw świata. Rywal nie ma znaczenia. Podejście jest niesamowicie ważne. To umiejętność odcięcia się od wszystkiego i myślenie o następnym punkcie, następnym secie, jest kluczem do sukcesu.
Selekcjoner mówił również o swojej koncepcji budowy zespołu, której zarzucano brak elastyczności: – Zawsze zmierzałem w tym samym kierunku. Jeżeli wierzysz w to, co przekazujesz, wtedy możesz zobaczyć efekty. Byłem pewien wielu rzeczy w tej kadrze i koniec końców to wszystko zaczęło się spłacać. Musimy pozostać na obranej ścieżce.
– Oczywiście, że odczuwam ogromną satysfakcję z tego, że postawiłem na tych zawodników i to się opłaciło, ale wciąż pozostaje nam jeden mecz do rozegrania – powiedział Grbić.
Fot. Newspix
Czytaj także: