Nie ma dobrych momentów na czerwone kartki, ale są wyjątkowo złe. Dla Rafała Wolskiego takim jest z pewnością drugi występ po ujawnieniu prowadzenia przez niego samochodu pod mocnym wpływem alkoholu (przypomnijmy: 1.7 promila). Człowiek mający przynajmniej trochę rozsądku stara się w takiej sytuacji nie dawać kolejnych powodów do krytyki, by jak najszybciej uspokoić atmosferę i przypomnieć o swoich dobrych stronach.
Dziś początkowo wydawało się, że pomocnik Wisły Płock właśnie to zamierza zrobić i nadal pod względem piłkarskim będzie wartością dodaną dla swojej drużyny. Wolski rozgrywał niezły mecz i miał na koncie asystę – jego płaskie dogranie w pole karne wykorzystał nieobstawiony Davo.
Wisła Płock – Górnik Zabrze 1:1. Rafał Wolski nie trzymał nerwów na wodzy
Wszystko to zaprzepaścił w 59. minucie, z premedytacją depcząc Erika Janżę. Powtórki nie pozostawiają wątpliwości: mógł kontrolować to, gdzie stawia stopę, ewidentna złośliwość. Inna sprawa, że jakaś kara należała się też Janży, który prowokował rywala i już upadając niby bezwolnie wyciągał nogi w jego kierunku, by “przypadkiem” móc go trafić. Sędzia Daniel Stefański i jego współpracownicy kompletnie ten aspekt całego zajścia pominęli.
…#WPŁGÓR pic.twitter.com/1lwsy9w6sf
— Dawcioo (@DDawcioo) September 5, 2022
Jakby mało było złego z perspektywy wiślackiej, zaraz potem Górnik zupełnie bez ostrzeżenia wyrównał. Robertowi Dadokowi wyszło piękne uderzenie z pozycji, z której raczej się dośrodkowuje. Patrząc na jego zachowanie przed kopnięciem piłki, jesteśmy skłonni uwierzyć, że tak chciał. Już przed przerwą szukał szczęścia w nieoczywistej sytuacji i wtedy Bartłomieja Gradeckiego uratowała poprzeczka.
Bramkarz Wisły niby niewiele mógł zrobić po strzale Dadoka, ale jeśli w drugim meczu z rzędu puszcza gola z kategorii centrostrzałów, to coś jest nie tak. Wygrzewający ławkę Krzysztof Kamiński chyba coraz mocniej przebiera nogami, żeby wrócić do składu.
Słaby debiut Japończyka
Kibice Górnika musieli być mocno rozczarowani postawą zespołu po trafieniu na 1:1. Kolejnych sytuacji goście w zasadzie nie mieli. Bardzo słabe zmiany dali Piotr Krawczyk i debiutujący Kanji Okunuki. Pomocnik z Kraju Kwitnącej Wiśni piłkarsko niczym się nie wyróżnił, za to aż pięć razy faulował i często wikłał się w mało sensowne starcia.
Bartosch Gaul ma aktualnie duży problem z jakością ofensywy. Zawodnicy z wyjściowego składu, poza Dadokiem, również zawiedli. Dani Pacheco jako “dziewiątka” czuł się źle, ale i tak byśmy Hiszpana w przerwie nie zdejmowali, tylko przesunęli go na skrzydło w miejsce Mateusza Cholewiaka, którego Ekstraklasa coraz bardziej obnaża. Nie da się w niej mocniej zaistnieć, jeżeli umie się tylko szybko biegać.
Całościowo, mimo gry w osłabieniu przez pół godziny, to bardziej Wisła Płock może czuć niedosyt z powodu braku zwycięstwa, bo sytuacji stworzyła sobie więcej. Górnik do przerwy nieźle stosował wysoki pressing – gospodarze potrzebowali 20-25 minut, żeby się z niego otrząsnąć – ale poza strzałami Dadoka niczego ciekawszego sobie nie wypracował. Za to podopieczni Pavola Stano mogli zdobyć więcej bramek. Davo nie skorzystał najpierw z dobrego podania Łukasza Sekulskiego (za lekki strzał), a później z błędu Aleksandra Paluszka (strzał niecelny). Kristian Vallo z kolei po przedryblowaniu Richarda Jensena uderzył tak, że piłkę wybił Paluszek. A już grając 10 na 11 Wisła mogła mieć decydującą akcję po następnym błędzie Jensena, ale z rajdu Milana Kvocery nie skorzystał Marko Kolar. Jensen wcześniej mógł jeszcze zaliczyć “asystę”, gdy za lekko zgrywał piłkę głową do Kevina Brolla i przejął ją Sekulski. Widać jednak, że napastnik płocczan nie znajduje się w najwyższej formie, prezent od Fina został zmarnowany złym przyjęciem.
Wisła raczej nie uspokoiła kibiców po porażce w Łodzi z Widzewem. Mimo to pozostaje liderem tabeli. Górnik ma siły do biegania i pomysł na grę, ale na niektórych pozycjach zwyczajnie brakuje mu jakości.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. FotoPyK