W środę podczas posiedzenia zarządu PZPN przedstawiciele Kolegium Sędziów PZPN zaprezentowali główne założenia budowy Centrum VAR. Dyskutowano też na temat plusów takiego rozwiązania. Dowiedzieliśmy się, że najwcześniej wozy VAR mogłyby pójść w odstawkę od początku sezonu 2023/24.

O tym, że PZPN rozważa wybudowanie Centrum VAR pisaliśmy już 11 sierpnia. Wtedy to była koncepcja, nad którą dyskutowano. Teraz główne założenia takiego rozwiązania zostały zaprezentowane na ostatnim posiedzeniu zarządu PZPN. Najważniejsze osoby polskiej piłki bardzo optymistycznie patrzą na cały temat. Zlecono dalsze analizy i przede wszystkim wyliczenie kosztów takiej inwestycji, żeby szacunki były znane na następne posiedzenie zarządu.
Centrum VAR: Dwie rozważane lokalizacje
Przypomnijmy o co dokładnie chodzi. Sędziowie Ekstraklasy od dawna sygnalizowali, że są przemęczeni ciągłymi rozjazdami. Dziś w jednej kolejce wielu arbitrów (w tym również sędziowie asystenci) prowadzi jeden mecz na boisku, w drugim pełnią rolę asystentów VAR, a dodatkowo jeszcze robią tzw. „obserwacje telewizyjne” sędziów z niższych lig. Jest to również związane z męczącymi dojazdami. Zdarza się, że jednego dnia trójka sędziowska jest Szczecinie czy Gdańsku, a następnego dnia przynajmniej dwójka z nich musi pełnić rolę AVAR na Górnym Śląsku czy w Mielcu. Takie dojazdy wpływają na znużenie i zmęczenie sędziów, a to może mieć przełożenie na dyspozycję i decyzyjność arbitrów.
Centrum VAR miałoby ograniczyć czas przejazdów, bo miałoby powstać w takim miejscu, że w zasadzie z każdego miasta w naszym kraju byłaby podobna odległość. Rozważane lokalizacje to Warszawa i Łódź.
Podobny centralny VAR funkcjonuje już w takich krajach jak:
- Niemcy
- Anglia
- Włochy
- Hiszpania
- Francja
- Holandia
- Portugalia
- Turcja
- Austria
- Szwajcaria
Z takiego rozwiązania korzystają więc w topowych europejskich ligach.
Zdarzały się uszkodzenia monitorów
Generalnie wygląda to tak, że sygnał ze wszystkich kamer na stadionie jest ciągle wysyłany do Centrum VAR specjalnymi łączami satelitarnymi i światłowodami. Grupa sędziów AVAR pracuje razem w jednym miejscu i ma ciągły kontakt z arbitrami na boisku. Dziś w Ekstraklasie funkcjonuje to podobnie, ale łączność jest utrzymywana z wozem VAR, znajdującym się tuż przy stadionie. Samochód z pomieszczeniem do wideoweryfikacji musi dojechać na miejsce. Ustaliliśmy, że w trakcie przejazdów wozów VAR zdarzały się różne sytuacje losowe, które wpływały na komfort pracy asystentów VAR. Sędziowie musieli zmagać się z awariami monitorów, problemami z jakością sygnału telewizyjnego. Raz trzeba było nawet wymienić wóz, którego sprzęt uległ uszkodzeniu.
Obsługa dziewięciu meczów jednocześnie
Przy budowie i korzystaniu z Centrum VAR będzie można ograniczyć wypadki losowe. Jakość obrazu ma w nim być możliwe najwyższa (włącznie z 4K). Awarie maja być usuwane na bieżąco, przez przebywających na miejscu techników. Poza tym liczba stanowisk do obsługi meczów ma być tak liczna, że spokojnie jednocześnie będzie można obsługiwać dziewięć spotkań, co jest ważne w kontekście multiligi, kiedy wszystkie spotkania odbywają się o tej samej porze.
Podczas posiedzenia zarządu przedstawiciele Kolegium Sędziów PZPN wymienili największe zalety budowy Centrum VAR:
- odciążenie arbitrów podróżami i zwiększenie możliwości obsadowych
- obsługa większej liczby meczów niż jeden przez asystentów VAR w jednej kolejce
- stworzenie grupy sędziów, którzy byliby specjalistami głównie od VAR
- Centrum VAR mogłoby pełnić również rolę centrum szkoleniowego dla arbitrów (obecnie takiego nie ma)
- ograniczenie ryzyka uszkodzeń sprzętu w transporcie
Koszt: kilka milionów złotych
Największą niewiadomą są na razie szacunkowe koszty inwestycji. Na razie nie zostały one przedstawione członkom zarządu. Mówi się, że będzie to kilka milionów złotych, ale w dłuższej perspektywie zwróciłoby się to, bo nie trzeba byłoby płacić za leasing wozów VAR i odpadłyby koszty transportu samochodów na stadion.
Mówi się, że Centrum VAR przy „przychylnych wiatrach” i decyzjach mogłoby zostać otwarte na początku przyszłego sezonu. Początkowo mieliby z niego korzystać tylko sędziowie Ekstraklasy, ale nie jest wykluczone, że w przyszłości pomagałoby również podczas meczów 1. ligi.
MACIEJ WĄSOWSKI
WIĘCEJ O SĘDZIOWANIU:
- PZPN rozważa zbudowanie Centrum VAR w Warszawie. Wozy VAR pójdą w odstawkę?
- Obsada sędziowska 8. kolejki Ekstraklasy i 9. kolejki I ligi
- Jakubik i Przybył odsunięci od prowadzenia spotkań 5. kolejki Ekstraklasy
- Kolejny błąd sędziego w meczu Warty Poznań
Graf. źródła własne
Cały ten VAR tylko psuje sport. Liga była dużo lepsza bez tego ustrojstwa.
-Wdając się z tobą w dyskusję, zniżyłbym się do twojego durnego poziomu. Ponad 12 lat temu, Kołtoń spłodził tekst na ten temat, link poniżej. Tak wyglądał futbol sprzed epoki VAR, czyli ruletka zależna od widzimisię sędziego. Owszem, również za czasów VAR zdarzają się błędy, ale jest ich znikoma ilość w porównaniu z tym co było wcześniej.
http://bityl.pl/WYMLO
Skrócony link nie przechodzi więc wrzucam jeszcze raz.
https://tiny.pl/wmnds
Idea dobra, ale znając życie, w tym centrum będzie zainstalowany czerwony (barwa nieprzypadkowa) telefon dzwoniący w razie potrzeby z ulicy Kloacznej (pardon Łazienkowskiej).
we wronkach dawno zainstalowany
Pomnik Barbera w Poznaniu juz stoi czy dalej drobne wyławiacie z fontanny kozi ćwoku?
No wiadomo, ze kolor nieprzypadkowy bo to barwy Amiki. I pewnie sam Fryzjer bedzie dzwonil z Poznania.
Wielki co ? Hahaha. Legia liderem
Herr Lukas, przeloguj.
Propos varu, przynajmniej w PL to wam powiem że niedobrze mi się robi jak jest używany. W 8 sekund od zdarzenia które jest sprawdzane realizator zdąży nam, telewidzom pokazać daną sytuację z 12 różnych kamer, w normalnym tempie i zwolnionym. Jako widzowie już wszystko wiemy, natomiast sędzia przez 3 minuty pokazuje że nasłuchuje co mu tam varowcy mówią, później podbiega do monitora i zaczynają się jajca. Te niemoty varowskie próbując mu pokazać to zdarzenie najpierw odwijają na zwolnionym tempie caaały mecz, potem jak już dojdą do sytuacji którą chcą pokazać to ZAWSZE, KURWA ZAWSZE nagle im się przyspiesza do prędkości światła, na dodatek z ujęcia z którego najmniej widać. Potem znowu poowoooli odwijają w możliwie najmniejszym tempie, by – jak już dojdą do pożądanego momentu ZNOWU KURWA przewinąć powtórkę na przyspieszeniu. I tak mamy 5 minutowy pokaz nieudolności w obsłudze przycisku play. Już nie mówiąc o tym że pokazanie danego zdarzenia z kilku różnych ujęć z których najlepiej widać jest już absolutnie poza ich zasięgiem technicznym.
Nie rozumiem po chuj tam dwóch sędziów siedzi, zamiast wywalić jednego i w to miejsce wziąć realizatora z TV który to wszystko ogarnie w 8 sekund pokazując idealnie wszystkie możliwe powtórki.
VAR w pigułce 😀 Zresztą nie tylko polski.
Do tego linie spalonego rysowane z dupy pod kątem, dowolną interpretacja ręki w polu karnym i mamy cyrk na kółkach.
Technologia z założenia- dobra, ale totalnie niedopracowana przez te kilka lat od kiedy funkcjonuje.
przecież w wozie siedzi techniczny koleś ktory im to ogarnia
bardzo dobry pomysł
Każdy pomysł na wydawanie nieswoich pieniędzy jest bardzo dobry. Pieniądze będą w ruchu i trafią w prywatne ręce.
Gdzie jest powiedziane, że sędziowie VAR muszą obowiązkowo następnego dnia sędziować mecz na boisku. Za ogarnianie VARu powinni być odpowiedzialni ludzie spoza grona czynnych sędziów. Osoby posiadające umiejętności techniczne oraz dodatkowo znające przepisy gry. Test Coopera nie wymagany. Może warto oddać ten tort młodym ambitnym sędziom jeżdżącym po jakichś wigwizdowach, bez koneksji w okręgowych Związkach, bez szans na awans do 1. Ligi czy Ekstraklasy?
tylko Varszawa!
Szkoda że dalej nikt nie rozpatrzy jednego aspektu – obecnie sędziowanie Ekstraklasy i 1. Ligi to bardzo ekskluzywny przywilej. Rozmawiałem ostatnio z znajomym sędzią 3 ligi, który przyznał że dla zwykłego arbitra który nie ma „pleców” maksymalny poziom który jest w stanie osiągnąć to 3 liga. Powyżej tego poziomu zaczyna się kolesiostwo, liczą się „plecy” w Kolegium Sędziów danego okręgu/podokręgu.
Wprowadźmy więcej młodych arbitrów na wyższe poziomy, dzięki czemu biedny Szymonek Marciniak czy Tomasz „nie nadążam za akcją” Musiał nie będą musieli zarywać nocek dla popatrzenia w telewizzorek przez 90 minut.. 😉
Jeśli VAR ma istnieć to lepiej żeby był właśnie w formie takiego centrum. Sędziowie VAR powinni być zatrudnieni tylko przy VARze: VARowcy osobno i sędziowie boiskowi osobno. Przecież taki „specjalista od powtórek” może być – bez urazy – inwalidą na wózku, ważne żeby znał przepisy i umiał wyłapać błędy.
Z drugiej strony VAR działa źle i to nie dlatego, że sędziowie jeżdżą i są zmęczeni tylko swoim działaniem zakłócają przebieg meczu. Sprawdzanie spalonego przez 5 minut? To chore, VAR miał wyłapywać ewidentne błędy. Powinien być limit czasu na podjęcie decyzji, np. 1 minuta. Jeśli po tym czasie sędzia nie jest pewien to utrzymana jest pierwsza decyzja.
Poza tym VAR niestety obniża jakość sędziowania, bo zawsze można decyzję cofnąć. Taki Musiał bez VARu po dwóch skopanych meczach wyleciałby z hukiem. A teraz? Mylił się, ale VAR poprawił, nic się nie stało – owszem, stało się. VAR ma wspomagać sędziego na boisku a nie go zastępować
System oceniania sędziów jest taki, że zmiana decyzji po weryfikacji i tak jest oceniana jako błąd.
Za miesiac Wlodar na meczykach napisze to samo dodajac „mega newsie”, jak wczoraj mowiac o takim pomysle, o ktorym juz kazdy wiedzial dawno dzieki wam.
Niech zgadnę! Centrala VAR będzie znajdować się w Warszawie? Innymi słowy – jakoś mam dziwne przeczucie, że legiunia będzie zdobywała mistrza za mistrzem…
To czy Centrum VAR okaże się klapą czy sukcesem jest wciąż sprawą otwartą. Pewne jest to, że będzie pite.
Nigdy nie mogłem zrozumieć po co wozy war jadą na mecz skoro sędziowie i tak siedzą przed monitorem. Lepszy sygnal jest jak samochód stoi bliżej linii boiska? Kurwa mac. Może Orlen leje im paliwo w ramach reklamy i muszą je wyjeździć?
Gadają na walkie-talkie i z daleka nie działa.
Centrum VAR powinno powstać na al. Unii Lubelskiej. W Łodzi tylko ŁKS!
No, widać było w tym tygodniu na meczu ze Stalą Mielec. 2828 osób. Chyba czas na dobudowanie jeszcze jednego piętra trybun…
CENTRUM VAR IM. RYSZARDA FORBRICHA
Bardzo ładna nazwa ? Kto za?
Jednym z najcięższych zarzutów stawianych polskiej demokracji po roku 1989, był zarzut kreowania przez służby specjalne wydarzeń politycznych.
Minione lata to potwierdzają poprzez wypowiedzi osób posiadających niewątpliwie wiedzę w tym temacie, oraz poprzez publikacje i wypowiedzi niektórych dziennikarzy zajmującymi się tzw. śledztwami dziennikarskimi.
Kreatywność służb w sferze medialnej opisywał Aleksander Ścios.
Ja natomiast chciałbym dodać parę rzeczy, o których Ścios nie pisał, lub też pisał inaczej.
Patrząc dziś, z perspektywy czasu, wypadałoby przyjrzeć się „formowaniu” kręgosłupa III RP.
Kapitalne znaczenie ma tutaj postać Adama Michnika, jedynego praktycznie „przedstawiciela” społeczeństwa w mediach w latach przełomu.
Gazeta Wyborcza, tak samo jak później kantory Gawronika, była jedyną, dopuszczoną do udziału w życiu medialnym gazetą codzienną o nastawieniu opozycyjnym w stosunku do rządzących jeszcze niedawno samodzielnie komunistów.
Pismo Michnika nie mogło powstać ot tak sobie. Nie wdając się szczegółowo w genezę jego powstania, należy przyjąć, że powstanie GW nie byłoby możliwe bez zgody ekipy Jaruzelskiego.
Pewnym jest też, że nie działało bez jakichkolwiek uwarunkowań, tzn. bezwarunkowo.
Gazeta od samego początku miała za zadanie „lansowanie” ustaleń Okrągłego Stołu, oraz pacyfikowanie poglądów odmiennych, wyrażanych przez część opozycji.
Związki Michnika z komunistyczną władzą i służbami specjalnymi nie podlegają dyskusji.
Świadczy o tym chociażby jego udział w „komisji”, która odwiedziła archiwa Służby Bezpieczeństwa.
Pierwszym artykułem Michnika, kształtującym kręgosłup III RP, był artykuł z 3 lipca 1989, „Wasz prezydent, nasz premier”.
Michnik pisał:
„(…), Czym jest Polska postrzegana z Moskwy? Wielkim i ważnym laboratorium procesu przechodzenia od systemu totalitarnego do demokracji parlamentarnej. Nasza porażka lub sukces wzmocni lub przekreśli tendencje powrotu do stalinizmu w Moskwie. W jaki sposób może ruch demokratyczny zwyciężyć stalinowską dyktaturę bez rewolucji i przemocy? Twierdzę, że tylko poprzez sojusz demokratycznej opozycji z reformatorskim skrzydłem obozu władzy. Polska stoi w obliczu takiej możliwości. (…) Polsce potrzebny jest teraz silny i wiarygodny układ władzy. (…) Dlatego twierdzę: roztrząsanie osobistych przewag generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka jest drogą fałszywą.
Potrzebny jest układ nowy, możliwy do zaaprobowania przez wszystkie siły polityczne. Nowy, ale gwarantujący kontynuację. Takim układem może być porozumienie, na mocy, którego na prezydenta zostanie wybrany kandydat z PZPR, a teka premiera i misja sformowania rządu powierzona kandydatowi „Solidarności”.
W tekście Michnika pojawia się też fragment poświęcony L. Wałęsie. Ten fragment jest znaczący biorąc pod uwagę kolejne wydarzenia polityczne w III RP.
„(…) Krajowi grożą społeczne wybuchy i niepokoje. Miażdżące zwycięstwo Solidarności w wyborach dowodzi, że Polacy opowiadają się za zasadniczą zmianą. Ten sam sens mają pojawiające się głosy na temat ewentualnej kandydatury Lecha Wałęsy do urzędu prezydenta. Cóż odpowiada na to przewodniczący Solidarności? Przypomina realia sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej. Przypomina o sąsiadach Polski ze wschodu, zachodu i południa; przypomina o dysponentach aparatu przemocy (MSW, MON) w Polsce (…)”.
Michnik sugeruje, więc, że Wałęsa świadomie nie chce zostać prezydentem III RP. Sam Wałęsa musiał dobrze orientować się w temacie, gdyż w zasadzie nie oponował. Myślę jednak, że Wałęsa był wtedy jeszcze stosunkowo naiwny i pewny swoich nowych towarzyszy, tak ze strony Michnikowców, jak i ze strony starej władzy. Ufał, że ten układ zaproponowany przez Michnika, daje mu osobiście gwarancje bezpieczeństwa.
Myślę, że otrzymał odpowiednie gwarancje Michnika, który wystąpił prawdopodobnie, jako pośrednik Służb.
Tekst Michnika okazał się „szokiem” dla większości elit solidarnościowych. Koncepcja ogłoszona drukiem przez Michnika została sceptycznie oceniona m. Inn. Przez Jana Nowaka – Jeziorańskiego, Tadeusza Mazowieckiego, A. Stelmachowskiego, Kuronia, Onyszkiewicza i wielu innych.
Onyszkiewicz mówił: „Myślę o tej koncepcji źle”, a Kuroń: „rząd solidarnościowy jest możliwy tylko wtedy, jeśli duża część koalicji uzna, że powołanie go leży w jej interesie. Taka jest logika porozumień okrągłego Stołu, której łamać nam nie wolno”.
Dziwnym trafem komuniści wcale nie kontestowali w ten sam sposób „propozycji” Michnika.
Zbliżały się wybory prezydenckie 1990 roku.
Przyjaźń Michnika i Wałęsy zaczynała trzeszczeć w posadach. Wałęsa dowiedział się, że Michnik oraz znaczna część elity solidarnościowej nie poprze jego kandydatury w wyborach. W pierwszym odruchu Wałęsa odebrał GW logo Solidarności. Doszło też chyba do niego, że na dotychczasowych przyjaciół nie może liczyć. Został postawiony przed wyborem: marginalizacja na scenie politycznej lub walka o prezydenturę, czyli ucieczka do przodu. Wałęsa musiał, więc na własną rękę zadbać o przeciągnięcie Służb na swoją stronę. Doskonale wiedział o istnieniu kwitów na jego temat.
To, że po wygranych wyborach obiecał funkcjonariuszom nietykalność, nie ulega wątpliwości w świetle przyszłych jego ruchów kadrowych w Kancelarii Prezydenta.
Myślę jednak, że Wałęsie dopisało szczęście. W pierwszej turze wyborów odpadł Mazowiecki.
Można dziś już tylko gdybać, czy gdyby w II turze znalazł się Wałęsa i Mazowiecki, to czy służby nie wyciągnęłyby kwitów na Wałęsę. Ciekawe, jakie media by to opublikowały?
Stało się jednak inaczej. Wszystkie siły skupiły się na kandydacie Tymińskim. Tuż przed ciszą wyborczą TVP opublikowała reportaż kompromitujący Tymińskiego. W materiale znalazły się bezdyskusyjnie materiały pochodzące od Służb Specjalnych. Agnieszka Kublik z GW przeprowadziła przed drugą turą (grudzień 1990) wywiad z Tymińskim, w którym sprytnie wychwyciła fobie kandydata oraz obnażyła go w iście mistrzowskim stylu.
Wybory wygrał Lech Wałęsa.
Kolejną, wielką i ewidentną prowokacją, w której udział wzięły Służby, była prowokacja wymierzona w braci Kaczyńskich i ich partię, przed wyborami parlamentarnymi 1991 roku.
TVP wyemitowała film „Dramat w trzech aktach”. Film został pokazany tuż przed rozpoczęciem oficjalnej kampanii wyborczej, tak, aby nie było możliwości odwołania się w trybie wyborczym.
Następną prowokacją w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego, było opublikowanie w tygodniku „NIE” rzekomej „lojalki”, którą tenże miałby podpisać w 1981 roku.
Udowodniono, że owa lojalka była spreparowana już po roku 1989 przez służby. Nie dotarto jednak do autora prowokacji w UOP, nie udowodniono, czy ówczesny szef służb Milczanowski o tym wiedział.
W tym momencie nie sposób nie wspomnieć o „Zespole Inspekcyjno-Operacyjnym” dowodzonym przez Jana Lesiaka.
Lesiak, były oficer SB Departamentu III i zajmował się rozpracowywaniem opozycji antysocjalistycznej.
Pomimo negatywnej weryfikacji na początku lat dziewięćdziesiątych, trafił jednak do UOP za rekomendacją i poręczeniem Jacka Kuronia.
Lesiak mówi: „Początkowo byliśmy w wydziale ogólnym. Mieliśmy się zajmować logistyką w gabinecie szefa. W wolnych chwilach zaczęliśmy prowadzić czynności operacyjne”.
Na pytanie: (…) w wolnych chwilach bez upoważnienia? Lesiak odpowiedział:
„To były inne czasy. Instytucja powstawała. W pierwszych miesiącach nie było instrukcji. Nie było zarządzeń”.
Antoni Macierewicz mówił: „Scenariusz działań był prosty: wprowadza się agenturę (…) do prasy i do partii. Agentura w mediach tworzy tzw. fakt prasowy, który następnie agentura w partii ma wykorzystać do rozłamu w partii”.
Mówi Piotr Gajdziński: „W1994 roku jeden z dużych tygodników zlecił mnie oraz swojemu korespondentowi napisanie tekstu o pewnym przedsiębiorcy z Poznania, słynącym z powiązań z politykami PSL. Nigdy wcześniej, ani później nie doświadczyłem takiego zainteresowania swoją praca ze strony kierownictwa redakcji. I takiej pomocy. Co rusz podsuwano mi nowe wątki do sprawdzenia, co rusz pytano o nazwiska polityków, którzy mają coś wspólnego z bohaterem mojego tekstu? Wtedy byłem z tego zadowolony, dumny nieomal, dziś jestem pewien, że manipulowały mną – a być może nawet tytułem, dla którego pisałem tekst – służby specjalne”.
Gajdziński zapytał także G. Czempińskiego, czy dziennikarzy łatwo skłonić do tego, by – nieświadomie – uczestniczyli w prowokacji.
Czempiński: „Dziennikarz żyje z informacji. Trzeba, więc dostarczyć mu tych informacji w taki sposób, aby nie zauważył, że jest inspirowany do pewnych działań, popychany w pożądanym kierunku. To nie jest trudne, bo w tym zawodzie pracują ludzie ambitni, głodni sukcesów – to cechy, które nietrudno wykorzystać „.
Czempiński zapytany, czy w latach dziewięćdziesiątych służby często wykorzystywały dziennikarzy w swoich prowokacjach, odpowiedział:
„W ostatnich latach tak dziwnie się w Polsce układa, że większość głośnych spraw, w które zamieszani są politycy lub najwyżsi urzędnicy państwowi, zaczyna się od informacji podawanych przez media. Część tych informacji, spora część, bez wątpienia pochodzi ze źródeł operacyjnych, czyli – najogólniej rzecz ujmując – ze służb specjalnych. W większości wypadków te informacje wychodzą na zewnątrz nie z powodu sprytu dziennikarzy lub splotu dziwnych przypadków, na przykład odnalezienia przez dziennikarzy tajnych dokumentów zgubionych przez agenta. Takie opowieści można włożyć między bajki. W ogromnej większości wypadków tego rodzaju informacje trafiły do dziennikarzy, na skutek intencjonalnych działań służb specjalnych”.
Podobnie odpowiedział Gajdzińskiemu Jerzy Dziewulski (były poseł Lewicy):
„Jest jakaś sprawa, służby kogoś rozpracowują. I cholernie trudno dobrać mu się do skóry, nie można go trafić, znaleźć kwitów. Bada się, czy można człowieka ubrudzić. Potem powstaje plan gry operacyjnej, którą się prowadzi za zgodą , a często nawet bez zgody przełożonych. Funkcjonariusz umawia się z kimś na obiad, najlepiej z dziennikarzem i po prostu z nim rozmawia, przekazując podczas dyskusji pewne informacje”.
Dobry tekst a ten ostatni to też agent SB
Kibol Lecha Poznań zgwałcił mężczyznę xDDDD
Naciągane te plusy centrum var jak kondom na ch*ja.