W sumie pięciu reprezentantów Polski wystąpiło w dzisiejszym starciu Juventusu ze Spezią. Jeden trafił do siatki, drugi zagrał doskonale, trzeci nabawił się kontuzji. I tylko ta polska perspektywa sprawiła, że nie zasnęliśmy podczas tego wątpliwej jakości widowiska.
Juventus – Spezia. Błysk Vlahovicia
Kiedy w dziewiątej minucie Dusan Vlahović – znowu! – spektakularnym uderzeniem bezpośrednio z rzutu wolnego wyprowadził Juventus na prowadzenie, zaczęliśmy sobie ostrzyć zęby na kapitalne widowisko. Niestety – szybko się okazało, że był to w zasadzie jedyny fajerwerk przygotowany dziś przez ekipę Massimiliano Allegrego. Dość powiedzieć, że w pierwszej połowie Juve poza przepiękną próbą Serba nie oddało już ani jednego celnego strzału na bramkę strzeżoną przez Bartłomieja Drągowskiego. Niewiele do zaoferowania w ofensywie nie miała również Spezia. No co was będziemy czarować, nie było na co popatrzeć. Chyba że ktoś lubi w celach humorystycznych śledzić kompletnie zdekoncentrowanego Juana Cuadrado i niecelne wrzutki w jego wykonaniu.
To, co z polskiej perspektywy najważniejsze, wydarzyło się w 43. minucie gry. Wojciech Szczęsny próbował przechwycić zacentrowaną futbolówkę, ale – po pierwsze – nie udało mu się jej złapać, a po drugie upadł tak niefortunnie, że nabawił się kontuzji. Wyglądało to bardzo poważnie – reprezentant Polski do gry już nie powrócił. Aczkolwiek później komentatorzy uspokajali, że prawdopodobnie skończy się w tym przypadku na strachu.
No i w zasadzie to by było na tyle, jeśli chodzi o podsumowanie pierwszych 45 minut meczu. Można powiedzieć, że zobaczyliśmy stary, dobry (?) Juventus. Drużyna absolutnie zadowoliła się jednobramkowym prowadzeniem i ani jej w głowie było forsowanie tempa.
Juventus – Spezia. Milik otwiera licznik
Co gorsza, po przerwie przebieg gry nie uległ zmianie. W gruncie rzeczy, to Spezia zrobiła więcej, by narzucić rywalom swój styl, lecz drużynie gości po prostu brakowało jakości, by napocząć dobrze zorganizowany w defensywie Juventus. Cieszyć może jedynie fakt, że najjaśniejszą postacią Spezii był Jakub Kiwior. Polski obrońca przede wszystkim rewelacyjnie spisywał się w starciach jeden na jednego z Vlahoviciem. Pilnował rosłego napastnika króciutko, wytrącał go z rytmu, frustrował, wyprzedzał jego ruchy. Poza jedną drobną pomyłką, zanotował w zasadzie bezbłędny występ w destrukcji, plus solidnie wyprowadzał piłkę.
Aż tylu komplementów nie możemy zaadresować do Arkadiusza Recy, który kilka razy zawiódł w defensywie, no a Juve nie atakowało przecież z rozmachem.
Końcówka spotkania należała natomiast do innego z Polaków. W 85. minucie spotkania na boisku zameldował się Arkadiusz Milik. No i już pięć minut później były piłkarz Napoli zanotował premierowe trafienie w barwach “Starej Damy”.
Szybko poszło.
🇵🇱 ARKADIUSZ MILIK Z PREMIEROWYM GOLEM W JUVENTUSIE FC! ⚽️🔥
Polak podwyższa prowadzenie Starej Damy w meczu ze Spezią! #włoskarobota🇮🇹 pic.twitter.com/XAYyQxAHFg
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) August 31, 2022
Cóż, dla Juventusu był to mecz z gatunku: – wyjść na boisk, wygrać, zapomnieć. Plan został zrealizowany, trzy punkty wpadły na konto. I tyle.
JUVENTUS 2:0 SPEZIA
(D. Vlahović 9′, A. Milik 90+1′)
CZYTAJ WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:
- Obrażają matki, żony i dziewczyny. Włochy jako europejska stolica braku kultury
- Cztery lata w cieniu. Historia Milika w Napoli
- Czas pogardy trwa. Włosi dalej proszą o kąpiel z lawy dla Neapolu
- Milik w Juve – mniejsze zło. Co czeka Polaka w Bianconerich?
fot. NewsPix.pl