Reklama

Nie ma znaczenia liga, a samoświadomość. Dlaczego “Lewy” i Haaland dalej strzelają?

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

31 sierpnia 2022, 15:00 • 9 min czytania 42 komentarzy

Cztery gole i asysta w trzech meczach. Sześć goli i asysta w pięciu meczach. Choć to dopiero początek sezonu, to Robert Lewandowski i Erling Braut Haaland nadal strzelają i asystują z wysoką skutecznością. Skutecznością równie wysoką, co w Bundeslidze. Nie jest to jednak zależność, którą obserwowano przy okazji przejść innych napastników z ligi niemieckiej do LaLiga bądź Premier League. Mało tego, zwykle snajperzy, nawet ci najlepsi, zatracali swoją skuteczność, co często determinowało kolejne transfery. Dlaczego zatem Lewandowski i Haaland radzą sobie lepiej od innych?

Nie ma znaczenia liga, a samoświadomość. Dlaczego “Lewy” i Haaland dalej strzelają?

Krótka odpowiedź: – Bo są lepsi!, z pewnością nie daje pełnego obrazu sytuacji. W końcu Timo Werner opuszczał Bundesligę jako wielka gwiazda, dokładając cegiełkę do bramek zdobywanych przez Lipsk 0,85 razy na mecz. Pierre-Emerick Aubameyang również opuszczał Niemcy z równie wysoką skutecznością. Nie zamierzamy się jednak skupiać na indywidualnych przypadkach każdego z napastników, którzy trafili do Premier League bądź LaLiga, a zaprezentować tendencje, które rządzą w poszczególnych rozgrywkach. To one najlepiej definiują powodzenie albo niepowodzenie zawodników w danych ligach.

Więcej okazji w Bundeslidze

Z sezonu na sezonu Bundesliga notuje najwyższe współczynniki strzelanych goli. Średnia przekracza trzy trafienia na mecz, co nie dzieje się w innych ligach z TOP5. Duża w tym zasługa Bayernu, który w ostatniej dekadzie ani razu nie zszedł poniżej poziomu 80 zdobytych bramek w lidze. W tym samym czasie Borussia Dortmund zanotowała tylko dwa sezony, gdy zaliczyła sezon poniżej 70 trafień. To również imponujący wynik, biorąc pod uwagę dominację Die Roten w Bundeslidze. Na tronie zasiadają bowiem nieprzerwanie od 2013 roku.

Jaka jest jednak różnica między niemieckimi klubami, Bayernem czy Borussią, a tymi z Anglii jak Manchester City, Liverpool, czy Hiszpanii jak Barcelona czy Real Madryt, które również zdobywają mnóstwo bramek w sezonie? Trafienia w Premier League i LaLiga rozkładają się na większą liczbę zawodników. Najdobitniejszy tego przykład mieliśmy w poprzednim sezonie w Chelsea. Romelu Lukaku i Timo Werner, czyli dwaj napastnicy, których ściągnięto za przeszło 160 mln euro, zdobyli w poprzednim sezonie tyle bramek, co sześciu obrońców The Blues. Szczególnie na początku defensorzy byli najbardziej skuteczną formacją w całym zespole. Uzależnione jest to od tego, w jaki sposób drużyny z danych lig strzelają gole.

Reklama

Jak na bazie dziesięcioletnich obserwacji i analiz wyliczyli dwaj chińscy naukowcy Chunhua Li i Yangqing Zhao, w Bundeslidze panuje zdecydowana przewaga bramek zdobywanych z dobrych okazji, czyli takich, w których współczynnik spodziewanych goli jest wysoki. Jest to również ściśle powiązane ze współczynnikiem spodziewanych asyst, który dla ligi niemieckiej jest wysoki, co oznacza, że zawodnicy tworzą wiele dogodnych okazji do zdobywania bramek. Widać to po samych statystykach Lewandowskiego. W ostatnich pięciu latach wypracowano mu szanse, które średnio powinny mu przynieść 32-45 trafień. Polak strzelił z nich 31,6 goli. W Premier League czy LaLiga napastnicy nie mogą liczyć na takie dobrodziejstwo. W Anglii można być usatysfakcjonowanym z expected goals na poziomie 23, natomiast w Hiszpanii 25, i to w drużynach, w których można jednoznacznie wskazać czołowego strzelca.

Kontry w kontrze

Zarówno w Premier League, jak i LaLiga dominuje tendencja do posiadania ofensywnych piłkarzy, którzy potrafią zrobić coś z niczego. Gdy Jamie Vardy zdobywał koronę króla strzelców ligi angielskiej w sezonie 2019/20 strzelił o cztery gole więcej niż wskazywałaby na to statystyka expected goals. Przez lata w Hiszpanii Leo Messi przyzwyczaił wszystkich, że potrafi zdobyć bramkę z najróżniejszych, nawet arcytrudnych pozycji, będąc atakowanym przez kilku rywali, co przyłożyło się na 10 trafień powyżej średniej w sezonie 2018/19. Nie bierze się to jedynie z tego, że w Premier League czy LaLiga występują lepsi piłkarze, ale sposobu dochodzenia do sytuacji bramkowych.

Jak na bazie różnych wyliczeń potwierdzili chińscy naukowcy z swoim artykule naukowym, w Bundeslidze strzela się najwięcej goli z kontrataków. Dotyczy to przejęć piłki zarówno po niskim, jak i wysokim pressingu. To one generują okazje o wysokim współczynniku goli spodziewanych. To również zupełnie inny sposób budowania ataków niż ten, który stosuje się w LaLiga, gdzie gra się pozycyjnie, bez pośpiechu, nawet jeśli istnieje możliwość wyprowadzenia kontrataku. Właśnie dlatego Real Madryt tak zadziwiał świat, gdy potrafił w kilka sekund przeprowadzić akcję z własnego pola karnego do zdobycia bramki. Po prostu robił to w niehiszpańskim stylu. W Premier League natomiast na kontrataki nie ma wiele miejsca. Defensorzy są przygotowani najlepiej w Europie pod względem motorycznym i szybkościowym, dlatego nie odstają w pojedynkach biegowych ze skrzydłowymi.

Jak zatem strzela się gole w Hiszpanii i Anglii? W LaLiga charakterystyczne są trafienia z dystansu, a także podania w ostatnią przed bramką rywali tercję boiska. W Premier League ważną rolę odgrywają natomiast stałe fragmenty gry i umiejętność zdobywania bramek z pozycji o niskim poziomie expected goals. Jakich zatem graczy preferują poszczególne ligi i jak to się ma do Bundesligi?

Wysocy, silni i szybcy

Spośród wszystkich topowych lig w Europie w Niemczech grają najwyżsi i najciężsi piłkarze. Co prawda Ligue 1 posiada nieco lepsze wyniki w tych dwóch wskaźnikach, ale we Francji grają zdecydowanie mniej doświadczeni na arenie międzynarodowej zawodnicy, stąd niższy popyt na nich. Właśnie tacy gracze są poszukiwani w Premier League. Umiejętność gry tyłem do bramki, w tłoku, a także w pojedynkach powietrznych jest wysoce ceniona. Dlatego w ostatnich pięciu latach na wyspy powędrowali tacy piłkarzy Bundesligi jak mierzący ponad 190 cm Wout Weghorst, Jean-Philippe Mateta czy Sebastien Haller, a także Pierre-Emerick Aubameyang z 187 centymetrami wzrostu. Żaden z nich furory nie zrobił. Trzech z nich w Anglii już nie ma, a czwarty pełni obecnie rolę rezerwowego.

Reklama

Dlaczego zatem ich współczynnik skuteczności był niższy o średnio 0,25 gola na mecz względem Bundesligi? Nie spełniali kolejnych dwóch elementów ważnych dla ligi angielskiej: wysokiej techniki użytkowej i odpowiedniej szybkości startowej. Pierwszy z aspektów przydaje się w grze kombinacyjnej, odgrywaniu piłek na tzw. ścianę czy w sytuacjach pod presją. Drugi z nich jest kluczowy dla uwolnienia się spod krycia obrońcy. O ile w Bundeslidze snajperzy mają znacznie więcej miejsca, o tyle w Premier League panuje tłok, ciągły napór, o czym już na początku sezonu przekonał się napastnik Liverpoolu – Darwin Nunez. Ciągle popychany, blisko kryty przez defensorów Crystal Palace dał się sprowokować, zaatakował rywala, za co otrzymał czerwoną kartkę. Podkreślił to również w analizie niepowodzenia Wernera w Chelsea Michał Zachodny, ekspert Viaplay.

>Powrót syna marnotrawnego. Werner ponownie przyprawia sobie rogi<<

Niemiecki napastnik nie należy jednak do grona wspominanych wysokich i silnych napastników. To dotyczy również Hwang-Hee-chana, Yoshinoriego Muto czy Joelintona. W ich przypadku również wystąpił element braku odpowiedniej techniki użytkowej czy szybkości startowej, co wobec gry na pozycjach nieco przesuniętych od środka ataku finalnie spaliło na panewce. Czasem jednak wysokie umiejętności w jednym elemencie sprawiają, że zawodnik jest w stanie utrzymać się w Premier League, co zaistniało w przypadku Joelintona. Nie obyło się jednak bez zmiany pozycji. Brazylijczyka, który posiada wysokie umiejętności techniczne, ale nie jest odpowiednio szybki i dynamiczny, przesunięto z powodzeniem w głąb boiska.

Niscy, mobilni, techniczni

Poznaliśmy już aksjologię gry napastników w Anglii. Jak to natomiast wygląda w Hiszpanii? Kluby LaLiga szukają zwykle niewysokich, bardzo dobrze usposobionych technicznie snajperów z dużą umiejętności kontroli piłki. Zwykle nie znajdziemy tam klasycznych dziewiątek, a raczej graczy potrafiących z powodzeniem zdobywać bramki i asystować, czyli na tyle mobilnych, że radzą sobie zarówno w polu karnym, jak i poza nim. Niewielu takich piłkarzy można było zobaczyć w ostatnich pięciu latach w Bundeslidze. W tym czasie między Niemcami, a Hiszpanią powędrowało trzech zawodników: Mattheus Cunha, Luka Jović, Paco Alcacer.

Najbardziej z całej trójki do LaLiga nie pasował Jović. Poza wzrostem niemal nic nie obligowało go do gry w Hiszpanii. Do tego nie poradził sobie z dużą konkurencją w Realu Madryt, dlatego w zespole Królewskich już nie występuje. Rywalizacja doskwierała również pozostałej dwójce. W Niemczech mogli bez większych problemów cofnąć się po piłkę, zaatakować z głębi, nawet zwieść kilku rywali dryblingiem. W Hiszpanii podobnie do Anglii panuje większa presja i bez odpowiedniej dynamiki nie można sobie pozwolić na tak dużo. Właśnie dlatego Alcacer zdecydował się odejść do ZEA, a Cunha pełni rolę rezerwowego.

Jak na tle tychże charakterystyk wyglądają Lewandowski i Haaland? Skrojonym dużo bardziej pod ligę jest Norweg. Oprócz właściwych parametrów fizycznych, były napastnik BVB jest wystarczająco szybki, potrafi strzelać gole z trudnych i bardzo trudnych pozycji. Wciąż posiada braki techniczne, co można było dostrzec m.in. w meczu o Tarczę Wspólnoty, ale od tego ma takich asystentów jak Kevin de Bruyne, którzy będą mu stwarzali odpowiednio dużo okazji.

Korzystać z mocy pomocników

Nieco gorzej na papierze wygląda Lewandowski. Najczęściej trafia, będąc w polu karnym. Jeśli się cofa po piłkę to zwykle w reprezentacji Polski. Z dystansu strzela rzadko, a jak już to z rzutu wolnego. Wątpliwości były też co do jego umiejętności technicznych. Wszystko rozwiało się po pierwszych spotkaniach w koszulce Blaugrany. Lewandowski bardzo dobrze porusza się w niewielkich półprzestrzeniach, ma odpowiedni przegląd pola, nie odstaje technicznie, zachował skuteczność, do tego korzysta ze swoich dużo lepszych warunków fizycznych, udanie przepychając się z rywalami. Zdobył już cztery bramki, a zapewne kolejne przyjdą za sprawą lepszego zgrania z pomocnikami.

Barcelona w swoich szeregach posiada takich graczy jak Raphinha, Ousmane Dembele, Ansu Fati, którzy potrafią kreować mnóstwo okazji bramkowych. A także Pedri, który staje się liderem w budowie każdej akcji. O ile w jego przypadku nie ma to przełożenia na bezpośrednie asysty, tak w przypadku wspomnianej trójki już tak. Raphinha w poprzednim sezonie wykręcił współczynnik 6,94 asyst spodziewanych, jednak zanotował tylko trzy z racji braku odpowiedniego egzekutora w Leeds United. Dembele natomiast stworzył 0,83 duże szanse (big chances) w przeliczeniu na 90 minut, w czym był najlepszy w lidze. Przełożyło się to aż na 13 asyst. O ile Francuz będzie zdrowy, może liczyć na jeszcze lepszy wynik. Podobna zależność dotyczy Fatiego.

Elastyczność i samoświadomość

Niebagatelną rolę odegrał fakt, że obaj napastnicy trafili do czołowych klubów w swoich ligach. Jakościowo znajdują się tam lepsi piłkarze niż w West Hamie, Villarreal czy Burnley. Przypadki Cunhy, Jovicia czy Wernera pokazują jednak, że nawet w dobrej drużynie łatwo się zatracić, jeśli nie zmieni się sposobu gry. Nie należy się zatem spodziewać również, by Haaland musiał zapłacić, tak często stosowany w angielskich mediach, podatek od Bundesligi, natomiast Lewandowskiemu zaszkodzi kataloński upał.

Choć podobnie jak wielu przed nimi, występowali w Bundeslidze i regularnie strzelali w niej gole. Jednocześnie stale rozwijali swoje umiejętności, niwelując ubytki. Norweg nie musiał znacząco zmieniać swojego sposobu gry. Po prostu świadomie wybrał miejsce, które jeszcze lepiej wykorzystuje jego walory. Polak natomiast z głową dopasował się do nowego stylu i zaczął zdobywać bramki w inny sposób, niż działo się w Bundeslidze. Dużo częściej wbiega w pole karne z głębi, a rzadziej robi zamieszanie w szesnastce. Elastyczność, za którą kryje się odpowiednia boiskowa samoświadomość i inteligencja sprawiają, że nie należy mieć obaw przed spadkiem formy Lewandowskiego.

Dodatkowo żaden napastnik, który w ostatnich pięciu latach przeniósł się z Bundesligi czy Premier League nie miał tak wysokich współczynników średniego udziału przy bramkach swoich zespołów. Zarówno Lewandowski, jak i Haaland w Niemczech znajdowali się na poziomie wyższym niż jedno trafienie na spotkanie. Najbliżej tego z pozostałych był Werner ze średnią 0,85. Wobec tego, nawet jeśli Polak czy Norweg zatracą nieco skuteczność, co można zrzucić m.in. na bark aklimatyzacji, dostosowania się do nowej taktyki, to i tak ich wyniki będą imponujące. Pozostaną wyższe niż te, które inni snajperzy wykręcali w Bundeslidze.

WIĘCEJ O LEWANDOWSKIM:

Fot. FotoPyk

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
5
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Anglia

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
5
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

42 komentarzy

Loading...