Transfer Roberta Lewandowskiego i jego pierwsze mecze w Barcelonie odbijają się szerokim echem w mediach w całej Polsce. Znów zapanował szał na Lewego i jak zwykle znalazła się grupa niezwykle głośnych malkontentów, którym to przeszkadza. Ludzie, przestańcie!
O kapitanie reprezentacji Polski znów rozmawia się w tramwajach, znów jest na ustach całej Polski. A przecież do niedawna tak nie było, bo cały hypetrain na jakiś czas zdecydowanie wyhamował.
Nudy, panie, nudy
W ostatnich latach zainteresowanie Robertem Lewandowskim w kraju nieco spadło. Po prostu ludziom znudziły się już jego kolejne bramki na niemieckich boiskach. Robert strzelił? Ok, fajnie, wracam do zmywania naczyń. W statystycznym Kowalskim nie było już tej ekscytacji i pasji, co kiedyś. Jasne, ogólnonarodowa burza powstawała w momentach, gdy ktoś za granicą zdyskredytował Lewandowskiego, ale mówiliśmy raczej w kontekście negatywnych emocji.
W pewnym momencie do grona największych wrogów narodu polskiego wkroczyli krytykujący Lewego Stefan Effenberg, czy głosujący w plebiscycie Złotej Piłki, którzy odważyli się nie docenić kapitana reprezentacji Polski i do pewnego stopnia pozbawić go szansy na zdobycie tej prestiżowej nagrody. Zainteresowanie kibiców i narodowe zjednoczenie było jednak działaniami w obronie piłkarza. Polacy niejednokrotnie udowodnili, że w takich sytuacjach potrafią przyjąć wyjątkowo spójną narrację.
Oczywiście, grając w Bayernie wciąż potrafił wzbudzać w kibicach krótkoterminowe wybuchy radości, jak po wygraniu Ligi Mistrzów, pobiciu rekordu Gerda Mullera czy dobrych występach w reprezentacji. Jarania się wyczynami Lewandowskiego na co dzień już jednak nie było. Stał się dla niektórych nudny i powtarzalny.
Dodatkowo do Polski zaczęła powoli przebijać się narracja o tym, że Bundesliga to tak naprawdę liga farmerów, a nie poważne rozgrywki. Że to żaden „Lewangoalski”, a raczej „Lewandisney”. Że boi się spróbować swoich sił w innej, poważniejszej lidze. Ludzie zaczęli chłonąć te prymitywne komentarze płynące ze strony sfrustrowanych kibiców innych drużyn i zaczynali delikatnie wątpić w wielkość Polaka. Teraz ten trend znów się odwraca.
Miłośnicy Pucharu Gampera
Występy Lewandowskiego w koszulce Barcelony biją rekordy oglądalności. Chyba nigdy w Polsce tak wielu fanów nie śledziło rozgrywek o Puchar Gampera. Starciem z meksykańskim UNAM Pumas ekscytowało się pół Polski, a rodacy masowo wyszukiwali hasło „Puchar Gampera” w Internecie. Tu wiele mówi sam wykres z Google Trends pokazujący zainteresowanie tym tematem w kraju na przestrzeni ostatnich 5 lat.
W telewizji ten mecz oglądało ponad pół miliona Polaków. To więcej, niż chociażby El Clasico. Puchar Gampera!
Nowa fala popularności Polaka zdaje się nie opadać. Każdą minutę wczorajszego meczu z Realem Sociedad w telewizji Eleven Sports 1 oglądało średnio 513 tysięcy widzów. Pozwoliło to wspomnianej stacji być w tym czasie drugą pod względem oglądalności telewizją w Polsce. Warto dodać, że badanie to nie obejmuje liczby widzów, którzy śledzili to starcie w Internecie – a to przecież także ogromna grupa kibiców. Liczby są więc ogromne.
Robiąc codzienny przegląd prasy trudno nie natknąć się na, chociażby jeden artykuł o kapitanie reprezentacji Polski. Przeglądając serwisy sportowe w Internecie trudno nie natknąć się na teksty o nim. Przeglądanie social mediów i niezobaczenie tam nowego napastnika Barcelony graniczy z cudem. Moda na jaranie się Robertem Lewandowskim wróciła, przeżywa drugą młodość. I nie ma w tym niczego złego.
Słowo klucz – emocje
Po co nam, szarym ludziom tak naprawdę jest zawodowy sport? Myśląc czysto pragmatycznie – w zasadzie po nic. Ale to właśnie sport jest katalizatorem emocji. Wzbudza pasję. Pozwala nam czuć dumę, radość, ale i smutek czy rozczarowanie. Czy to piłka nożna, siatkówka, lekkoatletyka, skoki narciarskie. Postaci, które widzimy na ekranie, mają realny wpływ na nasze samopoczucie i nierzadko są wzorami dla młodego pokolenia. Dlatego pozwólmy ludziom cieszyć się Lewandowskim w Barcelonie. Nie krytykujmy ich emocji.
Od kilkunastu dni widać w komentarzach na Facebooku, Instagramie czy wpisach na Twitterze zdania, które jednoznacznie krytykują kolejną falę mody na Lewandowskiego. „Ile można o tym Lewym”, „rzygam już tym tematem”, „dajcie już spokój”. Ale tak na dobrą sprawę – dlaczego, jeśli dana osoba pisze o nim rzetelnie?! Dlaczego, smutni, zawistni ludzie, chcecie odbierać innym radość z gry Polaka, który dla wielu jest idolem?
Ktoś powie – przesyt tematem. Ale kiedy pisać i mówić o Lewandowskim jak nie teraz, po transferze do jednego z największych i najbardziej medialnych klubów na świecie? To jest sytuacja absolutnie bezprecedensowa. O tym rozmawia się w tramwajach, żywo zainteresowani tematem stają się ludzie, którzy na co dzień nie interesują się piłką nożną. To kolejna możliwość na uwolnienie potencjału drzemiącego w Lewandowskim, kolejne okno, w którym pasją do futbolu mogą zarazić się dzieciaki.
A przecież w dzisiejszych czasach piłka nie jest dla nich pierwszym wyborem, konkurencja w postaci e-sportu jest silna jak nigdy przedtem. Tak samo dzięki sukcesowi Adrianny Sułek w dzieciakach może zrodzić się pasja do wieloboju, dzięki Tomkowi Fornalowi do siatkówki, dzięki Jeremy’emu Sochanowi do kosza. Sukces rodzi nowe pokolenia sportowców. A że futbol z tym gronie jest sportem zdecydowanie najpopularniejszym – nie ma się co dziwić, że to właśnie na nim skupia się wiele tytułów. Największe portale, gazety, fanpejdże doskonale wiedzą, co się klika, co się czyta. Czego ludzie chcą najbardziej.
Dajmy cieszyć się wszystkim
Oczywiście – grupa, która na co dzień żyje piłką, spędza czas na przykładowo na Twitterze, może powiedzieć w końcu – dość. Ale warto pamiętać wtedy o jednej rzeczy. Ta grupa, grupa pasjonatów, ludzi żyjących piłką to promil w skali całego społeczeństwa. A treści w mediach nie są przygotowywane wyłącznie dla tego promila. Są także dla niedzielnych kibiców, dla tych, którzy interesują się futbolem z doskoku, dla ludzi, których zazwyczaj piłka nie obchodzi.
Warto uświadomić sobie, że sport i możliwość cieszenia się nim nie jest zarezerwowana dla wąskiego grona. Jest absolutnie dla wszystkich, niezależnie od pochodzenia, profesji, grubości portfela. Każdy może poczuć choćby gram tych emocji i sprawić, że jego życie będzie, choć odrobinę fajniejsze. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Sportowcy są dla nas czymś na kształt dobra narodowego. I nie ma w tym grama przesady. To ludzie, dzięki którym każdy z nas może poczuć się dumnym, szczęśliwym. Choćby na chwilę. Tacy ludzie jak Robert Lewandowski czy Iga Świątek nie pojawiają się w światowym sporcie codziennie. Nie rodzą się ich tysiące. Czytelniku, męczy cię ten temat? Okej, nie ma problemu, poszukaj innych treści. Znajdziesz ich mnóstwo. Ale nie krytykuj i nie wylewaj swoich frustracji na tych, którzy Lewandowskim chcą się cieszyć. Pozwól żyć im tak, jak chcą. Po prostu.
CZYTAJ WIĘCEJ O ROBERCIE LEWANDOWSKIM:
- Lewandowski po raz pierwszy, dwie asysty Zielińskiego i Mierzejewskiego | STRANIERI
- Robert Samowystarczalny. Piękny prezent na urodziny
- Lewandowski: – W Barcelonie czuję się kochany
ALBO O INNYCH TEMATACH, JEŚLI TEN CIĘ NIE INTERESUJE:
- Kolejny wielki powrót do Premier League? Duńska rewolucja w Blackburn
- Nie będzie drugiego PSG? Saudyjska rewolucja w Newcastle
- Pan życia i śmierci tureckiego futbolu
- Tak wiele różnych słońc. Przypadek braci Jaber
- Oczy na Jemen, nikczemny kopaczu piłki
- Tajemnica chińskiej inwestycji w Slavię Praga
- Memoriał Huberta Wagnera, czyli jak wypadła próba generalna przed MŚ? [REPORTAŻ]
- Adrianna Sułek i jej cele: 7000 punktów i złoto igrzysk. Czy to możliwe?
fot. FC Barcelona/Newspix