Reklama

Kuzyn Thiago Alcantary i „niewolnik” Petera Lima. Kim jest Rodrigo Moreno?

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

31 sierpnia 2022, 08:27 • 10 min czytania 2 komentarze

Świat już nieco o nim zapomniał, ale jak się właśnie okazuje – za wcześnie. Rodrigo Moreno, bo o nim mowa, wszedł w nowy sezon Premier League z drzwiami i nic nie wskazuje na to, żeby miał się zatrzymać. Cztery trafienia i jedna asysta w pięciu pierwszych kolejkach, to wynik, którego nie powstydziłyby się największe gwiazdy ligi. Lepszy od niego jest tylko Erling Haaland, ale jeszcze niedawno to właśnie napastnik Leeds był liderem klasyfikacji strzelców i co za tym idzie… nowym ulubieńcem graczy Fantasy. 

Kuzyn Thiago Alcantary i „niewolnik” Petera Lima. Kim jest Rodrigo Moreno?

Skazany na futbol

Takie historie zdarzają się w futbolu dość często, ale Rodrigo Moreno Machado naprawdę był skazany na zostanie piłkarzem. Jego rodzina jest związana z futbolem od pokoleń. Ojciec napastnika Leeds – Adalberto Machado popularny w Brazylii, gdzie przez lata reprezentował barwy Flamengo. W barwach Rubro-Negro rozegrał 183 spotkania, ale jego karierę brutalnie przerwały kontuzje. To było bardzo trudne przeżycie, bo Adalberto zapowiadał się na fantastycznego piłkarza. Występował w młodzieżowych reprezentacjach Brazylii, z którymi odnosił wielkie sukcesy – sięgnął między innymi po mistrzostwo świata U20 w 1983 roku w Meksyku. Na tym samym turnieju brązowy medal zdobyła reprezentacja Polski prowadzona przez Mieczysława Broniszewskiego.

Adalberto nie był jednak największą gwiazdą w rodzinie Rodrigo, bo to miano należało tylko do jednej osoby – Iomara de Nascimento, czyli słynnego Mazinho. O ile ojciec napastnika Leeds United był znany tylko w swojej ojczyźnie, to wujka znano na całym świecie. W końcu był on członkiem reprezentacji Brazylii, która sięgnęła po mistrzostwo świata w 1994 roku, osiągał wielkie sukcesy w Vasco da Gama i Palmeiras, ale być może przede wszystkim grał w kilku europejskich klubach – Lecce, Fiorentinie czy Valencii, z którą sięgnął w 1995 roku po Puchar Hiszpanii. Nie należy zapominać też, że Mazinho ma dwóch synów – grającego w Liverpoolu Thiago Alcantarę i Rafinhę, który jest obecnie zawodnikiem PSG. Obaj są więc kuzynami Rodrigo Moreno.

To wszystko pokazuje, że kto jak kto, ale Rodrigo faktycznie nie miał raczej innego wyjścia niż iść w ślady ojca czy też wujka i po prostu zacząć grać w piłkę. W 1994 roku Adalberto został dyrektorem akademii piłkarskiej w Vigo, którą otworzył jego brat, ale początkowo nie zamierzał zabierać ze sobą Rodrigo, dla którego miał już zaplanowaną ścieżkę kariery. Ta miała się zacząć podobnie jak w jego przypadku, we Flamengo. Nie wszystko szło jednak zgodnie z planem. Adalberto widział, jak szybko krok do przodu w Vigo robią synowie brata, więc kiedy Rodrigo był już nastolatkiem, postanowił sprowadzić go do Europy.

Reklama

Kariera Rodrigo w akademii Celty rozwinęła się do tego stopnia, że zainteresowali się nim skauci Realu Madryt. Ten nie był jednak specjalnie zadowolony z tego powodu, ponieważ zdecydowanie bardziej interesowały go przenosiny do La Masii, gdzie w 2005 roku udali się Thiago i Rafinha. Niestety Katalończycy nie byli zainteresowani sprowadzeniem Rodrigo, co było dla niego bolesnym ciosem. Nie pozostało nic innego, jak przyjąć ofertę Królewskich i pokazać Barcelonie, że ktoś tutaj się pomylił.

Chelsea bez Kante? Maszyna bez silnika

Chłodny, deszczowy wieczór na Turf Moor

Sprowadzenie Rodrigo do Castilli kosztowało Real 300 tysięcy euro, ale w tym przypadku kwota nie miała żadnego znaczenia, bo wiązano z nim ogromne nadzieje. Niestety kariera utalentowanego chłopaka z Brazylii w Madrycie zakończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Już po zaledwie roku i 18 występach w Castilli Rodrigo znalazł się na celowniku Benfiki Lizbona. Młody napastnik na tyle spodobał się skautom ze stolicy Portugalii, że ci przylecieli po niego od razu z walizką pieniędzy. Negocjacje z władzami Królewskich nie były łatwe, bo ci raczej nie pozwalają sobie na oddawanie największych talentów, dopóki nie zostaną zweryfikowane na poziomie pierwszego zespołu.

Tym razem musieli jednak zrobić wyjątek, bo we wspomnianej walizce znajdowało się aż sześć milionów euro. Z dzisiejszej perspektywy ta kwota nie powala na kolana, ale w 2010 roku realia były jeszcze nieco inne. Choć to właśnie mniej więcej w tamtym okresie w futbolu zaczęły pękać rekordowe kwoty, o których wcześniej nikt by nie pomyślał. Sześć milionów za 19-letniego zawodnika, który nie rozegrał jeszcze ani jednego spotkania na poziomie seniorskim to było sporo. Oferta Portugalczyków przekonała działaczy z Madrytu i właśnie w ten sposób, w 2010 roku rozpoczęła się już ta naprawdę poważna przygoda Rodrigo.

Już na jej początku nastąpił jednak mały zgrzyt, bo nie wszystko wyglądało do końca tak, jak Rodrigo to sobie wyobrażał. Niecały miesiąc po przenosinach do Lizbony został wypożyczony do… Bolton Wanderes. Ku jego niezadowoleniu pierwszy krok poza juniorską piłką przyszło mu postawić w chłodny, deszczowy wieczór na Turf Moor w konfrontacji z Burnley. – Bolton to małe miejsce, a ludzie żyją zupełnie inaczej niż w Hiszpanii. Ale byłem tam przede wszystkim, żeby grać w piłkę. Klub się mną opiekował. W szatni panowała miła atmosfera. Trener Owen Coyle był dobrym człowiekiem, który zawsze pomagał młodszym graczom – wspominał po latach Rodrigo w rozmowie z dziennikiem „The Guardian”.

Czas spędzony w Anglii nie był specjalnie owocny, ale Rodrigo przyznaje, że przesiąknął tamtą atmosferą i robiła ona na nim spore wrażenie. To na pewno owocuje teraz, kiedy reprezentant Hiszpanii jest zawodnikiem Leeds. – Sposób, w jaki ludzie przeżywają piłkę nożną, też jest inny. To właśnie sprawia, że ​​Premier League jest tak wyjątkowa. W tym sensie, że jest lepsza niż reszta. Ta kultura, szacunek dla historii. Pamiętam upamiętnienie tych, którzy zginęli w II wojnie światowej. Uderzyła mnie minuta ciszy, bo to naprawdę była minuta ciszy. W Hiszpanii zawsze jakiś idiota krzyczy, ktoś gwiżdże, jest jakaś zniewaga. Kultura futbolu w Anglii jest zupełnie inna niż wszystko w Hiszpanii, Francji, Portugalii, Brazylii czy Argentynie – przyznał Rodrigo.

Reklama

Szara rzeczywistość bez Mane. Bezbarwny Liverpool na starcie sezonu

Rollercoaster Petera Lima

Tamten sezon w Boltonie to 17 występów Rodrigo na poziomie Premier League, jedna asysta i jedna bramka. Młody napastnik zyskał jednak wówczas zupełnie coś innego. Przede wszystkim nabrał doświadczenia i obył się z wielkim futbolem. Do tego należy dodać znaczną poprawę warunków fizycznych, do czego zmusiły go angielskie realia. 20-letni wówczas zawodnik dojrzał również taktycznie. To wszystko sprawiło, że po powrocie do Benfiki od razu wszedł na najwyższe obroty i bardzo szybko wskoczył na stałe do pierwszego składu drużyny Jorge’a Jesusa. W swoim debiucie od pierwszej minuty zdobył dwie bramki i rozkochał w sobie lizbońskich kibiców.

Te trzy kolejne lata w Benfice, to prawdopodobnie najlepszy okres w jego karierze – mistrzostwo Portugalii, Puchar Portugalii i dwa Puchary Ligi Portugalskiej to pierwsze sukcesy, które z pewnością smakują najlepiej. Do tego należy doliczyć występy i bramki strzelane w Lidze Mistrzów. Po tym niezwykle owocnym okresie Rodrigo postanowił spróbować swoich sił w lepszej lidze i stąd właśnie przenosiny do Valencii. Początkowo tylko na wypożyczenie, ale cała transakcja to jedno wielkie zamieszanie.

Karta zawodnicza Rodrigo została bowiem sprzedana za 30 milionów euro już w… styczniu 2014 roku. W dodatku Benfica sprzedała ją nie Valencii, a prywatnej firmie Meriton Capital Limited, której właścicielem jest Peter Lim. Singapurski miliarder w ten sposób rozpoczął działania na rzecz klubu z południa Hiszpanii, ponieważ w krótkim czasie miał zostać jego właścicielem. Transakcja się jednak przeciągała, a Rodrigo, który był niejako własnością Lima, występował przez ostatnie pół roku w Benfice w ramach wypożyczenia. Podobnie było już później w Valencii. Pełnoprawnym zawodnikiem Nietoperzy został więc dopiero w 2015 roku, kiedy to do skutku doszła w końcu zmiana właścicielska.

Czas spędzony w Valencii to dla Rodrigo prawdziwy rollercoaster. Ciągłe afery, zwalnianie trenerów, ogromna presja na wszystkich dookoła – to właśnie atmosfera, jaką utworzył w klubie Peter Lim. A reprezentant Hiszpanii znalazł się właśnie w środku tego tornada. Bywały gorsze okresy, jak za czasów Gary’ego Neville’a, ale bywały też lepsze – w trakcie pracy z Marcelino. Hiszpan poprowadził Valencię do triumfu w Pucharze Hiszpanii w sezonie 2018/2019, a Rodrigo z pięcioma bramkami na koncie został królem strzelców rozgrywek. W sumie przez sześć lat gry dla Nietoperzy udało mu się rozegrać 220 spotkań, w których zdobył 59 bramek. W tym okresie zadebiutował też w reprezentacji Hiszpanii, z którą pojechał nawet na mistrzostwa świata do Rosji.

Dwa lata z Marcelino były czymś bardzo dobrym, zarówno na poziomie indywidualnym, jak i drużynowym. Z moich sześciu lat były to były dwa lata, w których klub wskoczył na wyższy poziom sportowy. A pozostałe cztery lata… Coż, koniec końców Valencia zawsze była skomplikowanym klubem. Przez lata musiałem żyć w tym szaleństwie. Wszyscy ze wszystkimi toczyli wojny, a szkoda. To klub, który bardzo kocham i mam nadzieję, że uda im się wrócić na tor, po którym jechaliśmy z Marcelino – w ten sposób Rodrigo podsumował swój czas spędzony na Mestalla.

Misja Kacpra Kozłowskiego: stać się piłkarzem gotowym na Brighton

Nowe życie u Marscha

Latem 2020 roku Rodrigo powiedział „dość” i postanowił zmienić otoczenie. A tak się akurat złożyło, że do Premier League awansowało Leeds United Marcelo Bielsy, które bardzo chciało zobaczyć reprezentanta Hiszpanii w swoich szeregach. Zainteresowanie ze strony kogoś takiego jak Bielsa i perspektywa powrotu do Premier League sprawiła, że napastnik długo się nie zastanawiał. Anglicy wydali na niego 30 milionów euro, więc Peter Lim także mógł być zadowolony, bo zwróciły mu się przynajmniej pieniądze, które na niego wydał. Wielu ekspertów łapało się za głowę patrząc, jak Rodrigo udaje się do beniaminka, bo większość była przekonana, że mógł sobie znaleźć lepszy klub. Przynajmniej taki, który ma szanse na występy w europejskich pucharach.

Do wzrostu pozycji Premier League na arenie europejskiej trzeba się jednak już przyzwyczaić i w najbliższym czasie coraz częściej będzie dochodziło do takich sytuacji. Nie ma jednak co ukrywać, że Rodrigo nie żałuje podjętej decyzji. Pierwszy sezon w barwach Leeds był dla niego udany, bo udało się zdobyć siedem bramek w 26 występach. W dodatku świetnie spisywała się cała drużyna, więc Pawie zajęły bardzo dobre, dziewiąte miejsce w tabeli na koniec sezonu. Koszmarem był z kolei ten drugi sezon. Rywale nauczyli się specyficznego pomysłu na grę Bielsy i wyniki znacznie się pogorszyły. Niemal wszystko przestało działać, ale argentyński szkoleniowiec nie zamierzał niczego zmieniać. Doprowadziło to do jego zwolnienia i niemal do spadku.

Dla Rodrigo tamten sezon statystycznie nie był gorszy, ale rozwinąć nieco skrzydła udało mu się dopiero po zwolnieniu Bielsy i przyjściu Jessego Marscha. Wydaje się, że to właśnie pojawienie się amerykańskiego szkoleniowca jest główną przyczyną fantastycznej postawy Rodrigo w tym sezonie. Były trener RB Lipsk postanowił stanowczo postawić na reprezentanta Hiszpanii jako środkowego napastnika i dać mu znacznie więcej pomocy ze strony kolegów. 31-latek stał się główną postacią, od której zaczyna się ustalanie składu Leeds. Dzięki niemu teraz nie widać braku Patricka Bamforda, który jest notorycznie kontuzjowany. Rodrigo stał się więc głównym beneficjentem jego problemów ze zdrowiem.

Przybycie Jessego bardzo mi pomogło. Wraz z jego przyjściem zacząłem grać lepiej, żeby być większą wartością dla drużyny. Wcześniej miałem też problemy z kontuzjami, które ograniczały moją progresję. Nowy pomysł trenera, nad którym pracowaiśmy w okresie przygotowawczym i nowi zawodnicy, którzy bardziej pasują do jego idei, ułatwiają nam wszystko. Kolektyw zawsze pomaga jednostce, wiem to z doświadczenia.. Kiedy zespół pracuje i ma jasne pomysły, indywidualności jaśnieją – przyznał Rodrigo w rozmowie z dziennikiem „Marca”.

Mało tego, Rodrigo przejął także opaskę kapitańską, którą docelowo miał w tym sezonie zakładać właśnie Bamford. Wydaje się, że to również dodało 31-latkowi więcej pewności siebie. Jego pozycja w drużynie znacznie wzrosła i nie ma się co dziwić. Miał udział przy pięciu z ośmiu bramek strzelonych przez Leeds i wyrósł na jedną z największych gwiazd całej ligi. Nie wiemy, jak długo to się utrzyma, ale póki co wszystko wygląda tak, jakby Rodrigo wchodził w jeden z najlepszych okresów w swojej karierze.

Nie wiadomo też, co będzie, kiedy do zdrowia wróci wspomniany już Bamford. Wydaje się, że kiedy ci dwaj zawodnicy razem występują na boisku, to nieco się ograniczają. A przynajmniej znacznie ograniczony jest Hiszpan. Należy być jednak spokojnym, bo trener Jesse Marsch z pewnością ma już odpowiedni plan na każdą sytuację i sprawa zostanie szybko rozwiązana. Oczywiście, o ile będzie w ogóle co rozwiązywać, bo Rodrigo doznał kontuzji we wtorkowym spotkaniu z Evertonem i nie wiadomo, jak długo będzie musiał pauzować.

Czytaj więcej o Premier League:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

2 komentarze

Loading...