Atakan Karazor wychodzi z fury, przekłada pęk kluczy z dłoni do dłoni, ogląda się po opustoszałym parkingu, żeby zaraz zniknąć w budynku klubowym Stuttgartu. Zaledwie kilka dni przed tamtym leniwym porankiem kończącego się lipca opuścił zakład karny na hiszpańskiej Ibizie po czterdziestu trzech dniach odsiadki. Kilka tygodni później wybiegnie na boiska Bundesligi – zagra minutę z Lipskiem i osiem z Werderem Brema. Otrzyma brawa i słowa wsparcia, nasłucha się złowrogiego buczenia i naogląda się krytycznych transparentów. Wciąż wisi nad nim widmo wyroku za gwałt na osiemnastoletniej dziewczynie. Grozi mu kara od sześciu do piętnastu lat pozbawienia wolności.
Na kruczoczarnej koszulce niemieckiego piłkarza, wychodzącego z samochodu i udającego się w stronę budynku klubowego, skrzydła rozpościera biały gołąb. Biblijny symbol dobrej nowiny i niewinności, światowy emblemat pokoju i harmonii ze światem. Karazor prezentuje się niewinnie, choć żaden z niego świętoszek. Czy tak oto wygląda gwałciciel?
Atakan Karazor gwałcicielem? Co się stało na Ibizie
Sezon ogórkowy, piłkarskie wakacje. Atakan Karazor, przyzwoity środkowy pomocnik VfB Stuttgart, bawi się na hiszpańskiej ziemi w królestwie muzyki elektronicznej z kumplem-rówieśnikiem Jaskaranem. Ibiza wszystko przyjmie i każdego wciągnie. Na Ibizie każdy tańczy i śpiewa. Co zdarzy się na Ibizie, powinno zostać na Ibizie. Takie tam reklamy i slogany. Szalony i nieokiełznany żywioł baletu potrafi trwać miesiącami.
Dwudziestopięciolatkowie imprezują w czerwcowy wieczór. Trzydziestotysięczna gmina Sant Josep na południowym zachodzie wyspy kusi rajskimi widokami, ale po ciemku niewiele widać, bardziej ekscytująco jawi się wizja rajzy w modnym klubie Cova Santa. Kolorowe drinki, iberyjskie przegryzki, neonowe światła, kameralna scena i zatłoczony parkiet na świeżym powietrzu, a wokół kojąca i klimatyczna zieleń Balearów. Malownicza czasoprzestrzeń jest jedynym nieowianym choćby delikatną mgiełką tajemnicy elementem tamtej feralnej nocy Atakana i Jaskarana.
Reszta wyłania się zza fasady strzępków informacji. Zabawa przenosi się z klubu Cova Santa do wynajętej willi w Sant Josep. Mężczyznom towarzyszą dwie kobiety. Rano jedna z nich – osiemnastoletnia Hiszpanka – zgłosi się na policję. Nazwie się ofiarą gwałtu, zostanie skierowana na badania do szpitala Can Misses, a finalnie złoży skargę na Atakana i Jaskarana. Niedługo później lokalna Straż Obywatelska aresztuje piłkarza i jego kumpla pod zarzutem popełnienia przestępstwa. Zacznie się sześciotygodniowy spektakl.
Sześć tygodni Atakana Karazora w areszcie
Stuttgart wydaje oświadczenie: „Atakan Karazor został aresztowany podczas wakacji na Ibizie. Zaprzecza popełnieniu jakiegokolwiek przestępstwa”. Ten krótki komunikat wciąż pozostaje jedynym – pośrednim, bo pośrednim, ale jednak oficjalnym – stanowiskiem samego piłkarza w sprawie rzekomego gwałtu. Sąd Śledczy nr 4 na Ibizie umieści Karazora w zakładzie karnym bez możliwości wpłacenia kaucji i warunkowego opuszczenia jego murów. Przez ten czas jego kontakt ze światem zostanie ograniczony do absolutnego minimum. Osadzony wrażeniami z przymusowego pobytu za kratami może dzielić się tylko członkami rodziny i swoim hiszpańskim adwokatem. Plotkuje się, że przebywa w celi razem ze swoim współoskarżonym kolegą, ale wokół grzmi burza z piorunami, więc takie detale nikogo nie zajmują.
Hiszpańskie społeczeństwo dopiero godzi się z parlamentarnie uchwaloną ustawą „Solo si es si”, w spolszczonej wersji „Tylko zgoda oznacza zgodę”, czyli nowinką prawną, według której wszystkie osoby zaangażowane w stosunek seksualny muszą wyrazić aktywną i klarowną zgodę na zbliżenie. Tym samym do góry nogami odwrócony zostaje ciężaru dowodu – osoba oskarżona o gwałt musi udowodnić, że seks z rzekomą ofiarą odbywał się za obopólną zgodą. Ustawa „Solo si es si” nie dotyczy jeszcze sprawy Atakana Karazora i jego kumpla Jaskarana, ale niemal równocześnie mnożą się przypadki gwałtów, przy których sądy na Półwyspie Iberyjskim orzekają na zdecydowaną korzyść ofiar i zasądzają surowe kary dla sprawców.
Funkcjonariusze zbierają materiał dowodowy. Przesłuchują piłkarza, jego przyjaciela, dziewczynę oskarżającą ich o gwałt i drugą kobietę, której – tak się mówiło i spekulowało – zeznania mają mieć kluczowy charakter w całej sprawie. Sąd przekazuje, że pobyt oskarżonych mężczyzn w areszcie śledczym może potrwać nawet dwa lata, a bulwarowy Bild powołuje się na źródła, które twierdzą, że dowody na winę dwudziestopięciolatków są zaskakująco mocne. Grozi im od sześciu do nawet piętnastu lat za kratkami.
Stuttgart staje po stronie Karazora
Maximilian Wüterich, prawnik z kancelarii prawnej Wüterich Breucker w Stuttgarcie, analizuje w rozmowie z SWR Sport: – Domniemanie niewinności wiąże sędziego w postępowaniu karnym, ale pracodawca nie musi się nim kierować. Jeśli pracownik nie wykonuje swojej pracy z powodu pozbawienia wolności, pracodawca nie ma obowiązku wypłacania mu pensji. Możliwe jest też tak zwane nadzwyczajne rozwiązanie umowy z powodu podejrzenia popełnienia przestępstwa lub innego wykroczenia, które następuje, kiedy pracodawca udowodni, że – nawet nieudowodnione – podejrzenie złamania prawa naruszyło zaufanie konieczne do kontynuowania pracy.
W zagmatwanej sprawie dwudziestopięcioletniego piłkarza piłka leży więc po stronie władz VfB Stuttgart, które początkowo wymawiają się gadkami o „potrzebie czasu” i „niekomentowaniu spraw sądowych z uwagi na ewentualny wpływ na obiektywność rozprawy”, żeby następnie – za sprawą prezesa Alexandra Wehrle i dyrektora Svena Mislintata – poruszyć niebo i ziemię w obronie swojego podopiecznego. Kiedy piłkarze, choćby bramkarz Florian Müller ze swoim „nie bijmy piany, nie mamy żadnych informacji na jego temat”, umywali ręce i unikali apologii interesów kolegi, Wehrle deklarował, że „Karazor jest naszym piłkarzem i myślimy o nim na co dzień”, a Mislintat dodawał, iż „traktuje go jak kontuzjowanego zawodnika, który niedługo znów będzie do dyspozycji sztabu szkoleniowego”. Swoje dwa grosze wtrącał również trener Pellegrino Matarazzo: „Mamy nadzieję, że Ata wróci, a kiedy to się stanie będzie tak ważnym ogniwem naszego zespołu, jak do tej pory”.
W międzyczasie poprawia się sytuacja Atakana Karazora i jego kumpla Jaskarana w zakładzie karnym na Ibizie. 20 lipca sąd w Palmie modyfikuje sytuację proceduralną obu mężczyzn i nakłada na nich kaucję w wysokości pięćdziesięciu tysięcy euro. Rodzina – sam Karazor lubi bezwstydnie nazywać się maminsynkiem – piłkarza Stuttgartu przelewa rzeczoną kwotę w nocy z czwartku 21 lipca na piątek 22 lipca i jeszcze tego samego dnia oskarżeni panowie opuszczają zakład karny na Ibizie. Karazor otrzymuje nakaz stawiania się na każde wezwanie sądu, ale w praktyce jest już wolny, może wracać do Niemiec.
26 lipca zajeżdża autem pod budynek klubowy Stuttgartu w koszulce z gołębiem. Spotyka się z Alexandrem Wehrle, Svenem Mislintatem i Pellegrino Matarazzo na tzw. „szczycie kryzysowym”, na którym opowiada o sześciu tygodniach w areszcie i tłumaczy bezsensowość zarzutów hiszpańskiej osiemnastolatki. Usprawiedliwienie zostaje ciepło przyjęte, a fotografowie łapią piłkarza na bocznym boisku w koszulce bez rękawów – rozciąga się, rozgrzewa mięśnie, kopie piłkę, gada z Sasą Kalajdziciem. Normalność żywota piłkarza.
Tak normalnie, że aż nienormalnie
Sven Mislintat występuje w podcaście PodCannstatt: – Cztery tygodnie urlopu. Sześć tygodni w areszcie. Dziesięć tygodni bez ukończonego treningu zespołowego. Nie bawmy się w pół-słówka, nie owijajmy w bawełnę, Ata nie jest gotowy do gry na pełnych obrotach. Jego powrót do regularnej gry realistycznie zakładamy na wrzesień i okres poprzedzający przerwą reprezentacyjną.
Wraca Bundesliga, a na chwilę przed jej startem Karazor zaskakuje świetnymi wynikami na testach wydolnościowych, więc w dwóch pierwszych kolejkach nowego sezonu nie tylko siada na ławce, ale dostaje nawet epizodyczne szanse zaprezentowania się na murawie – minutę z Lipskiem i osiem minut z Werderem Brema. Tuż po zakończeniu tego pierwszego meczu Sven Mislintat podbiega do niego i czule go przytula. Kiedy dwudziestopięciolatek wchodzi na boisko, lwia część czterdziestosześciotysięcznej publiki skanduje na jego część, ale w treść melodii wkrada się fałszywa nutka w postaci wcale niecichych gwizdów, na które dyrektor sportowy Stuttgartu macha jednak ręką, bo z perspektywy boiska „nic nie było słychać”.
Gorąco robi się za to, kiedy kibice Werderu formułują wspólny transparentowy zarzut przeciwko Karazorowi i Mislintatowi. Na białych płachtach piszą wielkimi literami: „Żadnej ochrony dla sprawców. Solidarność z poszkodowanymi. Mislintat – zamknij się”. Karazor – jakież to znamienne – wciąż milczy. Mislintat – jakież to znamienne – wciąż wojuje i ripostuje, że „nikt nie powinien osądzać, bo Ata nie został przecież skazany”. Zamilczcie obrońcy moralności, niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba, zdaje się przekazywać dyrektor Stuttgartu.
Jest tak normalnie, że aż nienormalnie. Atakan Karazor – strzeżony domniemaniem niewinności – biega po boiskach Bundesligi, a sąd na Ibizie wciąż dochodzi prawdy o rzekomym gwałcie na osiemnastoletniej Hiszpance. Kto ma rację? Nie krzyżujmy, nie rzucajmy kamieniami. Jeśli piłkarz jest niewinny i stosunek seksualny odbywał się za obopólną zgodą, a tak twierdzi sam zainteresowany, najpewniej udowodni to w sądzie, bo prawo to prawo, a sprawiedliwość to sprawiedliwość. Ale jeżeli oskarżenia dziewczyny nabiorą wiarygodnego kształtu i przemówią przeciwko niemu, poniesie konsekwencje swoich czynów, najpewniej już nigdy nie znajdzie klubu i odsiedzi swoje w pierdlu, bo za błędy trzeba płacić, a nie ma zbrodni bez kary.
Czytaj więcej o Bundeslidze:
- Sentymentalny powrót Schlotterbecka do Fryburga
- Powrót syna marnotrawnego. Werner ponownie przyprawia sobie rogi
- Orzeł odlatuje z Frankfurtu. Jak Kostić odjeżdża z Eintrachtu na rowerze
- Człowiek, którzy widzi palcami. Mueller-Wohlfahrt kończy 80 lat
Fot. Newspix