Reklama

Beniaminek i ładna gra. Czy warto to łączyć?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

15 sierpnia 2022, 11:44 • 9 min czytania 12 komentarzy

Chcemy coś wnieść do ligi. Nie zrezygnujemy z drogi, jaką obraliśmy w pierwszej lidze. Podobnie jak na zapleczu, chcemy grać ofensywnie. Nasi kibice chcą oglądać dobrą piłkę. Zamierzamy przy tym pokazać kilku chłopaków z regionu. Trzon kadry już mamy, wystarczą nam uzupełnienia. Mniej więcej taka wizja przyświeca wielu beniaminkom, którzy wchodzą do Ekstraklasy. Korona nie ma wielkich ideałów – i póki co na tym wygrywa. Warta także nie chciała rewolucjonizować ligi – i mimo wielu problemów gra właśnie swój trzeci sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Beniaminek i ładna gra. Czy warto to łączyć?

Korona ma siedem punktów, a że w spotkaniu z Wartą jest lekkim faworytem, dziś może nawet zameldować się na podium. Czy gra obiektywnie ładnie dla oka? Niekoniecznie. Czy to skuteczny futbol? Jak najbardziej. Podobnie można było mówić o Warcie Poznań, która po awansie postawiła na bardzo prostą piłkę. Broniła głęboko. Rzadko atakowała. Czasem do zwycięstwa wystarczała jej jedna skuteczna akcja i autobus przez pozostałe 89 minut gry. Stawiała na reaktywny futbol. Pomiędzy ekipami, które zmierzą się w poniedziałkowy wieczór, widać pewną analogię. Obie nie mają wielkich ideałów. Po prostu grają tak, by się utrzymać.

Jak spaść z ligi? Mieć ideały albo źle zarządzać klubem

Beniaminkowie mają problem. To fakt, nie opinia. Biorąc pod uwagę ostatnie pięć lat, ponad połowa z nich spadała z ligi już po pierwszym sezonie (!) w elicie. Reforma rozgrywek, po której degradowane są trzy drużyny, nie ułatwia im zadania. Statystyka wygląda brutalnie:

  • 21/22: Bruk-Bet Termalica Nieciecza i Górnik Łęczna (2 z 3),
  • 20/21: Podbeskidzie Bielsko-Biała (1 z 3)*,
  • 19/20: ŁKS Łódź (1 z 2),
  • 18/19: Miedź Legnica i Zagłębie Sosnowiec (2 z 2),
  • 17/18: Sandecja Nowy Sącz (1 z 2).

*ze względu na reformę ligi spadała tylko jedna drużyna, gdyby – jak wcześniej – z ligą żegnały się dwa zespoły, spadłby także kolejny z beniaminków (Stal Mielec)

Siedmiu na dwunastu beniaminków żegnało się z Ekstraklasą po roku. 58%. A gdyby nie sezon przejściowy 20/21, byłoby ich ośmiu na dwunastu – 66%. Patrząc na spadkowiczów z ostatnich lat, sposoby na szybki spadek są dwa: niepoprawny optymizm albo złe zarządzanie, struktura klubu, która nie dojrzała jeszcze do Ekstraklasy.

Reklama

Modelowym przykładem niepoprawnych optymistów jest ŁKS, który stawiał na efektowną, ambitną piłeczkę i aż do końca nie zamierzał schodzić z obranej drogi. Łodzianie za punkt honoru obrali sobie dopracowanie obranego wcześniej stylu, nawet przy zmianie trenera nie wzięli klasycznego strażaka, a Wojciecha Stawowego, czyli jednego z największych trenerów-idealistów w polskiej piłce. Gdy nie wychodził plan A, postarano się o to, by jeszcze go udoskonalić, a nie pomyśleć nad planem B. Wychodzenie krótkimi podaniami spod własnej bramki jest szlachetne, ale w ŁKS-ie niezwykle często kończyło się stratami. Łodzianie co chwilę tracili bramki na własne życzenie. Popełniali katastrofalne błędy przy wyprowadzeniu. Nie byli gotowi na to, by minąć pressing dobrze zorganizowanych drużyn.

Podobny przykład to Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Z dużym entuzjazmem zasiadaliśmy do każdego meczu „Słoników”, bo wiedzieliśmy, że będzie się działo. Czy to za Mariusza Lewandowskiego, czy Radoslava Latala, Bruk-Bet grał ełkaesowo. Potrafił stworzyć show – samemu Śląskowi Wrocław wbił w dwóch meczach siedem bramek, ich spotkania niejednokrotnie były kapitalne. Sam pomysł na grę można byłoby ocenić pewnie wyżej, gdyby nie brak skuteczności, czyli największy problem niecieczan w zeszłym sezonie. Tracili dużo, owszem, ale i dużo kreowali, nie potrafiąc tego później wykorzystać.

Kolejni idealiści to Miedź Legnica i Podbeskidzie Bielsko-Biała. To drugie myślało, że poradzi sobie w lidze, nie dokonując zbyt wielu zmian w pierwszej drużynie, dając szansę bohaterom awansu. Bielszczanie przejechali się na tym podejściu, o czym głośno mówił Krzysztof Brede. Też chcieli grać ładnie dla oka – w końcu w pierwszej lidze wychodziło. Mówili o tym. Podobnie jak Miedź Legnica, hiszpańska, wymieniająca podania, która przez cały sezon kręciła się w dole tabeli, ale nie była czerwoną latarnią ligi. Gdy trzeba było grać kluczowe mecze, jej pomysł na futbol zawiódł. Inną sprawą jest, że legniczan trawiły także problemy kadrowe – słaby bramkarz, mizerna forma napastników, braki w obronie.

Sandecja Nowy Sącz, Zagłębie Sosnowiec i Górnik Łęczna to inne historie. Nawet władze tego ostatniego definiowały drużynę z Lubelszczyzny jako pierwszoligowca w Ekstraklasie. Nie mieli za dużo środków, awansowali nagle, bez strukturalnego przygotowania. Sandecja i Zagłębie nie udźwignęły Ekstraklasy w gabinetach. A te przełożyły się na boisko.

Korona – prosta, skuteczna piłka

Spośród beniaminków, Korona radzi sobie póki co najlepiej. Wygrała z Legią (1:1) wojnę taktyczną. Wciągnęła ich w swój futbol, w którym czuła się najlepiej, a stołeczni byli wobec tego bezradni. Z Cracovią zagrała absurdalnie słabo, zwłaszcza w ofensywie, ale później odkupiła winy. Opędzlowała Śląsk Wrocław – i to w sposób, który nie pozostawiał złudzeń. Podobnie jak Lechię Gdańsk. Można mówić, że gdańszczanie zagrali beznadziejny mecz, bo to prawda, ale ci sami gdańszczanie chwilę temu potrafili z gracją wytrawnego boksera bezbłędnie wypunktować Widzew Łódź, który grał lepszy mecz, ale powaliła go różnica w jakości obu zespołów.

W Kielcach na każdy sposób odżegnują się od hasła „Banda Świrów”. Mówią, że nie chcą powielać tego, co już było, to nowa drużyna, nowe twarze, nowa historia. Można to zrozumieć – bo niby jak na motywację piłkarzy ma zadziałać fakt, by byli drugimi Kuzerami, drugimi Korzymami, drugimi Lenartowskimi? Niemniej Korona gra w bardzo podobny sposób, co w swoim najlepszym okresie w Ekstraklasie. Niezwykle walecznie – być może najbardziej walecznie w lidze. Fizycznie. Pressuje bardzo intensywnie, jak z Lechią, co wymaga nie tylko mądrości taktycznej, ale i po prostu sił i charakteru. Wybiera proste rozwiązania, nie boi się lagi do przodu, nie boi się ustawić tak, by najpierw odebrać atuty rywala, a później pomyśleć o tym, co z przodu, gdzie – czego nie można odbierać kielczanom – też jest dużo jakości.

Reklama

Łukowski zalicza świetny powrót do ligi – strzelił dwa ładne gole, wiele osób przebąkuje o tym, że trochę marnował się przez kilka lat w pierwszej lidze. Śpiączka to oczywiście boiskowy brutal, ale wyskok do piłki w polu karnym ma jak mało kto. Frączczak w zeszłej kolejce zagrał po raz pierwszy w wyjściowej jedenastce, co w jakiś sposób świadczy o tym, że kadra Korony jest w miarę szeroka. Gwarantem bandoświrowego sposobu na grę są Leszek Ojrzyński (siłą rzeczy) i Paweł Golański, który przecież tę „Bandę Świrów” współtworzył, wielokrotnie do niej wzdychał, to jest model drużyny, jaki preferuje. Nawet, jeśli nie świadczą o tym jego słowa, to jasno pokazują to czyny. Ściągnął ludzi pod określony profil – doświadczonych, charakternych, fizycznych, którzy nie pękają na robocie.

Oczywiście – jesteśmy dopiero na etapie piątej kolejki, więc nie można jednoznacznie wyrokować, że Korona się utrzyma, a styl, jaki preferuje, to strzał w dziesiątkę. W porównaniu do innych beniaminków zaczęła po prostu najlepiej, a niekoniecznie dawano jej najwięcej szans. Awansowała przecież po barażach, a pierwszej ligi – by rzec delikatnie – nie zawojowała.

Widzew po większości meczów można chwalić. Niewiele zabrakło, by wywiózł punkty w Szczecinie w ligowym debiucie. Z Jagą wygrał zasłużenie. Z Lechią sprawiał lepsze wrażenie. Ze Śląskiem może nie grał tak imponująco, ale być może wygrałby, gdyby Bartłomiej Pawłowski nie zmarnował karnego. Z Legią zaliczył świetną drugą połowę i gdyby nie kilka centymetrów (gol z kuriozalnie minimalnego spalonego Stępińskiego), mógłby skończyć z punktem. W ekipie Janusza Niedźwiedzia wiele rzeczy świetnie funkcjonuje. Widzew robi show. Błyskawicznie przechodzi od obrony do ataku. Ochoczo atakuje, nawet jeśli ma później za plecami duże dziury, zwłaszcza w środkowej strefie – aż cztery z sześciu bramek łodzianie stracili po strzałach z dystansu. Można ich chwalić, bo ich mecze zwyczajnie dobrze się ogląda. Ale na razie nie przekłada się to na punkty. Jak w Bruk-Becie. Jak w ŁKS-ie.

Nieco inaczej mają się sprawy z Miedzią, której raczej nie można pochwalić za grę (może za fragmenty meczu z Wisłą Płock, jak na ironię – przegranego aż 1:4). Ekipa z Legnicy niewątpliwie skupia się na graniu ambitnego futbolu. Na taką modłę ściąga zawodników – dobrze operujących piłką, technicznych. Jeśli nie może ich znaleźć w Polsce, to grzebie na rynkach, na które nie zapędzają się rodzimi dyrektorzy sportowi. Chce grać w Ekstraklasie tak, jak w pierwszej lidze, którą rozniosła. Na bardziej renomowanych rywalach nie robi to jednak żadnego wrażenia.

Warta – permanentny underdog

Warta oczywiście beniaminkiem już nie jest, ale pod wieloma względami mierzy się z podobnymi problemami, co beniaminkowie. Słabo wystartowała. Ma bardzo wąską kadrę. Robi niewiele transferów – za mało, by można o niej powiedzieć, że ma jakościową kadrę. Podchodzi do sezonu z rolą poważnego kandydata do spadku.

Poznaniacy zaczęli słabiutko, ale po transferach Żurawskiego, Luisa czy Destana, a także powrocie Zrelaka, pojawiają się widoki na utrzymanie, zaczyna to jakoś wyglądać. Dawid Szulczek jest specjalistą od rozpracowywania rywali. Na każde spotkanie szykuje jakiś pomysł, którym Warta ma uderzyć w słaby punkt przeciwnika. Mimo że to jej trzeci sezon w elicie, wciąż nie zmieniła podejścia, z którym zaczynała przygodę w Ekstraklasie. Gra tak, żeby wygrać. Pragmatycznie. Nieważne, w jaki sposób. Ważne, czy skutecznie.

Kibice często wychodzą z założenia, że chcą oglądać efektowny futbol. Odważny. Ofensywny. To głównie kibice postronni, którzy chcą się dobrze pobawić przy Ekstraklasie, bo ci zaangażowani, kibicujący swojej drużynie, zakochają się w jakiejkolwiek ekipie, jeśli ta po prostu wygrywa. Oczywiście, drużynom czołowym, albo przynajmniej aspirującym do czołówki, należy stawiać poprzeczkę wyżej. Beniaminkowie bardzo często chcą od razu przeskoczyć na ten wyższy level i oprócz myśli o utrzymaniu, dobierają sobie całą masę celów pobocznych. I później często kończą w pierwszej lidze.

Bo zakochać się można w jakiejkolwiek wygrywającej ekipie, nawet wygrywającej parszywie, po paździerzach. Powodów do sympatii jest bardzo dużo i nie trzeba ich zawsze szukać na samej murawie. Entuzjazm w Kielcach – oprócz wyników – wywołuje to, że Korona po wielu patologicznych latach w końcu jest klubem wiarygodnym, otwartym na kibiców, działającym racjonalnie. Frekwencje z ostatnich meczów pokazują, że kielczanie stęsknili się za zwykłą normalnością. Tak samo Warta – czy w swoim pierwszym sezonie w Ekstraklasie zachwyciła sympatyków piłki swoim stylem? Chyba niekoniecznie. Wszyscy podkreślali tę niewiarygodną historię: od klubu niemalże upadającego, z grzybem na ścianie, w której stworzył się zespół charakterny, pełen oddanych postaci, będących w stanie stawić w lidze czoła każdemu.

Bo czasem w piłce piękniejsza jest historia w tle, a nie ta napisana na zielonym prostokącie.

Tylko że nawet najlepsza historia w tle nie zrobi na nikim wrażenia, jeśli skończy się spadkiem z ligi.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: 

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

OGLĄDAMY KONFERENCJĘ REPREZENTACJI POLSKI – TO MOŻE BYĆ MOCNE…

redakcja
0
OGLĄDAMY KONFERENCJĘ REPREZENTACJI POLSKI – TO MOŻE BYĆ MOCNE…

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
2
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Komentarze

12 komentarzy

Loading...