Jorge Felix w sezonie 2018/19 sięgnął z Piastem Gliwice po mistrzostwo Polski, a rok później zgarnął nagrodę dla Piłkarza Sezonu w Ekstraklasie. Pewnie Hiszpanowi aż tak wielkich sukcesów nie uda się już osiągnąć, ale jego powrót do gliwickiej ekipy wypadł doskonale. 31-latek zameldował się na murawie w 66. minucie dzisiejszego starcia Piasta z Cracovią i już po paru chwilach było mu dane świętować zdobycie gola. Gola na wagę zwycięstwa 1:0. A zatem zespół Waldemara Fornalika wreszcie przerwał swoją fatalną passę.
Cracovia – Piast Gliwice. Kiepskie widowisko do przerwy
Pierwsza połowa spotkania – co tu kryć – była niezwykle ciężkostrawna. W zasadzie trudno którąkolwiek z drużyn wyróżnić – obserwowaliśmy wyrównane starcie, ale niestety wyrównane na bardzo niskim pułapie. Mnóstwo chaosu, strat, zablokowanych dośrodkowań, niecelnych podań. Jedni i drudzy nie potrafili znaleźć właściwego tempa gry. Widać to było zwłaszcza po Cracovii, która co najmniej trzykrotnie miała wyśmienite warunki, by skontrować Piasta, lecz za każdym razem akcja “Pasów” gubiła rozmach po dwóch-trzech podań i koniec końców kończyło się rozpaczliwą wrzutką, z których większość – o ile minęły pierwszego obrońcę – łatwo kasował Jakub Czerwiński. Rozczarowywał kapitan gospodarzy, Kamil Pestka – nawet gdy miał sporo przestrzeni na skrzydle, to ruszał się jak wóz z węglem.
Ktoś życzliwie nastawiony mógłby rzucić wyświechtanym sformułowaniem o “piłkarskich szachach”, ale prawda jest taka, że to był po prostu nędzny futbol. A może wręcz należałoby powiedzieć: paździerz. Raziła liczba prostych błędów technicznych. Przyjęcia piłki na cztery kontakty, nieudane zwody i tak dalej.
No i jeśli już o kiksach mówimy, to trzeba wspomnieć o najciekawszej akcji pierwszej odsłony meczu. Damian Kądzior – niewątpliwie najjaśniejsza postać pierwszych 45 minut – doskonałym, kąśliwym dośrodkowaniem z lewej strony boiska otworzył Kamilowi Wilczkowi drogę do bramki Cracovii. Były napastnik Broendby musiał tylko dostawić stopę i wbić futbolówkę do pustej bramki. To zadanie go jednak przerosło – zbyt szybko nabiegł, poślizgnął się na piłce i finalnie nie zdołał nawet oddać strzału.
Panie Kamilu, wstyd. Tak obrabować kolegę z naprawdę pierwszorzędnej asysty?
Cracovia – Piast Gliwice. Gliwiczanie lepsi w drugiej połowie
Po przerwie zarysowała się na murawie przewaga gości. Rzecz jasna nie jakaś miażdżąca, w posiadaniu piłki częściej była Cracovia. Ale to gliwiczanie byli w swoich atakach konkretniejsi. Widać było, że pomysłem ekipy Waldemara Fornalika jest przede wszystkim wykorzystywanie do maksimum wolnych przestrzeni tuż po przechwycie piłki w środku pola. I właśnie po jednej z tego rodzaju sytuacji padła dziś zwycięska bramka dla gości. W 70. minucie gry najpierw o futbolówkę w centralnej części boiska ofiarnie powalczył Grzegorz Tomasiewicz, a potem przebitkę wygrał Michał Chrapek, który dostrzegł na skrzydle rozpędzonego Kądziora. Z kolei reprezentant Polski znakomicie ściął z akcją do środka i znów świetnie zacentrował, tym razem w kierunku wprowadzonego z ławki Jorge Felixa.
Hiszpan zaś trafił do siatki. Jako się rzekło, piękny powrót do Piasta.
W końcowej fazie meczu “Pasy” zepchnęły przyjezdnych do defensywy, ale Frantisek Plach i tak nie miał wiele do roboty. Trzeba oddać Piastowi, że dziś przede wszystkim był świetnie zorganizowany w defensywie i ekipa Jacka Zielińskiego kompletnie nie potrafiła sobie z tym poradzić. Słabo zaprezentowali się Myszor i Rakoczy, kompletnie niewidoczny był Makuch. Nie pomogli też zmiennicy, w tym Jewhen Konoplanka. Ten ostatni na domiar złego skompromitował się w doliczonym czasie gry, dwukrotnie próbując wyłudzić rzut karny. Na szczęście Paweł Raczkowski nie dał się nabrać na ten żenujący teatrzyk.
Piast odbija się zatem od dna i notuje pierwsze zwycięstwo w bieżącym sezonie Ekstraklasy. Zwycięstwo może niespecjalnie efektowne, ale w pełni zasłużone. Natomiast Cracovia utraciła blask po spektakularnym starcie rozgrywek. Dzisiaj krakowianie – zwłaszcza w ofensywie – zagrali naprawdę totalny piach.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Dziwny przypadek Kristoffera Velde. W Europie kozak, w lidze badziewiak
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
- Miłość, miłość do „zakopanego”. Jak Luka Zahović rozkochał w sobie Szczecin
fot. NewsPix.pl