Pogoń wygrywa, lecz po takich trudach, że Jens Gustafsson powinien osobiście podziękować kilku piłkarzom Warty Poznań. Gdyby nie ich szczodrość, “Portowcy” mogliby wyjeżdżać z Grodziska w zdecydowanie gorszych humorach. Może i dzisiaj przerwali serię pięciu spotkań w delegacji bez zwycięstwa, ale chyba tylko nadmiernych optymistów przekonaliby, że to wynik wielkiej i zasłużonej pracy.
Gdyby Robert Ivanov do pary z Adrianem Lisem byli dziś w nieco lepszej formie, może Pogoń nie miałaby tak łatwo. Ani jeden, ani drugi piłkarz Warty nie dojechał do Grodziska na czas. Okej, Ivanov dawał swojej drużynie coś ekstra w ofensywie dzięki fajnym podaniom za plecy obrońców, ale z miejsca podkopuje go fakt, że dał coś ekstra również piłkarzom gości. Strzelił samobója i to nie w pozycji, w której nie dało się przed niefortunnym zagraniem uchronić. Dośrodkowujący z boku pola karnego Bartkowski może być mu wdzięczny, musimy mu przyznać asystę drugiego stopnia.
Warta Poznań – Pogoń Szczecin 1:2. Robert, ogarnij się
Generalnie Fin zalicza dość kiepski początek sezonu. Nie jest tym samym gościem, o którym chętnie mówiliśmy, że powinien sprawdzić się w większym klubie Ekstraklasy. Ostatnio jego brak koncentracji kosztował Wartę straconego gola z Miedzią, a teraz kolejny przejaw niechlujności okazał się jeszcze bardziej dotkliwy. Wpada na konto twardych liczb, których Ivanov nie ma w Warcie tak wiele. Dość powiedzieć, że to jego drugie trafienie do siatki w Ekstraklasie. Jako że nasza liga uwielbia wydarzenia wprost wynikające z logiki, pierwszego gola Robert Ivanov strzelił z… Pogonią. Rok temu, 1 sierpnia 2021 roku. Równowaga została zatem zachowana. Poza tym Fin kilka razy zachęcał gości do śmielszych ataków, wdając się na przykład w niepotrzebne dryblingi. Miał szczęście, że ci korzystali z tego dość nieudolnie.
No i Adrian Lis – po nim też można było spodziewać się czegoś więcej. Jego słabe piąstkowanie dośrodkowania Maty sprokurowało pierwszą bramkę dla Pogoni. Reszta zawodników na tyłach Warty spisywała się naprawdę nieźle, dlatego trener Szulczek może żałować, że pojawiły się takie “wyjątki od reguły”.
Przebudzenie Kamila Grosickiego
W całym meczu Pogoń Szczecin oddała tylko jeden celny strzał autorstwa Kamila Grosickiego. Malutko, jak na możliwości tej drużyny, a nie od dziś widzimy, że “Portowcy” mają trochę problemów z tworzeniem klarownych sytuacji. Tak było choćby ostatnio z Jagiellonią, coś podobnego widzieliśmy dzisiaj. Bramka Grosickiego nie była pokłosiem wyjątkowo zawiązanej akcji ofensywnej Pogoni. Dla samego skrzydłowego “Portowców” to był ważny moment, ot, pierwszy gol w nowym sezonie, lecz z perspektywy okoliczności boiskowych po prostu uśmiechnęło się do niego szczęście.
Tak czy owak, takiego uśmiechu Grosicki potrzebował. Do meczu z Wartą miał 7 występów z tylko jedną asystą, co piłkarzowi takiego kalibru nie przystoi. Dzisiejsza bramka oczywiście nie zmieni całego obrazu, ale jest pozytywnym symptomem na przyszłość. Kibiców Pogoni może niepokoić fakt, że “Grosik” ma problem w pojedynkach na skrzydle – nie jest tak przebojowy, z jego działań nie wynika bezpośrednio tak wiele jak wiosną, kiedy potrafił regularnie dawać liczby. Nie będziemy jednak wyjątkowo pastwić się nad 34-latkiem, bo start poprzedniej kampanii miał niemal identyczny. Czyli równie dyskretny.
Fajna seria strzelecka Adama Zrelaka
Tego samego nie można powiedzieć o Adamie Zrelaku, który podtrzymuje swoją passę strzelecką. Ostatnie trzy mecze słowackiego napastnika w Ekstraklasie – w każdym po golu. Nie wychylimy się z żadną herezją, mówiąc, że to obecnie jeden z najlepszych napastników w Ekstraklasie. Nie dość, że skuteczny, to jeszcze będący przeciwieństwem chimeryczności. Ciągle podłączony pod prąd, robiący sobie z obrońców podłokietnik, charakterny w dobrym tego słowa znaczeniu. Może brakuje mu dryblingu czy ogółem lepszego kleju w nodze, żeby być w pełni ukształtowanym zawodnikiem na swojej pozycji. Ale – nie oszukujmy się – przy takiej palecie cech Zrelak nie strzelałby wówczas bramek w Grodzisku, a w Glasgow.
Ostatecznie gol Słowaka nie dał Warcie punktów, choć ekipa trenera Szulczka zrobiła wiele, żeby doprowadzić do remisu. Goniła wynik tak bardzo, że Lis leciał w delegację do szesnastki Stipicy aż kilkukrotnie i to nie w ostatnich sekundach, a od 87. minuty. Za ładną walkę punktów jednak nie dają, ale trzeba przyznać, że Warta grająca w ten sposób łatwym dostarczycielem punktów nie będzie. Dzisiaj wycisnęła maksa, a gdyby nie prezent Ivanova, tym maksimum godnym dużego uznania byłby punkcik z bardzo nierówną Pogonią. Dla “Portowców” dzisiejszy wynik jest zdecydowanie lepszy niż gra.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Wizerunkowi dyletanci. Jak Paweł Żelem i Adam Mandziara kompromitują Lechię Gdańsk
- Van den Brom jak transfer znanego piłkarza do Ekstraklasy. CV fajne, ale na boisku gruz
- Zmiana właściciela w Warcie. „Zielona ewolucja” Pauliny Sypniewskiej
Fot. Newspix