– Takiej obsady nie miał jeszcze żaden mityng w Polsce – mówił Piotr Małachowski, obecny dyrektor sportowy Memoriału Kamili Skolimowskiej. To pierwszy w historii naszej lekkiej atletyki mityng w cyklu Diamentowej Ligi, a osoby zaangażowane w jego organizację liczą, że nie ostatni. Widać to zresztą po tym, kto przyjechał na Stadion Śląski. Wszyscy mają nadzieję, że wyniki również to udowodnią.
13 tygodni pracy, ale było warto
Kiedy początkiem maja gruchnęła wieść o tym, że Memoriał Kamili Skolimowskiej zostanie włączony do cyklu Diamentowej Ligi – w miejsce odwołanego mityngu w Chinach – wszyscy związani z lekką atletyką w Polsce świętowali. I tylko osoby odpowiedzialne za organizację imprezy niemal od razu zakasały rękawy i wzięły się do pracy. Zwiększony prestiż imprezy oznaczał bowiem inny, wcześniejszy od pierwotnego termin, ale też potrzebę zrobienia właściwie wszystkiego od nowa.
Trzeba było raz jeszcze pochylić się nad całą oprawą medialną i wizualną. Porozmawiać z zakontraktowanymi już gwiazdami o nowej dacie, a do tego sprowadzić kolejne. Przyspieszyć promocję wydarzenia. A to wszystko w 13 tygodni. Nie było chwili wytchnienia, ale zdecydowanie było warto. Bo Diamentowa Liga to prestiż. To transmisje telewizyjne na całym świecie. To najlepsi lekkoatleci i znakomite rezultaty. Ale to też wyjątkowa szansa na to, by w tym cyklu – do którego niesamowicie trudno się dostać – spróbować pozostać.
– Od razu zaznaczę, że nie chcemy, aby memoriał o takim prestiżu był jednorazowym wydarzeniem. Pracujemy, aby zasłużyć na stałe miejsce w kalendarzu, bo prestiż Memoriału Skolimowskiej rośnie. Po co? Bo to dla Śląska olbrzymia promocja. Pokaże nas 155 stacji telewizyjnych. Inwestujemy w to, aby świat dowiedział się o naszym regionie. Przyznam, że marzy mi się, aby stemplem na tym wszystkim był rekord świata, który mógłby tutaj paść. I to możliwe – mówił na wczorajszej konferencji prasowej Jakub Chełstowski, marszałek województwa.
CZYTAJ TEŻ: MEMORIAŁ SKOLIMOWSKIEJ. W CHORZOWIE MOGĄ PAŚĆ REKORDY ŚWIATA
O tym, że Memoriał Skolimowskiej powinien być w lekkoatletycznej elicie, mówiło wielu lekkoatletów. Nie tylko tych z Polski. Gdy przed dwoma laty Johannes Vetter osiągał w Chorzowie drugi wynik w historii rzutu oszczepem, stwierdził, że ta impreza niczym nie różni się od Diamentowej Ligi i powinna w niej zagościć. – Od lat powtarzałem znajomym, że kiedyś „Kama” będzie w elicie. Ale gdy to stało się prawdą, nawet jadąc teraz na Śląsk, kręciłem głową. To nie do wiary. To jak spełnienie naszych marzeń – mówił z kolei z uśmiechem Piotr Lisek, gdy wczoraj odpowiadał na pytania dziennikarzy.
„Kama” zagościła więc w elicie. I wszyscy mają nadzieję, że w niej zostanie. By tak się stało, potrzebna jest nie tylko znakomita oprawa, ale i świetne wyniki. O to, by te padły, również zadbano.
Gwiazdozbiór
Nie wszystko będzie zależeć od nich – zlitować będzie musiała się też pogoda, a prognozy zwiastują opady deszczu, choć raczej przed startem imprezy. Jeśli jednak ostatecznie padać nie będzie, to zgromadzone w Chorzowie gwiazdy lekkiej atletyki mogą dać prawdziwe show. I to od samego początku Memoriału, bo jeszcze przed startem segmentu Diamentowej Ligi (rozpoczyna się o 16:00), fani będą mogli obejrzeć między innymi rywalizację w skoku o tyczce mężczyzn (od 13:3o). Tam, gotowy by po raz kolejny pobić rekord świata, rywalizować będzie Armand Duplantis.
A to tylko początek.
– W sprintach mamy fantastyczne Jamajki, które podobnie jak Szwed polują na rekord świata. Mamy genialnego płotkarza Alisona Dos Santosa, kapitalne ukraińskie skoczkinie wzwyż, gigantów pchnięcia kulą i biegów średnich. A w tym wszystkim szerokie grono Polaków, z „Aniołkami” od 400 metrów, Piotrem Liskiem, Patrykiem Dobkiem, a ponad wszystko naszymi młociarzami. Mówię ponad wszystko, ponieważ nie zapominajmy, że młot właśnie uprawiała Kamila. I Diamentowa Liga to jedno, ale my tutaj wszystko robimy przede wszystkim dla pamięci o niej – mówił Małachowski.
– Chciałbym, żeby pokusili się o życiówki. Ale też jestem sportowcem i rozumiem, że to nie takie proste. Wiem, że szczególnie po mistrzostwach świata różnie to może wyglądać. Podchodzę do tego z dużym dystansem. Najbardziej realne jest oczywiście to, żeby Duplantis skoczył rekord świata. A co do reszty: zobaczymy. Do tego liczę na polskich zawodników, żeby pokazali, że są w dobrej formie, że są zdrowi. Bo to byłby świetny prognostyk przed mistrzostwami Europy – dodawał.
Oczy fanów sprintu będą zwrócone przede wszystkim na wspomniane Jamajki. Na mistrzostwach świata w Eugene Shelly-Ann Fraser-Pryce (zresztą rekordzistka Memoriału) zdobyła swoje piąte złoto w biegu na 100 metrów, a Shericka Jackson osiągnęła drugi w historii wynik na 200. Przywołany Dos Santos z kolei stał się trzecim najszybszym płotkarzem w dziejach na dystansie pełnego okrążenia, a na ostatnich metrach swojego mistrzowskiego biegu wyraźnie zwolnił i było widać, że ma zapas sił.
CZYTAJ TEŻ: MAŁACHOWSKI: NIE LUBIĘ, JAK KTOŚ MÓWI DO MNIE „DYREKTORZE”
Mistrzów z Eugene będzie zresztą w Chorzowie tuzin. Medalistów – kilkudziesięciu. W tym i nasi – Paweł Fajdek oraz Wojciech Nowicki, którzy po raz kolejny pokuszą się o dalekie rzuty. Na rekord Polski na 1500 metrów nadzieję na pewno będzie mieć Sofia Ennaoui, która od kilku tygodni podkreśla, że jest w dobrej formie, a wspomniane przez Małachowskiego Aniołki mają wiele do udowodnienia po nieudanych mistrzostwach świata. I z pewnością chcą pokazać się z doskonałej strony przed własną publicznością. Organizatorzy też zresztą chcą, by to zrobiły. Dlatego w kwestii Polaków mimo zwiększenia rangi imprezy nic się nie zmienia – ma ich być jak najwięcej tylko się da.
– Dla polskich zawodników nie brakowało miejsca i nigdy nie będzie brakowało – mówił Małachowski. – Jednak my również jesteśmy oceniani przez Diamentową Ligę. Jeśli chcemy ją też zrobić za rok w Chorzowie, to musimy dostarczyć wyników sportowych. Więc pierwszeństwo mają lekkoatleci, którzy już brali udział w mityngach Diamentowej Ligi i zdobywali punkty. Szczególnie że Memoriał jest jedną z ostatnich imprez w jej kalendarzu. Musimy zatem do tego się dostosować. Dobrać polskich zawodników, którzy mają świetne wyniki, a tych ze słabszymi dorzucić do biegów B i tak dalej. Jeśli chcemy zrobić przyjemność kibicom, rozwijać się, to musimy się dostosować do wymogów. Ktoś oczywiście powie, że wcześniej nie było Diamentowej Ligi, to startowało więcej Polaków. Tak, ale nie było tylu gwiazd, nie było takiego zainteresowania, jeśli chodzi o media oraz kibiców. Zawsze jak to mówią: medal ma dwie strony.
To tylko początek
Jak wspominał Jakub Chełstowski – Memoriał Kamili Skolimowskiej w cyklu Diamentowej Ligi nie ma być jednorazowym wydarzeniem. Wszyscy zaangażowani chcą, by zagościł w elicie na stałe, ale też by poprzez jego organizację po raz kolejny udało się potwierdzić, że Polska może, a wręcz powinna, otrzymywać największe imprezy. W naszym kraju odbywały się już przecież halowe mistrzostwa świata (Sopot 2014) i Europy (Toruń 2021), World Athletics Relays, czyli nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet (Chorzów 2021) oraz dwie ostatnie edycje Drużynowych Mistrzostw Europy (Bydgoszcz 2019 i Chorzów 2021).
W przyszłym roku na Stadionie Śląski ma się odbyć też kolejna odsłona ostatniej z tych imprez, a w dalszej przyszłości – za sześć lat, również w Chorzowie – zorganizowane zostaną lekkoatletyczne mistrzostwa Europy. Do tego coraz częściej wspomina się i o tym, że mogłyby tam zagościć mistrzostwa świata 2027 lub późniejsze. Tegoroczny Memoriał Kamili Skolimowskiej ma po części udowodnić, że byłby to znakomity wybór.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze – nie tylko pod kątem organizacji, ale też osiąganych dziś w Chorzowie rezultatów – Polska będzie miała naprawdę mocny argument za tym, by walczyć o sprowadzenie na Stadion Śląski największej lekkoatletycznej imprezy. W tej chwili zresztą wygląda na to, że pod tym względem nasza lekkoatletyka przypomina nieco Armanda Duplantisa. Dla obu tylko niebo jest limitem.
Fot. Newspix