Reklama

Jordi Sanchez: Doping na polskich stadionach jest fenomenalny

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

06 sierpnia 2022, 12:20 • 15 min czytania 10 komentarzy

W pierwszych kolejkach Ekstraklasy dał się poznać jako doskonały joker. W poprzednim sezonie strzelił gola, który dał jego byłej drużynie awans do Segunda Division. W przeszłości trenował pod okiem Marcelino, grał z Carlosem Solerem, w Valencii wziął pod skrzydła Mateusza Łęgowskiego. Poznajcie Jordiego Sancheza! Zapraszamy na rozmowę z nowym napastnikiem Widzewa.

Jordi Sanchez: Doping na polskich stadionach jest fenomenalny

Widziałem, że po zakończeniu sezonu 21/22, Albacete ogłosiło, że przedłużono z tobą kontrakt, ale ostatecznie trafiłeś do Widzewa.

Moja umowa została przedłużona automatycznie, ale Albacete nie robiło mi pod górkę, gdy otrzymałem propozycje z Widzewa.

Dlaczego zdecydowałeś się zagrać w Polsce?

Każdy piłkarz chce grać w najwyższej klasie rozgrywkowej w danym kraju. Widzew zaoferował mi dobre warunki i stabilizację, której potrzebuję. Opuszczenie Hiszpanii było dla mnie dużym wyzwaniem, ale chciałem zrobić krok do przodu. Widzew dał mi szansę i podpisałem trzyletni kontrakt. Nie mogłem nie skorzystać z tej okazji. Teraz zamierzam spłacić kredyt zaufania.

Reklama

Co wiedziałeś o Widzewie i o Polsce?

Znałem historię Polski, która nie należała do łatwych. Oczywiście mam na myśli temat wojen. Polska wydaje mi się krajem, który jednoczy się w trudnych momentach i walczy o swoje dobro. O Widzewie wiedziałem, że to historyczny klub, który właśnie awansował do Ekstraklasy. Podobała mi się opcja gry dla klubu, który chce nawiązać do najlepszych czasów i rozwijać się w ciekawej lidze.

Coś cię zaskoczyło?

Kibice. Uwielbiam atmosferę podczas meczów w Polsce. To, co tu zobaczyłem, jest czymś wyjątkowym. Kibice bardzo wspierają swoje zespoły i robią to w zupełnie inny sposób, niż ma to miejsce w Hiszpanii. Doping jest tutaj fenomenalny i można dostać gęsiej skórki na samą myśl. Myślę, że atmosfera podczas ekstraklasowych przyciąga wielu graczy z zagranicy, ponieważ jest wyjątkowa. Ponadto stadiony są duże i nowoczesne. Świetnie gra się w takich warunkach. To czysta przyjemność.

Trzy razy wchodziłeś z ławki i masz już dwa gole. Widać, że polskie boiska ci służą.

Chociaż to dopiero początek, prawda jest taka, że wszystko idzie dobrze. Gole zawsze mnie cieszą i mam nadzieję, że dadzą nam więcej punktów w przyszłości. Od tego jest właśnie napastnik, żeby wykorzystywać okazje do strzelania goli.

Reklama

Jesteś gotowy na grę od pierwszych minut?

Oczywiście. Tak naprawdę nie miałem długich wakacji. Nie zdążyłem stracić rytmu meczowego, bo ostatni mecz w Albacete rozegrałem w połowie czerwca. Teraz wchodzę z ławki, ale mam nadzieję, że w przyszłości wygram rywalizację o pierwszą jedenastkę. Pod względem przygotowania fizycznego czuję się bardzo dobrze. Trener daje mi trochę czasu na przystosowanie się do nowego środowiska i lepszego zrozumienia gry naszego zespołu. Choć nie gram od pierwszych minut, jestem przygotowany, by regularnie zdobywać gole, co już pokazałem.

Jak przebiega twoja adaptacja?

Podoba mi się miasto, klub, treningi. Zespół bardzo mnie wspiera, abym szybko poczuł się jak w domu.

Z kim dogadujesz się najlepiej?

Bardzo dobrze dogaduję się z Bożidarem Czorbadzińskim. Mówi trochę po hiszpańsku i potrafimy znaleźć wspólne tematy. Jeśli chodzi o boisko, to lubię grać z Fabio Nunesem. Ostatnio asystował przy mojej bramce. Podczas treningów też często stara się zagrywać do mnie piłki i dobrze się rozumiemy. Z każdym łapię coraz lepszy kontakt, a będzie tylko lepiej.

Jak u ciebie ze znajomością języków obcych?

Mówię też po angielsku, ale podczas meczów wszystko dzieje się bardzo szybko i nie ma czasu na tłumaczenie i odczytywanie intencji. To musi działać automatycznie. Prosty komunikat i jego wykonanie. Poza boiskiem znajomość angielskiego bardzo mi pomaga w zrozumieniu, o czym mówią koledzy, bo często starają mi się przetłumaczyć, o czym akurat rozmawiają. Uważam, że znajomość języka polskiego jest ważna, dlatego znam już kilka słów i widzę, że niektóre są podobne do hiszpańskich, przykładowo: informacja, redakcja, rotacja. Staram się szukać skojarzeń i znam już też podstawy takie jak: cześć, dzień dobry, wiesz, lewa, prawa, dziękuję. Będę starał się krok po kroku uczyć kolejnych słówek i zwrotów.

Zdarzyło ci się zamienić słówko po hiszpańsku z Bartłomiejem Pawłowskim?

Tak, mówi dobrze po hiszpańsku. Opowiadał mi anegdoty z okresu, kiedy grał w Primera Division. Pawłoś i ja traktujemy się jako kolegów z drużyny, a nie rywali o miejsce w jedenastce. Bartek bardzo mi pomaga w kwestii adaptacji. Chcemy jak najlepiej dla zespołu i mamy bardzo dobre relacje.

Jak oceniasz Ekstraklasę?

Rzuca się w oczy, że jest to najwyższa liga w kraju. Widać to po stadionach i rywalach, którzy prezentują wysoki poziom. To trochę inny futbol niż w Segunda Division, ale nie oznacza to, że jest gorszy czy lepszy. Tutaj więcej się atakuje, ale w nieco inny sposób, bardziej bezpośrednio. Dla napastników i innych ofensywnych graczy ta liga jest bardzo interesująca, ponieważ jest dużo wolnych przestrzeni i mnóstwo dośrodkowań. Jest też czas, żeby podholować piłkę i zyskać dodatkowe metry. Poza tym mój zespół ma styl gry, który bardzo mi odpowiada.

W Polsce podczas treningów biega się więcej i wykonuje mniej ćwiczeń z piłkami niż w Hiszpanii. Generalnie w Hiszpanii robimy wszystko z piłką. Tutaj wszystko jest bardziej fizyczne, z większą intensywnością, ale ostatecznie podoba mi się taka filozofia pracy. Moim zdaniem przygotowanie fizyczne jest kluczowe i w Polsce przykłada się do niego dużą wagę, co mi odpowiada.

Nie jest trochę tak, że Widzew gra lepiej niż punktuje?

Gramy dobrze i zasłużyliśmy na więcej punktów. Trzeba pamiętać, że dopiero awansowaliśmy i błędy mają prawo się przytrafiać. Szybko wyciągamy wnioski. Jestem przekonany, że wkrótce się jeszcze poprawimy i to przełoży się na punkty. Wiemy, że jesteśmy na dobrej drodze i wiele rzeczy robimy w odpowiedni sposób, dlatego jesteśmy spokojni o nasze dalsze losy.

Opowiedz mi o swoich piłkarskich początkach.

Kiedy byłem dzieckiem, mieszkałem w domu z moimi kuzynami, którzy już grali i w każdy weekend chodziłem na ich mecze. Potem grywałem z ojcem. On stał na bramce, a ja próbowałem strzelać mu gole. Prawdopodobnie z tego powodu jestem napastnikiem. Wyróżniałem się w mojej szkole, więc moi rodzice postanowili wysłać mnie do szkółki FC Barcelony. Byłem tam tylko przez rok, a potem grałem w katalońskich zespołach z okolic Barcelony. Tak było, dopóki nie podpisałem kontraktu z rezerwami Valencii. Miałem wówczas 22 lata.

Wiele się wówczas zmieniło w twoim życiu?

W moim życiu było wiele zmian, ale ta była kluczowa. Zostawiłem w Barcelonie rodzinę i przyjaciół. Rzuciłem moje studia. Do tej pory grałem w Tercera Division i mogłem połączyć grę ze studiami, ale naszedł czas, w którym musiałem podjąć trudną decyzję. Postawiłem wszystko na jedną kartę.

I jak wspominasz tamte lata?

W pierwszym sezonie byliśmy bliscy awansu do Segunda Division. Grałem wówczas z wieloma piłkarzami, którzy później dostali swoje szanse w Primera Division: Rafa Mir, Fran Villalba, Antonio Sivera, Toni Lato, Nacho Vidal. W drugim sezonie trenowałem z pierwszą drużyną pod okiem Marcelino. W zespole nie brakowało gwiazd: Dani Parejo. Rodrigo Moreno, Francis Coquelin, Geoffrey Kondogbia, Gonzalo Guedes, Jose Gaya i wielu innych.

Kto zrobił na tobie najlepsze wrażenie?

Jako napastnik częściej przyglądam się innym strzelcom. Dla mnie Rodrigo jest niesamowitym snajperem. Ma świetny timing w polu karnym. Jeśli chodzi o inne pozycje, duże wrażenie zrobił na mnie Dani Parejo. Dla mnie prezentuje poziom godny reprezentacji Hiszpanii. Marcelino powierzył mu pełną odpowiedzialność i on świetnie wywiązywał się ze swoich zadań. Nie potrzebuje imponujących warunków fizycznych, żeby się wyróżniać. Myśli szybciej niż reszta i to jest kluczowe na boisku.

Jak pracowało ci się z Marcelino?

Wobec mnie Marcelino zachowywał się bardzo dobrze. Jest osobą, która dużo wymaga i ma jasne zasady. Zwłaszcza jeśli chodzi o koncepcje taktyczne. U niego trenuje się naprawdę ciężko, ale ta praca popłaca. Również w kwestii przygotowania mentalnego i odżywania. Marcelino dba po prostu o każdy szczegół. Interesował się tym, jak się czuję, co się dzieje w moim życiu. Dbał o to, żebym czuł się dobrze. Nie wiem, czy kiedykolwiek przeczyta ten wywiad, ale chcę mu podziękować za możliwość współpracy.

Ostatecznie nie zadebiutowałeś w oficjalnym meczu pierwszej drużyny.

Zagrałem tylko w nieoficjalnym spotkaniu przeciwko Eldense w naszym ośrodku treningowym. Nie mogłem zadebiutować w pierwszej drużynie, ponieważ nie byłem już zawodnikiem U-23 i to komplikowało sprawę. Gdybym zadebiutował, musiałbym zostać w drużynie A. Liczba miejsc w pierwszym zespole jest ograniczona i w dodatku nie mógłbym grać w rezerwach.

Dlatego odszedłeś?

Skończył się mój kontrakt i postanowiłem zmienić otoczenie. Numancia dała mi trzyletnią umowę. Myślałem, że postawią na mnie, ale tak się nie stało. Różnica pomiędzy Segunda B a Segunda Division jest duża, a pewność siebie jest kluczowa. W tym klubie nie miałem zbyt wielu okazji do gry. Trenerzy nie znali mnie zbyt dobrze, więc stawiali na innych. Strzeliłem tylko jednego gola. Kiedy trener cię nie wystawia, nie możesz strzelać bramek i na tym polegał mój problem. W tym zespole był także Yaw Yeboah, który potem trafił do Wisły Kraków. Nie znał zbyt dobrze hiszpańskiego, ale był tam moim sąsiadem i chodziliśmy razem na treningi.

Po rundzie jesiennej wypożyczono cię do Ibizy.

Jednym z powodów, dla których zdecydowałem się na Ibizę, było to, że moja mama i jej rodzina pochodzą właśnie stamtąd. Numancia przeżywała ciężkie chwile, ja próbowałem się odbudować blisko rodziny, więc wypożyczenie wydawało się rozsądną opcją.

Ibiza to bardzo profesjonalny klub. To był pierwszy sezon tej drużyny w Segunda B, ale prezes miał bardzo jasne pomysły i było widać, że na tym nie poprzestanie. Klub jest świetnie zorganizowany. Z pewnością za dwa lub trzy lata trafi do play-offów o awans do Primera Division lub nawet awansuje bezpośrednio. Prezes dużo inwestuje w klub, wyspę i drużynę. Warto obserwować tę drużynę.

A jak wygląda życie na Ibizie?

Zimą robi się chłodniej i robi się pusto. Nie ma już takich tłumów i nie jest tak głośno. Jest trochę inaczej, ale wiedzą o tym tylko wyspiarze. Ludzie myślą, że Ibiza to tylko imprezy i dyskoteki, ale jest też czas, w którym można znaleźć dla siebie ciszę i spokój.

Wówczas pracowałeś z legendami hiszpańskiej piłki – Pablo Alfaro i Andresem Palopem.

To ludzie, którzy wiedzą, co znaczy rywalizacja na najwyższym poziomie, więc możesz się od nich wiele nauczyć. Palop był bramkarzem, ale jako trener zawsze stawiał na ofensywę. Na początku było to dla mnie trochę dziwne, ale jeszcze jako bramkarz strzelił kilka bramek, więc może mu to zostało.

Pablo Alfaro jako piłkarz był bardzo agresywny.

Jako trener jest taki sam, wymaga intensywności i agresji. Tego można się od niego nauczyć. Jego chęć wygrywania jest ogromna. Pod tym względem przypomina trochę Curro Torresa, z którym pracowałem w Valencii.

I ostatecznie wróciłeś do Valencii.

Numancia nie chciała mnie podczas pretemporady. Dyrektor sportowy, Cesar Palacio poinformował mnie, że nie chce, abym wracał. Musiałem więc szukać szczęścia gdzieś indziej. Chema z rezerw Valencii chciał mieć mnie ponownie w zespole, więc wróciłem do miejsca, które jest dla mnie drugim domem. Chciałem znów nabrać pewności siebie, strzelić kilka goli i wrócić do formy.

Zastałeś jakieś zmiany?

Zauważyłem, że odmłodzono zespół i obniżono oczekiwania. Nie było presji na awans do play-offów. Ważniejsze było zapewnienie rozwoju młodym. Z Chemą bardzo dobrze trenuje, bo wie, jak pracować z młodymi ludźmi, jak rozwijać ich umiejętności. Kiedy zakończę karierę, będę chciał się od niego uczyć.

Pamiętasz Mateusza Łęgowskiego?

Mateusz był dla mnie jak braciszek z akademii. Już wtedy mówiłem trochę po angielsku, żeby pomóc młodym i sprawdzić, czy dobrze się u nas czują. Starałam się o niego zadbać w najlepszy możliwy sposób. Kiedy trafiłem do Polski, jako jeden z pierwszych napisał do mnie, że jeśli będę czegoś potrzebować, to mam dać znać. Po meczu wymieniliśmy się koszulkami. Mam nadzieję, że w rundzie rewanżowej oboje zagramy od początku.

A co z Lee Kang-Inem? Wydaje się trochę zarozumiały.

Wcale nie, po prostu przypięto mu taką łatkę. Miał zaledwie 17 lat, gdy zaczął z nami trenować, więc starałem się go wziąć pod swoje skrzydła. Musiał szybko dojrzewać. To wielki talent i jest wciąż młody. Ma wszystkie cechy, aby regularnie grać w Primera Division. Potrzebuje dużo cierpliwości, ponieważ nawet w jego kraju starają się go rozpraszać. Ma potencjał, by jeszcze zaistnieć w świecie dużej piłki.

Z czasem podjąłeś kolejną próbę gry w drugiej lidze hiszpańskiej.

Trafiłem do Castellón, ale miałem pecha, ponieważ nie przepracowałem całego okresu przygotowawczego. Z tego względu nie grałem w meczach kontrolnych. Castellón awansował dzięki play-offom i miał tylko trzy tygodnie przerwy między sezonami. Na początku sezonu dostałem kilka szans. Uważam, że pokazałem się z dobrej strony i drużyna zdobywała punkty. Nagle trener postanowił odstawić mnie na boczny tor. Z pewnością sposób gry Castellón nie był dla mnie.

Klub miał duże grono kibiców. W Segunda B Nou Estadi Castàlia jako jedyny pękał w szwach. Jednak po awansie drużyna nie mogła grać przy pełnych trybunach ze względu na pandemię, co niewątpliwie nie pomagało.

Jako że trener stawiał na innych, zostałem wypożyczony do UCAM Murcia, do klubu, który miał dobre wyniki, ale grał o szczebel niżej. Szło nam nieźle. Szybko się tam odnalazłem. Prawie udało nam się awansować. Przegraliśmy finał play-offów właśnie z Ibizą, w której rok wcześniej próbowałem swoich sił. UCAM to klub, który traktował mnie bardzo dobrze od pierwszej chwili. Byłem tam tylko przez cztery miesiące, ale czułem się fenomenalnie. Byłem dumny, że mogłem tam zagrać.

W tym klubie był też zawodnik, który w Hiszpanii jest bardziej znany z YouTube’a niż z meczów.

Pedro Benito! Jest moim bardzo dobrym kolegą. Zadebiutował nawet w pierwszej drużynie w Kadyksie w Primera Division. To było jego marzenie. Jest gwiazdą TikToka i YouTube’a, ale jako osoba jest zawsze chętny do pomocy wszystkim i nie mogę na niego złego słowa powiedzieć. Życzę mu wszystkiego najlepszego, bo na to zasługuje i na to pracuje.

Grał ze mną też Javi Moreno, który jest teraz zawodnikiem innego łódzkiego klubu – ŁKS-u. Jakiś czas temu rozmawialiśmy i śmialiśmy się, że mieszkamy w tym samym mieście, a nie mamy czasu na wspólną kawę.

Twoim ostatnim klubem przed podpisaniem kontraktu z Widzewem było Albacete. Widziałem, że miałeś tam długą przerwę od strzelania bramek.

Nie wszystko zależy od gracza. Trener nie był co do mnie przekonany, ale nadal ciężko pracowałem, aby w rezultacie otrzymać kolejne szanse i pokazać, że warto na mnie stawiać.

Widziałem występ pewnego rapera, który rzucił frazą: – Czasem przychodzę późno, jak gol w dogrywce Jordiego Sancheza.

Też to widziałem, ale na stadionie mi tego nie śpiewali (śmiech). To było na gali Kick OFF LaLiga. Miło jest zainspirować artystów do tworzenia. Wytłumaczę może, o co chodziło.

W play-offach trener zmienił zdanie i postawił na mnie. Pokazałem się z dobrej strony. Strzeliłem gola w półfinale z Rayo Majadahonda. W finale zagraliśmy przeciwko Deportivo la Coruña na El Riazor. W regulaminowym czasie było 1:1. W dogrywce strzeliłem gola, który dał nam awans do Segunda Division. Mimo to postanowiłem zmienić ligę i opuścić Hiszpanię, a teraz jestem napastnikiem Widzewa, więc jestem bardzo zadowolony. Myślę, że czeka mnie i drużynę bardzo udany sezon.

Najlepszy zawodnik, z którym grałeś w jednym zespole?

Było wielu. Nie grałem zbyt wiele z Ferranem Torresem, ponieważ jechał na mistrzostwa świata U-17, ale moim zdaniem miał coś wyjątkowego, coś innego i już wtedy się wyróżniał. Kolejną osobą, która ciężko pracowała na swój sukces, był Rafa Mir. Kiedy nie zdobywał bramek, wiele osób go krytykowało, ale on szedł dalej i robił swoje. Carlos Soler również miał wiele atutów i podobała mi się jego gra. W tym zespole był też bardzo utalentowany Fran Villalba, który w poprzednim sezonie zmagał się z urazem, ale uważam, że jeszcze dużo dobrego przed nim.

Najlepszy gracz, przeciwko któremu grałeś?

Sergi Samper to niesamowity zawodnik, Konrad, który jest w OM, był zawodnikiem nie do powstrzymania. Było wielu ciekawych graczy na mojej drodze, dlatego ciężko wskazać tylko kilku.

Twój ulubiony klub?

Pochodzę z Barcelony, grałem tam przez jakiś czas i ten klub wiele dla mnie znaczy. Wspomniałem też o sentymencie, jakim darzę Valencię. Dlatego zawsze staram się oglądać mecze obu tych zespołów.

Jak oceniasz transfer Lewandowskiego?

Jako fan hiszpańskiej piłki uważam, że to świetna wiadomość. Lewandowski to supercrack. Wiele osób chciało go zobaczyć w lidze hiszpańskiej, nie tylko kibice Barcelony i teraz będzie ku temu okazja. Jeśli znacie się, możesz postarać się załatwić mi jego koszulkę (śmiech).

Pobawmy się w typowanie. Ile bramek strzeli w nadchodzącym sezonie?

Słaby jestem w typowaniu, ale oby jak najwięcej.

Twój idol z dzieciństwa?

Jako Hiszpan miałem zaszczyt śledzić losy wspaniałych napastników, takich jak Fernando Torres i David Villa. Bardzo dobrze pamiętam ich najlepsze lata, z których mogłem czerpać garściami. Myślę, że kiedy byli na szczycie, to był czas, w którym najwięcej się nauczyłem. Bardzo cenię też Zlatana Ibrahimovicia. Gdybym miał wybrać tylko jednego piłkarza, wybrałbym Ibrahimovicia. Za wszystko, charakter, sposób gry, osobowość. Kompletny gracz, bez wątpienia.

Gdybyś miał porównać swój styl do któregoś piłkarza ze światowego topu, kogo byś wymienił?

(Śmiech) Trudne pytanie, ale zawsze starałem się naśladować Fernando Torresa. Może jestem taką wersją Torresa, który strzela mniej bramek.

Twoje hobby?

W Hiszpanii często grałem w padla, ale w Polsce jeszcze nie miałem okazji. Dużo trenujemy i nie mam siły, by brać się jeszcze za tak intensywne rozrywki. Bardzo lubię oglądać inne sporty, przykładowo tenis. Latem zdarza się, że idę na ryby. Jak słyszysz, wiele spokojnych zajęć, żeby tylko mieć siłę trenować na najwyższym poziomie!

Co byś robił, gdybyś nie był piłkarzem?

Zanim poszedłem do Valencii, studiowałem, aby zostać nauczycielem wychowania fizycznego. Na pewno robiłbym coś związanego ze sportem.

Tęsknisz za czymś?

Na razie nie mam na to czasu, bo wszystko dzieje się tak szybko. Nie mogę też narzekać na brak bliskich mi osób, bo w Polsce jest również moja dziewczyna. Podejrzewam, że kiedy zrobi się zimno, będziemy tęsknić za słońcem.

Jakiem masz plany na przyszłość?

Chcę jak najdłużej grać w piłkę i wygrać jakieś trofeum. Myślę, że nie będzie o to łatwo, ale zostało mi się jeszcze trochę lat do końca kariery.

Jakiej rady udzieliłbyś młodemu Jordiemu?

Nie dąsaj się!

ROZMAWIAŁ PAWEŁ OŻÓG

WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ:

Fot. FotoPyk/400mm.pl

 

 

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

10 komentarzy

Loading...