Mimo tego że Eintracht Frankfurt zajął dopiero 11. miejsce w poprzednim sezonie Bundesligi, w tym wystąpi w Lidze Mistrzów. Wszystko za sprawą triumfu w Lidze Europy, który jest drugim trofeum zdobytym przez Orły na arenie międzynarodowej. O tym triumfie, a także atmosferze przed zbliżającymi się rozgrywkami, Mario Goetze oraz Martinie Hintereggerze porozmawialiśmy z Bartoszem Niedźwiedzkim – polskim rzecznikiem prasowym Eintrachtu.
Jak się udało świętowanie zdobycia Ligi Europy? Impreza trwała do białego rana?
Bartosz Niedźwiedzki: Rzeczywiście, balowaliśmy do rana w Sewilli. Następnego dnia musieliśmy jednak wrócić do Frankfurtu. A w mieście przywitało nas 200 tys. osób, więc zabawa zaczęła się na nowo. Normalnie przejazd z lotniska do ratusza trwa 20-25 minut. My po finale pokonaliśmy tę trasę w trzy godziny. Wszystkie drogi, uliczki były zablokowane. Kibice świętowali. To było coś fenomenalnego. Piękne chwile, które będę wspominał długo. A rzeczywiście zabawa z kibicami była przednia.
200 tys. kibiców, ale pewnie to i tak nie byli wszyscy. Fani Eintrachtu znani są z tego, że są na dobre i złe z zespołem. Jeżdżą za nim wszędzie, więc to pewnie też po części ich sukces i duma, że Orły zdobyły międzynarodowe trofeum.
Po ostatni tytuł w europejskich pucharach sięgnęliśmy wcześniej 42 lata temu, więc to coś niesamowitego, że udało nam się to powtórzyć. Zgodzę się w pełni, że kibice są na dobre i na złe. Gdy Eintrachtowi nie powodziło się w ostatnich latach, to i tak czuliśmy wsparcie. Nasi fani są filarem klubu. Obecny stan nie zostałby osiągnięty, gdyby nie oni. To co się wydarzyło w Barcelonie czy Sewilli, przejdzie do historii, bo było to coś absolutnie szczególnego.
Wspominał pan o trofeum sprzed 42 lat. Był to Puchar UEFA z 1980 roku, którego zdobycie upamiętnione jest na muralu w dzielnicy Bockenheim we Frankfurcie. Czy wobec kolejnego tak dużego sukcesu, należy spodziewać się podobnego pomnika pamięci dla zwycięstwa Ligi Europy w 2022 roku?
Dobre pytanie. Myślę, że niebawem coś takiego może mieć miejsce. Nie znam jednak żadnych dokładnych planów. Mural upamiętniający zdobycie Puchar UEFA to całkowicie inicjatywa kibiców. Jak na razie nie dotarły do mnie informacje, by znowu coś kombinowali, ale wydaje mi się, że to jedynie kwestia czasu.
Dzięki zwycięstwu w Lidze Europy niebawem Eintracht Frankfurt zmierzy się z Realem Madryt o Superpuchar Europy. Jak klub podchodzi do tego prestiżowego spotkania?
Z jednej strony czujemy ogromny respekt przed starciem z tak utytułowaną drużyną, jaką jest Real Madryt. Z drugiej to sama przyjemność i zwieńczenie udanego sezonu w naszym wykonaniu. A trzeba podkreślić, że to początek sezonu, który układa się dla nas wręcz bajkowo. W piątek zainaugurujemy Bundesligę meczem z Bayernem Monachium, który wygrał Champions League trzy lata temu. Kilka dni później zmierzymy się z tegorocznym triumfatorem, czyli Realem.
Dopełnieniem triumfatorów z ostatnich lat byłoby gdybyście trafili w fazie grupowej Ligi Mistrzów na Chelsea, która po Champions League sięgnęła rok temu.
Rzeczywiście. Moglibyśmy zamknąć pewien etap piękną klamrą, bo w 2019 roku po rzutach karnych odpadliśmy w półfinale Ligi Europy z Chelsea, grając na Stamford Bridge. Mamy rachunki do wyrównania. Generalnie to niesamowita sytuacja, bo jeszcze rok temu nikt nie przypuszczałby, że tak się stanie. To wydawało się zupełnie nierealne, a jednak się stało. W piłce nożnej wszystko jest możliwe, dlatego patrzymy z optymizmem i wielką radością w przyszłość. Miejmy nadzieję, że do Helsinek nie lecimy na marne i pokonamy Real Madryt.
Dzięki zwycięstwu w Lidze Europy Eintracht Frankfurt awansował do Ligi Mistrzów. Zagra w niej po raz drugi w historii. Pierwszy nastąpił w 1960 roku, gdy Champions League nazywano jeszcze Pucharem Europy. Od razu Orły awansowały do finału, gdzie przegrały z Realem Madryt. Czy w tym sezonie szykuje się powtórka?
Dobre, dobre. Mamy wysokie cele, ale trzeba stąpać po ziemi. Nie możemy pozwolić, by euforia sukcesów nas poniosła. Przede wszystkim musimy poruszać się metodą małych kroków. Na początek chcemy poprawić naszą pozycję w Bundeslidze, bo 11. miejsce jest pozycją niezadowalającą. To priorytet. Natomiast w Lidze Mistrzów chcemy wyjść z grupy. Później, jak pokazuje piłka, wszystko jest możliwe. Na pewno musimy patrzeć na wszystko chłodno i realnie.
Powodów do radości we Frankfurcie jest znacznie więcej. Jakby nie było w letnim oknie transferowym przyszedł do zespołu mistrz świata, czyli Mario Goetze, którego trafienie zapewniło Niemcom w 2014 roku triumf w mundialu nad Argentyną.
Dla nas to fenomenalny transfer. Mario na boisku jest profesjonalistą, a poza nim fantastycznym człowiekiem. Już w pierwszej rundzie Pucharu Niemiec pokazał, że będzie dużym wzmocnieniem naszej drużyny. Szybko może stać się jednym z filarów zespołu. W pierwszych tygodniach sprawia pozytywne wrażenie.
Jakim Mario jest człowiekiem? Wyjeżdżając z Niemiec mówiło się, że roztrwonił swój ogromny talent. Przejście do Holandii miało mu pozwolić na odcięcie od świata wielkiej piłki, pieniędzy, ale też manipulacji. Na obczyźnie wyciszył się, ustatkował, żeniąc ze swoją partnerką – Ann-Kathrin. Jak teraz wygląda Mario w konfrontacji z tymi doniesieniami?
Sprawia wrażenie spokojnego człowieka. Nie jest wariatem czy szaleńcem. Twardo stąpa po ziemi. Wie doskonale, czego chce. Sam mówi, że transfer do Eintrachtu przyszedł dla niego w odpowiednim miejscu i czasie. Stawia wysokie cele. Chce udowodnić, że jeszcze potrafi grać w piłkę na wysokim poziomie. Czas w Eindhoven był niezwykle ważny dla niego. Do Niemiec wrócił z dużymi ambicjami i nadziejami.
Z jednej strony przyszedł wielki piłkarz, czyli Goetze. Z drugiej odszedł wielki… ewenement świata piłki, czyli Martin Hinteregger. Ciekawostek o jego dziwactwach jest mnóstwo. Jakim był człowiekiem na co dzień?
Rzeczywiście to wybitny ewenement. Jednak i on musiał się w pewnym momencie dostosować się do świata. Zrezygnował ze swojego grata do dzwonienia, bo nie mógł się już obejść w tych czasach bez WhatsAppa. Przestawił się na bardziej nowoczesny telefon. Na co dzień to bardzo spokojny i sympatyczny chłopak. Mimo tego że zakończył karierę jako 29-latek, to dopiero teraz jest w pełni szczęśliwy. Prowadzi życie, jakiego pragnął. Był ważnym piłkarzem zarówno dla Eintrachtu, jak i reprezentacji, ale presja, z jaką się musiał mierzyć, zaczęła go przerastać. Osobiście cieszę się z jego decyzji i z tego, jak ułożyło mu się życie po niej. Odżył. Podjęcie decyzji o zakończeniu kariery nie było łatwe, ale już po jakimś czasie powiedział mi, że to najlepsze, co mógł zrobić. Dobrze się z nią czuje, dlatego i my się z tego cieszymy.
Martin nadal mieszka we Frankfurcie. Prowadzi tu restaurację ze znajomymi. Zawsze jest mile widziany w klubie i czasem nas odwiedza. Z jednej strony szkoda, że tak dobry piłkarz się wycofał, ale dla niego było to jedyne dobre rozwiązanie.
Martin HIntereggerCałkowicie odcięcie się od nowoczesnych technologii. Ograniczenie również kontaktów z mediami tradycyjnymi. Prawdziwy ewenement. Czy jest coś, co również pana urzekło w nim?
Ma masę ciekawych zainteresowań. Teraz zamierza rozpocząć profesjonalną karierę jako pilot helikopterów. Taki ma plan razem z Thomasem Morgensternem, który podobnie jak Hinti pochodzi z austriackiej Karyntii. Niejednokrotnie zasiadał już za sterami śmigłowca. Przewoził nawet swoich kolegów z zespołu. Ma teraz sporo czasu, by rozwijać tę karierę. Miał również w planach, by zostać latającym ratownikiem, czyli pomagać ludziom uwięzionym w górach. Posiada do tego talent, zamiłowanie i fajnie, że stara się realizować swoje pasje. Lubi pomagać innym.
Dodatkowo szatnia Eintrachtu straciła kompana do zabawy. Po finale Ligi Europy tak zabalował, że nie pojawił się na pożegnaniu swoich kolegów, którzy z końcem sezonu odchodzili z Frankfurtu.
Hinti zdaje sobie sprawę, że przegiął wtedy i przeprosił chłopaków. Imprezowanie to jeden z elementów, który z pewnością wyróżniał Martina. Robił to jednak tylko w momentach, kiedy było na to odpowiednie miejsce i pora. Tutaj akurat były wyjątkowe okoliczności. Nie co dzień wygrywa się Ligę Europy.
Wróćmy do tego, co już padło, czyli 11. miejsce z poprzedniego sezonu. Jak Eintracht zamierza łączyć grę w Lidze Mistrzów i Bundeslidze, by znowu nie skończyć na tak niskiej pozycji i dalej cieszyć grą w Europie?
Dzięki transferom, których dokonaliśmy latem, trener Oliver Glasner otrzymał większe pole manewru. Szczególnie wiosną musiał radzić sobie w okrojonym składzie osobowym. Wiedząc, że nie mamy już szans na bezpośredni awans europejskich pucharów, postawił wszystko na jedną kartę, by zatriumfować w Lidze Europy. Stąd tak niska pozycja w Bundeslidze. Dobrze na tym wyszliśmy. Szeroka kadra, jaką obecnie dysponuje szkoleniowiec, pozwoli pogodzić grę na kilku frontach.
Pamiętam jak kilka lat temu po dłuższej przerwie Eintracht Frankfurt powracał do europejskich pucharów. Kibice Orłów niemal zalali całą Europę. Czy teraz można spodziewać się podobnego boomu wobec gry w Lidze Mistrzów?
Z pewnością tak. Nasi kibice są zdolni do tego. Obojętnie, gdzie byśmy nie grali, to zawsze byli z zespołem. Czy to były eliminacje europejskich pucharów w Estonii lub Liechtensteinie, oni i tak jeździli za drużyną i gorąco ją wspierali. Można się tego spodziewać w Lidze Mistrzów.
Dodatkowym plusem dla was jest powrót stojących trybun w europejskich pucharach.
Z wielką radością przyjęliśmy tę wiadomość. To bardzo dobra decyzja UEFA. Dla nas będzie to dodatkowy faktor motywujący zespół.
Już tak na koniec. Robert Lewandowski odszedł z Bundesligi, ale w Bundeslidze będzie występował Eintracht Frankfurt. Jak zachęciłby pan kibiców do śledzenia ligi niemieckiej i zespołu Orłów?
Szkoda, że Bundesliga straciła Roberta – fantastycznego zawodnika. Z drugiej strony Bayern dokonał świetnych transferów, sprowadzając Sadio Mane z Liverpoolu czy Matthijsa de Ligta z Juventusu. Liga potrafi być ciekawa i zaskakująca. Do tego na każdym meczu panuje świetna atmosfera. Stale się coś dzieje, drużyny preferują ofensywny futbol. Czeka nas bardzo ciekawy sezon, a potwierdzeniem tego jest zeszłotygodniowy Superpuchar Niemiec, w którym padło osiem bramek.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- „Huetter pozostawił po sobie stajnię Augiasza w Gladbach”
- Sygnały, które przerodzą się w alarm? O kłopotach BVB na starcie sezonu
- Bundesliga po polsku. Którzy z naszych mają największe szanse na grę?
- Frywolność w ataku, luki w obronie. Tak będzie grał Bayern
- Ewolucja Freiburga w rytmie Danza Kuduro
- Nowe otwarcie w berlińskiej stajni Augiasza
- Pantofle zamiast korków. Jak Bayer postawił na piłkarza w roli dyrektora
Fot. Newspix