Reklama

Sygnały, które przerodzą się w alarm? O kłopotach BVB na starcie sezonu

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

03 sierpnia 2022, 10:46 • 9 min czytania 6 komentarzy

Po udanym początku letniego okna transferowego w Borussii Dortmund doszło do kilku niepokojących wydarzeń. Są to na razie sygnały, ale szybko mogą przerodzić się one w niepokojąco brzmiące alarmy. Myśląc o mistrzostwie Niemiec, nie można ignorować nawet niewinnych znaków. 

Sygnały, które przerodzą się w alarm? O kłopotach BVB na starcie sezonu

Choć sezon Bundesligi jeszcze się nie rozpoczął, to w Dortmundzie nazbierało się już sporo problemów. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że wobec kłopotów Bayernu Monachium i błyskotliwego okienka transferowego BVB wyrastało po cichu na jednego z faworytów do mistrzostwa Niemiec. Obecnie coraz mniej wskazuje na to, by ekipa z Zagłębia Ruhry była w stanie rzucić wyzwanie Bawarczykom. Gdzie zatem pojawiły się największe problemy drużyny prowadzonej przez Edina Terzicia?

Problemy Borussii Dortmund

Pierwszy oficjalny mecz w tym sezonie, czyli występ w Pucharze Niemiec nieco tuszuje prawdę. Borussia Dortmund bez większych problemów rozbiła TSV 1860 Monachium. Trzeba wziąć jednak poprawkę na to, że Lwy występują dwie klasy rozgrywkowe niżej. Na boisku było wyraźnie widać też różnicę m.in. w dynamice przeprowadzania akcji, szybkości i technice. Dodatkowo spotkanie dla BVB ułożyło się niemal od początku po jej myśli. Dzięki szybko zdobytej bramce dalszy przebieg meczu był dużo łatwiejszy do opanowania. W Bundeslidze nie będzie jednak drużyn pokroju TSV. Nie wszystkie mecze będą się również układać według założonego przez BVB planu. Znajdą się takie, gdzie trzy punkty trzeba będzie wyszarpać, wywalczyć i wyrwać mimo słabszej formy danego dnia. Gdzie, jak mawiają Niemcy, będzie zła pogoda. Czy BVB na to stać?

Reklama

Brak napastnika

W zasadzie powyższe pytanie powinno zostać skierowanie do każdego z piłkarzy Borussii z osobna. To indywidualności w kluczowych momentach albo są w stanie dźwignąć presję, albo się pod nią uginają. Zawodnikiem, który kulom się nie kłaniał był Erling Braut Haaland. Niejednokrotnie w pojedynkę był w stanie odwrócić losy meczów. Strzelał gole niemal na zawołanie i w sytuacjach wręcz beznadziejnych. Jego strata na rzecz Manchesteru City była w tym roku nieunikniona. Wydawało się, że Borussia odpowiednio przygotowała się na sprzedaż Norwega, porozumiewając się z najlepszych strzelcem minionego sezonu Ligi Mistrzów – Sebastien’em Hallerem.

By sprowadzić urodzonego we Francji, ale reprezentującego Wybrzeże Kości Słoniowej napastnika BVB musiała rozbić bank. Wydała na snajpera aż 31 mln euro, co jest drugą najwyższą kwotą odstępnego w historii klubu. Niestety Iworyjczyk nie zdążył nawet zadebiutować w żółto-czarnej koszulce. Podczas jednego z treningów źle się poczuł i lekarze zdecydowali się go wysłać na szczegółowe badania. Wykazały one guza jądra u Hallera, co oznaczyło natychmiastowe poddanie się operacji. Jego wycięcie i powrót do gry zająłby zawodnikowi dwa miesiące, jak dzieje się to w przypadku piłkarza Herthy Berlin – Marco Richtera. Kolejne badania wykazały jednak, że nowotwór jądra u napastnika jest złośliwy i będzie musiał poddać się chemioterapii. Obecnie ciężko jednoznacznie określić termin powrotu 28-latka do gry, lecz nie jest to istotne. Kluczowe dla zawodnika jest wyłącznie zdrowie i na nim powinien się skupić.

Choć myślami sztab szkoleniowy i dyrektorzy z pewnością są z Hallerem, to życie w klubie się nie zatrzymało. W Dortmundzie spotkano się z trudną sytuacją, na którą nikt nie mógł się przygotować. Dlatego poszukiwane jest doraźne rozwiązanie. Pozostaje nim znalezienie następcy Hallera. Z racji wydania astronomicznych, jak na BVB, pieniędzy na Iworyjczyka, w kasie pozostało niewiele funduszy. Media donoszą, że Borussia na całą operację – zakup i pensję – sprowadzenia nowego napastnika może wydać maksymalnie 10 mln euro. Wybór jest zatem okrojony. Kandydatów jest natomiast wielu, choć zapewne żaden nie spełnia wszystkich pokładanych oczekiwań. W gwoli dziennikarskiego obowiązku wymienimy wszystkie nazwiska przewijające się w kontekście BVB: Anthony Modeste, Giovanni Simeone, Mauro Icardi, Edinson Cavani, Edin Dzeko, Jhon Cordoba, Krzysztof Piątek, Arkadiusz Milik.

O tym jak ważny jest bramkostrzelny środkowy napastnik wiedzą w Dortmundzie najlepiej. Od lat na świat wychodzą stamtąd wybitni snajperzy: wspomniany Haaland, Pierre-Emerick Aubameyang, Robert Lewandowski, a nawet Paco Alcacer, który przeżył najlepszy czas w karierze i został sprzedany za więcej niż Borussia go kupiła. Gdy jednak ich brakuje od razu widać spadek formy całego zespołu. Tylko w poprzednim sezonie w europejskich pucharach z Haalandem w składzie BVB wygrało dwa z trzech starć. Bez niego zwyciężyła jeden na pięć. Natomiast z Norwegiem w Bundeslidze zdobyła blisko 2,1 pkt na mecz, natomiast bez niego średnia spadła do 1,9 pkt na spotkanie.

Sebastian Haller trafił do Borussii Dortmund za 31 mln euro. Nie zagrał żadnego oficjalnego spotkania. Nie zmieni się to jeszcze przez długi czas. Właśnie poddaje się chemioterapii raka jądra.
Reklama

Środek obrony

Jeszcze ważniejsze niż pozyskanie następcy Hallera, wydaje się ustabilizowanie defensywy. W poprzednim sezonie obrona była zupełnie rozedrgana. Proste, wręcz karygodne błędy rozmontowywały integralność całego bloku i zmniejszały pewność siebie. Ci, którzy mieli jej aż nadto jak Emre Can, również nie byli wzmocnieniem. Finalnie Borussia w poprzednim sezonie ligowym straciła aż 52 gole, co jest drugim najwyższym wynikiem w XXI-wiecznej historii klubu. Gdy w sezonie 2007/08 BVB wpuściło przeszło 50 bramek, zajęło 13. miejsce – jedyne poza TOP10 w tym stuleciu. W tym roku udało się natomiast wykręcić wicemistrzostwo, czego zasługą była dobra ofensywa. Patrz punkt pierwszy.

By zapanować nad chaosem, w linii defensywnej działacze z Dortmundu postanowili błyskawicznie zadziałać na rynku transferowym. Pozyskali dwóch najlepszych obrońców w całej Bundeslidze według not „Kickera” – Nico Schlotterbecka (2,72) i Niklasa Suele (2,98). Obaj jako jedyni ze wszystkich defensorów w lidze zaliczyli średnią not poniżej 3. Obaj rozpoczęli również sezon w roli podstawowych stoperów. Wspólnie nie nagrali się jednak za długo, bowiem wykupiony z Bayernu Suele, oprócz wyraźnej nadwagi, nabawił się drobnej kontuzji mięśniowej, która wykluczy go z gry do trzech tygodni.

Wobec tego prawdopodobną parą stoperów w inauguracyjnym spotkaniu Bundesligi z Bayerem Leverkusen będzie duet Schlotterbeck – Mats Hummels. Na niemieckie warunki jest to bardzo dobre zestawienie. Co prawda przed Hummelsem prawdopodobnie ostatni sezon w karierze, ale właśnie dlatego chciałby zakończyć go z przytupem. Problem rodzi się po większym zagłębieniu w personalia BVB.

Krótka kołdra

Wobec urazu Suelego do kadry meczowej włączono Manuela Akanjiego, którego klub niemal siłą wypychał na sprzedaż. Jest to bowiem ostatnie okno transferowe, w trakcie którego Borussia mogłaby zarobić na szwajcarskim obrońcy. Na razie ofert za 27-latka brak. Akanji miał zostać odsunięty od zespołu, by przymusić go do odejścia, ale jeszcze już przed pierwszym spotkaniem ligowym, ponownie znalazł się w kręgu zainteresowań Edina Terzicia. To samo może stać się za moment z Canem, gdy drużynę ponownie nawiedzą kontuzje. Do kadry meczowej włączono również Nico Schulza, którego historia wypychania z klubu jest jeszcze dłuższa.

To pokazuje jak krótką ławkę rezerwowych posiada Borussia. Wypada Haller – nie ma następcy. Wypada Suele – wraca Akanji. Nie ściągamy lewego obrońcy – wraca Schulz. Za moment takie problemy mogą pojawić się w środku pomocy, na skrzydłach czy innych pozycjach. Pod względem jakości w drużynie są duże dysproporcje i wobec nieobecności kilku ważnych postaci kibice BVB mogą zacząć drżeć o wynik.

O to, by tak się nie stało ma zadbać Terzic. Został zatrudniony nie tylko ze względu na swój warsztat, ale również odpowiednią znajomość drużyny i jej głębi w postaci drużyny rezerw i grup młodzieżowych. Za moment może okazać się, że w środku obrony nie trzeba będzie korzystał z usług Akanjiego czy Cana, a do składu wskoczy 18-letni Soumaila Coulibaly. Problem na lewej stronie defensywy rozwiąże 17-letni Tom Rothe, a w ataku jego rówieśnik Youssoufa Moukoko. Pierwsze sygnały są jednak alarmujące.

Nico Schulz trafił do Borussii Dortmund w 2019 roku. Podpisał pięcioletni kontrakt, na mocy którego rokrocznie zarabia 5 mln euro. Przez trzy sezonu rozegrał jednak tylko 61 meczów. 

Zalegający na kontraktach

Od dłuższego czasu wyje natomiast alarm przepłacanych zawodników. Po erze sukcesów BVB okraszonych dwoma mistrzostwami Niemiec, do Dortmundu zaczęto ściągać zawodników za większe pieniądze. Więcej trafiało też do kieszeni samych piłkarzy. Jak to na rynku transferowym, jedne wzmocnienia były udane, inne okazały się blamażami. Zwykle udawało się jednak pozbywać zgniłe jabłka dość szybko, by rozkoszować się tymi najbardziej dorodnymi. Właśnie dlatego Ciro Immobile błyskawicznie opuścił Dortmund, a Haaland został 12 miesięcy dłużej niż przypuszczano. Z roku na rok wydatki na wynagrodzenia rosły. Nie zwolniły nawet w dobie pandemii, choć były cięcia kontraktowe.

Dlaczego Suele przyszedł do Dortmundu? Bo otrzymał wyższe warunki kontraktowe niż w Bayernie.

Dlaczego Sancho przedłużył kontrakt? Bo otrzymał dużą podwyżkę.

Dlaczego Schulz czy Can nie mają interesu w znalezieniu nowego klubu? Bo żaden nie spełni ich aktualnych warunków kontraktowych, które przekraczają pięć milionów euro rocznej pensji.

W BVB nie tylko zaczęto dobrze płacić, ale coraz częściej przepłacać piłkarzy, którzy szybko stają się dla klubu nieprzyjemnym obciążeniem. Dla wielu zawodników Borussia stała się dojną krową. Wspomniani gracze jak Schulz czy Can są już niemal siłą wypychani z klubu. Co z tego? Mają ważne jeszcze dwa lata kontrakty. Żaden inny klub nie zaoferuje im takich pieniędzy, co BVB, dlatego siedzą na ławce bądź trybunach i odgrywają marginalne role. A lista skreślonych zawodników robi się coraz dłuższa. Dla Borussii najlepiej by było, żeby Schulz, Can, Akanji, Julian Brandt czy Thorgan Hazard opuścili Zagłębie Ruhry, uwalniając milionowe środki na inne transfery.

Boki obrony

To właśnie brak funduszy oraz niesprzedanie Schulza ani Raphaela Guerreiro sprawiły, że to RB Lipsk, a nie Borussia Dortmund może ogłosić pozyskanie Davida Rauma. Na panewce spaliły również podchody BVB pod Ramy’ego Bensebainiego. Tak jak w środku obrony brakuje wartościowych zmienników, tak na bokach defensywy jest ich aż nadto, ale praktycznie żaden piłkarz pod względem jakościowym nie spełnia odpowiednich norm.

Widzę też kilka małych obszarów do niepokoju w składzie, na przykład na pozycjach bocznych obrońców. BVB jest tam zbyt wrażliwe, z Meunierem po prawej, ale także z Guerreiro po lewej stronie. Jak na mój gust Portugalczyk musiałby skupiać się o 20 proc. mniej na akcjach do przodu – wymienił newralgiczne punkty Borussii Lothar Matthaeus na łamach „Bilda”.

Jeszcze przed końcem okna transferowego Sebastian Kehl powinien skupić się na uprzątnięciu bałaganu na niektórych pozycjach i wyłączeniu alarmów w niektórych rejonach. Zaraz po znalezieniu następcy Hallera dyrektor sportowy powinien przenieść swoją całą energię ponownie na obronę, by zaprowadzić tam porządek. Czasu ma jednak coraz mniej i może nie zdążyć przed końcem okna transferowego. Problem wobec tego spadnie na barki Terzicia.

Może się okazać, że wymienione problemy nie są aż tak naglące, by bić na alarm. Być może są to jedynie budziki alarmowe, które codziennie jesteśmy w stanie wyłączyć rano naciskając odpowiedni przycisk. W końcu zdobywanie bramek może rozłożyć się na kilku zawodników. Dobrą formę już w pierwszym meczu pokazał Donyell Malen. W odwodzie znajduje się również Karim Adeyemi, Moukoko czy Jamie Bynoe-Gittens. W razie kłopotów jako fałszywa dziewiątka może również wystąpić Marco Reus.

Drużyny wcale nie musi nawiedzić plaga kontuzji. W końcu by temu zapobiec na nowo zbudowano cały sztab medyczny. Dzięki temu Terzic nie będzie musiał się przejmować ani problemami na środku obrony, ani krótką kołdrą. Być może w sierpniu Borussia zdoła sprzedać maruderów z wypchanymi pieniędzmi kieszeniami, oszczędzając dobre miliony na przyszłe wzmocnienia. To wszystko pozostaje jednak w kategorii gdybania. Sygnały nie są również aż tak wyraźne, by bić na alarm. Nie można jednak zupełnie ich ignorować, jeśli myśli się o zdobyciu mistrzostwa Niemiec.

WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

6 komentarzy

Loading...