Fani Barcelony chcieliby już wiedzieć, czy Jules Kounde ostatecznie wzmocni ich ulubioną drużynę. Sevilla myśli o ułożeniu sobie życia bez 23-latka, który jakiś czas temu został odseparowany od zespołu Julena Lopeteguiego. Trwa spektakl, wojna na newsy i ploteczki, która niebawem ma się zakończyć. Choć w przypadku transferu tego zawodnika już nic nas nie zdziwi.
Rok temu był bliski opuszczenia Estadio Sanchez Pizjuan — zresztą nie pierwszy raz. W zasadzie już tylko wyczekiwano oficjalki, ale pozostał na kolejny sezon w stolicy Andaluzji. Tego lata Kounde raczej jest już spokojniejszy w kwestii odejścia. Sevilla potrzebuje pieniędzy, a sam zawodnik przywykł do tego, że kwestie wielomilionowych transferów, zwłaszcza w jego przypadku, mogą się komplikować i w konsekwencji przeciągać w czasie. Nie przechodzi przez to ani po raz pierwszy, ani po raz drugi. Przyjrzyjmy się więc, jak to w zasadzie było z jego nieudanymi próbami zmiany otoczenia.
Natychmiastowe efekty
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Francuz jest najdroższym piłkarzem, jaki kiedykolwiek trafił do Sevilli. Monchi i Jose Castro musieli, jak na standardy andaluzyjskiego klubu, głęboko sięgnąć do kieszeni. W 2019 roku zapłacili za środkowego obrońcę aż 25 milionów euro. Początkowo wiele osób obawiało się, że Sevilla po raz kolejny przestrzeli z transferem stopera z Ligue 1.
Rok wcześniej zapłacono ponad 13 milionów euro za Jorisa Gnagnona, który okazał się totalnym ignorantem. Francuz beznadziejnie się prowadził i wykazywał się inteligencją muszki owocówki. W pewnym momencie ważył ponad sto kilogramów i jednostronnie rozwiązano z nim umowę, więc były zawodnik Rennes nie zrobił dobrej reklamy swoim rodakom.
Na szczęście dla Sevilli, Jules Kounde okazał się zupełnie innym typem człowieka i Monchi wielokrotnie wypominał sceptykom brak wiary w byłego piłkarza Girondins Bordeaux. Trzeba przyznać, że Francuzowi w Sevilli wiele rzeczy przychodziło szybko i naturalnie. Nie musiał też długo czekać na zdobycie pierwszego trofeum. Jego przypadek jest o tyle ciekawy, że już w premierowym sezonie w Sevilli wygrał Ligę Europy.
JULES KOUNDE POCZĄTKI [SYLWETKA]
Znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Wówczas Sevilli po prostu żarło. Zespół, choć po gruntownej przebudowie, okazał się niezwykle mocny. W kolejnych dwóch sezonach Sevilla nie miała już w sobie tyle błysku, ale nadal skutecznie rywalizowała w lidze i bez większych kłopotów realizowała cel w postaci zagwarantowania sobie występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Ze względu na to, że w pewnym momencie Sevilla znalazła się na ustach piłkarskiej Europy, nie dziwi, że Kounde już w 2020 roku był bliski zmiany klubu. Chętnych nie brakowało, w dodatku sam piłkarz puszczał oczko możnym tego świata, że jest otwarty na propozycje:
– Jestem teraz w dużym klubie, ale oczywiście chciałbym spróbować sił w jeszcze lepszej ekipie. Zobaczymy, co przyniesie nam przyszłość, ale to jest coś, co mam w głowie.
Nie dla Obywateli
Wówczas Manchester City zaoferował za niego 50 milionów euro. Kounde odbył nawet rozmowę z Pepem Guardiolą, który przyznał, że widzi go w swoim zespole, ale teraz wszystko zależy od negocjacji pomiędzy klubami. Francuz był zdecydowany opuścić andaluzyjską ekipę, ale do transferu ostatecznie nie doszło. Sevilla powoływała się na klauzulę odstępnego w wysokości 80 milionów euro, co skutecznie odstraszyło przedstawicieli angielskiej drużyny.
Monchi nie miał parcia, by oddać Kounde za mniejsze pieniądze. Do dziś najdrożej sprzedanym piłkarzem przez Sevillę jest Wissam Ben-Yedder, którego oddano za 40 milionów euro. Sprzedaż Kounde za dwukrotność tej kwoty podniosłaby jeszcze prestiż Los Nervionenses. Byłby to sygnał wysłany w świat w stylu „jak chcecie kogoś od nas, traktujcie go jako zakup dobra luksusowego”.
W ten sposób Kounde musiał obejść się smakiem, ale z tego powodu nie lamentował. Wiedział, że przyda mu się ogranie w Lidze Mistrzów, a Sevilla zapewniała mu ekspozycję na te rozgrywki. Zresztą sam podkreślał, że Sevilli brakuje tylko regularnych występów Champions League, by była uważana za topowy zespół.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
W Sevilli nie brakowało nigdy ludzi, którzy mieli pozytywny wpływ na Francuza. Przykładowo Fernando w jednym z wywiadów podkreślał, że dla jego dobra i rozwoju lepiej, by pozostał jeszcze na minimum sezon. Diego Carlos traktował go praktycznie jak brata. Francuz cieszył się też zaufaniem Julena Lopeteguiego, co wielokrotnie podkreślał.
Wspomniane czynniki sprawiły, że czuł się odpowiedzialny za zespół. Po meczu z Wolves, żartował, że może oddać Everowi Banedze część swojej pensji, byle ten tylko pozostał w klubie.
Jedną nogą na Stamford Bridge
Z drugiej strony Francuz powoli przygotowywał się do odejścia, ale nie podejmował pochopnych decyzji. Subtelnie pracował nad zmianą barw klubowych, ale wszystko kręciło się wokół stawiania kolejnych kroków w karierze. Dziennik ABC wspominał nawet, że Kounde chciał iść do Realu Madryt i nakłaniał Benzemę, by zmobilizował Królewskich do wpłacenia klauzuli odstępnego. Jednak Real miał inne plany i zakontraktował Davida Alabę, ale chętnych na Kounde oczywiście nie brakowało.
Pojawiały się różne doniesienia. Znacznie bogatsze kluby bacznie obserwowały jego sytuację, bo przecież nie znajdziecie zbyt wielu piłkarzy tej klasy. Najwięcej mówiło się potencjalnym odejściu do Chelsea i niewiele brakowało, by już rok temu został piłkarzem The Blues. Najpierw Kounde starał się od wszystkiego dystansować. Rzucało się w oczy, że nie chciał angażować się emocjonalnie w przenosiny, które mogą nie wypalić. W internecie pojawiały się zdjęcia zrobione mu z ukrycia, gdy w bluzie z kapturem odbywał poranne przebieżki. Żartowano, że przygotowuje się do zmiany klubu niczym Rocky do najważniejszej walki.
Ostatecznie znów wszystko rozbiło się o pieniądze. Chelsea oferowała mniej więcej tyle, ile rok wcześniej Manchester City, a Monchi nadal szedł w zaparte. Mimo to większość spodziewała się, że i tak dojdzie do transakcji i ktoś w końcu się ugnie, ale nic bardziej mylnego. I znów transfer Kounde się wysypał. Środkowy obrońca opisał tę sytuację w następujący sposób:
– Wszyscy wiemy, że było to intensywne lato, ale teraz to już koniec. Skupiam się na Sevilli, najważniejsze jest dla mnie boisko. Zespół mnie potrzebuje i ja potrzebuję zespołu. Jestem zadowolony z wyników i tego, jak gram. Mam jeszcze dużo do poprawy i postaram się rozegrać jeszcze lepszy sezon.
W słowach tych brakowało entuzjazmu, ale nie składał broni. Z pewnością nie było mu łatwo poradzić sobie z tą sytuacją, ale nie palił za sobą mostów, nie wymuszał na siłę transferu, więc miał gdzie wrócić. Jedynie musiał przetrawić fiasko negocjacji, które początkowo mocno w nim siedziało. Rzucało się w oczy, że potrzebuje czasu. Ivan Rakitić udzielił nawet wywiadu, w którym wspomniał, że teraz rolą zespołu jest podniesienie kolegi na duchu.
Kounde nie był zadowolony, że Sevilla twardo negocjowała, ale nie podobało mu się też, że Chelsea nie dosypała gotówki, gdy Monchi nie przystał na ich propozycję. W hiszpańskiej prasie pojawiały się artykuły z tezą, że Sevilla była skłonna sprzedać swojego piłkarza nawet poniżej kwoty odstępnego. Ponoć transakcja doszłaby do skutku, gdyby The Blues zaoferowali 65-70 milionów euro, ale nie mieli zamiaru wykładać tak dużej kwoty.
Pomimo uzasadnionych obaw o francuskiego obrońcę, ten rozegrał więcej niż przyzwoity sezon. Co prawda, w pewnym momencie zachował się haniebnie – chodzi o sytuację, gdy rzucił piłkę w głowę Jordiego Alby – ale na ogół był bardzo solidny. Co więcej, jeszcze częściej korzystał ze swoich ofensywnych atutów. Sevilla, zwłaszcza w drugiej części sezonu, poprzez swoją grę męczyła oczy widzów. Brakowało przyspieszenia i wyjścia poza nudny schemat.
Kounde starał się przełamywać tę szarzyznę, brał sprawy w swoje ręce i decydował się na odważne rajdy. Zgrabnie poruszał się z piłką, stwarzał przewagę i tym mógł imponować na tle kolegów, którzy sami przecierali oczy ze zdumienia na samą myśl, że tak można. Jego styl wynika z tego, że jeszcze w drużynie Bordeaux U-17 pracował z trenerem, który wręcz nakazywał środkowym obrońcom podążać do przodu i zachęcał do podejmowania ryzyka.
Występy Kounde zapewne ceniono by wyżej, gdyby Sevilla jako całość prezentowała się zdecydowanie lepiej, ale i tak nikt nie miał prawa na niego narzekać. Duet Jules Kounde – Diego Carlos sprawił, że ekipa Lopeteguiego straciła najmniej bramek spośród drużyn, które występowały w Primera Division w rozgrywkach 21/22.
Mało o umiejętnościach. Dużo o plotkach
Być może jego nazwisko bardziej by grzało kibiców, gdyby plotki transferowe dotyczące jego przenosin nie spowszedniały. Trochę tak to wygląda, że bardziej jest kojarzony z tego, że ma gdzieś odejść, niż z tego co potrafi. A to krzywdzące ze względu na jego umiejętności. Nie jest przecież gościem z pierwszej łapanki tylko zawodnikiem gotowym do gry na najwyższym poziomie. Bardzo uniwersalnym. Szybkim, skocznym, dobrym w grze w powietrzu. Potrafi skutecznie odbierać piłkę bez potrzeby wykonywania wślizgu. Z dobrym przeglądem pola i wyprowadzeniem piłki.
Do tego w listopadzie będzie obchodził dopiero 24. urodziny, a już ma 150 spotkań na poziomie lig TOP5 w Europie i 37 w europejskich pucharach. Posiada cenne doświadczenie, mogące się przydać każdej drużynie, która będzie miała na niego pomysł. We Francji miał przydomek „cicha dyskrecja”, który dobrze oddaje jego charakter. Nie mówi dużo, nie lubi być w centrum uwagi i woli skupiać się na rozwoju.
Od dawna walczy też ze stereotypami. Nie godzi się z tezą, że stoper musi mieć minimum 190 centymetrów wzrostu. Często podawał jaskrawy przykład Fabio Cannavaro, który był nawet niższy od niego, ale i tak wygrał Złotą Piłkę.
W rozmowie z dziennikarzami AS-a z 2020 roku Kounde odniósł się do swojej pozycji na boisku:
– Wiem, że w przyszłości będę miał trenerów, którzy będą postrzegać mnie jako bocznego obrońcę, ale będę upierał się, że więcej mogę dać jako środkowy obrońca, ponieważ na tej pozycji czuję się najlepiej i myślę, że to moje docelowe miejsce na murawie.
FC Barcelona, dobry wybór?
Nie da się ukryć, że sam piłkarz patrzy dość surowym okiem na swoje możliwości i dostrzega rezerwy. Uważa, że musi jeszcze dopracować kwestię koncentracji na przestrzeni całego meczu. Trafna diagnoza, bo niekiedy mu jej brakowało, ale nie jest to nagminne w jego przypadku. Poza tym do poprawy pozostają drobiazgi, dlatego możliwość obcowania z Xavim może pozytywnie wpłynąć na jego rozwój.
Nie da się ukryć, że Kounde potrzebuje nowego przewodnika i autorytetu, a kimś takim może być właśnie trener Barcelony. Francuz w Sevilli rozgrywał bardzo solidne sezony, ale to odpowiedni moment, by wyjść z dobrze znanego mu gniazdka i zapoznać się z nową metodyką.
Barcelona ma w tym momencie kilku solidnych piłkarzy na jego pozycji, ale drużyna ta dopiero będzie nabierała kształtu. Niektórych tak poważne zmiany, jakie można teraz zaobserwować na Camp Nou, mogłyby przerazić, ale Kounde doskonale pamięta rewolucję kadrową Sevilli z sezonu 2019/20. Wyszła wówczas Monchiemu fenomenalnie, więc Francuz z pewnie liczy na podobny scenariusz przygotowany przez Joana Laportę.
Wczoraj „Sport” poinformował, że Sevilla przystała na ofertę Barcelony, która według tego źródła wynosi 50 milionów euro i kolejnych dziesięć w bonusach. Ponoć Chelsea złożyła lepszą propozycję, ale sam piłkarz woli pozostać w lidze hiszpańskiej. Jak na tym wyjdzie, dopiero się przekonamy, ale może najpierw poczekajmy na oficjalkę. Życie przygotowuje Kounde różne scenariusze, więc wypada wykazać się cierpliwością.
Czytaj więcej o Barcelonie:
- Zawiłości kontraktowe kością niezgody. Barcelona wypycha De Jonga, a ten chce zostać
- Mają rozmach, czyli letnie okienko transferowe w wykonaniu FC Barcelony
- Pięć argumentów, dla których Lewandowski podjął właściwą decyzję
- “Chorwacki Messi” wraca z podkulonym ogonem. Losy Alena Halilovicia
- Samuel Umtiti. Gwarancja do bramy i się nie znamy
Fot. Newspix