Jan Urban odszedł, a problemy Górnika Zabrze pozostały. Szok i niedowierzanie. Cracovia pokazała gospodarzom, że z obecnym stanem posiadania czeka ich wiele problemów w tym sezonie. “Pasy” wygrały w pełni zasłużenie.
Oczywiście gdyby Górnik miał dziś wyjątkowe szczęście, to mógłby coś ugrać. Karol Niemczycki nie przez przypadek dostaje od nas notę 7. Interwencjami po strzałach Szymona Włodarczyka i niefortunnym odbiciu piłki głową przez Kamila Pestkę ratował skórę swojemu zespołowi. Klasę pokazał też pod sam koniec pierwszej połowy, gdy czyściutko wybił piłkę sprzed nóg Mateusza Cholewiaka przy bardzo trudnej interwencji na przedpolu. Wcześniej z kolei Matej Rodin go wyręczył i zablokował groźne uderzenie Bartosza Nowaka.
Górnik Zabrze – Cracovia 0:2. Gospodarze wypunktowani do przerwy
Najgroźniejsze sytuacje Górnika wynikały jednak z chaosu. Włodarczykowi trzeba oddać, że samym przyjęciem zgubił Rodina, ale wcześniej decydował element przypadku. Co do młodego napastnika sprowadzonego z Legii: debiut w nowych barwach miał mocno nieudany. O ile w powietrzu potrafił jeszcze powalczyć z obrońcami, to mając już piłkę przy nodze psuł praktycznie wszystko. Mnóstwo strat, niedokładnych zagrań, złych rozwiązań. Jedynej sytuacji nie wykorzystał. Nic dziwnego, że Bartosch Gaul ściągnął go już w przerwie. Gorzej, że Piotr Krawczyk wypadł równie słabo i nie wniósł niczego pozytywnego.
Cracovia zakończyła mecz z zaledwie 30-procentowym posiadaniem piłki, ale rzadko miało się wrażenie, że traci kontrolę nad wydarzeniami. Wysoki pressing, odbiór (Manneh i Mvondo często tracili) i rozgrywanie na skrzydła – to była broń na Górnika. Skuteczna. Akcja na 1:0 zaczęła się od przypadku, bo Myszor mocnym podaniem wcale nie szukał Rakoczego. Dotarło ono jednak właśnie do młodego skrzydłowego, który wycofał piłkę do Loshaja, ten nawinął Janżę i z pomocą rykoszetu od Manneha pokonał Brolla. Potem Janża dał się zdemolować Makuchowi w powietrzu, Kakabadze uruchomił wbiegającego Jugasa, zagranie na jedenasty metr i pewna finalizacja Rakoczego. Górnik znalazł się na deskach i już z nich nie wstał.
Zbyt wielu piłkarzy gospodarzy nie było sobą
Druga połowa to bicie głową w mur ze strony gospodarzy i festiwal zepsutych kontr ze strony gości. “Pasy” źle rozprowadziły kilka świetnie zapowiadających się akcji, a w końcówce okazji na dobicie przeciwnika nie wykorzystali Balaj (Broll wreszcie się czymś wykazał, broniąc mocny strzał) i Oshima, który będąc już praktycznie sam na sam niepotrzebnie próbował wykładać piłkę do Balaja, który jej nie sięgnął.
W Górniku nic nie funkcjonowało jak należy. Trzymanie się ustawienia z trójką obrońców przy takich brakach w defensywie nie ma sensu. Jedynym pełnoprawnym stoperem był Rafał Janicki. Olkowski i Janża zagrali tam z konieczności i kompletnie to nie funkcjonowało, zwłaszcza w przypadku popełniającego mnóstwo błędów Słoweńca. Dadok kilka razy napędził ataki, ale to za mało. Cholewiak był aktywny, lecz ciągle miał problemy z przyjęciem piłki. Manneh i Mvondo grali zbyt mało odpowiedzialnie, a w kreacji różnicy nie robili. Podolski ustawiony bardziej z boku się męczył, choć dalsze podania mu wychodziły. Nowak nie był sobą. Napastnicy nie istnieli. Broll aż do końcowych minut niczym się nie wykazał, a na dodatek nie dawał pewności w grze nogami. Zaliczył jeden okropny kiks na przedpolu, na swoje szczęście bez konsekwencji.
Cracovia zaczęła zgodnie z planem, pokazując, że stać ją na wiele. W Zabrzu nie miała słabych punktów. Górnik? Szykują się ciężary, chyba że faktycznie jednym z powodów dzisiejszej dyspozycji były ciężkie nogi po intensywnych treningach u nowego trenera i za kilka tygodni zawodnicy będą śmigać jak roboty. Gaul, podobnie jak Jens Gustafsson, wiele mówił o intensywności. Jeśli nie to było problemem, tym gorzej dla Górnika. Tak czy siak, wzmocnienia są potrzebne na wczoraj.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Konoplanka: Marcelo, Ramos, Dani Alves? Kiwałem każdego! [WYWIAD]
- Bartoszu, wyluzuj, herbatki się napij…
- Ivi Lopez przedłuży umowę z Rakowem Częstochowa!
Fot. Newspix