Reklama

Potęga stabilizacji. W tym tkwi siła Pogoni Szczecin

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

09 lipca 2022, 11:42 • 6 min czytania 25 komentarzy

Siedmiu piłkarzy z podstawowego składu Pogoni ze zwycięskiego meczu z KR Reykjavik gra ze sobą od minimum trzech lat. To symbolizuje sposób na sukces klubu ze Szczecina. Stabilizacja i ewolucja, nie rewolucja. Właśnie dzięki temu Portowcy dwa razy z rzędu kończyli sezon na podium Ekstraklasy i za tydzień zapewne pierwszy raz w historii awansują do kolejnej fazy europejskich pucharów.

Potęga stabilizacji. W tym tkwi siła Pogoni Szczecin

Pogoń ma dobre, układane w ostatnich latach fundamenty i moim zadaniem jest budowanie na nich. Dodanie czegoś nowego, pewnych detali, nie tracąc tożsamości – powiedział w rozmowie z nami trener Portowców Jens Gustafsson. Co prawda Szwedowi chodziło o drużynę, ale tak naprawdę jego myśl można rozciągnąć na cały klub ze Szczecina. Bo w przypadku granatowo-bordowych „tożsamość” to nie tylko puste hasło.

Pogoń Szczecin – pochwała stabilizacji

Prezes Jarosław Mroczek rządzi od lutego 2011. Szef pionu sportowego Dariusz Adamczuk pracuje od 2007 roku, początkowo zajmował się tworzeniem akademii, cztery lata temu przejął obowiązki dyrektora sportowego. Szef skautów Sławomir Rafałowicz w różnych rolach funkcjonuje przy Twardowskiego od sierpnia 2010, z roczną przerwą na asystenturę w Wiśle Płock. Trener przygotowania fizycznego Rafał Buryta działa w klubie od stycznia 2013. Robert Kolendowicz – dziś jeden z asystentów Gustafssona – dołączył w kwietniu 2015, w pewnym momencie odpowiadał za akademię. I tak można by wyliczać i wyliczać.

W stolicy Pomorza Zachodniego stawiają na ciągłość. Wzajemne zaufanie i poprawianie, nie wywracanie wszystkiego do góry nogami i zaczynanie od nowa. Oczywiście następuje negatywna weryfikacja i pojedyczne jednostki muszą szukać sobie miejsca gdzie indziej, ale odbywa się powoli, czego dobitnym przykładem jest Boris Pesković. W latach 2013-19 odpowiadał za szkolenie bramkarzy i szczególnie w ostatnim etapie pracy Słowaka była masa wątpliwości, co do jego kompetencji. Golkiperzy się zmieniali, za to niezmiennie zawodzili (mniej lub bardziej). Wreszcie trzy lata temu Peskovic odszedł, zastąpił go Andrzej Krzyształowicz, co zeszło się ze sprowadzeniem Dantego Stipicy i rozwiązaniem problemu z bramkarzem. Może to zbieg okoliczności, ale Chorwat akurat przy Krzyształowiczu osiągnął życiową formę.

Reklama

Pesković to efekt uboczny stylu zarządzania Pogoni. W innych klubach pewnie pożegnanie nastąpiłoby szybciej, ale jednocześnie w innych klubach Kosta Runjaic mógłby nie przetrwać pierwszych trzech miesięcy sezonu 2018/19. Najpierw kazał czekać dziewięć kolejek na premierowe zwycięstwo, a następnie po pięciu dniach odpadł z Pucharu Polski już w I rundzie po porażce z I-ligowym GKS Katowice. Niejeden szef pogoniłby Niemca do domu, a władze Portowców wytrzymały ciśnienie, co skończyło się dwoma brązowymi medalami. Tak wysoko dwa lata z rzędu granatowo-bordowi nie kończyli ligi nigdy wcześniej. Można mieć wątpliwości, czy w ostatnich rozgrywkach nie było ich stać na więcej, ale nie należy podważać zasług szkoleniowca w rozwój z przeciętniaka w czołówkę Ekstraklasy.

Pogoń to nie tyle klub drugiej szansy, co wręcz trzeciej, czwartej czy piątej. W zależności od konkretnego przypadku, ale na wszystkich szczeblach, od zarządzania po I zespół.

Siła zgrania

Jako się rzekło na początku – siedmiu z 11 zawodników, którzy wybiegli na czwartkowe starcie z KR Reykjaivik w I rundzie eliminacji Ligi Konferencji gra ze sobą minimum trzy lata: Dante Stipica, Jakub Bartkowski, Konstantinos Triantafyllopoulos, Benedikt Zech, Damian Dąbrowski, Kamil Drygas i Sebastian Kowalczyk. 64% podstawowego składu. Do tego można dodać rezerwowych Mariusza Malca oraz Kacpra Smolińskiego, a Luis Mata, Luka Zahović i Mariusz Fornalczyk są w drużynie dwa lata. Każdy zna każdego i może przewidzieć, co zrobi w danej sytuacji. To się nazywa stabilizacja, szczególnie trudna do osiągnięcia lidze tranzytowej jak Ekstraklasa.

Oczywiście, na część zawodników zwyczajnie nie było chętnych, ale np. Stipica czy Zech mogli ruszać dalej w świat. W pewnym momencie szczególnie często pytano o bramkarza, ale działacze zdołali wykorzystać wahanie Chorwata i przedłużyć z nim kontrakt. Tak sam jak z Austriakiem czy ostatnio Kamilem Grosickim lub sztabem szkoleniowym. Kolendowicz i Krzyształowicz mieli oferty z innych miejsc pracy, m.in. z Legii Warszawa, gdzie po czterech i pół roku przeniósł się Runjaic, jednak udało się ich zatrzymać.

Andrzej Krzyształowicz

Ja tego chciałem, władze klubu tego chciały. To było bardzo ważne. Poziom moich współpracowników jest wysoki. Są fachowcami i wartościowymi ludźmi. Kiedy przyjeżdżasz z zagranicy, dobrze mieć kogoś takiego obok siebie. Oni wiedzą np. co się będzie działo podczas danego meczu wyjazdowego, itd. Cieszę się, że zostali – przekonywał nas Gustafsson.

Reklama

Cierpliwość raz popłaca, a raz nie

Z tym, że za niektórymi nie stała kolejka chętnych nie ze względu na niskie umiejętności, a np. wiek i historię. W tym wypadku najlepszymi przykładami są Dąbrowski i Drygas. Odpowiednio rocznik 1992 i 1991, po poważnych urazach, niespecjalnie łakome kąski dla zagranicznych ekip, a bardzo ważni dla zespołu. Wyszperanie ludzi dobrych lub bardzo dobrych na tle Ekstraklasy, ale z różnych powodów za słabych na wyjazd jest fundamentem stabilizacji w naszych, polskich warunkach.

Na część piłkarzy trzeba zaczekać i – podobnie jak z Peskoviciem i Runjaicem – kończy się to różnie. Z jednej strony kibice denerwują się, że szefostwo nie próbuje rozstać się np. z Pawłem Stolarskim, od półtora roku rezerwowym prawym obrońcą, czy Michałem Kucharczykiem, z reguły irytującym. Ale z drugiej gdyby nie takie podejście prawdopodobnie nie błyszczałby bohater potyczki z przeciwnikami z Islandii Kowalczyk, który rozwijał się powoli, czy z dwóch goli nie cieszyłby się Drygas, stopniowo dochodzący do swojej topowej formy po urazie kolana z 2019 roku. To dwie strony tego samego medalu, w ostatnich dwóch sezonach w przypadku Pogoni brązowego.

Sebastian Kowalczyk

Czy w ten sposób można zdobyć srebro lub złoto? W Szczecinie święcie wierzą, że jak najbardziej. Zgranie ma być siłą Portowców. Gustafsson buduje, nie odbudowuje, a ponadto wreszcie dostał dwóch nowych – lewego obrońcę Leo Borgesa i napastnika Pontusa Almqvista. Jeszcze raz – ewolucja, nie rewolucja.

Dłuższa droga na szczyt

Czy to jedyna droga do progresu? Na pewno nie. Przecież z wyjściowej jedenastki Lecha Poznań, która zdobyła mistrzostwo kraju, na starcie sezonu trzy lata grali ze sobą jedynie Mickey van der Hart, Lubomir Satka oraz Tiba. Trzech, a później żaden nie był kluczową postacią. Tyle że Kolejorz miał kasę, by po katastrofalnych rozgrywkach 2020/21 przeprowadzić rewolucję, a Pogoń – mimo wszystko – takich środków nie ma (na każdym kroku, oficjalnie i nieoficjalnie, podkreślał to Runjaic). Portowcy stopniowo rosną w siłę, sprzedają za miliony euro, coraz więcej wydają na pensje czy transfery (w styczniu Wahan Biczachczjan kosztował mniej więcej 900 tysięcy euro), ale ciągle nie mogą się ścigać finansowo z Lechem czy nawet Rakowem Częstochowa. W ogromnej mierze dlatego wybrali inną ścieżkę. Dłuższą, jednak na Pomorzu Zachodnim wierzą, że również prowadzącą na szczyt. Na razie stabilizacja pozwoliła im dotrzeć do TOP 3.

CZYTAJ WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
2
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Komentarze

25 komentarzy

Loading...