Najgorszy możliwy rywal do wylosowania. Przewaga w jakości i doświadczeniu międzynarodowym. Faworyt dwumeczu. Prawie każdy zgadzał się z tymi komentarzami przed starciem Lecha Poznań z Karabachem Agdam. Dawno minęły czasy, w których na przeciwnika z Azerbejdżanu mogliśmy patrzeć lekceważąco i z poczuciem wyższości. To już nie wróci. Boisko potwierdziło, że Karabach jest naprawdę dobrą drużyną, którą trudno będzie wyeliminować. Jest to jednak do zrobienia.
Lech Poznań – Karabach 1:0. Jakość piłkarska po stronie gości
„Kolejorz” przez większość meczu piłkarsko prezentował się gorzej, ale to jemu wynik się zgadza. Zbyt często przeżywaliśmy pucharowe rozczarowania w wykonaniu naszych przedstawicieli, żeby tego faktu nie docenić.
Po dwóch kwadransach chyba każdy obserwator tego spotkania dobrze życzący mistrzom Polski końcowe 1:0 wziąłby w ciemno z soczystym pocałowaniem ręki. Goście organizacją i kontrolą gry bili Lecha na głowę. Długie utrzymanie przy piłce, efektowne wymiany podań na ziemi, szybki odbiór po stracie, zbieranie drugich piłek – podopieczni Gurbana Gurbanowa chwilami wyglądali przy Bułgarskiej co najmniej jak średniak z La Liga czy Bundesligi. Brakowało im tylko (albo aż) postawienia kropki nad „i”. Jak już Abdellah Zoubir wkręcił Joela Pereirę, to strzelił niecelnie. Gdy Richard Almeida znalazł się w dogodnej pozycji do uderzenia sprzed pola karnego, jeszcze bardziej rozminął się z precyzją. A gdy wreszcie Zoubir strzelił w światło bramki, było to w zasadzie podanie do Artura Rudki. Debiutujący w poznańskiej bramce Ukrainiec przesadnie dużo roboty dziś nie miał, ale swoją robotę wykonał wzorowo, dodając pewności drużynie.
Lech Poznań – Karabach 1:0. Koronkowa akcja bramkowa
Lech miał trudności z wymianą paru podań i utrzymaniem się przy piłce dłużej niż 10 sekund. Nawet z nielicznych stałych fragmentów nie potrafił zrobić pożytku.
I nagle objął prowadzenie. Najpierw grę otworzył Karlstroem, później Velde (fatalny początek, z czasem się rozkręcił) przytomnie odnalazł Amarala w polu karnym. Portugalczyk źle przyjął, ale nie stracił głowy i oddał piłkę na bok do Pereiry. Ten idealnie, naprawdę idealnie dograł wzdłuż bramki do Ishaka, który zgubił krycie i dostawił nogę. Piękna akcja.
Strzelony gol może nie był punktem zwrotnym tego spotkania, jednak nieco zmienił jego oblicze. Karabach nie grał już z taką pewnością siebie, a Lech trochę częściej robił szum z przodu. Strasznie szkoda, że Michał Skóraś zawahał się z dobitką po odbitym przez bramkarza gości uderzeniu Filipa Szymczaka. Decyzyjność w decydujących momentach to generalnie problem skrzydłowego „Kolejorza” i znów się o tym przekonaliśmy. Próbował jeszcze rozgrywać, ale nie zrozumiał się z Ishakiem i nadzieja na 2:0 przepadła.
Lech Poznań – Karabach 1:0. Problemy na własne życzenie
Azerowie nadal przeważali, tyle że ciągle mieli problemy z konkretami. Do najgroźniejszych sytuacji Lech dopuścił na własne życzenie po głupich stratach. Wadji zmusił Rudkę do wysiłku w wyniku nierozważnego piętkowania Ishaka na własnej połowie. Ukrainiec zachował też czujność, gdy przy wyprowadzeniu piłki uprzedzony został Murawski i strzał oddał Zoubir. Francuski skrzydłowy wcześniej w żenujący sposób próbował nabrać sędziego na rzut karny, co pokazywało, że on i koledzy zaczynali się robić nerwowi.
Obiektywnie rzecz biorąc, Karabach był dziś lepszy piłkarsko i trudno się dziwić Lechowi, że starał się nie ustawiać obrony zbyt wysoko, co mogłoby być wodą na młyn dla zawodników ze skrzydeł łatwo wygrywających pojedynki. Zapowiada to jednak piekło w rewanżu nie tylko ze względu na spodziewany upał w Baku. Na razie cieszmy się, że sezon 2022/23 w polskiej piłce zaczyna się od zwycięstwa. Takie czasy, że musimy doceniać małe rzeczy.
Lech Poznań – Karabach Agdam 1:0 (1:0)
- 1:0 – Ishak 41′
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Afonso Sousa – jak gra diamencik Lecha Poznań?
- Jak grały zespoły van den Broma? Analiza taktyczna nowego trenera Lecha
Fot. Newspix