Reklama

Z pięciu Polek w Wimbledonie pozostały dwie. Porażki Linette, Chwalińskiej i Kawy

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

29 czerwca 2022, 21:40 • 6 min czytania 3 komentarze

Jeszcze niedawno wyglądało to rewelacyjnie, ale niestety z pięciu Polek, które grały w Wimbledonie, w drabince pozostały już tylko dwie. Magda Linette, Maja Chwalińska oraz Katarzyna Kawa pożegnały się dzisiaj z wielkoszlemowym turniejem. Choć trzeba przyznać, że trafiły na świetnie dysponowane rywalki.

Z pięciu Polek w Wimbledonie pozostały dwie. Porażki Linette, Chwalińskiej i Kawy

Pięć Polek w Wimbledonie – samo to brzmiało dobrze, kiedy patrzyliśmy na główną drabinkę turnieju przed jego startem – to w końcu nasz rekord, historyczny wynik. Tyle samo zawodniczek w I rundzie miały na przykład Włoszki, z tenisem kojarzone dużo bardziej. Cieszyliśmy się więc, ale trudno  było nam spodziewać się, że nasze tenisistki w komplecie zameldują się w drugiej rundzie wielkoszlemowych zawodów.

A tak się właśnie stało. Iga Świątek, Magda Fręch, Magda Linette, Maja Chwalińska oraz Katarzyna Kawa wygrały swoje inaugurujące mecze. Dwie pierwsze miały rozegrać kolejne pojedynki w czwartek, trzy ostatnie w środę.

Na pierwszy ogień poszła Linette.

Reklama

Weteranka za mocna

Polkę czekał pojedynek z Angelique Kerber. To oczywiście wielokrotna mistrzyni wielkoszlemowa, która ma na swoim koncie również triumf w Wimbledonie w 2018 roku. Ale też zawodniczka mająca najlepsze lata za sobą – niemiecka tenisistka zajmuje 19. miejsce w rankingu WTA, co, jak na nią, przesadnego wrażenia nie robi.

Warto jednak zauważyć, że Kerber grać na trawie naprawdę potrafi. Ostatnio doceniła ją inna kapitalna tenisistka, która wygrywała turnieje w ubiegłej dekadzie, czyli Ana Ivanović. Serbka w gronie faworytek do triumfu w Wimbledonu (czy też zatrzymania Igi Świątek) wymieniła właśnie Niemkę. Inna sprawa, że wspomniała też o Serenie Williams. A jej w turnieju już nie ma.

Linette nie przestraszyła się utytułowanej rywalki. Na początku meczu skutecznie broniła własnego serwisu, potrafiła przycisnąć Kerber, wywalczyć parę break pointów. Ale Angelique też nie odpuszczała. W końcówce partii to ona okazała się lepsza – wykorzystała parę błędów Polki i zaliczyła przełamanie. A potem dopięła swego, wygrywając własne podanie i całego pierwszego seta (6:3).

W kolejnej partii wciąż oglądaliśmy wyrównany pojedynek. Kerber czuła, że łatwo nie jest i może dlatego w pewnym momencie zdenerwowała się na… siedzącą na trybunach mamę, krzycząc do niej po polsku-niemiecku: “możesz być cicho, danke?”. Ale kiedy przyszło co do czego – była gotowa. Przy stanie 3:3 i podaniu Magdy wygrała trzy piłki z rzędu, a więc Polka była zmuszona bronić break pointy. Wyjść z tej sytuacji jej się nie udało, zatem została przełamana. A potem mocno serwująca niemiecka tenisistka poszła za ciosem i wygrała dwa decydujące gemy z rzędu (6:3).

Cóż, to nie był zły występ Linette, po prostu rywalka była lepsza i skuteczniejsza. Kerber pokazała tym samym, że nawet jako 34-latka jest kimś, kto może zajść daleko w Wimbledonie.

Reklama

Przyjaciółka Igi w akcji

Pamiętamy, jak znakomicie rozpoczęła swoją przygodę w Wimbledonie Maja Chwalińska. Pierwszego seta w głównej drabince turnieju wygrała… do zera. Liczyliśmy, że świetny początek zaliczy również w meczu drugiej rundy, z Alisson Riske. I faktycznie – Polka szła jak burza, zgarniając trzy pierwsze gemy. Im dłużej trwał pojedynek, tym jednak lepiej grała Amerykanka. Stawała się coraz skuteczniejsza i widać było, że rozkręca się z akcji na akcję. Ale Maja unikała błędów i była w stanie wygrywać to, co najważniejsze – czyli gemy przy własnym podaniu.

Solidność pozwoliła zatem naszej tenisistce zamknąć pierwszego seta (6:3). Świetnie weszła też w kolejnego – przełamała Riske (1:0), a ostatnia wymiana w jej wykonaniu… to był po prostu majstersztyk. Naprawdę zaczęliśmy wierzyć, że Maja z hukiem przejdzie do trzeciej rundy Wimbledonu.

Ale niestety – bardziej doświadczona z tenisistek włączyła wyższy bieg. Grała naprawdę kapitalnie, potrafiła świetnie przechodzić z defensywy do ofensywy, rozrzucając naszą zawodniczkę po korcie. Riske nie tylko szybko doprowadziła do remisu w drugiej partii, ale poszła ciosem, zgarniając… łącznie sześć gemów z rzędu. No i cóż, to ona była faworytką do awansu przed decydującym setem.

Status faworytki bardzo szybko zresztą potwierdziła. Było widać, że Amerykanka ma przewagę siły nad 20-letnią Polką, że to czasem sama moc uderzenia pozwala jej zdobywać punkty. Tymczasem Chwalińskiej – jako zawodniczce, która rozegrała wcześniej już cztery wymagające mecze w turnieju, licząc kwalifikacje – było coraz trudniej nadążyć za tempem rozgrywania wymian. No i niestety – Riske zgarniała gema za gemem, nie oddając Mai już żadnego, choć ta naprawdę starała się i walczyła do ostatniej piłki. Całe spotkanie Amerykanka wygrała 3:6, 6:1, 6:0.

Czy sensacja jest możliwa?

Z trzech Polek, które grały w środę, Katarzyna Kawa miała zdecydowanie najtrudniejsze zadanie. Mierzyła się bowiem z Ons Jabeur, czyli drugą rakietą świata, która na dodatek ostatnio przegrywa niezwykle rzadko. Ba, tak naprawdę Tunezyjka od maja tego roku tylko dwukrotnie schodziła z kortu pokonana. Radziły sobie z nią właśnie polskie zawodniczki – czyli Iga Świątek w Rzymie oraz Magda Linette w Paryżu.

Nie ma jednak co ukrywać, że Kawa to tenisistka o nieco mniejszym potencjale, dla której samo wygranie meczu w Wimbledonie i awans do drugiej rundy były sukcesem. Zapowiadało się zatem na to, że Jabeur będzie miała łatwą przeprawę. I faktycznie tak było.

Tunezyjka przełamała Polkę już na początku meczu. Choć ta potem się odegrała – doprowadzając do remisu w gemach 2:2. Był to jednak tylko chwilowy przebłysk. Bo w kluczowym momencie (przy stanie 4:4) nasza tenisistka zepsuła kilka uderzeń, popełniła też podwójny błąd, i ponownie została przełamana przez faworytkę, która po chwili wygrała gema oraz seta.

Kolejny zaczął się podobnie – od przełamania i prowadzenia 2:0 Jabeur. Z tym, że potem Ons nie dała już Polce (która w międzyczasie poprosiła o medyczną przerwę) wrócić do gry. Pokazywała po prostu więcej tenisowej jakości, wygrywała dłuższe wymiany, lepiej serwowała. W całym pojedynku triumfowała 6:4, 6:0.

Jak to już bywa – rzeź największych gwiazd

Przyzwyczailiśmy się do tego, że w ostatnich latach turnieje wielkoszlemowe – jakimś cudem – nie sprzyjają wysoko notowanym tenisistkom. Było to widać choćby w ostatnim Roland Garros, kiedy Iga nie musiała na drodze do tytułu wygrać z żadną z rywalek z pierwszej dziesiątki rankingu. Jak to natomiast wygląda w Wimbledonie? Podobnie.

Z turnieju odpadła już Anett Kontaveit, czyli trzecia rakieta świata. Drugiej rundzie nie sprostała też dziesiąta w zestawieniu WTA Garbiñe Muguruza. W Wimbledonie nie zobaczymy już dwóch zawodniczek, które wywoływały największe emocje wśród kibiców, czyli Sereny Williams (choć to akurat niespodzianka nie jest, w końcu legenda tenisa była poza kortami przez niemal rok) oraz Emmy Radacanu. A także Danielle Collins – choć to już informacja sprzed paru dni (Amerykanka przegrała pierwszy mecz w Wimbledonie w poniedziałek).

Światowa czołówka zatem zawodzi. Inna sprawa, że za taki scenariusz, jaki miał miejsce w French Open, się oczywiście nie obrazimy – niech Iga robi swoje, a pozostałe tenisistki z pierwszej dziesiątki rankingu mogą dobrowolnie usuwać się z jej ścieżki do tytułu.

Magda Linette – Angelique Kerber 3:6, 3:6

Maja Chwalińska – Allison Riske 6:3, 1:6, 0:6

Katarzyna Kawa – Ons Jabeur 4:6, 0:6

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...