Reklama

Czy polski futbol potrzebuje silnej Polonii Warszawa?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

19 czerwca 2022, 18:54 • 11 min czytania 212 komentarzy

Polonia Warszawa podnosi się z kolan. Nie giba się już na skraju bankructwa. Zrywa z łatką kolorowego ptaka światka polskiego futbolu. Odżegnuje się od miana tygla kulturowego i mekki hipsterów. I właśnie wywalczyła awans na trzeci poziom rozgrywkowy, który ma być dla niej tylko przystankiem przesiadkowym przed powrotem do mainstreamu. 

Czy polski futbol potrzebuje silnej Polonii Warszawa?

Bogusław Leśnodorski powiedział kiedyś, że niemożliwością jest nieawansowanie solidnie zarządzanego klubu z II ligi do Ekstraklasy w ciągu pięciu lat. Włodarze klubu ze stadionu przy ulicy Konwiktorskiej kreślą ostrożniejsze prognozy, ale nie sposób odmówić im przekonania i skonkretyzowanego planu. Od miesięcy słowem i pismem przekonują, że 2022 roku to awans do II ligi, 2025 rok przyniesie I ligę, a w 2029 roku nadejdzie czas na upragnioną Ekstraklasę. Wszystko toczy się zgodnie z harmonogramem.

Świętowanie zawsze jest miłe

„Za trzeciej ligi smak!
I przyjdzie taki dzień,
ten ukochany dzień,
że mistrza Polski będzie mieć
Konwiktorska nr 6!”

Fragment przyśpiewki kibiców Polonii Warszawa

Gregoire Nitot pocił się okrutnie, gdy Marcin Pieńkowski strzelał gola na wagę trzech punktów w doliczonym czasie gry spotkania z Legionovią Legionowo. Piłkarze Czarnych Koszul rzucali się na siebie w euforii, pełne trybuny wyły i wiwatowały z radości, a francuski właściciel Polonii Warszawa klaskał, zbijał piątki z prezydentem Rafałem Trzaskowskim i czuł satysfakcję, bo wiedział, że trafienie dwudziestopięcioletniego Pieńkowskiego urasta do rangi równoznacznej awansowi do II ligi. Przez lwią część sezonu Polonia oglądała bowiem plecy Legionovii.

Reklama

Aż do przedostatniej kolejki.

Wystarczyło tylko postawić ostatni krok i wygrać z czerwoną latarni ligi – Wissą Szczuczyn. Piotr Kosiorowski, dyrektor sportowy klubu, tonował nastroje i budował narrację wokół banału: „jeszcze nie zrobiliśmy awansu”. Ale Łukasz Piątek, najbardziej doświadczony i najlepszy piłkarz zespołu, rozwiewał tę mgłę komunałów w rozmowie z Interią: – Czekaliśmy na mecz z Legionovią przez pół roku, bo wiedzieliśmy, że on zadecyduje o awansie. Nikt sobie nie wyobraża, abyśmy w ostatniej kolejce mogli stracić punkty.

Wielkich emocji nie było. Wissa niespodziewanie prowadziła z liderem III ligi od trzeciej minuty, ale Legionovia też przegrywała z Błonianką Błonie po kwadransie gry. Następnie jednak najpierw Polonia wyciągnęła wynik z 0:1 na 3:1 po bramkach Wojciecha Fadeckiego i Szymona Lewickiego, a Legionovia rzutem na taśmę zwyciężyła 2:1, więc układ tabeli pierwszej grupy III ligi pozostał bez zmian: 1. Polonia Warszawa – 81 punktów, 2. Legionovia Legionowo – 80 punktów.

– Wszyscy byli zmęczeni III ligą, bo marzenia nas wszystkich sięgają dużo wyżej niż II liga – rzuca Piotr Kosiorowski.

– Do Szczuczyna pojechało za nami pięćset czy sześćset osób, a to przecież prawie dwieście kilometrów od Warszawy. Po powrocie do stolicy pośpiewaliśmy z kibicami. Było wesoło, fajnie. Świętowanie zawsze jest miłe i przyjemne. Już wcześniej mecz z Legionovią pokazał, że zapotrzebowanie na futbol na Polonii Warszawa jest duże. Przyszły masy kibiców, doping był niesamowity, cała wieloletnia kultura uwidoczniała się w ciągu dziewięćdziesięciu minut. Dla takich meczów się żyje i kopie się piłkę. Co innego grać przy martwych trybunach, a co innego wychodzić na murawę przy takim wsparciu – opowiada Lewicki, który wzmocnił ekipę Czarnych Koszul przed rundą wiosenną i w piętnastu meczach zdobył dziewięć bramek.

Reklama

Polonii zależało zresztą na zbudowaniu doświadczonego i jakościowego zespołu. Szymon Lewicki przyszedł z poziomu I ligi. Łukasz Piątek ma na koncie prawie trzysta występów w Ekstraklasie. Tomasz Wełna grywał w ekstraklasowym cypryjskim Arisie Limassol. Adam Pazio szczycił się niegdyś opinią talentu, a w najwyższej klasie rozgrywkowej zaliczył występy w Polonii Warszawa, Lechii Gdańsk, Podbeskidziu Bielsko-Biała i Ruchu Chorzów. Krystian Pieczara ma już trzydzieści trzy lata, ale też polonijną krew i gwarantuje dwucyfrową liczbę bramek na poziomie III ligi.

– Zjedliśmy III ligę – konkluduje Lewicki.

Polonia Warszawa

Klub z niespokojną duszą

Mury stadionu przy Konwiktorskiej oddychają historią. Pewnie nawet do przesady, bo samymi opowieściami o przeszłości można poruszyć sentymenty duszy, ale nie osiągnie się sukcesu we współczesnym futbolu. Mimo to nieprzypadkowo jeszcze niedawno, gdy w Polonii paliło się w każdym kącie, pisaliśmy:

„Polonia Warszawa to niezbyt piękne i chwalebne wyczyny z XXI wieku, z handlem licencjami i psuciem rynku włącznie, ale przede wszystkim wielka, piękna karta z pierwszej połowy XX wieku. Tadeusz Gebhetner, ponad 100 występów w charakterystycznej czarnej koszulce, pierwszy prezes i współzałożyciel klubu. Tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata za ukrywanie żydowskiej rodziny w trakcie okupacji, jeden z obrońców naszego kraju w 1939 roku, wreszcie uczestnik Powstania Warszawskiego, zginął w walce o wolną Warszawę. Jerzy Szularz, powstanie przeżył, choć o 63 dniach chwały przypominał mu każdy trening – poparzona twarz nie przeszkadzała w futbolu, ale już odłamek, który pozostał w kończynie potrafił doskwierać na piłkarskim boisku. Polonię poprowadził do mistrzostwa już w 1946 roku. Edmund Zientara, kolejny powojenny piłkarz Polonii i… Legii. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. 

Do tego właśnie na murawie przy Konwiktorskiej 6, właśnie w tym miejscu poległo dwunastu Powstańców Warszawskich, którzy próbowali boiskiem przebić się przez niemiecki pierścień oddzielający siły Żoliborza i Starówki. Masakrę na Polonii z nocy z 21 na 22 sierpnia 1944 roku upamiętnia mural, a nieudany atak Batalionów „Zośka” i „Czata 49” na zawsze pozostanie w pamięci nie tylko polonistów, ale po prostu warszawiaków hołdujących bohaterom tamtych dni. Wymazać klub z taką historią z mapy Warszawy, z pamięci warszawiaków?”.

W latach dziewięćdziesiątych Polonia Warszawa stanowiła alternatywę dla przesiąkniętych nacjonalistycznymi namiętnościami stadionów polskiej sceny kibicowskiej. Na Konwiktorską lgnęli nie tylko warszawscy patrioci z dziada pradziada i pseudo-patrioci w pierwszym pokoleniu, ale też lewicowcy i anarchiści, punki i ateiści, robotnicy i artyści. Tworzył się tygiel subkulturowy, powstawała swoista mekka hipsterów, która obumierała już wraz z nadejściem nowego wieku i radykalnym przesunięciem ogółu środowiska na prawą stronę sceny politycznej, a na dobre zakończyła się, kiedy na trybunie „Kamiennej” zaczęło dochodzić do bijatyk między ostatkami komunizujących grup antifowskich z brunatną młodzieżą spod znaku krzyża celtyckiego i falangi. W konsekwencji trybuny obiektu położonego na warszawskim osiedlu Nowe Miasto straciły swój awangardowy charakter i upodobniły się do klimatów znanych z innych stadionów.

Żaden to jednak powód do ubolewania wobec martyrologii Czarnych Koszul z ostatniej dekady. Odejście równie kontrowersyjnego i niesławnego, jak bogatego Józefa Wojciechowskiego. Nadejście złotoustego i fałszywego Ireneusza Króla. Brak licencji na Ekstraklasę. Upadłość skompromitowanej spółki. Akcja ratunkowa kibiców. Start od IV ligi, wyszarpany awans najpierw do III ligi, a potem do II ligi i ponowny spadek na czwarty poziom rozgrywkowy. Doszło do tego, że choć ambicje Polonii nigdy nie zmalały, klub od lat błąkał się po peryferiach poważnego polskiego futbolu, aż w końcu u bram stadionu przy Konwiktorskiej zjawił się Gregoire Nitot i obiecał, że przywróci organizacji godność, choć żaden z niego cudotwórca i zbawca.

Wszystkie marzenia pana Nitota

Gregoire Nitot postawił na nogi klub, w którym – jak określa to Piotr Kosiorowski – czasami brakowało nawet wody gazowanej. Spłacił wszystkich wierzycieli. Już zainwestował około siedem milionów złotych, ale sam twierdzi, że do 2029 roku czeka go wydatek w postaci kolejnych trzynastu milionów. Francuz doskonale wie, że na tym interesie nie będzie zarabiał, ale jest też na tyle majętnym człowiekiem, że nie taki jest w tym jego interes. Nitot buduje swój wizerunek, swoją wiarygodność i swoje wpływy poprzez futbol.

Lewicki: – Niczego nam nie brakuje. Na mecze jeździmy dzień wcześniej, wszystko jest poukładane, tak jak ma być poukładane w profesjonalnym klubie. Awans do II ligi dużo nam da, klub będzie się rozwijał dalej i wszyscy zobaczymy to na własne oczy. 

Kosiorowski: –  Na meczu przy Konwiktorskiej z Legionovią odwiedziły nas władze miasta z panem prezydentem Trzaskowskim na czele. Wszyscy mieli okazję zobaczyć, że Polonia nie tylko istnieje, ale też ma się dobrze.

Właściciel Polonii Warszawa ma konkretny plan. Konkretny, bo ukonstytuowany na papierze i ogłoszony światu. Sportowo klub ma stać się członkiem ekstraklasowej stawki do 2029 roku. Strukturalnie kręgosłup ma być trwały i opierający się na starannie wyselekcjonowanych ludziach. Dyrektorem sportowym na lata jest Piotr Kosiorowski, a trenerem ma być – Rafał Smalec. Plany budżetowe rozpisane zostały na III, II, I ligę, a także Ekstraklasę. Trwa próba wytworzenia „przyjaznej i tolerancyjnej atmosfery” wokół całej organizacji.

Określono też, że „obecnie Polonia nie stanowi dla Legii żadnego ryzyka”, więc między dwoma zasłużonymi klubami nie powinno dochodzić do wrogiej i wyniszczającej rywalizacji. Dość powiedzieć, że Gregoire Nitot, choć niektóre legijne środowiska pseudokibicowskie próbowały grozić mu za sprawą francuskojęzycznych transparentów, paradował kiedyś ubrany w dwa szaliki – jeden w barwach zespołu z Konwiktorskiej, drugi w barwach drużyny z Łazienkowskiej. Ponad wszystko Nitotowi marzy się jednak nowy stadion dla Polonii Warszawa.

– W 2023 roku mają ruszyć prace przy przebudowie stadionu Polonii. Nowy obiekt ma mieścić 15 500 widzów. Całość inwestycji szacuje się na około 400 milionów złotych. Warszawski ratusz ogłosił, że na przebudowę przeznaczy 114 milionów złotych. Pan jakiś czas temu zadeklarował, że jest skłonny wyłożyć 300 milionów złotych, jeśli miasto da 100. Jak teraz wygląda sytuacja z ewentualnym współfinansowaniem inwestycji przez pana? – pytał go niedawno dziennikarz Interii.

– Stadion z punktu widzenia strategicznego jest niezbędny, żeby klub odnosił sukcesy i mógł zarabiać na siebie. W dalszym ciągu podtrzymuję chęć inwestycji w stadion 300 milionów złotych pod warunkiem, że będę dzierżawcą stadionu i terenu przy nim z m.in. halą do gry w koszykówkę przez minimum 40 lat. Chciałbym, żeby cały teren był miejscem, gdzie, gdy nie ma meczu, każdy może przyjść i skorzystać na przykład z gastronomii. Chciałbym, żeby odbywały się tutaj koncerty, tętniło życie kulturalne. Jesteśmy cały czas w kontakcie z miastem, piłka leży po ich stronie – odpowiadał Nitot.

Rojenia o konieczności postawienia nowego obiektu przy Konwiktorskiej brzmiały irracjonalnie, kiedy na mecze Polonii Warszawa przychodziły garstki najbardziej zagorzałych fanów w III lidze. W takich okolicznościach prawdziwie mocarstwowe infrastrukturalne plany i oczekiwania Nitota nie współgrały z rzeczywistością. Zapowiadały aroganckie przepalanie kasy na rozdmuchany projekt bez większego znaczenia dla życia stołecznego miasta. I może wciąż marzenia francuskiego biznesmena o wydawaniu publicznego szmalu trudno postrzegać jako złoty pomysł w obliczu kryzysu ekonomicznego, ale wraz z awansem Czarnych Koszul do II ligi jest w tym wszystkim ciut większy sens.

Kosiorowski: – Wierzę, że ten stadion jest Warszawie potrzebny. To istotne miejsce na mapie stolicy, a to miasto zasługuje, żeby Konwiktorska wyglądała trochę inaczej niż teraz. Czy mecz w mecz będzie przychodzić piętnaście tysięcy kibiców? Czy obiekt będzie się zapełniać? Ciężko powiedzieć, ale wierzę, że tak. Popatrzmy na Widzew Łódź. Ilu kibiców przychodziło na jego mecze, gdy spadali, a ilu przychodziło, gdy się reaktywowali i odbudowywali? Może w przypadku Polonii będzie podobnie?

Gregoire Nitot

Głód dobrej piłki

Łukasz Piątek twierdzi, że środowisko Polonii Warszawa zaczyna się odradzać, bo objawia się w nim zjawisko głodu dobrej piłki. Ale za fasadą sukcesu kryją się małe grzeszki. Jeszcze niedawno Gregoire Nitot całkiem szczerze potrafił powiedzieć, że – tu cytat – „ma w dupie” narzekania kibiców na zbyt wysokie ceny biletów. Jeszcze niedawno Stowarzyszenie Społeczności Polonii Warszawa potrafiło napisać, że „bardzo dobrze rozumie trud budowania drużyny i całej organizacji piłkarskiej, jednak przy nakładach, jakie w tę drużynę zostały przez pana Nitota zainwestowane, oczekiwałoby lepszych rezultatów”. Jeszcze niedawno Rafał Smalec, w którym Czarne Koszule upatrują drugiego Marka Papszuna, musiał tłumaczyć się z przeprowadzania rewolucji systemowej i taktycznej, bo jesienią jego drużyna dopiero szykowała się do ostatecznego rozpędzenia się na wiosnę. Dopiero pseudokibice warszawskiego klubu próbowali zastraszać Legionovię przed meczem decydującym o losach awansu do II ligi.

To wcale niełatwe miejsce do pracy.

I wcale niełatwe do budowania czegoś trwalszego.

Kosiorowski: – To jest klub, który zawsze będzie grał, żeby wygrywać. Nikt nie wybaczy minimalizmu. Nie będziemy dmuchać balona i opowiadać niestworzonych historii, ale skoro już weszliśmy do II ligi, to naszym celem jest awans do I ligi.

Lewicki: – Myślę, że możemy namieszać w II lidze. Plan awansu do I ligi do 2025 roku? Wydaje mi się to bardzo realną perspektywą, a myślę nawet, że może spełnić się to szybciej. 

Kosiorowski: – Rozpisaliśmy sobie ramowy plan na papierze, ale nie trzymamy się go sztywno, bo życie pisze różne scenariusze. Są kluby, które pną się w górę rok po roku, ale historia zna też organizacje, które – choćby jak GKS Tychy – nie mogą awansować do Ekstraklasy, choć robią wszystko, żeby dopiąć swego. 

Czy polska piłka potrzebuje silnej Polonii Warszawa?

„Choć wiem, że są na świecie większe kluby,
kibiców mają tłumy, to ja jednak wolę ją
To Polonia, Warszawa ukochana!”

Fragment przyśpiewki kibiców Polonii Warszawa

Jakubowi Rzeźniczakowi za legijnych czasów wydawało się, iż cała stolica żyje spotkaniami przy Łazienkowskiej. Po latach przyznawał: – Wtedy mądrą historię opowiedział mi trener Jacek Magiera. To było chwilę po tym, jak przestał pracować w klubie. W czasie wieczornego meczu Legii wybrał się na Nowy Świat. I co zobaczył? Normalny świat, zwykłą codzienność. Dziewięćdziesiąt albo dziewięćdziesiąt pięć procent ludzi w mieście nie przeżywa wielkich piłkarskich emocji. Ba, lwia część z nich nawet nie wie, że taki mecz się odbywa. Żyjesz w bańce, wydaje ci się, że nie liczy się nic innego niż piłka nożna, rozmawiasz tylko o futbolu, a życie toczy się gdzieś obok. Tak jest w każdym mieście. 

Polonia nigdy nie była wielką kibicowską konkurencją dla Legii. Nawet w czasach największych sukcesów, nawet w czasach najdroższych transferów – poloniści pozostawali reprezentacją niewielkiej części miasta, zdominowanego i monopolizowanego przez legionistów. Taka jest prawda i takie są fakty. Ba, takiego stanu rzeczy nie zmieni ani awans Polonii do II ligi, ani awans Polonii do I ligi, ani awans Polonii do Ekstraklasy.

Kosiorowski: – Na mapie Warszawy jest miejsce na dwa ekstraklasowe kluby – Legię i Polonię. Pokazuje to historia. I mam nadzieję, że pokaże to przyszłość. 

To jednak myślenie ściśle skoncentrowane na stołeczną bańkę. Prawda jest taka, że siła marki Polonii Warszawa, choć to klub historyczny i zasłużony, nie jest najważniejsza dla dobrobytu polskiego futbolu. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż niemała grupa osób identyfikuje się z dziedzictwem subkulturowym tej organizacji i wciąż istnieje nisza, którą Czarne Koszulę mogą wypełnić. Ale to dopiero sam początek drogi, a pierwszy większy sukces na trasie tego maratonu znaczy zaskakująco niewiele.

Czytaj więcej o Polonii Warszawa:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

212 komentarzy

Loading...