Mogliśmy się spodziewać, że Belgowie będą nas zamęczać setkami podań. Że raz za razem będą znajdować sposobności na pokonanie Wojtka Szczęsnego. Ale, o dziwo, z oczekiwanym skutkiem zrobili to tylko raz. Szkoda, bo mimo cierpień w postaci biegania za piłką mieliśmy swoje okazje bramkowe. Gdyby wyjąć pojedyncze fragmenciki spotkania, można by nawet dojść do wniosku, że mieliśmy prawo zawalczyć o uczciwy remis. Byliśmy bliżej dobrego rezultatu niż w Brukseli, owszem, natomiast przekrój całego spotkania wciąż nie mógł w pełni zadowalać. Oni grali, my czekaliśmy jedynie na przebłyski. Dystans pod względem jakości czysto piłkarskiej był nie do przeskoczenia, choć nie zdziwimy się, jeśli ktoś poczuł niedosyt.
Mogło być lepiej, ale to Belgowie byli skuteczniejsi
Mimo że pierwszy kwadrans wyglądał w naszym wykonaniu całkiem obiecująco, i tak dostaliśmy po głowie. Nie potrafiliśmy ustrzec się sytuacji, w której Belgowie nas po prostu szachują. Gubili krycie, długimi wymianami podań otwierali sobie przestrzenie przed szesnastką. Na naszej połowie może nie mieli aż takiej swobody jak w Brukseli, ale i tak rzucali skuteczne pasy za plecy Glika, Kiwiora czy Wieteski. Byli groźni, nawet bez Kevina De Bruyne.
Stracony gol w 16. minucie wpada na konto kilku piłkarzy: Szymańskiego (stał za daleko od dośrodkowującego Tielemansa), Wieteski (zaspał) i Casha (złamał linię). Dało się odnieść wrażenie, że tutaj coś dało się zrobić lepiej. Tak jak zresztą przy wielu zalążkach ofensywnych akcji Polaków. Nie było przecież tak, że tylko murowaliśmy. Ba, potrafiliśmy kilka razy nastraszyć Belgów. A to Cash kapitalnym podaniem uruchomił Szymańskiego (strzał z szesnastki ponad bramką), a to Zalewski Lewandowskiego, i tak dalej. Nawet Linetty (w drugiej połowie założył pelerynę niewidkę) z Żurkowskim mieli swoje odważne podrygi w środku pola, tylko że nic z tego nie wynikało. No i opieraliśmy się jedynie na przebłyskach, a to kosztowało sporo sił.
To mogła być „ta” akcja…
Na pewno naszym problemem był pressing rywala. Belgowie zdawali sobie sprawę, że taki Wieteska asem w rozegraniu piłki od tyłu nie jest. Ale, na nasze szczęście, ani razu ten pressing nie dał im efektów w postaci gola. My natomiast przed zmianą stron pokazaliśmy, że jak stworzy się belgijskim obrońcom dyskomfort, to tacy mocni w tyłach już nie są. Niektórzy z nich grali na granicy błędu, czasami je nawet popełniali, co dawało nam możliwość na wyprowadzenie szybkich ataków. Jeden z nich – przykład z samej końcówki pierwszej połowy – powinien skończyć się bramką. To była akcja idealna: Szymański do Casha, Cash do Lewandowskiego, Lewandowski do Zalewskiego i… niestety. Zabrakło szczęścia. 20-latek z „dyszką” na plecach pomylił się o kilka centymetrów.
Belgowie mieli bezdyskusyjną przewagę, a my próbowaliśmy maksymalnie wykorzystywać każdy skrawek czasu. Cierpieliśmy, ale nie składaliśmy broni. Może gdyby kapitan kadry miał odrobinę lepszy dzień, a Szymański z Zalewskim lepiej nastawione celowniki, wynik po 45 minutach byłby trochę inny.
Druga połowa pod znakiem treningu biegowego, ale też walki o remis w końcówce
Drugą połowę przez większość czasu naprawdę trudno się oglądało. Przez kilkadziesiąt minut to był dla nas po prostu trening biegowy. Graliśmy gorzej, na pewno gorzej, jeśli chodzi o kreowanie akcji ofensywnych. Belgowie zabrali nam sprzęt i prawie nie dopuszczali do swojej bramki. Ba, właściwie to bardziej my sami na to pracowaliśmy, bo chyba baliśmy się zaatakować śmielej. Oczywiście do czasu.
Nawet jeśli próbowaliśmy wywrzeć presję i utrudnić rozegranie piłki od tyłu, Belgowie omijali nas jak tyczki. Przez prawie całą połowę, poza pojedynczymi wypadami w pole karne, przeżywaliśmy katusze. Po samym Lewandowskim było widać, jak polscy piłkarze mogli się dzisiaj frustrować. Tak naprawdę dopiero w końcówce spotkania realnie mieliśmy prawo pomyśleć, że jesteśmy bliscy remisu. Dwa strzały Świderskiego – pierwszy z woleja, drugi głową w słupek – dały nadzieję. Porwały nas, bo Belgowie stracili siły.
Łącznie narobiliśmy naszym przeciwnikom w okolicach 90. minuty sporo problemów, ale czy zasłużyliśmy na remis? Cholera, być może tak. Na pewno zasłużyliśmy na bramkę, a nawet dwie. Udowodniliśmy, że w meczu z topowymi piłkarzami możemy zaoferować coś ciekawego, ale z racji naszych ograniczeń niestety nie w większych ilościach. Jeśli nie jesteśmy wtedy skuteczni, na zwycięstwa nie mamy co liczyć. Prosta prawda.
Szkoda tej porażki, bo progres względem pierwszego meczu z Belgią poczyniliśmy. Ale, jak widać, na jedną z najlepszych reprezentacji w Europie to wciąż za mało. Może do trzech razy sztuka, gdzieś kiedyś. Cenne lekcje wyciągnęliśmy, wiemy więcej. Ważniejsze od wyniku w dalszej perspektywie będzie to, że kilku piłkarzy wstępnie zweryfikowaliśmy w naprawdę wiarygodnym teście.
Polska – Belgia 0:1 (0:1)
Batshuayi 16′
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Kolejne jałowe zgrupowanie Arkadiusza Milika
- Michniewicz sporo eksperymentował, ale pominiętych w jego kadrze nie brakuje
- Czy stać nas na rezygnację z Krystiana Bielika?
- „Kiwi” dojrzewa we Włoszech. Obiecujący debiut stopera
Fot. Newspix