Polska przegrała w Warszawie z Belgią 0:1, ale nie dajcie się zwieść wynikowi. Nie, to nie był wyrównany mecz. Nie, biało-czerwoni nie byli minimalnie gorsi. Tak, spotkanie rozegrane we wtorek było bliźniaczo podobne do tych rozegranych w Lidze Narodów za kadencji Jerzego Brzęczka. Niestety.
Stoimy w miejscu, bo tylko biegamy. Nie, to nie pomyłka. Nasza kadra narodowa stoi w miejscu, nie notuje progresu, bo zawodnicy w rywalizacjach z mocnymi zespołami w zasadzie głównie biegają za piłką. Są trochę jak kibice – oglądają futbolówkę z daleka, tyle że z lepszych miejsc. Nie z trybun, a bezpośrednio z murawy, mając przeciwnika na wyciągnięcie ręki. Pozazdrościć…
Oddajemy piłkę i niech ci drudzy się martwią. A że wcale się nie martwią? Trudno. My i tak nie wiemy, co z nią zrobić. A przynajmniej tak to wygląda. Przechwyt to problem. Trzeba coś wymyślić, podjąć ryzyko, pokazać się koledze. Zdaje się, że poza Robertem Lewandowskim najbardziej bolało to reprezentantów wyszkolonych poza ojczyzną – Nicolę Zalewskiego i Matty’ego Casha – oraz Jakuba Kiwiora, który od dawna kopie za granicą. Oni zawsze podnosili głowę i szukali opcji do podania. Chcieli pograć w piłkę nogami, zgodnie z nazwą dyscypliny. Ale najczęściej widzieli tylko gąszcz rywali i musieli kombinować.
Jasne, biorąc pod uwagę, co wydarzyło się w ostatnią środę w Brukseli (czyli lanie 1:6), raczej nikt nie oczekiwał, że w kilka dni nastąpi cudowna metamorfoza brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia. Co to, to nie. Do tego potrzebny byłby jakiś cudotwórca. Magik. Uzdrowiciel. Harry z Tybetu. Jednak musi niepokoić, że nic się nie zmienia od dawna, a na pewno od początku istnienia Ligi Narodów.
Ta Dywizja A miała być dla nas okazją do nauki. Do podpatrywania z bliska, ile nam brakuje do tych najlepszych. Mieliśmy posiąść tę tajemną wiedzę i następnie zmniejszyć różnice. Chociaż trochę. Minimalnie. O włos. Tymczasem nieustannie rywalizacja z tymi najlepszymi to dla nas wyczerpujące treningi biegowe. Ba! We wtorek na Narodowym biało-czerwoni i tak ślizgali się niemiłosiernie, więc równie dobrze mogli nałożyć buty do joggingu. Wszystko jedno, bo piłkę kopali cholernie rzadko, więc może chociaż byłoby im wygodniej pokonywać następne kilometry.
Dla przykładu liczba kontaktów z piłką poszczególnych zawodników.
- Simon Mignolet (bramkarz) – 46
- Robert Lewandowski – 38
- Karol Linetty – 33
- Sebastian Szymański – 28
- Piotr Zieliński – 17
Tak, golkiper naszych przeciwników zanotował więcej kontaktów z piłką niż w sumie duet naszych ofensywnych pomocników – Szymański z Zielińskim.
Jako się rzekło – trening biegowy. I nic nie zmieniło się od czasów Jerzego Brzęczka. Oto posiadanie piłki reprezentacji Polski w ostatnich siedmiu spotkaniach Ligi Narodów z tymi bezapelacyjnie wyżej notowanymi ekipami (za Who Scored):
- Holandia – 36%
- Włochy – 39%
- Włochy – 38%
- Holandia – 46%
- Belgia – 34%
- Holandia – 32%
- Belgia – 31%
Powtórzymy po raz trzeci – to treningi biegowe. Nie ma postępu, delikatnie zmieniają się tylko wyniki. Czasem przy odrobinie fartu zremisujemy, częściej poniesiemy minimalną porażkę, a raz na jakiś czas trafi się ktoś, z kim nie będzie żartów, jak z Belgami w Brukseli. Bo w Warszawie już tacy poważni nie byli. Można było odnieść wrażenie, że trochę bawili się swoją ofiarą, bez chęci do kolejnego upokorzenia. Na szczęście.
Stoimy w miejscu. Zmieniają się personalia, ale styl jest taki sam. Jeśli Liga Narodów miała być dla nas lekcją, to jesteśmy cholernie opornym uczniem. Takim, co to siedzi któryś rok w tej samej klasie i tylko koledzy stają się coraz młodsi.
Najwyższy czas wyciągnąć te mityczne wnioski. Po pierwsze, na poziomie szkolenia, żebyśmy kiedyś wreszcie przestali wyglądać jak przedstawiciele innej planety na tle Belgów czy Holendrów. Po drugie, również w kontekście pierwszej kadry narodowej, skoro porównywalni personalnie Węgrzy potrafią z dużo z lepszej strony pokazać się w EURO 2020 czy trwającej edycji Ligi Narodów.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Trening biegowy i kilka okazji. Belgowie wciąż poza zasięgiem
- Czar Narodowego prysł? Tym razem szczęścia nie mieliśmy
- Epokowy węzeł gordyjski. Przekleństwo lewej obrony
- Czy stać nas na rezygnację z Krystiana Bielika?
- „Kiwi” dojrzewa we Włoszech. Obiecujący debiut stopera
foto: Newspix/FotoPyk