W najbliższym czasie nikt nie napisze już artykułu o napastniku poszukiwanym przez Manchester City, nikt nie spyta też, gdzie trafi Erling Haaland. Wszystko jest już jasne, Norweg wędruje pod skrzydła Pepa Guardioli i będzie próbował podbić Premier League. Klub z Etihad zbroi się przed kolejnym sezonem, w którym znów powalczy o wygranie Ligi Mistrzów.
Atrakcyjna cena i gigantyczne zarobki
Informacja ta ujrzała światło dzienne, gdy napisali o niej David Ornstein z The Athletic oraz Fabrizio Romano. Jeżeli dwaj tak dobrze poinformowani w kwestiach związanych z rynkiem transferowym dziennikarze mieli pewność o takim ruchu, należało tylko czekać na oficjalne potwierdzenie ze strony klubu.
Manchester City aktywował klauzulę wykupu norweskiego napastnika, która według różnych źródeł wynosiła od 60 do 75 milionów euro. Biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno wszystkie największe europejskie kluby były w stanie zapłacić za młodą gwiazdę kwoty zbliżone do 200 milionów euro, transfer ten trzeba traktować jak promocję. Wszystko ze względu na decyzję Borussii Dortmund, która postanowiła nie sprzedawać swojego zawodnika w poprzednim oknie transferowym, wiedząc, że koło nosa przechodzą jej walizki pełne gotówki.
Norweg będzie mógł w Manchesterze liczyć na gigantyczne zarobki. Niektóre źródła mówią o tygodniówce w wysokości pensji Kevina de Bruyne, który co weekend inkasuje 400 tysięcy funtów. Inne, że będzie pobierał nawet pół miliona funtów tygodniowo, co czyniłoby go najlepiej opłacanym piłkarzem w zespole, który jest w czołówce najlepiej płacących swoim piłkarzom na świecie.
Napastnik przeszedł już testy medyczne. Do zespołu dołączy po zakończonym sezonie, by przejść razem z nim pełny okres przygotowawczy przed kolejnymi rozgrywkami. Najpierw jednak pożegna się z kibicami Borussii Dortmund. Jego obecny klub w sobotę zagra swój ostatni mecz w tym sezonie Bundesligi – zmierzy się na swoim boisku z Herthą Berlin. Żółta ściana fanów na Signal Iduna Park będzie miała za co mu dziękować. Norweg nie stanie się oczywiście legendą klubu, spędził w nim tylko dwa i pół sezonu, ale w koszulce Borussii zdążył wykręcić nieprawdopodobne liczby.
Maszyna do strzelania goli
Nie była to jednak większa niespodzianka, bo robił to także przed przyjściem do Niemiec. Haaland jest po prostu gwarancją bramek, którego żaden poziom nie jest w stanie powstrzymać przed trafianiem do siatki. To coś, co czyni go tak pożądanym na rynku transferowym. Czy Manchester City obawia się, że 21-latek może nie sprostać poziomowi Premier League? Absolutnie nie, bo mimo młodego wieku zbyt często udowadniał on swoje nieograniczone umiejętności.
Mając 17 lat, zaczął regularnie występować w barwach Molde. Dla norweskiego klubu zdobył 20 bramek w 50 występach. Wielu piłkarzy mogłoby mu zazdrościć takich statystyk, zwłaszcza wykręconych w tak młodym wieku, ale dla Haalanda był to zdecydowanie najgorszy pod kątem liczby zdobywanych bramek czas w sportowej karierze.
Po przenosinach do Salzburga rozwinął skrzydła i w koszulce z popularnym bykiem w herbie strzelił 29 goli w 27 występach, co daje absurdalny wynik ponad jednej bramki na mecz. Niewiele zmieniło się w Borussii, dla której grał o wiele dłużej, a wciąż prawie udało mu się utrzymać wcześniejsze tempo – mówimy bowiem o 85 golach w 88 występach. Wyrównanie liczby strzelonych bramek z liczbą gier dla klubu wciąż pozostaje możliwe. Czy ktoś wątpi, że może strzelić cztery bramki przeciwko Hercie? Zbyt wiele razy trafiał kilkukrotnie do siatki rywala w ciągu jednego meczu, by nie brać pod uwagę takiego scenariusza.
Nie jest też tak, że Norweg nabija sobie licznik w krajowych pucharach, eliminacjach do europejskich pucharów czy innych mniej prestiżowych spotkaniach. Wystarczy spojrzeć na jego bilans bramek i meczów w konkretnych rozgrywkach na przestrzeni dotychczasowej kariery. Wszystko się tutaj zgadza, nie widać żadnych słabości:
- Liga Mistrzów – 19 meczów/23 bramki,
- Bundesliga – 66 meczów/61 bramek,
- Austriacka Bundesliga – 16 meczów/17 bramek.
Braku regularności próżno szukać także w jego poczynaniach w reprezentacyjnej koszulce. Dla Norwegii zagrał 17 razy, debiutując w wieku 19 lat. Na koncie ma już 15 trafień. Kwestią czasu pozostaje więc pobicie rekordu strzeleckiego swojej kadry, który należy do Jorgena Juve. Przed drugą wojną światową wykręcił on wynik na poziomie 33 goli. Możemy się spodziewać, że osiągnięcie to zostanie pobite szybciej, niż może nam się wydawać.
Sytuacja Haalanda jako reprezentanta kraju musi też działać pozytywnie na jego nowego pracodawcę. Wszystko przez to, że Norwegia nie jedzie przecież na mundial. Naprawdę ciężko znaleźć drugą tak wielką gwiazdę, która najbliższy listopad poświęci tylko i wyłącznie na treningi w klubie i potrzebną regenerację. Gdy wszyscy wrócą zmęczeni katarską imprezą, Haaland będzie w 100% przygotowany do strzelania kolejnych bramek dla Manchesteru City.
“Dziewiątka” poszukiwana od dawna
To jednak oczywiście tylko dodatek, który nie był decydującym przy sprowadzeniu Haalanda do Manchesteru City. Na Etihad zdecydowano się na taki ruch głównie z powodu braku środkowego napastnika w obecnej kadrze zespołu. Sprowadzenie gwiazdy na tej pozycji było priorytetem dla klubu już w trakcie wcześniejszych okienek transferowych.
Problemy na tej pozycji zaczęły się jeszcze w trakcie sezonu 2020/21, gdy z gry regularnie wypadał Sergio Aguero. Argentyńczyk wciąż narzekał na przeróżne urazy, a gdy już był gotowy do gry, wypadał z powodu koronawirusa. Tym samym na środku ataku Guardiola wystawiał Gabriela Jesusa lub decydował się na granie bez nominalnego napastnika, którego pozycję dublowali ofensywni pomocnicy. Po sezonie Aguero opuścił Etihad Stadium i wrócił do Barcelony, a do Manchesteru wciąż nie udało się sprowadzić napastnika najwyższej klasy.
A właśnie taki był cel okna transferowego przed kończącym się zaraz sezonem. Numerem jeden na liście życzeń Guardioli był wówczas Harry Kane, który w pewnym momencie był już jedną nogą w zespole z błękitnej części Manchesteru. Negocjacje z Danielem Levym, który rządzi Tottenhamem, nigdy nie należą jednak do przyjemnych. Najpierw mówiło się o kosmicznej kwocie 100 milionów euro, później okazało się, że oczekiwania londyńczyków wzrosły do 150 baniek. Na takie koszty nie zdecydowali się nawet szejkowie z Etihad.
W ostatnich dniach okienka Obywatele byli z kolei blisko sprowadzenia Cristiano Ronaldo, który w ostatnich latach zwykł występować przecież tylko na pozycji środkowego napastnika. Mimo że wielu osobom widok Portugalczyka w koszulce Manchesteru City zupełnie by nie pasował, transfer był bardzo blisko realizacji, a informowało o nim wielu szanowanych dziennikarzy. Ostatecznie Ronaldo przyleciał do Manchesteru, ale w ostatnim momencie zmienił adres, pod który się udał. Klub z Old Trafford zdążył zareagować w ostatniej chwili i dopiął wielki powrót swojej gwiazdy, przez co City musieli zacząć sezon bez napastnika.
Wymuszony podział obowiązków
I tak oto doszło do sytuacji, w której Guardiola już wiedział, że w najbliższym czasie nic nie zmieni się w kwestii pozyskania napastnika, a w tym sezonie musi jakoś sobie radzić. Katalończyk szybko znalazł sposób na odpowiednie wykorzystanie każdego ze swoich podopiecznych w panujących okolicznościach i grając bez napastnika zmierza w kierunku kolejnego mistrzostwa Premier League. Nie można jednak udawać, że przy takich personaliach w kadrze wszystko wygląda perfekcyjnie. Gdy tylko Obywatele zaliczali jakąś nieoczekiwaną stratę punktów, temat braku napastnika wracał jak bumerang.
W trakcie sezonu obowiązki strzeleckie musiał wziąć na swoje barki niemal każdy z ofensywnych pomocników, których miał do dyspozycji Guardiola. Co ciekawe, poświęcił on nieco Gabriela Jesusa, którego przez pewien czas wystawiał na skrzydle. Potem, mimo że Brazylijczyk był ustawiany na “dziewiątce”, to jednak nie grał jak typowy środkowy napastnik. Często zbiegał na skrzydło lub nieco głębiej do rozegrania akcji. Podział obowiązków w ataku zespołu najlepiej pokazuje klasyfikacja najlepszych strzelców klubu w tym sezonie Premier League:
- Raheem Sterling – 12 goli,
- Kevin De Bruyne – 11,
- Riyad Mahrez – 11,
- Phil Foden – 9,
- Gabriel Jesus – 8,
- Bernardo Silva – 8,
- Ilkay Gündoğan – 6,
- Rodri – 6.
Mimo że Obywatele wbili już aż 89 bramek w tym sezonie ligowym i przy dobrych wiatrach mogą dobrnąć nawet do setki, żaden z piłkarzy Manchesteru City nie może liczyć na koronę króla strzelców, a najlepsi strzelcy ledwo przekroczyli granicę 10 goli. Przyjście Erlinga Haalanda ma to oczywiście zmienić. Sterling i Mahrez mają robić wiatrak na skrzydle, a De Bruyne wrócić do rozgrywania z głębi pola. Miejsce w polu karnym ma być zarezerwowane dla norweskiego napastnika.
Nie ma prawie żadnego ryzyka
Czy istnieją jakiekolwiek obawy o jego wpasowanie się do drużyny? Pod kątem sportowym na pewno nie. Tak naprawdę ciężko znaleźć jakieś wady w jego grze. Jest wysokim, silnym napastnikiem z niesamowicie groźnym uderzeniem. Odnajdzie się zarówno przy strzale głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, jak i w serii szybkich podań w polu karnym. Nie zapominajmy też o jego szybkości. Gdy Sterling ruszy z kontrą z własnej połowy, Haaland nie będzie tracił do niego zbyt dużo dystansu. Na papierze wszystko wskazuje na idealny transfer dla Obywateli. Norweski snajper jawi się jako gwarancja bramek w Premier League.
Jedynym minusem mogą być jego częste urazy. Na szczęście nie chodzi o skłonność do ciężkich, wykluczających z gry na długie miesiące kontuzji. Bardziej jest to kwestia częstych problemów z mięśniami, które regularnie wykluczają go z gry na kilka spotkań. W Dortmundzie wszyscy się już do tego przyzwyczaili. Haaland w ciągu swojej kariery ani razu nie zagrał 30 meczów w lidze w jednym sezonie. Dla Manchesteru City nie powinien być to jednak wielki problem, skoro drużyna przez niemal dwa sezony przyzwyczaiła się do gry bez napastnika. Jeśli Norweg będzie gotowy strzelić 20 bramek i ominąć do 10 spotkań w lidze, wciąż będzie musiał być uznany za transferowy strzał w dziesiątkę.
Mimo uzyskanej rangi gwiazdy mimo młodego wieku, Haaland wciąż nie może pochwalić się wieloma trofeami zdobytymi w trakcie kariery. Wśród jego najważniejszych zdobyczy możemy wymienić Puchar Niemiec, Puchar Austrii oraz mistrzostwo tego kraju. Do Manchesteru City przychodzi z zupełnie innymi ambicjami. Takowe ma też Guardiola, który wciąż czeka na swoje pierwsze zwycięstwo w Lidze Mistrzów z angielskim klubem. Na Etihad razem z Haalandem nie mają teraz żadnych limitów. Celem muszą pozostawać zwycięstwa na wszystkich frontach.
Czytaj więcej:
- Erling Haaland. Dlaczego ciągle łapie kontuzje?
- Salah, Haaland i mnóstwo Włochów. XI nieobecnych na katarskim mundialu
- Pep Guardiola i Liga Mistrzów – klątwa trwa
Fot. Newspix