Reklama

Jak rozwijają się tulipany. Czego Polska może uczyć się od Holandii

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

11 czerwca 2022, 13:08 • 8 min czytania 17 komentarzy

Mecz z Holandią jest dla Polski kolejnym testem i nauką przed mistrzostwami świata. Powinien być również przyczynkiem do dyskusji nad szkoleniem w naszym kraju. Oranje robią to jako jedni z najlepszych na świecie, a my nadal poruszamy się po omacku w świecie kształcenia młodych piłkarzy. Dobrze byśmy ze spotkania z Pomarańczowymi wyciągnęli coś więcej niż tylko suchy wynik. 

Jak rozwijają się tulipany. Czego Polska może uczyć się od Holandii

Holandia – Polska: Liga Narodów

Gdy myślimy o szkoleniu w Holandii, do głowy od razu przychodzi nam Johan Cruyff. Wyznawcy jego radykalnych teorii wciąż licznie występują na wielu szczeblach światowego futbolu. Kolejne generacje w kraju tulipanów rodzą się nie tylko dzięki tej filozofii, a z uwzględnieniem wielu nawet najmniejszych aspektów. W życiu nie ma nic na pewno. Oranje również się o tym przekonali, nie kwalifikując się na ostatni mundial i Euro 2016.

W piątek świat obiegły zdjęcia Holendrów z ostatniego treningu przed meczem z Polską w Lidze Narodów. Wszyscy piłkarze założyli różne koszulki – amatorskich klubów, z których wywodzą się zawodnicy. Celebrowali tym samym narodowy dzień futbolu w Holandii. To pokazuje, gdzie rodzą się sukcesy Oranje. Żaden z piłkarzy nie przywdział koszulki złotych medalistów Europy z 1988 roku, czy też wicemistrzów świata z 1974, 1978 lub 2010 roku. W takich okolicznościach szkolenie nie ma nic do gadania, a większy wpływ na wynik posiada szczęście, którego Pomarańczowym często brakowało. Dzień futbolu równie dobrze mógłby się nazywać dniem udanego szkolenia w Holandii.

Reklama

Cieszyć się grą

“Wyjdźcie i cieszcie się grą” brzmi napis na pomniku Johana Cruyffa przed Camp Nou. Ten cytat, a w zasadzie idea przyświeca od wielu lat szkoleniu dzieci i młodzieży w Holandii. To właśnie dlatego reprezentanci kraju w piątek założyli koszulki swoich amatorskich zespołów. Każdy się z nimi utożsamia, bo wszyscy przechodzili tę ścieżkę. Dzieci nie mogą od razu zostać zapisane do klubu pokroju Ajaxu Amsterdam, Feyenoordu Rotterdam czy PSV Eindhoven. Najpierw dołączają do lokalnych drużyn, a dopiero później są skautowane przez większe marki. Jak cztery lata temu powiedział nam Jan de Zeeuw, w roczniku U-13 Excelsior Rotterdam posiada czterech skautów, którzy rocznie pozyskują z całego kraju dwóch zawodników do danego zespołu.

Brzmi to mało opłacalnie, ale jak wygląda to w Polsce? Rodzice płacąc składki, zaprowadzają dzieci na treningi czy tego chcą, czy też nie. Te bardziej zdeterminowane są wożone nawet kilkadziesiąt kilometrów, by odbyło trening w Legii, Lechii, Lechu etc. Lekcje odrabiają w samochodach bądź autobusach. Później gdy taki zawodnik przebije się na wyższy poziom często opowiada o swojej ciężkiej drodze na szczyt. Taką drogę przebył choćby Jakub Kamiński, występujący obecnie w reprezentacji Polski. Niemniej jednak ilu jest takich zawodników, którym nie wyszło?

Również w samym szkoleniu dzieci w Holandii wprowadza się rewolucyjne zmiany. Gra nastawiona jest przede wszystkim na zabawę jak głosi motto Cruyffa. Oprócz tego ważna jest rywalizacja w małych grupach. Zawodników zestawia się na małym polu w grach czterech na czterech, sześciu na sześciu. Ktoś powie, że nie ma w tym nic odkrywczego. W Polsce również to się dzieje. Problem w tym, że w Holandii jest to normą od wielu dziesięcioleci, a nad Wisłą od kilku lat. Do tego dochodzi samo podejście do amatorskiej rywalizacji, która ponownie stoi na fundamencie zabawy. Od dawna w kraju tulipanów zrezygnowano z sędziów, zapisywania wyników i liczenia goli. U nas dokonaliśmy tego dopiero w zeszłym roku w kategoriach wiekowych od U-6 do U-11. Niedawno zakazano również gry głową w młodszych rocznikach.

Technika nad fizyką

Dodatkowo szkolenie wśród dzieci w Holandii nastawione jest na technikę. Dzięki temu podejściu zwiększa się liczba kontaktów z piłką, poprawia się kontrola nad nią i ogólna koordynacja ruchowa. Aprobowane są dryblingi. W Polsce natomiast treningi rozpoczynają się od klasycznych okrążeń wokół boiska, a nastawienie wobec dzieci grających samemu wciąż traktowane są w kategoriach egoistyczności. – To wszystko przez Barcelonę. Takie podejście w procesie szkolenia wyrządziło dużo szkody. Wielu trenerów jest nieświadomych. Patrzą na Barcelonę i mówią: „Moi chłopcy też tak będą grać”. Zapominają, że oglądają seniorów, a szkolą dzieci. Zabierają im w ten sposób najlepsze lata edukacji – mówił w TVP Sport były dyrektor akademii Legii Warszawa Richard Grootscholten, który tłumaczy przedkładanie gry podaniami ponad zabawę z piłką, co dzieje się u nas.

Nadal szkolenie w Polsce nastawione jest na fizyczność. Odpowiednia kondycja, wybieganie, szybkość do pewnego etapu piłkarskiej edukacji przynoszą należyte wyniki. Szczególnie w miejscach, gdzie część młodych adeptów rośnie szybciej od innych, głównie ze względu na to, że urodzili się w pierwszym półroczu danego rocznika. Szkolenie to jednak proces i często zdarza się tak, że ci trenerzy, którzy nie porzucili swojej idei, na dalszych etapach potrafią osiągać równie zadowalające rezultaty.

Reklama

Nie jest jednak tak, że szkolenie w Holandii jest perfekcyjne, bez skaz, idealne. Widać to chociażby po ostatnich latach, które szczególnie dla dorosłej reprezentacji kraju były chude. W Polsce również może nas to zgubić.

Kto za Glika i Lewego?

Przede wszystkim problemem Holendrów jest baza treningowa. Coraz więcej boisk posiada sztuczną nawierzchnię. Choć jest ona tańsza w utrzymaniu, to wpaja inne nawyki adeptom futbolu i z biegiem czasu odbija się negatywnie na ich zdrowiu. U nas również można to zaobserwować. Bum na budowę orlików był ogromny. Co za nim jednak poszło? Brakowało odpowiednich trenerów, edukacji jak z nich korzystać i finalnie wiele z nich jest opuszczonych lub w fatalnej kondycji.

Holendrów zgubiła również mania swojej wielkości. Na staże do czołowych klubów, jak Ajax Amsterdam, rokrocznie przyjeżdżają setki szkoleniowców. Chcą zdobyć jak najwięcej wiedzy, o tym jak wyedukować najlepszego piłkarza. Przecież przez ostatnie dziesięciolecia Die Joden i inni wypuścili w świat wielu doskonałych zawodników. Gdy wszyscy uczyli się od Holendrów, oni trwali w swojej filozofii. A ta cały czas się zmienia. Dobrym przykładem na to jest FC Barcelona. Optująca cały czas przy cruffowskiej tiki-tace i utrzymywaniu się przy piłce, nie zauważyła, że wszyscy grają już gegenpressingiem, a wygrywają mecze intensywnością, doskokiem do rywala i zdobywaniem bramek po kontrach.

Mania wielkości może również zgubić Polskę. Od 2016 roku występujemy na każdej dużej imprezie. Taka seria nie zdarzyła nam się jeszcze nigdy. U podstaw jej sukcesów stoją jednak utalentowani zawodnicy z posiadającym manię perfekcji Robertem Lewandowskim na czele. Napastnik Bayernu Monachium tak jak wielu innych za moment, może nawet po mundialu w Katarze, odejdzie z kadry. Czy dla Lewandowskiego, Glika, Grosickiego czy Krychowiaka mamy już odpowiednich następców? Można w to wątpić, a o tym, że dwóch pierwszych ciężko zastąpić przekonują się kolejni selekcjonerzy.

Pieniądze a idea

To zgubiło również Holendrów. Od lat 70. i wprowadzenia przez Rinusa Michelsa futbolu totalnego do 2014 roku nieprzerwanie odnosili mniejsze bądź większe sukcesy. W latach 70. Oranje sięgnęli po dwa wicemistrzostwa świata i jeden brązowy medal mistrzostw Europy. Ten okres nazywany jest również Złotą Erą Ajaxu. Dekadę później do piłki wkroczyli Gullit, Van Basten, Rijkaard, Koeman czy Vanenburg, zdobywając złoto podczas Euro 1988. Lata 90. i przełom wieków zdominowali natomiast Bergkamp, Kluivert, Seedorf, Cocu, De Boer, Overmars, choć im do medalu zawsze brakowało szczęścia. Później nadeszła nowa generacja z Robbenem, Sneijderem, Van Persie’m i Van der Vaartem, którzy zostali wicemistrzami świata i zdobyli brąz podczas mundialu w Brazylii.

Niemniej jednak po każdym wielkim sukcesie danej generacji następowała wymiana pokoleniowa, która przynosiła blamaże. I tak po triumfach lat 70. przyszły eliminacyjne wpadki. Oranje nie wystąpili na żadnym wielkim turnieju w latach 1982-86. Po Euro 2000, które odbywało się w Belgii i Holandii, zabrakło awansu na mundial w Korei i Japonii. Po brązie mistrzostw świata w Brazylii na kolejny udział w wielkim turnieju Pomarańczowi musieli czekać aż do zeszłego roku i Euro 2020.

Teraz reprezentacja powoli się odbudowuje. Twarzą kadry są wychowankowie Ajaxu Frenkie de Jong i Matthijs De Ligt. Jest to owoc systemowych zmian szkolenia, które nastąpiły sześć lat temu. Holendrzy zrobili krok wstecz, zaczerpnęli wiedzy od innych, by wrócić na prostą. Mimo to nadal szukają odpowiednich rozwiązań. Przede wszystkim nie radzą sobie z konkurencyjnością na rynku. Determinowany przez wypchane pieniędzmi arabskich szejków stanowi problem dla Pomarańczowych broniących swoich idei. Najlepsi, jeszcze nie w pełni ukształtowani piłkarze bardzo szybko opuszczają Eredivisie. Przez długi czas holenderskie kluby, a mam tu na myśli te najlepsze – Ajax, Feyenoord, PSV – nie były w stanie rywalizować w europejskich pucharach z innymi drużynami.

Piramidę buduje się od dołu

Pierwszy duży sukces Ajaxu w Lidze Mistrzów – półfinał w 2019 roku – sprawił, że drużyna momentalnie została rozkupiona. Mimo to w kraju tulipanów wierzą, że przyniesie on odpowiednie korzyści. Wszystko za sprawą zmiany sposobu równoważnego finansowania klubów Eredivisie. Jasne jest, że tylko ci najwięksi są w stanie podjąć rękawicę w Europie. Z racji tego, że nie wzięły udziału w wyścigu zbrojeń klubów TOP5, nie są w stanie płacić tak wysokich kontraktów zagranicznym piłkarzom. Wobec tego zrezygnowały z części swoich zdobytych uposażeń, przeniosły je w dół piramidy Eredivisie, tak by mniejsze drużyny mogły odpowiednio się rozwijać i dostarczać co lepszych zawodników tuzom holenderskiej piłki. Choć układ jest dość uzależniający, powoduje choćby sytuację, w której ekipy z drugiego szeregu pokroju Cambuur, NEC Nijmegen czy Walwijk w europejskim futbolu nic nie znaczą, to powstał w imię dobra całej pomarańczowej piłki.

W końcu Holendrzy zdają sobie sprawę, że liczą sobie tylko 17 mln mieszkańców i statystycznie nie zdołają wytworzyć więcej piłkarzy na światowy poziom niż jest to możliwe. My z blisko 40 mln nadal żyjemy w przeświadczeniu, że jakiś kolejny Lewandowski musi się u nas narodzić.

WIĘCEJ O HOLANDII:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

17 komentarzy

Loading...