Choć od finałów „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” z 2016 roku minęło zaledwie sześć lat, już teraz możemy powiedzieć, że XVI edycja Turnieju wypuściła w świat wiele piłkarskich talentów. W Warszawie zobaczyliśmy przyszłych reprezentantów Polski juniorów oraz obecnych zawodników czołowych klubów w kraju. Kto cztery lata temu podbił stolicę? Jak potoczyły się losy młodych piłkarzy, którzy dotarli na Stadion Narodowy? Sprawdziliśmy to i jesteśmy pod wrażeniem!
***
Kamienica to przykład dla wszystkich, którzy wątpią w to, że w niewielkich miejscowościach można odkrywać talenty. Licząca ponad 3000 mieszkańców wieś nie jest rzecz jasna piłkarską potęgą. Lokalne Gorce grają w Klasie A i nie zamierzają się z niej ruszać. Natomiast Halny z okolic Limanowej rusza się chętnie. Zwłaszcza do stolicy, zwłaszcza kiedy odbywają się w niej finały Pucharu Tymbarku. W Warszawie Halny był już trzykrotnie: w 2014, 2016 oraz w 2018 roku. To właśnie z XVI edycją rozgrywek związane są najlepsze wspomnienia młodych piłkarzy z południa Polski. Wówczas zajęli oni najlepsze w historii, drugie miejsce w turnieju. – Bardzo miło wspominamy ten turniej, chociaż… Mamy lekki niedosyt, bo finał przegraliśmy po rzutach karnych. Ale jesteśmy dumni, że udało nam się dotrzeć tak daleko. Potrafiliśmy świetnie grać w obronie, zagrać na zero z tyłu. W turnieju wojewódzkim w Krakowie nie straciliśmy gola, w Warszawie też straciliśmy niewiele bramek – twierdzi Janusz Piotrowski, prezes klubu i trener srebrnej drużyny.
Jednym z liderów tamtego zespołu był Mariusz Kutwa. Dziś 18-latek jest już kilka szczebli wyżej. Chciała go Legia Warszawa, kusił go Lech Poznań, ale ostatecznie trafił tam, gdzie było mu najbliżej, czyli do Wisły Kraków. – Wyróżniał się na tyle, że obserwowały go kluby z całej Polski. Nie zakładaliśmy, że wybierze Wisłę, bo to był czas, kiedy nie byliśmy jeszcze pierwszym wyborem. Mariusz przyjechał na test-mecz, pokazał się na kilku treningach. Grał wtedy jako środkowy pomocnik, ale nasi trenerzy zobaczyli w nim środkowego obrońcę. Okazało się, że wybrał Wisłę. Jak obserwowałem go przez pierwsze miesiące, wydawało mi się, że przeprowadzka do Krakowa trochę go przytłacza. A jednak zaskoczył pozytywnie. Po ciężkich pierwszych miesiącach wyrósł na lidera rocznika 2004 – mówi nam Piotr Truchlewski z akademii „Białej Gwiazdy”.
Potem szło już coraz szybciej. Kutwa trafił do rocznika 2003, czyli tam, gdzie grał Daniel Hoyo-Kowalski, dobrze znany tym, którzy interesują się Ekstraklasą. Daniel wypadł z powodu urazu i wychowanek Halnego wskoczył w jego miejsce. Później jednak uraz wykluczył go z gry do końca sezonu. – Szkoda, bo w duecie z Danielem ta drużyna mogła fajnie wyglądać w tyłach. Drugi stoper poszedł później na bok obrony, chłopaki doszli do półfinału mistrzostw Polski – uważa nasz rozmówca.
Mariusza to jednak nie zastopowało, bo po powrocie do gry trafił do kategorii wiekowej U-17. – Pół rundy spędził w U-17, jako zawodnik dwa lata młodszy od reszty, grał całkiem sporo. Tej jesieni był już podstawowym piłkarzem. Silny, dobrze operujący piłką, nie najwolniejszy zawodnik. Poprzedni sezon zakończył nagrodą piłkarza sezonu w akademii. Oczywiście to żaden wyznacznik, ale poprzednio te nagrody otrzymywali Hoyo-Kowalski i Aleksander Buksa, więc chyba dobrze trafialiśmy z tymi nagrodami – ocenia Truchlewski.
Młody obrońca nie zapomniał o tym, kto prowadził go na początku kariery. – Zaprosił mnie wtedy na mecz, więc pamięta o trenerze! – żartuje Piotrowski. – Jest fajna atmosfera do współpracy, Wisła też często zaprasza nas na spotkania. Znam też trenerów w Nowym Sączu, gdzie kiedyś pracowałem. Z Sandecją również wszystko układa się bardzo dobrze. – dodaje.
No właśnie, bo choć Kutwa to pierwszy piłkarz Wisły Kraków z rocznika 2004, który podpisał profesjonalny kontrakt z klubem, to nie tylko jemu udało się wybić. Barwy „Białej Gwiazdy” reprezentuje też Kacper Czepielik, natomiast cały zastęp wychowanków klubu z Kamienicy znajdziemy w Sandecji Nowy Sącz. Jeden z nich, Sebastian Wąchała, jest już w kadrze pierwszej drużyny. Jego młodsi koledzy, którzy święcili sukcesy w 2016 roku, chcieliby podążyć tą samą ścieżką. Barwy „Sączersów” reprezentują obecnie Dominik Faltyn, Andrzej Sikora, Michał Bolsęga oraz Hubert Michałczak. Czy to najlepszy rocznik, jaki trafił się Halnemu? – Mamy paru zawodników z tej grupy, którzy trenują w różnych klubach. Zebrała się grupa talentów, ale była też ciężka praca. Chłopcy byli do niej chętni, rodzice bardzo im pomagali i ta grupa zrobiła wielki sukces. Nie ujmując nic tym chłopcom, których mamy teraz, tamten rocznik był naszym najlepszym – uważa Piotrowski.
Jaki jest sekret Halnego, który hurtowo dostarcza piłkarzy większym klubom? – Prowadzimy zajęcia od czwartego, piątego roku życia. Wszystkie treningi, nawet przebieżki, staramy się prowadzić z piłką przy nodze. Chłopcy mają jakiś cel, zadanie. Kładziemy nacisk na technikę indywidualną, nie myślimy jeszcze o taktyce. Chcemy, żeby nabrali szybkości, zwinności, a dopiero potem dokładamy do tego troszkę taktyki – zdradza nam trener zespołu.
Czy możemy spodziewać się, że w najbliższych latach doczekamy się kolejnych sukcesów klubu z Kamienicy? Halny szykował się już do 20. edycji Turnieju, jednak z oczywistych powodów stanęła ona pod znakiem zapytania. Ale to nic, bo Wisła czy Sandecja nawet bez sukcesu w Warszawie, doceniają pracę tego klubu z młodzieżą. – Oni nas cały czas obserwują. Prowadzimy szkolenie do 12. roku życia, potem staramy się najlepszych zawodników „kopnąć” wyżej, żeby mogli się dalej rozwijać. Nie mamy takich grup młodzieżowych, jak ma Sandecja czy Wisła, gdzie są wybitni piłkarze na każdej pozycji. U nas fajnie jest, jak trafi się kilku takich zawodników w grupie. Współpraca układa się dobrze, nie ma mowy o podbieraniu zawodników. Podpisujemy dobre umowy z tymi klubami. Dla nas najważniejsze jest to, żeby oni się dobrze bawili. Fajnie byłoby jednak zobaczyć ich kiedyś w telewizji – podsumowuje Piotrowski.
W stolicy królował Szczecin
W 2016 roku w Warszawie szumu narobił Halny, ale bryza też miała swoje momenty. Północ kraju, a konkretniej Szczecin, umieścił na podium dwóch reprezentantów. W kategorii 10-latków najlepsze okazało się FA Szczecin, a wśród o dwa lata starszych uczestników trzecie miejsce zajęła Szkoła Podstawowa nr 51 z miasta „Portowców”, powiązana zresztą z największym w regionie klubem. Jeśli słyszeliście już kiedyś o szczecińskiej podstawówce – nic dziwnego. Klasy sportowe kończyli tam Kamil Grosicki, Piotr Celeban czy Dawid Kort. Kolejnym absolwentem tej placówki, który zagra w Pogoni, może być natomiast Alex Nordbo. Podczas XVI edycji turnieju, Nordbo został wybrany najlepszym bramkarzem finałów w Warszawie w swojej kategorii wiekowej. Dziś ma już za sobą debiut w Centralnej Lidze Juniorów. Nordbo nie był jedynym bramkarskim talentem ze Szczecina. Nagrodę najlepszego golkipera w kategorii do lat 10 zdobył Xavier Ponichter z FA.
FA było zresztą najczęściej nagradzaną ekipą turnieju. Nagrodę najlepszego strzelca otrzymał Marcel Broniewski, którego grę chwalił Łukasz Wiśniowski, pracujący wtedy w mediach PZPN. Zresztą nie bez powodu, spójrzcie sami, jak zaprezentował się piłkarz z numerem 7 ze szczecińskiej ekipy.
Nic dziwnego, że dziś jest to już piłkarz Pogoni oraz reprezentant Polski juniorów, uczestnik programu LAMO. Ale sukcesów FA Szczecin nie byłoby bez pewnej ważnej osoby. Sławomir Kłos w 2016 roku otrzymał nagrodę najlepszego trenera turnieju. Dla niego było to zresztą drugie zwycięstwo w Turnieju z rzędu. Dziś jest dyrektorem sportowym FASE Szczecin. – Obie wygrane były tak samo trudne. Wysoki poziom sportowy przeciwnika. Naszą siłą była bardzo dobra atmosfera, bo nie miałem w zespole indywidualności jak chociażby teraz mamy w swoich drużynach. Rodzice, z którymi bardzo dobrze mi się współpracowało i chłopcy, którzy grali bez presji. Zdecydowała mentalność, bo zawodnicy bardzo chcieli wygrać i spotkać się z Robertem Lewandowskim i resztą kadry. Wiedzieli, że jeśli coś zepsują, to nie będą mieli we mnie wroga, a wręcz przeciwnie. I to zdecydowanie pomogło – mówił nam opiekun FA Szczecin.
Dla Sławomira Kłosa sukces w „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” okazał się ogromnym krokiem w przód w trenerskiej karierze. – Zostałem doceniony przez Polski Związek Piłki Nożnej, bo otrzymałem nagrodę za najlepszego trenera całego Turnieju i dostałem również angaż w PZPN. Byłem trenerem monitorującym ośrodki AMO w Polsce. To było dla mnie świetne doświadczenie przez rok. Później pojawiła się praca w FASE, więc niestety musiałem zrezygnować z PZPN, bo nie godziłem tego czasowo.
Co więcej, zyskało na tym samo FA Szczecin. W rozmowie z „Kurierem” Kłos wyznał, że wzrosło zainteresowanie klubem zarówno ze strony piłkarzy, jak i skautów. – Gdy wygraliśmy w ubiegłym roku, pozyskaliśmy aż dziesięciu moim zdaniem najbardziej utalentowanych piłkarzy z rocznika 2005 – zauważa Sławomir Kłos. – Zaczynają też obserwować nas skauci. O jednego z naszych 11-latków pytała Legia, ostatnio był u nas skaut Evertonu, zapisał dwa nazwiska. Chcielibyśmy, żeby wszyscy trafiali do Pogoni, ale to również, a może przede wszystkim, zależy od Pogoni – dodaje.
Co zwycięzcy Turnieju robią dziś? – Większość z nich dalej kontynuuje przygodę z piłką nożną, gra w naszej akademii a 3 z nich przeszło do Pogoni i zdobywają umiejętności pod okiem trenera Tomka Bieleckiego, który także wykonuje dobrą pracę w naszym województwie. Jest też grupa chłopaków, którzy ze względu na selekcje przeszli do innych lokalnych klubów – słyszymy od dwukrotnego triumfatora rozgrywek.
Przyjechał do Warszawy i… już w niej został
– Gram na pozycji Piotra Zielińskiego, który też zaczynał w Pucharze Tymbarku. Chciałbym kiedyś pójść w jego ślady – mówił po finałowym zwycięstwie Maddox Sobociński. Syn byłego piłkarza m.in. Śląska Wrocław, Remigiusza, zrobił w Warszawie prawdziwą furorę. To właśnie Szkoła Podstawowa nr 4 z Iławy pokonała wspomnianego wcześniej Halnego w rzutach karnych, zostając nieoficjalnym mistrzem Polski do lat 12. Maddox został natomiast wybrany najlepszym piłkarzem turnieju. Dzięki temu jego kariera mocno przyśpieszyła. – Dostaliśmy zaproszenia z Lecha Poznań i Legii Warszawa. Były też telefony z Jagiellonii, SMS-u Łódź, Lechii Gdańsk – tłumaczył w rozmowie z oficjalnym portalem rozgrywek ojciec Remigiusz.
Ostatecznie – jak informuje Legia.net – Maddox postawił na stołeczny zespół, kosztem Lecha i Lechii. Przyznał wówczas, że nie mógł oprzeć się marce „Wojskowych”. Teraz sam przyczynia się do tego, żeby tę markę powstrzymać, bo postępy, które robi w Warszawie, przyniosły mu powołania do reprezentacji Polski. Rodzina Sobocińskich długo jednak wstrzymywała się z wysłaniem syna do wielkiego miasta, obawiając się o to, jak poradzi sobie poza domem. Jak się okazuje, zupełnie niesłusznie. – Bardzo nas pozytywnie Maddox zaskoczył, jest świadomy, co chce osiągnąć, wziął sprawy w swoje ręce. Dąży w dobrym kierunku. Gra systematycznie w zespole, który zdobył mistrza CLJ. Na pewno nie miał łatwego wejścia. Cieszę się, bo to duży plus dla jego dalszego rozwoju. A wiemy, jakim klubem jest Legia – mówił nam niedawno Sobociński senior.
Maddox nie był jedyną osobą, która wybiła się z tamtej ekipy iławskiej podstawówki. Wojciech Zieliński jest dziś piłkarzem młodzieżowych drużyn Arki Gdynia. Mateusz Karol gra natomiast w MOSP Białystok. Grono ich kolegów, którzy sięgnęli po tytuł w Warszawie, szkoli się też w Olimpii Elbląg, a więc kolejnym klubie ze szczebla centralnego. To tylko pokazuje, jak silną ekipę zdołała wystawić wówczas szkoła z Iławy.
Z orlika na Narodowy
Swoją reprezentację w warszawskich finałach miała nie tylko szkoła z Iławy, ale też podstawówka ze Świdnicy. W jej barwach wyróżniał się Maksymilian Nowak, który został królem strzelców w kategorii do lat 12. Autor ośmiu bramek nie po raz pierwszy błyszczał w Turnieju. Dwa lata wcześniej został wybrany najlepszym piłkarzem turnieju. W przypadku Maksa nazwę turnieju – „Z podwórka na stadion” można interpretować dosłownie. Jego tata, Dariusz Nowak, tak wspominał początki kariery syna w rozmowie z portalem tuolawa.pl. – Cały szał rozpoczął się, gdy przy szkole powstał orlik. Poszliśmy z Maksem grać w piłkę i zobaczył go oławski trener Karol Fedunik. Zapytał, czy nie chcę zapisać młodego do MKS-u. Później powstała Akademia Talentu, trenerem został, już zaprzyjaźniony Fedunik, więc zdecydowaliśmy dołączyć. Tam młody pograł dwa lata. W tym czasie jeździł na turnieje, najczęściej przywożąc z nich statuetki. Pewnego razu wypatrzył go jeden z byłych trenerów Śląska Wrocław. Opowiedział nam o tym, że jest plan, by powstała Akademia Śląska Wrocław. Stwierdził, że chłopak się nadaje i obiecał, że przekaże sprawę odpowiednim osobom.
Tak chłopiec z Oławy trafił do Wrocławia, gdzie coraz szybciej się rozwijał. Nowak szybko trafił na konsultacje reprezentacji Polski, a portal slasknet.pl pisał, że jest jednym z najlepszych piłkarzy w swoim roczniku. Dla Maksa pierwsza z nagród, które wygrał w Turnieju, była niespodzianką. – Jestem zaskoczony, że udało mi się dojść tak daleko. Bardzo się cieszę, że mogłem zagrać na Stadionie Narodowym, nerwy były duże, ale dałem radę. Podczas gratulacji prezes Boniek zapytał mnie, czy byłem pewny tej nagrody? Odpowiedziałem mu, że jestem bardzo zaskoczony, bo myślałem, że wygra mój kolega, który również grał świetnie – czytamy na tuolawa.pl.
Pomocnik w końcu przeniósł się do lokalnego rywala, Zagłębia Lubin. Dziś, podobnie jak wspomniany wcześniej Kutwa, gra w drużynie CJL U-17 „Miedziowych”. Rywalizuje więc z dwa lata starszymi od siebie kolegami. Przyznaje, że wzoruje się na Cristiano Ronaldo i zrobi wszystko, żeby wycisnąć – nomen omen – maksa ze swojej kariery. W drodze na szczyt wspiera go też tata, który już przed laty wiedział o tym, jak duży talent ma jego syn. – Nie będę ukrywał, że mój syn jest jednym z najlepszych zawodników w kraju, w swojej kategorii wiekowej. Do sukcesu jednak długa droga. Nie wystarczy sam talent. Do tego trzeba jeszcze dołożyć ciężką pracę i całą masę szczęścia – mówił Dariusz Nowak w rozmowie z lokalnymi mediami.
***
Czas pokaże, czy doczekamy się takiego „success story” któregoś z czołowych piłkarzy „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” sprzed czterech lat, jak w przypadku Arkadiusza Milika czy nawet Bartosza Salomona. Nie da się jednak ukryć, że edycja z 2016 roku była kolejnym dowodem na to, że faktycznie można trafić z podwórka na stadion. Bez znaczenia, czy młodzi piłkarze przyjechali na turniej jako zawodnicy Śląska Wrocław, dużych szczecińskich akademii, czy też reprezentując barwy lokalnego GKS-u Wikielec lub Halnego Kamienica. Talent zawsze się obroni i… rozpozna. Niech to, jak potoczyły się losy finalistów XVI edycji turnieju, będzie zachętą dla przyszłych pokoleń, by spróbować swoich sił i dotrzeć na Stadion Narodowy.
SZYMON JANCZYK
***
Do Finałów Ogólnopolskich XXII edycji Turnieju „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” pozostały tylko 4 dni. Decydujące rozstrzygnięcia zapadną 12, 13 i 14 czerwca w Warszawie. Już dziś zapraszamy Was na łamy Weszło oraz Weszło Junior, gdzie będziemy relacjonować przebieg całych zawodów.